Ziemia pełna skarbówAndrzej Hołdys
Piękne są powyższe minerały...Nie ma w Polsce diamentów, ale już szafiry, szmaragdy, opale i rubiny mogą się trafić. Nie brakuje też wielu innych pięknych minerałów, a także wyjątkowych skał oraz rzadkich znalezisk paleontologicznych. No i mamy bursztyn.
Mniej więcej 40 mln lat temu grupa ziemiórek - owadów z rodziny muchówek - wybrała się na żer. Miały pecha. W którymś momencie na drodze ich wędrówki znalazła się całkiem spora porcja żywicy, która wpierw je uwięziła, a potem przekształciła się w piękny, widoczny obok okaz bursztynu. Oczywiście bałtyckiego.
Bursztyn, czyli kopalna żywica drzew iglastych, występuje na całym świecie. Znanych jest około 60 jego odmian. Najmłodsze bursztyny mają kilkaset tysięcy lat, najstarsze - kilkaset milionów. Najpiękniejszy z nich, z którego ozdoby i amulety robiono już 3 tys. lat temu, występuje w rejonie Bałtyku.
Bursztyny bałtyckie, wyjątkowe pod względem urody, składu chemicznego oraz obfitości, narodziły się co najmniej 40 mln lat temu. Dziś można je zbierać w Polsce, Rosji, Niemczech, Danii oraz na Litwie i Łotwie. Znacznie rzadziej są spotykane w Szwecji, a sporadycznie - w Estonii i Finlandii. Największa bryła bursztynu bałtyckiego, ważąca 9,75 kg, została znaleziona w 1860 r. w okolicy Kamienia Pomorskiego. Znajduje się w Muzeum Przyrodniczym Uniwersytetu Humboldta w Berlinie.
Pobicie tego rekordu nie będzie łatwe, ale zawsze warto się porozglądać podczas wakacyjnego wyjazdu. Gdzie szukać? Przede wszystkim w okolicach Władysławowa, Jastrzębiej Góry i Gdańska oraz na Mierzei Wiślanej. W tych dwóch ostatnich lokalizacjach znajdują się największe w Polsce eksploatowane złoża bursztynu. Ładne okazy znajdowano również w pobliżu Braniewa i Słupska. Nie wszyscy wiedzą, że na bursztynowe łowy nie trzeba wcale jechać nad morze. Można się udać na przykład na północne Mazowsze.
Wydobycie i obróbka bursztynu były, obok bartnictwa, smolarstwa, snycerki i myślistwa, popularnym zajęciem ludności zamieszkującej Kurpie. Bryłki znajdowano na łąkach i pastwiskach, odławiano z rzek i stawów, wydobywano przy kopaniu studni. Doświadczeni zbieracze nadal potrafią po kolorze wody i ziemi rozpoznawać miejsca, w których może znajdować się bursztyn. Na Kurpiach był on głównym środkiem płatniczym w sklepach i kościele. Bursztynowym pyłem okadzano dom i obejścia przed chorobami i zarazą. Dziś tradycja bursztyniarska w regionie powoli zanika, ale bursztyny nadal są w kurpiowskiej ziemi. Można je poławiać w strumieniach i wykopywać w prowizorycznych "kopalniach".
Skąd się wziął bursztyn na Kurpiach? Przyniosły go plejstoceńskie lodowce, które sunąc na południe, porywały ze sobą warstwy osadów wzbogaconych w bursztyny bałtyckie. Następnie zostawiały cały ten balast. Lądolód przeniósł bursztyny także na Mazury, w okolice Słupska, Grudziądza oraz na teren dzisiejszych Borów Tucholskich. Wycofując się, rozwlókł je również wzdłuż brzegu Bałtyku - stąd ich obecność na naszych plażach.
