Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: abcd » piątek 01 wrz 2017, 23:34

Ireneusz Ćwirko pisze:Starożytna historia Polaków. Wzlot i upadek.
2015-09-04: 15.00

Starożytna historia Polaków. Wzlot i upadek.

Pokonanie Wawelan był ostatnim wielkim triumfem Cesarstwa Wschodniego. Próba odbicia Europy zachodniej spod władzy Słowian zakończyła się niepowodzeniem a kiedy epidemia dżumy rozprzestrzeniła się na wschód, samo cesarstwo stanęło nad przepaścią a jego dalsza egzystencja zawisła na włosku. Głód i chaos spowodowany dżumą skłonił mieszkańców Bizancjum do zwrócenia się przeciw rządzącym elitom, słusznie zarzucając im bezczynność i nieudolność w zwalczaniu kryzysu. Również oficjalny kościół stał się celem krytyki, szczególnie, że nigdy nie był on kościołem szerokich mas, ale typową dla starożytności instytucją religijną pasożytującą na biedakach i wysługującą się oligarchom. W tej sytuacji arianizm okazał się być atrakcyjną alternatywą i znajdował coraz większe poparcie wśród mas społecznych, chociażby z tego względu, że zwalczał on wyzysk ludzi biednych przez możnowładców i wymuszał na państwie bardziej sprawiedliwy podział dóbr.

Te niepokoje musiały doprowadzić do wybuchu i do społecznej rewolucji. I w roku 602 rzeczywiście doszło do przewrotu w wyniku czego władzę objął Phokas, najprawdopodobniej Słowianin służący w armii bizantyjskiej.
Wprawdzie dowody na to nie są bezpośrednie, ale już sam jego wygląd zewnętrzny wskazuje, że mamy tu do czynienia z członkiem społeczności słowiańskiej. Długie włosy, broda i wąs to cechy słowiańskiej mody i żadnemu bizantyjskiemu władcy nie przyszłoby do głowy bić monety z takim wizerunkiem.

Obrazek

Również jego niecodzienne imię zastanawia.

Tak naprawdę to nie wiemy jak się nazywał, znamy tylko jego pseudonim - Focas (Phokas). Podstawą tego przezwiska było zapewne jego prawdziwe słowiańskie imię i przy odrobinie wyobraźni daje się ono łatwo zidentyfikować jako słowiańskie imię „Pokosław” które po zgreczeniu przyjęło formę Phokas. Również nienawiść katolickich historyków do tego cesarza jest spowodowana jego pochodzeniem jak i faktem likwidacji przez niego władzy starego katolickiego kościoła.

Rządy Focasa oznaczały w praktyce koniec epoki Cesarstwa Rzymskiego.

Wraz z przejęciem przez niego władzy, stare elity związane z cesarstwem oraz tradycją łacińską zostały odsunięte od koryta i w większości nawet wymordowane, zapewne jeszcze w trakcie rewolucji. Również kościół oficjalny przeszedł dramatyczną przebudowę. Z poparciem Focasa funkcje kościelne zostały obsadzone przez Arian, głownie z zajętej przez Słowian Italii, co umożliwiło przeprowadzenie reform strukturalnych w cesarstwie i wyeliminowanie tak ważnych wcześniej grup nacisku.

Współpraca Focasa ze Słowianami zaszła tak daleko, że podporządkował on oficjalny kościół bizantyjski Arianom z Rzymu, za co zresztą spotkał się z ich entuzjastycznym poparciem. Jest też on ostatnim cesarzem któremu na Forum Romanum wystawiono obelisk, oczywiście w zamian za ustanowienie jedności kościoła tym razem pod egidą Arian. Spowodowało to stabilizację sytuacji na Bałkanach i pozwoliło mu na ratowanie cesarstwa przed inwazją Persów.

Cesarz ten był pierwszym z całego szeregu cesarzy wschodnich wywodzących się od Słowian, którzy przez następne 100 lat rządzili Konstantynopolem. W połączeniu z rządami Słowian na zachodzie dało to w praktyce kontrolę tej grupy ludnościowej nad całą Europą.
Jego następca Herakliusz kontynuował politykę arianizacji i konfiskaty dóbr kościoła oficjalnego. Również on był Słowianinem i wywodził się od potomków Wawelan z Kartaginy, co poznajemy po charakterystycznym „słowiańskim” wyglądzie na bitych przez niego monetach.

Obrazek

W przeciwieństwie do władców bizantyjskich przejął on bezpośrednie dowództwo armii i zwyczajem swoich wawelskich przodków osobiście prowadził oddziały do walki, szturmując w pierwszym szeregu nacierających. Jego polityka w stosunku do Słowian z Bałkanów przyczyniła się do powstania koalicji słowiańskiej mającej głownie na celu połączenie wszystkich chrześcijańskich Słowian we wspólnej politycznej strukturze. Koalicja ta zwrócona była przede wszystkim przeciw Awarom którzy w tym samym czasie kontrolowali znaczne tereny Europy środkowej.

Koalicja ta przeszła do historii pod nazwą Rzeszy Samo i miał ją utworzyć podobnież jakiś niemieckojęzyczny Frank do walki z Awarami. Oczywiście ta wersja jest czystą propagandą lansowaną przez kościół katolicki i skwapliwie podtrzymywaną przez historyków zachodnich i ich „polskich” sługusów. Państwo to wywodziło swą nazwę od określenia „Samostojna” co w języku słowiańskim oznacza „niezależna”. Było więc podkreśleniem tego, że chodzi tu o związek państw i plemion wyznających arianizm i niezależnych zarówno od Awarów jak i Cesarstwa.

W tym momencie wypada nadmienić coś więcej o innych ludach, które odegrały w tym czasie ważną role w historii Europy. Są to przede wszystkim Hunowie, Awarowie i Bułgarzy. Nauka oficjalna rozpowszechnia tu wszelkiego typu bujdy o azjatyckim pochodzeniu tych ludów. Oczywiście jest to durny wymysł aby odwieść społeczeństwa od prawdziwego pochodzenia tych ludów a które, jak łatwo się domyśleć, było oczywiście czysto słowiańskie.

Zacznijmy od Awarów. Mimo że pojawili się na scenie Europejskiej stosunkowo późno, to odegrali na niej ważną rolę, przez dziesięciolecia kształtując politykę tej części Europy. Ich pojawienie się było jednoznacznie związane z załamaniem demograficznym w rezultacie epidemii dżumy. Znaczne tereny Europy środkowej uległy w jej wyniku wyludnieniu a istniejące tam struktury plemienne i państwowe przestały praktycznie istnieć. Stworzyło to idealne warunki do ekspansji na te tereny tym ludom które nie uległy wyniszczeniu w wyniku pierwszych fal dżumy. Oczywiście oznaczało to, że musiały one zamieszkiwać tereny na tyle odlegle od ognisk epidemii, aby same nie ulec zarażeniu, ale jednocześnie na tyle bliskie, aby szybko dokonać inwazji po jej wygaśnięciu.

Wyklucza to moim zdaniem w sposób jednoznaczny wszelkiego typu teorie o azjatyckim pochodzeniu Awarów.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Awarowie

Spróbujmy więc przeanalizować fakty związane z tym ludem i poszukać alternatywy dla obowiązujących w „nauce” hipotez. Oczywiście te hipotezy które w niej obowiązują próbują odwieść uwagę społeczeństwa od słowiańskiej ewentualności. Dlatego na zachodzie lansowane są tezy jakoby Awarowie byli Turkami, Irańczykami a nawet ich chińskie pochodzenie uważane jest za prawdopodobne. Tym bezczelnym kłamstwom wtórują również tzw. „polscy historycy”

Oczywiście to są czyste bzdury pomijające najprostszą opcję, a mianowicie taką, że Awarowie musieli pochodzić z Europy, i to z terenów leżących na północ od znanych w tych czasach bizantyjczykom. A więc na północ od tych zamieszkałych przez Wawelan i Polan, bo tylko tam istniały tereny gdzie epidemia dżumy nie znalazła warunków do rozprzestrzenienia.
Tereny te w starożytności określano mianem Hiperborea. Herodot wymienia wśród mieszkańców tej mitycznej krainy również takich o nazwie Abaroi oraz ich przywódcę o imieniu Abaris

https://pl.wikipedia.org/wiki/Abaris_%28Hiperboread%29

jeśli się uwzględni to że starogreckie „β” czyli nasze „B” już w starożytności zaczęto wymawiać jako „W” to widzimy, że nazwa tego ludu przyjmuje formę Awaroi czyli zadziwiająco dobrze oddaje nazwę Awarowie.

W opisach pojawienia się ich poselstwa na dworze cesarza Justyniana przedstawieni są oni jako wojownicy w strojach typowych dla Scytów oraz z włosami splecionymi w warkocze. To właśnie te warkocze są podawane jako argument ich chińskiego pochodzenia, ponieważ w Europie taka fryzura u wojowników była jakoby nieznana. Oczywiście są to jak zwykle „naukowe” kłamstwa.

