Na wstępie chciałbym się przywitać ze wszystkimi personami tutaj z racji tego, że jestem nowy i to jest mój pierwszy post, a więc po Hamerykańsku - hello everyone...

Mam nadzieję, że zakładając ten temat nikogo nie obraziłem, ale chyba sami rozumiecie, że dla kogoś nieobytego w temacie może się przydać... np. mi...

Nie znam się na świadomym śnie, medytacji i tym podobnych odjazdach od stanu normalnej świadomości ale kilka dni temu spotkało mnie coś dziwnego i chciałbym się dowiedzieć czy mi odbiło czy też nie jestem odosobniony. Będzie troszkę z innej beczki.
Mianowicie kilka dni temu chciałem sobie pomedytować z czystej ciekawości, nigdy tego wcześniej nie robiłem. Usiadłem sobie na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, dłonie dałem na kolana i starałem się nie myśleć o niczym, z początku było bardzo trudno, dobra chwila minęła zanim mi się to udało (swoją drogą nigdy nie myślałem, że niemyślenie może być takie trudne...

Po pewnym czasie, krótkim ok 10 minut, zrobiło mi się "jasno" przed oczami, tak jakby ktoś poświecił mi latarką po zamkniętych powiekach, poczułem jak mi się podnosi głowa, kiedy siedziałem czułem jak mi opada ale nie chciałem jej ruszać żeby nie zacząć myśleć. Poczułem impuls jak podniosłem głowę, to nie było wolne podnoszenie tylko bardzo szybki ruch, w moim odczuciu oczywiście. Kiedy mi się rozjaśniło przed oczyma i "podniosłem" głowę, usłyszałem jakby szepty, masę głosów poczułem się jakbym był w tłumie, nigdy w życiu tak się nie bałem, to uczucie było przerażające, nie tylko straszne co nieprawdopodobnie fascynujące, chciałem to przerwać od razu ale minęło ze 30 sekund zanim udało mi się "wyrwać". To jest tak jakby ktoś Ci przełączył w głowie przełącznik. Nie wiem czy to jakieś jaźnie chciały się dostać do mnie czy to ja się gdzieś "wbiłem" bez biletu. NIEPRAWDOPODOBNE uczucie. Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenie? Chciałbym to powtórzyć ale się zwyczajnie boję... Dodam, że bo "powrocie" głowę miałem jednak opuszczoną, fizycznie w ogóle jej nie podniosłem. Dodam jeszcze, że miałem odczucie wrogości tych istot względem siebie, chociaż to może być strach przed nieznanym względem którego zaciera mi się różnica, oraz wydaje mi się, że jestem w miarę "precyzyjnie" określić ilość tych istot, to był tłum kilkuset, nie dziesiątek ani tysięcy, jestem pewien, że to było kilka setek.
Wiem, że to nieładnie zaczynać od pytania, ale sądzę, że Wasze odpowiedzi naświetlą mi nieco obraz na kwestię medytacji i zaistniałej sytuacji i nazwa tematu nabierze mocy i stanie się adekwatna do zawartości. / Jeśli nie dostosowałem się w jakiejś kwestii do regulaminu bądź praw rządzącym forum to proszę o wsparcie moderacji.
No i jeszcze raz witam Was.