Bursztyn zrobił furorę w starożytnym Rzymie. Nazywano go tam złotem północy i wyprawiano się po niego już w V w. p.n.e. Szlak bursztynowy - od Akwilei nad Adriatykiem do Półwyspu Sambijskiego (obwód kaliningradzki), gdzie do dziś eksploatuje się wielkie pokłady bursztynu - funkcjonował przez tysiąc lat. Rzymskie elegantki zakochane były w bursztynie równie mocno jak Kurpianki. Moda na niego nie przemija. Niezmiennie służy do wyrobu przedmiotów użytkowych i ozdobnych, oprawia się go w srebro i otacza innymi kamieniami. Wykonana z niego biżuteria ma często wielką wartość artystyczną. Najbardziej znanym dziełem sztuki jest wykonana przez gdańskich mistrzów na początku XVIII w. Bursztynowa Komnata, darowana przez króla Prus carom rosyjskim. Zaginęła bez wieści podczas II wojny światowej.
Co ciekawe, do dziś nie udało się też ustalić, jakie drzewa wytwarzały tak gigantyczne ilości żywicy. Zbiorczo nazwano je sosną bursztynodajną, prawdopodobnie jednak pod tą nazwą gatunkową kryje się kilka drzew. Żywica odkładała się albo pod korą, albo też we wnętrzu pnia. Przed ponad 40 mln lat klimat w tej części globu był znacznie cieplejszy niż dziś, a roślinność - bardzo bujna. Palmy rosły pod kołem polarnym. Pnie martwych drzew żywicznych były znoszone przez rzeki w kierunku morza, które zajmowało północną część obecnego terytorium Polski. Żywica gromadziła się w deltach tych rzek i powoli zmieniała w bursztyn. Jedna z takich delt znajdowała się w miejscu dzisiejszej Zatoki Gdańskiej (stąd tyle tam bursztynu), inna - na Polesiu Lubelskim.
Niewiele osób wie, że w okolicy Parczewa i Lubartowa znajdują się znaczne ilości bursztynu. Rzadko można go tam zobaczyć na powierzchni. Przeważnie tkwi na głębokości kilkunastu metrów. I jest go mnóstwo. Wielkość jednego tylko złoża w miejscowości Górka Lubartowska nad Wieprzem, które zostało już oszacowane, wynosi ponad 1000 ton. A takich złóż mogą być dziesiątki. Dla porównania, na polskich plażach zbiera się rocznie kilka ton bursztynu. Kwestią czasu jest powstanie na Polesiu pierwszej odkrywkowej kopalni jantaru. Na Ukrainie już taka działa.
Wewnątrz bursztynów znajdowano fragmenty roślin i drobne zwierzęta, często w doskonałym stanie. Głównie były to owady, ale zdarzały się nawet jaszczurki. Z tego powodu kamień jest atrakcyjnym obiektem badań dla biologów i paleontologów. Interesują się nim również farmaceuci i kosmetolodzy. Poza żywicami w skład bursztynu wchodzą bowiem węglowodory, kwas bursztynowy i lotne olejki. Kiedy płonie, wydziela woń kadzidła, a dym z niego - o czym wiedzieli już Kurpie - ma właściwości antybakteryjne i grzybobójcze. Na bazie kwasu bursztynowego wyrabia się dziś kremy i maści na dolegliwości reumatyczne i astmatyczne. Oleje z niego łagodzą skutki ukąszeń owadów. Lecznicze właściwości bursztynu znali już Arabowie, Turcy oraz średniowieczni mnisi. Mikołaj Kopernik, który praktykował także medycynę, zalecał bursztynowy proszek na dolegliwości sercowe. A książę pruski Albrecht Hohenzollern przesłał Marcinowi Lutrowi cierpiącemu na kamienie żółciowe bryłkę bursztynu z życzeniem, aby "ten dobry kamień wypędził tamte złe". Zatem zbierajmy bursztyn, na zdrowie!
Chryzopraz Podobno zaczęło się od tego, że pewien pruski oficer zobaczył w jednej z wychodni skalnych cienką żyłę zielonego kamienia. Zachwycił się jego soczystą barwą. Odłupał kawałek i zabrał do oszlifowania. Było to w 1740 r., a rzecz działa się we wsi Szklary niedaleko Ząbkowic Śląskich. Owym kamieniem był chryzopraz, a wieść o jego znalezieniu odbiła się szerokim echem wśród poszukiwaczy skarbów. Kilka lat później cały Dolny Śląsk przeszedł pod władanie Prus, a ich władca Fryderyk II Wielki stał się wielbicielem dolnośląskich kamieni. Nie on jeden. Pod Ząbkowicami zapanowała chryzoprazowa gorączka. Wzgórza wokół Szklar podziurawione zostały setkami szybów. Chętnych do zarobienia na nowej modzie nie brakowało.