Również wśród plemion słowiańskich znany był zwyczaj noszenia warkoczy i szczątki takich właśnie wojowników udało się znaleźć w bagnach obecnych północnych Niemiec, czyli tam gdzie według Herodota mieli żyć Abaroi (Awaroi). W Polsce na cmentarzysku w miejscowości Czarnówka znaleziono również czarę z przedstawieniem głowy mężczyzny z warkoczem zwiniętym w kunsztowny kok, identyczny z tymi z Niemiec.

http://archeolog.pl/czarnowko-najwieksz ... srodkowej/

Ta specyficzna forma fryzury pozwala nam również zrozumieć dlaczego Scytowie posługiwali się tak dziwną formą hełmów bojowych (zdjęcie). Były one dlatego tak komicznie wygięte aby zmieścić w swoim wnętrzu warkocz zwinięty w kok. To podobieństwo do Scytów podkreśla również to, że Awarowie używali łuk refleksyjny oraz walczyli konno.

Obrazek

Zwróćmy uwagę na to, że dokładnie te właśnie tereny zamieszkiwało również plemię Obodrytów. Plemię to w wielu językach ma lekko zmieniona nazwę i zamiast „O” wymawiana jest litera „A”. Jeśli uwzględnimy to co pisałem już wyżej o zastępowaniu spółgłoski „B” w języku greckim przez spółgłoskę „W” to widzimy że grecka wymowa nazwy plemienia Obodrytów musiała przyjąć formę „Avaroi” czyli znaną nam formę „Awarowie”

Awarowie nie byli więc żadnymi Azjatami ale słowiańskimi Obodrytami którzy wykorzystali klęskę Wawelan i osłabienie władzy Polan, na skutek dżumy, nad ich pierwotnymi terenami w Polsce, do ekspansji na południe.
W tym znaczeniu nie dziwi więc to, że Awarowie i Słowianie często przedstawiani są jako sojusznicy i w wyprawach przeciw Bizancjum zawsze występują w koalicji z innymi plemionami słowiańskimi.

Utworzenie Rzeczpospolitej Słowiańskiej „Samostojnej” było więc związane z próbą odbudowy państwa Wawelan na jego dawnych ziemiach przez ich potomka cesarza Herakliusza, na bazie wspólnej dla tych plemion religii ariańskiej. Obodryci jako nieliczni Słowianie byli dalej poganami i zwalczali chrześcijańskich Arian tak samo bezlitosne jak ich katoliccy prekursorzy.

W kontekście Awarów występuje jeszcze jedno określenie tego plemienia.

Równie często używano w starożytności określenia Warchuni.

To określenie jest bardzo ciekawe bo w jego skład wchodzi również słowo Chuni (Huni) i to prowadzi nas bezpośrednio do następnego ludu który wpłynął na losy Europy tak jak rzadko inny, czyli do Hunów.

Słowo Warchuni używane było w kontekście „buntownicy” i w tym samym kontekście występuje znane nam w Polsce określenie „Warchoły”. Ciekawe jest zastanowienie się nad tym co to słowo tak naprawdę oznacza. Pierwszym jego składnikiem jest słowo „War”. I to słowo występuje w języku polskim w szeregu wyrazów związanych z walką, wojną oraz obroną przed agresją. Np. znane wszystkim słowo „warownia” oraz w nazwie naszej stolicy „Warszawa”, która zapewne pierwotnie nazywana była określeniem „Warszowa lub Warszów” czyli z typową końcówką dla wielu polskich miast i miejscowości np. Hrubieszów, Boguszów itd. Nazwa ta oznacza w swoim pierwotnym znaczeniu miejsce obronne czyli warownię. Oczywiście legenda o Warsie i Sawie jest bardzo sympatyczna ale nie odpowiada niestety prawdzie.
W podobnym znaczenie słowo to występuje w określeniu rzeki Warty. Pierwotnie rzeka ta broniła tereny Polan przed inwazjami Obodrytów i Pomorzan stanowiąc rzekę graniczną.

Drugi składnik wyrazu Warchoł to „choł” a oznaczający tyle co „chłop” „poddany” co możemy wywnioskować z innego wyrazu a mianowicie z rzeczownika „Hołd”. Razem określenie to dotyczyło „uzbrojonych mężów” ale nie podlegających władzy plemiennej.
Określenie „warchoł” jest zatem równoznaczne z określeniem „banita”albo „rebeliant”. Czyli możemy stwierdzić, że Hunowie nie mogli być żadnym plemieniem które z Azji przywędrowało do Europy, ale byli wolnymi wojownikami, zbiegłymi spod jurysdykcji ich rodzinnych plemion i żyjących na terenach nie kontrolowanych przez jakąś centralną władzę.

Późniejszym odpowiednikiem będą Kozacy.

Tego typu zbrojne grupy zbierały się na bezdrożach Dzikich Pól i w sprzyjających okolicznościach atakowały tereny cesarstwa w poszukiwaniu łupu, albo zaciągały się jako najemnicy tego władcy który był im w stanie zapłacić najwięcej.

Z racji ich pochodzenia można twierdzić, ze Hunowie musieli posługiwać się językiem słowiańskim, ponieważ w przeważającej większości należeli właśnie do tej grupy ludnościowej Europy.

Co do Bułgarów to już sama ich nazwa wskazuje na ich pochodzenie. Tak jak i w przypadku Awarów nastąpiła tu zamiana litery „B” i „W”, tylko że tym razem odwrotnie i z plemienia Wolgarów powstało plemię Bułgarów. Wolgarowie nie mieli więc nic wspólnego z Turkami ani Irańczykami ale byli potomkami Słowian żyjących na obszarach przez które przepływała rzeka Wołga, i są bezpośrednimi przodkami ich wschodnioeuropejskiego odłamu.

To właśnie z tego względu nie zachowały się żadne ślady jakiegoś innego języka wśród Bułgarów, bo od samego początku ich istnienia mówili oni tylko po słowiańsku. Również badania genetyczne ludności Bułgarii potwierdzają, że nie występuje u niej żadna domieszka genów azjatyckich poza normą typową dla Słowian.

Utworzenie sojuszu plemion Słowiańskich powinno obejmować oczywiście również i Polan z terenu Galii zarówno z racji znaczenia jak i starszeństwa wśród władców Słowian. Wynikało to z tego, że po upadku królestwa Wawelan, to właśnie Polanie, a właściwie dynastia Merowingów, przejęła dla siebie przywództwo wszystkich Słowian, albo lepiej powiedziawszy, wysunęła roszczenia do tej roli.

Polanie z Galii i Polanie na terenach Polskich byli dalej związani unią personalną i władza nad Wielkopolska spoczywała dalej w rękach władców merowińskich. Upadek Wawelan spowodował, że Polanie wysunęli roszczenia terytorialne również do ich ziem w Małopolsce i to stało się przyczyną konfliktu z Awarami a następnie z Rzeczpospolitą „Samostojną”, dla której cesarz Herakliusz przewidział Wawelan jako siłę przewodnią. Król Polan Dagobert nie chciał tej decyzji zaakceptować i wypowiedział wojnę temu jedynemu w swoim rodzaju państwu Słowian.

W tym decydującym dla Słowian momencie zabrakło przywódcy, który w sposób dalekowzroczny byłby w stanie nakreślić cele polityczne akceptowalne przez wszystkich oraz takiej osobowości która byłaby w stanie nadać tym celom słowiańskie ramy. W tym przypadku tak powszechna u Słowian skłonność do wewnętrznych waśni i warcholstwa stanęła na drodze do stworzenia nowego politycznego bloku obejmującego całą Europę.

Niewątpliwie znaczna część tej winy spoczywa też na barkach cesarza Herakliusza. Wprawdzie to on był twórcą idei wspólnoty słowiańskiej, ale traktował ją instrumentalnie, widząc w niej tylko możliwość zabezpieczenia północnych granic cesarstwa a nie jako globalny słowiański projekt polityczny.

Gdyby Herakliusz sam stanął na czele tego państwa, a wraz z nim całe Bizancjum, również Polanie, Geci i wszystkie inne plemiona słowiańskie nie miałyby innego wyboru jak przystąpienie do tego związku. Jego pozycja była, dla uzyskania tego celu, wystarczająco silna.

Niestety nie zdecydował się on na to, bo wiązało się to z koniecznością przejęcia przez Bizancjum zarówno języka jak i kultury słowiańskiej. I to było zapewne dla niego za ryzykowne mimo tego, że mieszkańcy Bizancjum byli i tak w większości Słowianami i greka była w praktyce językiem martwym, używanym wyłącznie przez administrację i ludzi wykształconych.

Językiem zwykłych ludzi w Bizancjum był język, że tak powiem, „prapolski”.

W tej nowej formie państwo to byłoby na pewno w stanie przetrwać zarówno najazdy perskie jak i arabskie, a co ważniejsze również ideologicznie byłoby w stanie przeciwstawić się ideologii islamu, dzięki alternatywie w postaci zbliżonego do religii muzułmańskiej Arianizmu

Dzięki typowej dla Słowian innowacyjności i ciekawości w odkrywaniu nowego, oraz skłonności do wyznaczania dalekosiężnych celów, państwo to z pewnością nie poprzestałoby na zachowaniu kontrolowanych przez siebie posiadłości, ale podjęłoby dalszą ekspansję terenów przyległych. Jest więc więcej niż prawdopodobne to, że ani Arabowie ani Turcy nie byliby w stanie osiągnąć takich sukcesów jakie stały się ich udziałem. Możliwe że te dwa narody nigdy nie uzyskałyby szansy aby zaistnieć jako niezależne państwo, a islam nie wyszedłby poza rangę lokalnej sekty. Z kolei nie da się też wykluczyć tego, że to słowiańskie Cesarstwo zjednoczyłoby pod swoją kontrolą cały ówczesny znany ludziom świat.

Ta wyjątkowa i jedyna w swoich możliwościach sytuacja została niewykorzystana a zamiast jedności, doszło do wojny domowej wśród Słowian. To ta właśnie wojna spowodowała ostateczne zerwanie więzi Merowingów ze swoimi słowiańskimi korzeniami i zapoczątkowała upadek religii ariańskiej w Europie.
Oczywiście z punktu widzenia obecnych Francuzów, Niemców i Anglików był to szczęśliwy punkt zwrotny ich historii, bo właśnie w tym momencie zaczęły się rodzić zarówno ich języki jaki i formy ich państwowości.

Dla Słowian natomiast zaczął się długi proces upadku, w wielu przypadkach prowadzący do utraty ich wolności oraz słowiańskiej tożsamości.
http://krysztalowywszechswiat.blogspot. ... lot-i.html
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13131
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 695
Podziękował: 30184 razy
Otrzymał podziękowanie: 19679 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » piątek 15 wrz 2017, 19:07

Husaria zmian siodła konie. Rola Polaków Słowian w Wielkiej Zmianie na planecie


Obrazek
Nieco z innej beczki, takiej socjologiczno-cywilizacyjnej (od małego mam naturę obserwatora, co też ten o ów pod moim adresem stwierdził :D ).

Regularnie przeglądam materiały na YT, w tym te dotyczące sytuacji w Polsce, Wyszehradzie, opinie polityków i wreszcie komentujących. Uderzająca jest jedna rzecz.


Ludzie z Zachodu i Ameryki przepraszają za Polish Jokes i deklarują ich zaprzestanie. Oni są JUŻ wpatrzeni w Polskę jak w zbawiciela Europy. Już teraz, choć rewolucja duchowo-społeczna stawia u nas dopiero fundamenty, husaria zmian dopiero siodła konie. Cała wielowiekowa propaganda oszczerstw i pomniejszania rangi, dokonań, znaczenia i mądrości Lechitów właśnie ponosi dynamiczną klęskę. To zapewne amerykańscy chazarowie zainicjowali Polish Jokes, by dyskredytować mądrość życiową Polaków i „trzymać na wodzy” ich mniemanie o sobie. Młodzi ludzie z USA, Kanady, Brytanii, Niemiec, Danii już tych żartów i ściemy nie kupują. Piszą: „opowiadaliśmy Polish Jokes”, a wychodzi, że Polacy są najmądrzejszym narodem Europy”. MASOWO życzą nam wytrwania, zwycięstwa, licząc, że zmienimy Europę, zatrzymamy szaleńców jej urzędów, najeźdźców, i że uratujemy wszystkich Europejczyków.

Obrazek

Tak piszą już dziś, oceniając dumną, twardą, konsekwentną postawę Polski rządów PiS. Oglądają szarżę Sobieskiego, której nie dawały im podręczniki szkolne i dziękują, uświadamiają sobie znaczenie Polski dla kontynentu.

Możemy sobie zatem wyobrazić, co będą myśleć, czuć, pisać, gdy Polska zajaśnieje rzeczywistym światłem wolności i inspiracji za kilka lat…

Lecz cała ta potężnie inwestowana machina antypolskiej treści przestaje być skuteczna już dziś.

Druga rzecz. Piszemy tu o różnych źródłach przekazu odnośnie przeszłości, transformacji, przyszłości. Przeczytałem ich mnóstwo przez lata: „Rozmowy z Bogiem”, „Rozmowy ze śmiercią”, różnych van Helsingów, von Dänikenów, przekazy Plejadian i tak dalej. W tych książkach szeroko pisano o znaczeniu najdawniejszych ras i cywilizacji dla kultury i ducha świata oraz o znaczeniu ras i cywilizacji dla obecnych przemian. NIGDZIE nie trafiłem na wzmianki o Lechitach czy Słowianach. Tyle przekazów, zero słów. Jakby Słowianie byli tylko mglistym oparem błąkającym się po planecie. Cóż, wychodziłoby na to, że byłyby te publikacje w dużej liczbie tym New Age: jakoby oświeceniem, ale obliczonym na zmanipulowanie najważniejszego wkładu w rozwój i przemiany Ziemi… Czołem Wielkiej Lechii ✋

autor: Czcibor
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpr ... -planecie/
1 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Piter1974
x 129

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Piter1974 » czwartek 21 wrz 2017, 15:11

abcd pisze:
niedziela 23 lip 2017, 23:02
Zamieszczam opracowanie dr. Jana Ciechanowicza obalające mit krzewiony przez Rosjan, że to oni są kolebką Słowian/Ariów - tekst, opracowanie jest dość obszerne więc będę musiał zamieścić je w kilku osobnych postach, przy czy prosiłbym wszystkich zwolenników i krytyków o powstrzymanie od wstawiania swoich postów póki nie zamieszczę wszystkiego, za co z góry dziękuję:
Jan Ciechanowicz pisze:Obalenie Kremlowskiej bajki o Moskiewskim centrum Słowiańszczyzny
piątek, 21 lipca 2017

Historię piszą zwycięzcy. Teraz ostatnio zaczeło się tumanienie kremlowskich troli o bracich słowianach. Moskwa to centrum słowiańszczyzny itp bzdury.
Spróbujmy odkłamać choć trochę tą propagandę.
Po rozbiorach dużą część wydawnictw wydawano z bardzo dużą cenzurą, zaś to co przyszło po 1945 r zupełnie pomieszała ludziom w głowach.
W obecnych podręcznikach ciągle tkwi kłamstwo o LECHU, CZECHU i RUSIE. Pytanie skąd kacapy (nie mylić ze zwkłymi rosjanami, którzy są tak samo ogłupieni jak Polacy i inne narody)
Samo kłamstwo zostało ściągnięte z Jana Długosza. Trzeba zajrzeć na stronę 6 i wszystko wydaje się banalnie proste. Był tylko LECH i CZECH, a RUSA to sobie bolszewiki dopisały.
https://books.google.dk/books?id=9vcDAA ... &q&f=false
Czy komuś z naszych historyków przyszło to do głowy, aby takie kłamstwa usunąć. Pewnie że nie, bo po co. Wszyscy z nich mają wykształcenie wyższe, a nie mają podstawowego.

Pozostaje pytanie skąd się wzięli Rosjanie?

Tutaj dosyć bez emocji i na spokojnie opisuje to Dr Jan Ciechanowicz w swoim opracowaniu "Z dziejów narodu rosyjskiego", zresztą dziwnym trafem jest on pomijany w naszej publicystyce - dał mi zgodę na publikację to ją publikujemy, bo wnosi istotny wkład w odkłamanie naszej historii. No bo jak by to wyglądało, że Rosję zakładali Lechici. w propagandzie moskiewskiej ????????????

A co dodatkowo musiałaby przyznać kremlowska propaganda, że wielka dynastia Romanowów, która w ciągu swego 300 - letniego panowania przekształciła drobne, zaledwie 3 - milionowe Księstwo Moskiewskie w rozległe i potężne Imperium Rosyjskie, wywodziła się z powiatu lidzkiego Ziemi Willeńskiej, a jej prawdziwe nazwisko było Romanowicz.