Chryzopraz - książę dolnośląskich kamieni - znany był oczywiście już wcześniej. Jego nazwa ma pochodzenie greckie i oznacza "zielone złoto". W czasach antycznych i późniejszych uważano chryzopraz za kamień zwycięstwa. Wierzono też, że chroni od chorób, czarów i gniewu. XIII-wieczny mnich i filozof św. Albert z Kolonii, nauczyciel Tomasza z Akwinu, przytaczał w swoich pismach legendę o Aleksandrze Wielkim, który miał nosić na pasie biodrowym broszę z chryzoprazu. Była jego talizmanem zapewniającym zwycięstwa w bitwach. Według legendy pewnego dnia, gdy Aleksander spacerował nad rzeką, z trawy wyskoczył wąż, strącił broszę i wrzucił ją do wody. Od tego momentu genialny wódz zaczął ponosić klęskę za klęską.
W znacznie nam bliższych czasach Karol IV Luksemburski (1316-78), król czeski i niemiecki, zbudował w praskiej katedrze św. Wita na Hradczanach wspaniałą kaplicę Świętego Wacława. To jedno ze szczytowych dzieł gotyku Europy Środkowej. Na jej ścianach znajdują się mozaiki wykonane ze złota oraz 1345 kamieni ozdobnych - jaspisów, chalcedonów, agatów i przede wszystkim chryzoprazów. Czy pochodziły one z Dolnego Śląska? Wiele na to wskazuje.
Już w średniowieczu po Sudetach i sąsiednich krainach wędrowali poszukiwacze złota i cennych kamieni. Pochodzili z różnych części Europy, ale przeważali wśród nich przybysze z Walonii, dlatego wszystkich zwano Walończykami. Dziś powiedzielibyśmy, że byli ekspertami w dziedzinie geologii surowcowej. Stanowili zamkniętą grupę zawodową, posługiwali się tajemniczymi (dla laików) symbolami i terminami. Nawzajem informowali się o odkryciach, sporządzając notatki, które dały początek słynnym księgom walońskim. Z jednej z nich możemy się dowiedzieć, że na początku XV w. niejaki Antonius de Medici z Florencji dostał od książąt śląskich prawo do prowadzenia poszukiwań "zielonego kamienia" w Sudetach.
Prawdopodobnie już w XV w. większość złóż chryzoprazu znanych w średniowieczu uległa wyczerpaniu. Nawet jeśli Antonius de Medici lub jego kompani coś znaleźli, nie wystarczyło to na długo. Dopiero kilkaset lat później za sprawą odkryć w Szklarach chryzopraz znów zaczął zachwycać świat swoją zielenią świeżego jabłka. Fryderyk II Wielki cenił go ponad inne kamienie. Na palcu nosił wielki pierścień wykonany z chryzoprazu otoczonego 15 brylantami. Podobno nigdy go nie zdejmował. Czyżby znał legendę o Aleksandrze Wielkim?
W pałacu Sanssouci w Poczdamie król Prus kazał wykonać z chryzoprazów wystrój jednej z sal. Tabakiery z tego kamienia inkrustowane złotem, diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi dawał chętnie w prezencie. Sam miał osiem takich tabakier. Słabość do chryzoprazu udzieliła się innym. Nosił go papież Leon XII w pierścieniu ze złota i miedzi. Zdobił on też brosze i pierścienie angielskiej królowej Wiktorii. Piękny zbiór chryzoprazów miał Johann Wolfgang Geothe.
Do niedawna z Dolnego Śląska pochodziły najpiękniejsze chryzoprazy na świecie. Swoją barwę zawdzięczają wrostkom minerałów niklu - pierwiastka występującego w okolicznych skałach w znacznych ilościach. Do lat 80. w Szklarach działała nawet kopalnia niklu. Wraz z jej zamknięciem zaprzestano pozyskiwania chryzoprazów. A jeszcze dekadę wcześniej wędrowały stąd na cały świat.
*
Dziś w nieczynnej kopalni drążą dziury tylko kolekcjonerzy, co bywa zajęciem niebezpiecznym. Amatorzy szukają nie tylko chryzoprazów, ale także ładnych kryształów chalcedonów i opali. Te ostatnie mają zwykle barwę mlecznobiałą, lecz niestety nie opalizują, a zatem nie są osiągającymi wysokie ceny opalami szlachetnymi. Ale trafiają się wśród nich okazy naprawdę cieszące oko, atrakcyjne dla kolekcjonerów i miłośników ładnych rzeczy.
Szklary leżą na Przedgórzu Sudeckim, które geologicznie stanowi całość z położonymi na południu Sudetami. To kraina rozlicznych pasm górskich i masywów wulkanicznych mających różny wiek i budowę. Taka mozaika zwykle oznacza bogactwo minerałów. Naukowcy znaleźli ich na Dolnym Śląsku około 600, zidentyfikowano tu także większość znanych nauce skał. Nic dziwnego, że Sudety i ich przedgórze od wieków przyciągały poszukiwaczy cennych kruszców i kamieni szlachetnych. Tu prowadził swoje badania Georgius Agricola (1494-1555), ojciec mineralogii europejskiej, autor dzieła "De re metallica".
Do tej samej rodziny co chryzoprazy należą niezwykle efektowne agaty. Oba minerały są kwarcami skrytokrystalicznymi, co oznacza, że powstały z mikroskopijnych, niewidocznych gołym okiem kryształków dwutlenku krzemu, czyli krzemionki. Agaty są zbudowane z koncentrycznych kręgów różnie zabarwionych minerałów. W Polsce występują w kilku miejscach, ale najwięcej jest ich właśnie w Sudetach. Przepiękne okazy można znaleźć w Górach Kaczawskich, w okolicach Kamiennej Góry, Wałbrzycha, Nowej Rudy i Kłodzka. Drugim rejonem występowania są okolice Krzeszowic koło Krakowa, gdzie znajdują się wychodnie starych skał wulkanicznych znanych już Stanisławowi Staszicowi i od dawna penetrowanych przez łowców kamieni ozdobnych.
Zewnętrzny wygląd agatowych buł nie jest atrakcyjny - mają chropowatą powierzchnię i szarą lub brązowawą barwę. Dopiero po przecięciu i wyszlifowaniu odsłaniają się ich fascynujące, wstęgowo rozmieszczone barwy. Grubość najdrobniejszych warstewek, widocznych dopiero pod mikroskopem elektronowym, wynosi zaledwie kilka mikrometrów. O zabarwieniu decydują domieszki innych minerałów; na przykład barwę czerwoną i brązową daje hematyt, zieloną - minerały ilaste.
Ze względu na fantastyczną różnorodność barw oraz łatwość obróbki agaty są chętnie wykorzystywane do produkcji przedmiotów ozdobnych i biżuterii. Te z Dolnego Śląska nie ustępują urodą najbardziej znanym kamieniom z Brazylii, Chin czy USA. Kto chce się o tym przekonać, powinien w połowie lipca pojechać do Lwówka Śląskiego, gdzie - jak co roku - odbędzie się Lwóweckie Lato Agatowe. Podczas tej imprezy organizuje się wypady zbieraczy na pola unikatowych agatów we wsi Płóczki Górne.
*
Urokliwy jest też inny członek kwarcowej rodziny - ametyst. Ten zabarwiony na fioletowo minerał powstaje, podobnie jak agat, w pustych niszach skalnych - ale w przeciwieństwie do niego nie jest minerałem skryto-, ale zdecydowanie jawnokrystalicznym. Duże przezroczyste kryształy ametystu są od tysięcy lat chętnie wykorzystywane przez jubilerów. W Polsce kamień występuje w wielu miejscach, między innymi pod podkrakowskimi Krzeszowicami, a sporadycznie w Tatrach.