Ciekaw jestem miny takiego durnia Dugina, który musiałby przyznać, że język rosyjski wywodzi się z języka polskiego. Mina byłaby bezcenna, he,he

DR JAN CIECHANOWICZ

Z DZIEJÓW NARODU ROSYJSKIEGO


Naród rosyjski pod względem rasowo-antropologicznym i językowym należy do rodziny ludów indoeuropejskich (aryjskich, indoirańskich), która wniosła ogromny wkład do rozwoju kultury ogólnoludzkiej, stworzyła i ukształtowała nowoczesną „europejską” cywilizację globalną. [Por.: Oleg Poljakov „The Marvel of Indo-Europeen Cultures and Languages”, Vilnius 2015]. Praspołeczność aryjska (indoeuropejska) ukształtowała się na przełomie V-IV tysiącleci p.n.e. na terenie Azji Przedniej. W IV tysiącleciu przemieściła się na ziemie Północnego Nadczarnomorza i stąd ekspandowała we wszystkich kierunkach: na wschód aż do Północnych Chin i granic Korei (Tocharowie), na południe – do Indii; na zachód – do Europy Środkowej i Zachodniej; na północ – aż do Skandynawii. Wspólnota aryjska w ciągi tysięcy lat rozwoju dynamicznie się różniczkowała, wytwarzając szereg wielkich narodów, kultur i cywilizacji: od sumerskiej, babilońskiej, asyryjskiej, egipskiej, hetyckiej, bramińskiej, ormiańskiej, medyjskiej, egejskiej, etruskiej – przez starogrecką, rzymską, syryjską, perską i inne – aż do germańskich, słowiańskich, celtyckich, romańskich, bałtyckich i in. W ciągu ponad sześciu tysięcy lat wspólnota indoeuropejska wytwarzyła też setki starożytnych państw, nieraz potężnych i rozległych, znanych obecnie niekiedy tylko z nazwy, ponieważ rozkwitały one, słabły i upadały pod wpływem najrozmaitszych czynników przyrodniczych i socjalnych (hybrydyzacja międzyrasowa stanowiła jeden z najszkodliwszych czynników destrukcyjnych, powodujących zachwianie i rozstrój mechanizmów genetyczno-immunologicznych).

Wspólnota słowiańska wyodrębniła się prawdopodobnie z superetnosu ogólnoaryjskiego gdzieś na początku I tysiąclecia p.n.e., ulegając w ciągu następnych piętnastu stuleci wewnętrznemu różniczkowaniu na skutek rozsiedlenia się i interferencji międzyetnicznej z drobniejszymi szczepami tubylczymi, aż zaczęła w pierwszych wiekach ery chrześcijańskiej tworzyć własne trwałe związki plemienne i państwowe, z których powoli wykiełkowały zdrowe i silne organizmy polityczno-wojskowe: Morawa, Polska, Serbia, Ruś-Ukraina, Bułgaria, Litwa-Białoruś, Rosja i in.; w niektórych z nich już w X-XI wieku wykształciła się imponująca literatura pisana.

Emil Cioran w „Historii i utopii” metaforycznie wywodzi o Rosji: „Im dłużej się nad nią zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się, że powstała w ciągu wieków nie tak, jak powstaje naród, lecz wszechświat, gdyż najważniejsze chwile w jej dziejach należą nie tyle do historii, co do ponurej, zastraszającej kosmogonii. Ci carowie o wyglądzie ułomnych bóstw, olbrzymi pociągani przez świętość i zbrodnię, zgięci w modlitwie i w trwodze, byli – podobnie jak świeżej daty tyrani, którzy ich zastąpili, despoci podtrzymujący w naszych czasach pierwotne soki i zepsucie i zwyciężający nas wszystkich swymi niewyczerpanymi zasobami chaosu – bliżsi geologicznej żywotności niż ludzkiej anemii. W majestacie korony czy bez niej, chcieli, chcą przeskoczyć cywilizację, połknąć ją, gdy zajdzie potrzeba; działanie to jest zapisane w ich naturze, gdyż cierpią od niepamiętnych czasów na tę samą obsesję: ogarnąć swą władzą nasze sny i nasze rewolty, stworzyć imperium równie rozległe jak nasze rozczarowania i przerażenia. Takiego narodu, i w myślach i w czynach w sam raz odpowiedniego do istnienia na obrzeżach globu, nie ocenia się według uznanych norm ani nie opisuje w zwykłych pojęciach, w zrozumiałym języku; trzeba by dla niego żargonu gnostyków, wzbogaconego o idiom ogólnego paraliżu."

Istotnie, dzieje tego państwa posiadają wiele specyficznych cech, dzięki którym zachowywało ono swą potęgę duchową, militarną i gospodarczą, jak też swoistą kulturę polityczną, kształtowaną w ciągu wielu wieków. Profesor Florian Znaniecki – co prawda, nie bez pewnej przesady - pisał: „Rosja przez setki lat trzymała się razem nie dzięki dobrowolnemu współdziałaniu, lecz przez przymus, którego narzędziami były: policja i wojsko. Lud rosyjski przywykł do polityki „silnej ręki” i do biernego posłuszeństwa. Wielbił potęgę nawet wtedy, gdy nienawidził jej przedstawicieli i pragnął obalenia ustroju, przeciwnego jego interesom. Każdy popularny bunt rosyjski w przeszłości miał na celu zmianę władcy i zmianę systemu, nie wolność polityczną”. Ta swoistość stylu życia politycznego Rosji, jako państwa deklarującego się dziedzicem Imperium Rzymskiego, Greko-Bizantyjskiego i Mongolskiego, nie powstała jednak z dnia na dzień, lecz była skutkiem złożonych i dramatycznych zdarzeń dziejowych, podczas których samodyscyplina, wierność, patriotyzm, męstwo, nieustępliwość w walce i pracy narodu rosyjskiego odegrały rolę pierwszoplanową.

***

Zarówno według pradawnych legend, jak i według ustaleń archeologii (por. W. Siedow „Rannije kurgany Wiaticzej”, Moskwa 1973), w odległej przeszłości z plemienia Lachów wyodrębnił się jeden z licznych rodów, który porzucił ojczyste siedziby nad Wisłą i ruszył na wschód. Po długiej wędrówce ci zbuntowani Lechici pod przywództwem Wiatki (dlatego zwani Wiatyczami) osiedli nad brzegami rzeki Oki, zakładając w tym regionie w wiekach VIII-XI takie miasta jak Koraczew, Kozielsk, Dziadosław. Archeolodzy rosyjscy A. Arcichowski i W. Siedow, badający starożytne kurhany Wiatyczów, odnaleźli w nich mnóstwo przedmiotów ze złota, srebra, brązu, kryształu, świadczących o wysokiej kulturze tej ludności. Wiatyczowie poddawali ciała swych zmarłych spalaniu na wzgórzach, a później urnę z prochami razem z rzeczami prywatnymi chowali w sarkofagach, które z kolei zakopywano na około dwa metry do ziemi. Dzięki temu archeolodzy uzyskali możliwość rzetelnego badania ich kultury materialnej i duchowej. W XII-XIV w. Wiatyczowie zasiedlili także rozległe tereny Rosji Północnej.

Niektórzy historycy i publicyści rosyjscy o orientacji narodowej twierdzą, że pierwsze państwo słowiańskie powstało na przełomie starej i nowej ery na dzisiejszym Pomorzu Polskim. Należało ono do plemienia polańskiego Winetów czyli Wenetów. Centrum administracyjne tego państwa znajdowało się na wyspie Wineta, zwanej dziś Gotland (po szwedzku: Ziemia Bogów). Na wyspie zaś Wolin kwitła kultura i rzemiosło. W I-II wieku słowiańscy Weneci częściowo ulegli naciskowi elementu germańskiego i z Bałtyckiego Pomorza, gdzie posiadali ogromne zagłębia bursztynu, przenieśli się nad jezioro Ilmeń i Łować, dając od około 216 roku początek republikom Nowogrodu (czyli Nowemu Miastu, podczas gdy „starym miastem” była ojczysta, pozostawiona Wineta) i Pskowa. Później Słowianie ponownie odbili od Gotów swe posiadłości nad Bałtykiem, lecz nowogrodzianie i pskowianie już pozostali na zawsze na nowym miejscu osiedlenia. Starożytna Weneta (zwana też Wyrzbą) została podbita i zrównana z ziemią dopiero przez króla Danii Waldemara w 1177 roku, ale dotychczas w muzeach duńskich, niemieckich i brytyjskich są przechowywane najrozmaitsze przedmioty z metalu oraz monety słowiańskie, pochodzące z Meklemburgii (dawne słowiańskie miasto Mikilin czy Mikulin) oraz z Prilwitz (dawny Przyliwiec). Gdy Germanowie podbili Szczecin, zniszczyli tam m.in. cztery świątynie słowiańskie, z których jedna, jak donosi autor żywota św. Ottona, była ozdobiona z zewnątrz i wewnątrz metalowymi i drewnianymi figurkami ludzi, ptaków, ryb, zwierząt, roślin tak łudząco podobnych do „oryginałów”, że wywoływały złudzenie naturalnych i żywych. „Kolory zaś na zewnętrznych murach świątyni nie traciły na jaskrawości i nie blakły z biegiem czasu”. Nawiasem mówiąc Klemens Aleksandryjski twierdził, że wynalazcami stali byli Słowianie z Panonii i dopiero od nich przejęli arkana tej sztuki Arabowie. Już w pierwszych wiekach nowej ery Słowianie byli mistrzami także w produkcji wyrobów z miedzi, srebra i złota.
* * *


Na marginesie głównego nurtu naszych rozważań przypomnijmy, że w polskiej historiografii, podobnie jak również w innych, dążność do poszukiwania początków własnego narodu w możliwie najdalszej przeszłości dla podniesienia jego splendoru była zjawiskiem pospolitym. Przejawem takiej dążności była w czasach rzymskich „Eneida” Wergiliusza. W średniowieczu przykładów takiej dążności mamy mnóstwo. Brytyjczycy np. naród swój wywodzili od Brutusa-Wygnańcy, Frankowie początki swego szczepu umieszczali w czasach oblężenia Troi. Kronikarze czescy w XV wieku wywodzili, że dzieje ich narodu dają się obserwować od momentu, kiedy pomieszały się języki przy budowie wieży Babel. W XVI wieku i później rozpowszechniony był w dziejopisarstwie niemieckim pogląd, że protoplastą Germanów był legendarny Tuiskon, utożsamiany z biblijnym Gomerem, synem Jafeta a wnukiem Noego. Ów Tuiskon, pierwszy władca Germanii, miał panować nad całym obszarem od Renu po Don. Był on zresztą – co podkreślali dobitnie dziejopisowie niemieccy – królem nie tylko Germanów (Teutonów), ale i Sarmatów (Słowian).