Jednak przede wszystkim trzeba go szukać na Dolnym Śląsku - w tych samych miejscach co agatów, a także w Masywie Śnieżnika i w Karkonoszach. W tych ostatnich górach walońscy poszukiwacze skarbów wytropili go już w średniowieczu. Jednym z miejsc były okolice Szklarskiej Poręby. W księdze walońskiej znajduje się notatka, której autorem mógł być wspomniany Antonius de Medici. Instruuje on swoich kolegów po fachu: "Zapytaj w Jeleniej Górze o wieś, która się nazywa Piechowice, dalej będzie Kopaniec. Idź w kierunku na Czarną Górę, dalej poprzez hutę szkła, tak dojdziesz do Białego Potoku. Tutaj znajdziesz złota do wypłukania i ametystów, ile tylko zapragniesz".
Z ametystów słynęła grota znajdująca się pod karkonoskim wodospadem Kamieńczyk, zwana Złotą Jamą (choć akurat tam złota nie było). "Zbieraliśmy ametysty znalezione wśród skał. Powróciliśmy do Cieplic objuczeni kamieniami, kwiatami, pełni podziwu i wrażeń" - relacjonowała w jednym z listów księżna Izabela Czartoryska po wycieczce do Kamieńczyka na początku XIX w.
Ametyst często występuje z innymi odmianami kwarcu: czarnym jak smoła morionem, ciemnym kwarcem dymnym czy żółtym cytrynem. Ten ostatni przypomina cenny topaz. Pod Karkonoszami szlifowano więc cytryny i sprzedawano jako topazy śląskie. Warto dodać, że prawdziwe topazy także w Polsce występują, a jakże! Są jednak małe i nie przedstawiają wartości jubilerskiej - największe ich nagromadzenie znajduje się na górze Wyrwak w pobliżu Mirska na Pogórzu Izerskim.
*
A co z innymi kamieniami szlachetnymi? Są u nas niemal wszystkie, tyle że w dość skromnych, by nie powiedzieć - znikomych ilościach. Na przykład niebieskie turkusy znajdowano w okolicy Jordanowa Śląskiego, Świdnicy i Złotoryi. Natomiast w aluwiach karkonoskich potoków można się czasami natknąć na ziarenka ciężkich granatów, które zostały wypłukane ze skał granitowych. Jednym z miejsc, gdzie zbierano je najliczniej, była dolina potoku Płomnica w pobliżu Karpacza. Będąc w okolicy, warto się wybrać na spacer do Kruczych Skał, które wyrastają ze zbocza doliny. Można zobaczyć sztolnie, w których już kilkaset lat temu szukano granatów.
Idąc dalej w górę potoku, dotrzemy do stromych północnych zboczy karkonoskich szczytów Czarna Kopa i Skalny Stół. Przetrwały tu pozostałości licznych wyrobisk pamiętających czasy średniowieczne. Nazwy pobliskich wychodni skalnych - Granaty i Stare Granaty - nie pozostawiają wątpliwości, czego szukano. Niektórzy nadal to robią. Poza granatami trafiano w tym miejscu również na turmaliny, a także - uwaga! - na szafiry.
Właściwy szafir powinien być niebieski i przezroczysty. W dolinie Płomnicy raczej go nie znajdziemy. Są tu za to szafiry białe, czasem o niebieskawym odcieniu. Należą do dość powszechnych na świecie i jubilerzy nie cenią ich wysoko. W Kruczych Skałach wyjmowano białe kryształy szafirów o długości 5 cm. Mniejsze kryształy widziano też w Górach Izerskich, w aluwiach Izery. Z tej samej rzeki wyławiano również maleńkie rubiny.
Czego jeszcze brakuje do kompletu? Diamentów i szmaragdów. Tych pierwszych jak dotąd nie znaleziono, i szanse na to są znikome; natomiast te drugie - owszem. Niewielkie kryształki szmaragdów widziano w skałach granitowych w okolicy Strzelina. Nie przedstawiają one większej wartości jubilerskiej, ale bądźmy optymistami - dolnośląskie kamieniołomy pracują pełną parą i regularnie odsłania się w nich pegmatyty, czyli kruszconośne żyły, soczewy i gniazda. Trafiają się w nich prześliczne kryształy różnych odmian kwarców, a nawet szlachetne beryle. Ponieważ szmaragd to zielony beryl, można mieć nadzieję, że pewnego dnia na powierzchni pojawi się także szmaragdowa żyła.