Wiek XVI w Polsce obfitował w kronikarzy i dziejopisów, którzy dotkliwe luki w wiedzy historycznej zapełniali płodami własnej wyobraźni, przeważnie w taki sposób, aby – na ile to możliwe – ukazać świetność i starożytność narodu polskiego. Nie będziemy tu tego tematu szerzej rozwijać. Ciekawi niech sięgną do świetnego studium Tadeusza Ulewicza „Sarmacja” (Kraków 1950). Zatrzymamy się tylko na chwilę przy jednym historyku. Myślimy o znanym działaczu kalwińskim, Stanisławie Sarnickim (ok. 1532-1597). Sarnicki w roku 1587 opublikował ogromny tom (liczący 410 stron druku in folio), dedykowany Senatowi Rzeczypospolitej, zatytułowany „Annes sive de origine et rebus gestis Polonorum et Lithuanorum” („Roczniki czyli o początku dziejów Polaków i Litwinów”). W dziele tym Sarnicki postawił sobie zadanie rzucić snop światła na nieznane dotąd pradzieje Słowian, których – śladami swych poprzedników – utożsamiał z dawnymi Sarmatami. Jakoż poszedł dalej niż oni. Tak na przykład – aby pozostać przy samych tylko niepolskich ludach słowiańskich – ustalił Sarnicki ponad wątpliwość, że Moskale wywodzą się od Mosecha; że najpierw zamieszkiwali ziemie Kapadocji (wschodnia część Azji Mniejszej) i dopiero w czasie wojny Rzymian z Mitrydatesem, a zapewne w obawie przed zemstą ze strony Pompejusza, któremu wybili wielu żołnierzy, przenieśli się w północne krainy, gdzie dotąd zamieszkują. Kozaków utożsamiał historyk z dawnymi Cymbrami, itd.

Najsłynniejszym następcą Sarnickiego został Wojciech Dembołęcki (ok. 1585-1646), franciszkanin, kompozytor i pisarz. Zachowały się dwa jego utwory muzyczne „Benedictio mensae” i „Completorium Romanum”, w których zastosowano basso continuo.

Urodził się Dembołęcki w Konojadach, w Brodnickiem, z ojca Jakuba Konojadzkiego, który od nabytej wsi Dembowa Łąka zaczął używać nazwiska Dembołęcki. Wojciech już jako młody chłopiec wstąpił do zakonu franciszkanów i w tym zgromadzeniu pobierał pierwsze nauki. Potem kształcił się w Rzymie, głównie w zakresie teologii. Około roku 1625 uzyskał stopień doktora tej dyscypliny. Przez pewien czas był kapelanem lisowczyków i w tym charakterze w latach 1621-22 brał udział w wyprawie tej lekkiej formacji konnej (będącej wówczas na żołdzie cesarza Ferdynanda II) na Śląsk i nad Ren. Zanim w roku 1627 został gwardianem klasztornym w Kamieńcu Podolskim był krótko polskim prowincjałem zakonu franciszkanów. Od roku 1627, uzyskawszy nominację na generalnego komisarza Bractwa Żołnierki Chrześcijańskiej, jeździł po kraju w celu gromadzenia funduszy na wykup jeńców chrześcijańskich z niewoli muzułmańskiej. Wyjechał w roku 1630 do Rzymu (po raz trzeci). W kraju pojawił się dopiero w roku 1633 i objął urząd kaznodziei klasztornego we Lwowie. Zmarł między wrześniem 1645 a latem 1647.

W kulturze polskiej XVII wieku Dembołęcki pozostawił, jak zaznaczyliśmy powyżej, ślad jako kompozytor. Jednakże nie twórczość muzyczna, ale pisarska zyskała mu rozgłos. Dembołęcki był autorem dwóch opublikowanych za swego życia dzieł. Pierwsze opisuje czyny wojenne lisowczyków od kampanii węgierskiej w roku 1619 do ich pochodu nad Ren w latach 1621-22. Dembołęcki, który brał udział w tym pochodzie jako kapelan i spowiednik, uważał lisowczyków, osławionych ze swawoli i okrucieństwa, za wybrane narzędzie Boga do zniszczenia herezji. Wspomniany diariusz wydał pt. „Przestrogi elearów polskich, co ich niegdyś lisowczykami zwano”, w Poznaniu w roku 1623. Czesi przełożyli go na czeski i wydali w Pradze w roku 1908.

W swym obszernym dziele „Wywód jedynowładnego państwa świata”, w którym pokazuje, że „naystarodawnieysze w Europie jest Królestwo Polskie” Dembołęcki roztoczył wizję Polaków i Litwinów jako najstarożytniejszego narodu świata, któremu w przyszłości przypadnie misja panowania nad Ziemią. Prócz argumentacji historycznej i psychologicznej na rzecz swej teorii autor „Wywodu” sięga też po „dowody” natury lingwistycznej. Dembołęcki wywiódł, że pierwotny język, którym mówili Adam i Ewa, nie został zepsuty w czasie, kiedy budowano wieżę Babel. Zachował się on w czystości, mianowicie wśród Jafetczyków i części „Semijan” (potomków Sema), którzy wówczas bawili z dala od Babilonu, mianowicie w Syrii. Stąd język ten można by także nazwać „syryjskim” i istotnie tak był nazwany; ale, oczywista, nie ma on nic wspólnego z tym syryjskim, jakim posługiwali się późniejsi mieszkańcy Syrii, już po wywędrowaniu Scytów Królewskich z Syrii na tereny „dzisiejszej Korony Polskiej”. Główne języki starożytności: greka, łacina, etc., oraz współczesne czasom Dembołęckiego języki zachodnioeuropejskie są – według niego – niczym innym, jak potwornie zniekształconymi narzeczami owego pierwotnego języka „syryjskiego”, czyli scytyckiego, czyli „słowieńskiego”. Na uzasadnienie tej tezy autor przytacza obfity materiał dowodowy, przy czym sposoby, przy pomocy których można zniekształconym słowom „słowieńskim” przywrócić ich pierwotny rdzeń, ujął w 18 reguł. Stwierdzono, że niektóre z tych reguł opierają się na realnej obserwacji zjawisk fonetycznych, mianowicie zauważył Dembołęcki bardzo trafnie bliskość artykulacyjną g i k, b i p, w i b, itp. (reguła 18). Niektóre inne reguły oparte są raczej na obserwacji wymowy cudzoziemców mówiących po polsku: wymowa d jak t, ł jak l, itp.

Jak wyglądają lingwistyczne i etymologiczne dowody Dembołęckiego w „naturze”? Zacznijmy od słowa łacińskiego rex (król), które po francusku brzmi roi, po włosku re, po hiszpańsku rey. Dla Dembołęckiego nie ulega wątpliwości, że wszystkie te słowa pochodzą od staropolskiego słowa „rajnik” (rdzeń: raj), oznaczającego władcę, bo pierwotne królestwo zaczęło się w raju. Istniejący w polszczyźnie wyraz król jest zniekształconym słowem karal, bo karalowie bywali niegdyś sędziami (tu nawiązuje Dembołęcki do biblijnych „sędziów” izraelskich), których to sędziów rajniki (królowie) ustanawiali nad poszczególnymi krajami, by sądzili i karali za popełnione przewinienia. Stąd Dembołęcki konsekwentnie używa w „Wywodzie” wyrazu „rajnik” na oznaczenie władcy, któremu podlegają królowie (karalowie).

A skąd się wzięły nazwy Tygrys i Eufratoznaczające rzeki, między którymi rozciągało się pierwsze państwo Scytów? Otóż w przypadku wyrazu Tygrys nastąpiło pomieszanie dwóch nazw: Togryś i Tagrodż. Z braku odpowiednich liter oba wyrazy pisano „tygrys” i tym jednym graficznym znakiem oznaczano dwa zupełnie sobie różne desygnaty: pierwszym było zwierzę, „od jadowitego gryzienia rzeczone togryś”, drugim – „rajska rzeka”. Tę zaś dlatego zwano Tagrodż, że grodziła, albo dzieliła, krainę zamieszkiwaną przez bezbożnych potomków Kaina od krainy, w której usadowili się prawi potomkowie Adama (czyli Scytowie). Tagrodż znaczy tedy tyle co przegroda. Nieco inaczej było z nazwą Eufrat. Rzeka ta wypływa z tej samej góry co i Tagrodż (Tygrys) i w toż samo wpada morze, ale w biegu swym robi ogromny skręt od północo-zachodu na południe. Skręt ten nazywano obrotem albo oworotem, „co poprawcy słów przekręcili na Eufrat”.

Łaciński wyraz paradisus (niemieckie Paradies ) jest oczywiście zniekształconym słowiańskim wyrazem poradzież, oznaczającym arystokratyczny ustrój, jaki pierwotnie, jeszcze przed upadkiem, panował w raju, mianowicie ustrój, w którym wszyscy mają jednakową wolność mówienia i radzenia (poradzić – poradzież).

Nazwa plemienia Getowie to zniekształcona nazwa Gędowie (od gędzić, ględzić, gawędzić). Gędami nazywano niekiedy Scytów (Polaków i Rusów), gdyż dzieje ich przekazywane były zrazu w pieśniach. Takich pieśni – dodaje bystry autor „Wywodu” — pełno jeszcze miedzy gminem, „osobliwie po Rusi i Moskwie, z których siła się może, kto chce, nauczyć”. Dorzucić warto, że ód wyrazu Gędowie wywodzi się imię Gędymin, przekształcone później na Gedymin; tak jak imię własne: Jagiełło, pochodzi od dwóch odrębnych nazw: Jan Geło, z czasem zespolonych w jedną.

Z kolei warto zwrócić uwagę, że imię własne Gotowie oznaczające lud bynajmniej nie germański, ale scytyjski, wzięło się stąd, że byli oni zawsze „gotowi” do wymarszu. Wreszcie parę zdań na temat imienia Polach, oznaczającego VIII Pana świata, syna Jafeta. Znakomity ten władca rozbił doszczętnie Chamijanów i przywrócił zachwiany na świecie porządek, oraz przeniósł państwo Scytów – Sarmatów – Polaków z Azji na tereny Korony Polskiej, obejmujące na Zachodzie ziemie nad Odrą i Nysą Łużycką. Otóż nazwa Polach wywodzi się stąd, że objął on władzę po-Lachu. Z kolei Lach to zniekształcona nazwa poprzedniego władcy świata Magoga (Magog = mogący, mający moc i władzę), którego przezwano Lęgiem, bo legł na swej stolicy Panoszy.

Ale Polach miał wiele innych jeszcze imion. Zwano go m.in. Tanausem. Starożytność zwała go także Herkulesem, co się wywodzi od przezwiska Harculec (ten, co harcuje po świecie), Gogiem albo Gogustem lub Bogustem, co łacinnicy przekształcili na Augustus, itd. ... Wywód W. Dembołęckiego był popularny także w Rosji, a poniektórzy moskiewscy autorzy wzorowali na nim swe własne mesjanistyczne teorie. Piszący zaś o urodzie języka wielkoruskiego miewali zwykle za odskocznię sławetne zdanie naszego Mrongowiusza: „Jest rzeczą od rozumnych niemieckich pismaków nawet uznaną i od ludzi uczonych dowiedzioną, że mowa polska jest piękniejsza i cudniejsza niż język francuski i niemiecki. Więc się jej poczciwy człowiek wstydzić nie powinien, i owszem, pilno jej się uczyć, o nią dbać i o utrzymanie się jej jak o wielki skarb starać powinien”. Krótko mówiąc, byli pisarze rosyjscy pod wieloma względami uczniami pisarzy polskich, a z biegiem czasu nawet prześcignęli swych mistrzów, jeśli nie pod względem talentu, to przynajmniej pod względem megalomanii narodowej .
* * *


Prawie powszechnie przyjmuje się punkt widzenia, że twórcą pierwszego alfabetu słowiańskiego był grecki mnich Cyryl (w życiu świeckim Konstanty z Sołunia), żyjący w latach 827-869, wysłannik papieża Klemensa do Morawy. Nie sposób jednak ustalić, czy był on twórcą tzw. „cyrylicy”, czy też „głagolicy”, innej, równoległej czcionki słowiańskiej, podobnej do alfabetu greckiego. Cyryl był człowiekiem mądrym, miłośnikiem dysput (stąd zwano go „Filozofem”), znał zarówno język grecki i słowiański, jak też łaciński, arabski i hebrajski. Rozpoczął więc w Morawie wiekopomne dzieło tłumaczenia na tamtejszy język kanonicznych tekstów chrześcijańskich i ich upowszechniania. Po zgonie tego wielkiego męża nauki dzieło kontynuował jego rodzony brat Metody. Po śmierci jednak jego (885 r.) słowiańskie pismo zostało w Morawie wyrugowane z użycia na rzecz czcionki łacińskiej, uczniowie zaś Cyryla i Metodego musieli przenieść się do Bułgarii, gdzie objął ich protekcją książę Borys, a ten kraj z kolei został kolebką właściwie słowiańskiego piśmiennictwa i literatury, rozwijjących się tu już od IX wieku i promieniujących na inne państwa słowiańskie, w tym Rosję. Tak uważano w przeszłości i tak się uważa dziś, lecz najnowsze odkrycia archeologiczne (przede wszystkim w zakresie epigrafiki), jak też wnikliwa analiza arabskich i niemieckich kronik z X wieku, pozwalają na wysunięcie twierdzenia, że jeszcze przed wynalezieniem cyrylicy Słowianie posiadali nie tylko własny alfabet, ale też jakieś, do dziś bliżej nieznane, lecz wzmiankowane m.in. przez Ibn Fodlana i Ibn el Nedima teksty pisane. Dotychczas na całym obszernym terytorium Rosji, od Pskowa i Nowogrodu do Riazania odnaleziono tysiące glinianych fragmentów z rozmaitymi napisami w ówczesnym języku ruskim z wieków od X do XII. Zebrano też niemało okazów ze znakami runicznymi, zbliżonymi do znanych z innych terenów znaków germańskich, a szerzej – aryjskich. Dawna Ruś wcale nie była pustynią kulturalną, dlatego też w XII-XIV w. powstała tu ogromna literatura kronikarska i filozoficzna, budząca szacunek i podziw zarówno swą objętością, jak i jakością

W historiografii jest przyjęty punkt widzenia, że początkiem sensu stricte Państwa Rosyjskiego jest fakt „zaproszenia” do Rusi w 862 roku tzw. „Waregów”. Ale przecież z dziesiątków kronik greckich, łacińskich, skandynawskich, polskich, niemieckich, arabskich, ruskich, bułgarskich można się dowiedzieć, że w IX wieku szeroko pojmowana Ruś była już od dawna, od co najmniej kilku wieków, państwem dobrze zorganizowanym, wysoko rozwiniętym, na którego ziemiach kwitły średniowieczne miasta, ośrodki rzemiosła i handlu: Kijów, Nowogród, Psków, Biełoziersk, Rostow, Izborsk, Smoleńsk, Połock, Murom, Lubiecz, Czernihów, Owrucz, Stara Rusa, Korosteń, Perejasław. Bizantyjscy dziejopisarze odnosili założenie Kijowa na 430 rok; geograf bawarski podawał, że w 866 roku Słowianie posiadali ponad 4000 miast, w tym wiele umocnionych i otoczonych murami obronnymi. Według innych źródeł Bużanie władali 231 miastami, Wołynianie – 70, Narewlanie – 78, Ulicze – 318. Wiele miast znajdowało się na terenie Drewlan, Żytyczów, Krywiczów, na rozległych ziemiach między Bugiem i Niemnem a rzeką Moskwą.

Herodot zresztą pisał, że Helonia, miasto słowiańskich Bodryczów zostało założone w 500 roku p.n.e.; Tacyt zaś w 60 roku po Chrystusie zauważał, iż Germanowie jeszcze nie znają miast, w przeciwieństwie do Słowian, którzy wznoszą piękne budowle i zakładają umocnione grody. Niektórzy historycy rosyjscy twierdzą, że ponad dwudziestu cesarzy rzymskich było z pochodzenia Słowianami: Justyn I, Klaudiusz, Sewerus, Walencjusz, Justynian, Justyn II, Probus, Maksymilian, Walentynian, Dioklecjan, Konstantyn Florus. Cały szereg władców Danii, Szwecji i Norwegii także pochodził z ziem słowiańskich, a za najlepsze oddziały w armiach Rzymu i Bizancjum uchodziły legiony słowiańskie. Dowódcy Wsiegrad, Dobrogost, Tatimir, senator Onagost, minister Damian, pisarz Ammianus, jak też wielu innych wybitnych mężów polityki i kultury w Rzymie i Bizancjum było Słowianami z pochodzenia.

Jeden z historyków podaje, że Nowogród w 350 roku został podbity przez Gotów, a więc już istniał na długo przed tym. Słowianie byli pracowici, wprawni w handlu, uprawie roli, rzemiosłach, ale też w sztuce wojennej. Gdy jednak podbijali ziemie Germanów, pierwsze, co robili, zakładali miasta i organizowali na zdrowych zasadach etycznych życie społeczne. Widocznie nie jest sprawą przypadku, że Skandynawowie nazywali Ruś Północną Gardaryką czyli Państwem Miast.