*
Szmaragdy dopiero czekają na odkrycie, tymczasem inny dolnośląski skarb ma już najlepsze dni za sobą. Mowa o nefrycie z Jordanowa Śląskiego koło Sobótki. Nie jest to minerał, ale skała, choć zbudowana z jednej tylko rodziny minerałów - amfiboli tworzących gęstą plątaninę cieniutkich włókienek. Utkany z nich misternie nefryt ma puchową strukturę, dzięki której jest zarazem lekki i niezwykle odporny na nacisk. Wytrzymałością mechaniczną przewyższa stal.
Z tego powodu, a także za sprawą intensywnie zielonej barwy, nefryt cieszył się olbrzymią popularnością już przed tysiącami lat. Wytwarzano z niego noże, siekierki, motyki, a także wyroby artystyczne i biżuterię. W Chinach, gdzie był szczególnie ceniony, służył do wyrobu przedmiotów kultu religijnego i insygniów cesarskich.
W Europie długo nie znano złóż nefrytu, chociaż zarazem znajdowano na kontynencie liczne narzędzia nefrytowe pochodzące z neolitu. Sądzono, że kamień był sprowadzany z Azji. Jednak w 1885 r. odkryty został nefryt w Jordanowie. Natychmiast stał się bardzo pożądanym surowcem. Do jego eksploatacji używano albo niewielkich materiałów wybuchowych, albo też uciekano się do pradawnej techniki polegającej na tym, że w szczeliny wokół bryły nefrytu wbijało się drewniane kliny, które następnie nasączano wodą. Drewno, pęczniejąc, rozsadzało skały.
Jordanowski kamieniom jest już nieczynny, ale kolekcjonerzy dalej zbierają tam nefryt. Natomiast nowe złoża odkryto niedawno w oddalonym o kilka kilometrów kamieniołomie serpentynitów w Nasławicach. Nadal jest on czynny, może więc wkrótce znów nadejdą dobre dni dla dolnośląskiego nefrytu.
*
Skałą jest także inny polski specjał - krzemień pasiasty. Znany jest on tylko z jednego miejsca na świecie - z Wyżyny Kielecko-Sandomierskiej. Jego geneza pozostaje niewyjaśniona. Krzemienie występują powszechnie na Niżu Europejskim. Wiele tysięcy lat temu służyły do wyrobu ostrych siekier i noży oraz do krzesania ognia. Jednak tylko w okolicach Sandomierza i Ostrowca Świętokrzyskiego znajdziemy krzemienie z charakterystycznymi, koncentrycznie ułożonymi ciemnymi i jasnymi smugami, które tworzą atrakcyjne wzory.
Według jednej z teorii krzemienie pasiaste powstały w wyniku działalności skorupiaków, które ryły dziury w dnie płytkich mórz. W dziurach wytrącał się krzemionkowy żel, który z upływem czasu tracił wodę i zmieniał się w skałę. Było to 155 mln lat temu. W znacznie bliższych nam czasach, czyli przed kilkoma tysiącami lat, ludzie zaczęli wydobywać krzemień pasiasty w Krzemionkach Opatowskich. I to na masową skalę. Naliczono już ok. 4 tys. jam, nisz i komór, z których wybierano skałę. Kopalnie tworzą łukowato wygięty pas o długości 4,5 km i szerokości od 25 do 200 m.
To unikatowe w skali świata pole górnicze było jednym z kilkunastu, jakie działały na północnym skłonie Gór Świętokrzyskich w neolicie i epoce brązu. W pozostałych punktach tego wielkiego zagłębia krzemiennego wydobywano jednak rozpowszechnione odmiany skały. Dziś krzemień pasiasty przeżywa renesans. Jest chętnie wykorzystywany do wyrobu biżuterii. Stał się znany na świecie. Niestety, jego eksploatacja odbywa się przeważnie na dziko i w sposób rabunkowy. Złodzieje wykradają surowiec nawet z rezerwatu. W neolicie lepiej to umiano zorganizować.
http://wyborcza.pl/1,75402,10134257,Zie ... arbow.html