W 864 roku 200 uzbrojonych okrętów ruskich rzuca cień przerażenia na mieszkańców stolicy Cesarstwa Bizancjum. Nawiasem mówiąc, jeszcze w VI wieku Grecy i Awarowie zapraszali mistrzów słowiańskich do budowy wielkich łodzi i okrętów. Od VII do IX wieku potężne floty polańsko-ruskie wielokrotnie brały udział w rozmaitych bitwach toczonych między sobą przez dowódców Skandynawii i Bizancjum. Bohater „Wielkiej Eddy” Niord był Wenetem, Słowianinem pochodzącym z Ziemi Nurskiej. W tym czasie Słowianie, stanowiący widocznie jedność polańsko-rusko-bułgarską, wielokrotnie zadawali porażki Grekom zarówno na wodzie, jak i na lądzie.

Obyczaje wojenne Słowian nie były okrutne, gdy np. brano jeńców, to ani ich mordowano, ani kaleczono, ani poniżano, ani przekształcano w niewolników – zaraz po przyprowadzeniu na ziemie słowiańskie puszczano wolno. Mogli się tu osiedlać, spokojnie żyć i pracować.

Na ziemiach słowiańskich bez porównania wcześniej niż na germańskich rozkwitło pisarstwo, rzemiosła, pierwociny przemysłu, rolnictwo. W „Wielkiej Eddzie” i „Małej Eddzie” Kraj Wenetów, a więc Polska, jest nazywany krajem mądrości, stamtąd mieli pochodzić liczni bohaterowie, a więc półbogowie, Skandynawii; w dawnych zaś językach germańskich aż się roi od wyrazów słowiańskich, szczególnie jeśli chodzi o terminologię naukową czy techniczną. Już w VIII wieku Ruś Czerwona słynęła z tego, że biła najlepszą monetę z tzw. „czerwonego” złota o najwyższej próbie czystości, niedostępnej innym Europejczykom. Wielka Brytania czy Francja dopiero po kilku stuleciach potrafiły osiągnąć ten poziom mistrzostwa.

Zauważalną rolę w życiu starożytnych Słowian odegrali Krywiczowie, którzy około VI wieku wywędrowali na wschód z Powiśla. Stanowili oni w VIII stuleciu silny związek etniczny, zajmujący obszerne tereny wokół Nowogrodu, Pskowa, Połocka i Smoleńska. W IX wieku, ze względu na obszerność terenu rozdzielili się, tworząc trzy słowiańskie państwa odpowiednio ze stolicami w Połocku, Smoleńsku i Pskowie. W procesie konsolidacji etnicznej przybysze słowiańscy wchłonęli na tych terenach pierwiastek bałcki i zachodnio-ugrofiński. (Por.: Georgij Sztychau, „Wytoki biełaruskaj dziarżaunasci”, w: „Biełaruski histaryczny czasopis”, nr 1, 1993, s 25-26).

Właśnie Krywiczowie założyli Wilno, choć ich pierwsze stolice znajdowały się w Kiernowie i Trokach. Przez kilka stuleci trwał proces fermentacji etniczno-socjalnej, aż wreszcie powstało Wielkie Księstwo Litewskie. Białoruski naukowiec Iwan Sawierczanka pisze: „Wielkie Księstwo Litewskie zaczęło się kształtować w XIII st. na gospodarczych i kulturowych podstawach dawnych księstw słowiańskich jako wynik gromadzenia wokół siebie terenów sąsiednich przez Nowogródek, w tym także ziem zasiedlonych przez Litwinów, Łatgałów, Jaćwingów i in. (...) Nowogródek w ciągu całego XIII w. bez przerwy dążył do poszerzenia swych granic. Początek temu procesowi dał książę Mendog (pierwsza połowa XIII st.). Na czas jego czas panowania przypada właśnie utworzenie „Litwy Mendoga”... Syn Mendoga Wojszełk skutecznie kontynuował politykę ojca. Spróbował przyłączyć do Nowogródka tereny połocko-witebskie i ostatecznie podbił ziemię litewską, nalszczańską i dziewałtowską, zasiedlone przez Bałtów. Latopis Galicko-Wołyński o 1263 r. podaje: „Wojszełk pójdzie z Pińczuki do Nowogródka, a stamtąd weźmie ze sobą Nowogrodzian i pójdzie w Litwę kniażit’... W lato (1264) zaczął Wojszełk kniażit’ w całej ziemi Litewskiej i zaczął wrogów swych wybijać. Wybił ich wielość bez liku, a drudzy się rozbiegli”...

Później zaś „i pójdzie Wojszełk w sile ciężkiej i zacznie brać grody w Dziewałcie i Nalszczanach. Grody pobrał a wrogów swych wybił”... Właśnie od czasów Wojszełka za Państwem Nowogródzkim, które w całości opanowało ziemie litewskie, umocowała się nazwa „Litwa”, „Księstwo Litewskie”, a później „Wielkie Księstwo Litewskie”... Państwo to już wtedy było tylko nominalnie litewskim. Rolę dominującą w Państwie Nowogrodzkim odgrywał etnos słowiański, Litwini zaś powoli się asymilowali, z biegiem lat w ogóle zanikając w żywiole słowiańskim. Od plemienia tego została tylko nazwa potężnego słowiańskiego państwa w środku Europy – Wielkiego Księstwa Litewskiego ze stolicą w Nowogródku.” („Biełaruski Histaryczny Czasopis”,
nr 2, 1993, s. 11-12).

W IX wieku istniał szereg państw wschodniosłowiańskich, wśród których rolę wiodącą odgrywał Kijów, a od XIV – Wilno i Moskwa. Państwowość ruska kształtowała się jako wytwór naturalnych elit społecznych, które powoli, lecz nieustannie wyłaniały się z masy ludności na skutek m.in. postępującego procesu społecznego podziału pracy.

* * *


W Rosji od XV wieku było popularne hasło, iż Moskwa jest „Trzecim Rzymem”, a więc stolicą świata. Uczony i pisarz polsko-amerykański Frank Kmietowicz w książce „Kiedy Kraków był „Trzecim Rzymem” (Białystok 1994) dowiódł, że Polska przyjęła chrzest z rąk Cyryla i Metodego o półtora stulecia wcześniej niż chrzest katolicki odbyty w 966 roku, a Kraków przez kilkanaście dziesięcioleci był wszechsłowiańską metropolią, „Trzecim Rzymem”. O genezie zaś tego ostatniego pojęcia uczony pisze: „Cesarz rzymski Konstantyn Wielki zbudował nad Bosforem miasto, które od jego imienia zwało się Konstantynopolem. Miała to być druga stolica cesarstwa. Konstantyn powołał w nim senat, przeniósł tu starożytne rodziny arystokratyczne i na monetach bitych w tym mieście kazał umieścić rzymską lwicę. Słowem, był to dla niego drugi, względnie „nowy” Rzym.

Konstantynopol utrzymał swą wysoką pozycję w czasach kiedy rozwinęło się chrześcijaństwo. Drugi sobór, który odbył się w tym mieście w 381 roku, ustalił, że biskup Konstantynopola jest pod względem znaczenia drugim hierarchą w Kościele, za biskupem Rzymu. (...) Pisarze bizantyjscy zwyczajowo nazywali Konstantynopol „Nowym Rzymem”. Chociaż, jako Grecy, posługiwali się swoim językiem, niemniej jednak uważali się za Rzymian, a nie za Hellenów. Upadek cesarstwa zachodnio-rzymskiego wzmocnił pozycję Konstantynopola. Stał się on stolicą potężnego cesarstwa, które uważało się za centrum ówczesnego świata. Podczas gdy „Stary Rzym” podupadał, „Nowy Rzym” stawał się kwitnącym miastem.

Podział Kościoła na „wschodni” i „zachodni” w 1054 roku wzmocnił pozycję patriarchy Konstantynopola. Został on bowiem „papieżem” Wschodniego Kościoła. Lecz dla „drugiego Rzymu” przyszły ciężkie czasy. W 1457 roku Turcy zdobyli Konstantynopol. Cesarz ratował się ucieczką, natomiast patriarcha pozostał na miejscu. Turcy zezwolili mu na sprawowanie władzy kościelnej, niemniej jednak musiał się dostosować do nowego porządku, wskutek czego jego autorytet znacznie podupadł. Skończyła się era „drugiego Rzymu”... Rodzina cesarza wschodnio-rzymskiego znalazła się w Rzymie.

Iwan III, książę moskiewski, ożenił się w 1472 roku z Zofią Paleolog, kuzynką ostatniego cesarza Konstantynopola. Moskwa w tych czasach wysunęła się na czoło miast rosyjskich. W 1326 roku metropolita kijowski przeniósł tu swoją siedzibę. Moskwa zupełnie zmieniła swój wygląd, kiedy Zofia Paleolog przybyła tam z Nowego Rzymu. Ambitna księżniczka grecka marzyła o zniszczeniu potęgi tureckiej rosyjskimi rękami.
dziła architektów, którzy drewniany gród przebudowali na nowoczesne miasto. Mężowi swojemu, uważającemu się za „cara Wszechrosji”, podsunęła ideę mianowania się cesarzem Konstantynopola. Pomysł przypadł do gustu Iwanowi III. Ogłosił więc, że jest spadkobiercą cesarstwa greckiego. Kazał nad swoim tronem przybić dwugłowego orła, który stanowił herb cesarstwa wschodniorzymskiego i zlecił swojemu metropolicie, by go ukoronował na cesarza według obrządku bizantyjskiego. Na swym dworze wprowadził zwyczaje dworu greckiego. W ten sposób rozwinęła się idea „Trzeciego Rzymu”.

Metropolita moskiewski pozostawał pod jurysdykcją kościelną patriarchy w Konstantynopolu. Lecz w 1589 roku Jeremiasz II, patriarcha Konstantynopola, przybył do Moskwy i konsekrował metropolitę Joba jako niezależnego patriarchę. W dwa lata później wszyscy patriarchowie Kościołów Wschodnich uznali patriarchat moskiewski. Moskwa stała się siedzibą nie tylko cesarza, ale i patriarchy, który był całkowicie niezależny od patriarchy Konstantynopola”...
A władzę swą rozciągał nad rozległymi obszarami ziem słowiańskich i innych.

Jak twierdzi Frank Kmietowicz („Kiedy Kraków był „Trzecim Rzymem”, s. 108), w IX – X wiekach biskupstwo kijowskie obrządku cyrylo-metodiańskiego było podporządkowane takiejże metropolii krakowskiej i dopiero w 1039 roku Jarosław Mądry wytargował z Bizancjum porozumienie, na którego mocy w Kijowie powstała autonomiczna metropolia o charakterze greckim, ale już oderwana od ośrodka w Krakowie. Frank Kmietowicz uznaje za fakt, że Kraków był „Trzecim Rzymem” dużo wcześniej niż Moskwa. „Rezydowali w nim arcybiskupi obrządku słowiańskiego, którzy byli przez dłuższy okres czasu niezależni od Rzymu i Konstantynopola.”
* * *


Szlachta w Rosji nazywała się początkowo „bojarstwem”, potem zaś „dworiaństwem”. Historyk rosyjski Spiridow w księdze „Rodosłownoj Rossijskoj Słowar” (t. 1, Moskwa 1792, s. XLII) wyprowadza słowo „bojarin” raz od wyrazu „boleć”, czyli z całego serca przeżywać, przejmować się losami ojczyzny i uczestniczyć gorliwie w jej kierowaniu; to znów wyprowadza etymologiczną konstrukcję od sarmackiego (fińskiego) „Pojarik” – „człowiek mądry”, „rozumna głowa”, – a więc dygnitarz, wielmoża; albo od połączenia „boj-jaryj” czyli „bój jary” i skłania się w końcu do interpretacji pierwszej, podkreślającej takie cechy bojara jak miłość ojczyzny i pilne kierowanie sprawami państwa. Bardzo często wyprowadza się pojęcie „bojar” od „boju”. Szlachcic to „bojar”, czyli ktoś, kto idzie do boju, gdy ojczyzna znajdzie się w niebezpieczeństwie, lub gdy władca postanowił podbić ziemie osłabionych lub wrogich sąsiadów.

Przypomnijmy, że podobny pluralizm zdań od lat istnieje także w kwestii pojęcia polskiego „szlachta”. Wacław Gąsiorowski pisze: „Wyraz „szlachta” pochodzi od Lechitów, którzy niegdyś, wespół z Kmieciami, zażywali na ziemi polskiej pełni obywatelskich praw, a którzy z biegiem czasu, zwąc się pochodzącymi „z Lechitów”, „z Lechciców”, „ślechciców” czyli mając się za szlachciców, zdołali wywalczyć sobie przed Kmieciami pierwszeństwo”. Na to tłumaczenie godzi się i Niesiecki i Lelewel, a z nimi Bartoszewicz, Wojciechowski i Piekosiński. Bandtke miano „szlachta” wywodzi od „sława” i „słynąć”, T. Czacki z niemieckiego „Schlacht” (bitwa), a S. Sołowjow od „szlak”.

Szlachta to, według Gąsiorowskiego, ci, „którzy na te tarcze herbowe krwią i miazgą własnych ciał zasłużyli, którzy wzięli je jako najwyższą cnót i zasług nagrodę, którzy imionami swymi zbudowali Rzeczypospolitej świątynię niespożytej mocy, niegasnącej chwały, którzy sprawili, że my, współcześni na nasze znojne a łzawe bytowanie mamy niewyczerpane skarby tężyzny narodowej, mamy na stal hartowne serca, mamy ożywcze strumienie historyi, mamy skrzące się dzielnością i męstwem drogowskazy”.

Niezależnie od tego, jak się nazywa ta rycerska warstwa każdego etnosu, stanowiła jego naturalnie powstającą elitę, która – o ile znalazła się na poziomie zadania – tworzyła początkowo zręby państwa, a potem wznosiła jego siłę i potęgę oraz broniła je w razie niebezpieczeństwa, jak też sprzyjała rozwojowi kultury, sztuki i nauki. „Warstwa feudalnych panów, która swoje bogactwa gromadziła nie dzięki pracy własnej, lecz dzięki cudzej pracy w dziedzinie gospodarki oraz dzięki politycznym przywilejom, mogła dzięki produktowi zniewolonej pracy – i tak czyniła z zawsze właściwym sobie „szerokim gestem” – utrzymać wraz z sobą ekonomicznie bezproduktywną warstwę intelektualistów i oddających się kontemplacji mnichów; w dwójnasób zaś była to w stanie czynić wówczas, gdy dzierżyła w swych rękach także liczne najwyższe urzędy i godności kościelne”... (M. Scheler, „Problemy socjologii wiedzy”). Wyrobiła też w ten sposób w sobie niepospolite zalety ducha, stając się pod wieloma względami elitą z prawdziwego zdarzenia. Elita bowiem, jak chce V. Pareto, „to klasa ludzi, którzy w swojej dziedzinie działalności mają najwyższy wskaźnik osiągnięć”. Nic jednak nie jest wieczne pod słońcem. Elity też przemijają, gdy ulegną zwyrodnieniu, a przez to osłabieniu. „Arystokracje nie są trwałe. Jakiekolwiek są tego przyczyny, nie ulega wątpliwości, że po pewnym upływie czasu przemijają. Historia jest cmentarzyskiem arystokracji” (V. Pareto).

Powstanie państw ruskich, początkowo w postaci Rusi-Ukrainy, białoruskiego Księstwa Połockiego (i następnie tzw. Litewskiego), jak też Księstw Nowogrodzkiego, Pskowskiego, Suzdalskiego, Rostowskiego, lecz przede wszystkim Moskiewskiego i wyrośniętej z niego potężnej Rosji, było u swych podstaw związane ze starciem na śmierć i życie nie tylko szeregu prężnych i wojowniczych etnosów, ale też trzech silnych religii: judaizmu, islamu i chrześcijaństwa oraz słowiańskiego „pogaństwa” [paskudny wyraz manipulatywny, już z samej zasady perfidnie dyskredytujący i poniżający wysoko rozwinięte kosmologiczne religie przedchrześcijańskie!]. Ta wojna wszystkich przeciwko wszystkim trwała kilka stuleci, a chrześcijaństwo obrządku wschodniego zostało przez Ruś przyjęte dopiero za piątym podejściem. Jan Jarco w jednym ze swych tekstów uwypukla okoliczność, że zanim św. Włodzimierz zdecydował się na chrzest w obrządku słowiańskim z rąk Greków, księżna Olga tuż po chrzcie w Konstantynopolu prosiła Niemców o biskupa i prezbiterów (959); w 973 roku odnotowano poselstwo ruskie na dworze Ottona I, a w 979 ponownie przybyli wysłannicy papieża do Kijowa, papież Benedykt VII (974-983) wysłał posłańców do księcia Jaropołka, uważanego za księcia katolickiego. Tak częste kontakty świadczą o szczególnej aktywności Stolicy Apostolskiej wobec Rusi i o jej współdziałaniu z Bizancjum w zakresie ostatecznej chrystianizacji Rusi.

Mimo zabiegu Niemców o podporządkowanie swojej „Reichskirche” kijowskich Słowian, co udało się w wypadku Czech, Moraw, Słowacji i Polski, obrządek łaciński okazał się dla Rusi nieatrakcyjny. Nie mieli jednak nic przeciwko wierze łacinników, skoro zapisali słowa papieskich delegatów: „Wiara nasza jest światłem, kłaniamy się Bogu, który stworzył niebo i ziemię, gwiazdy, księżyc i wszystko, co oddycha.” Sam zresztą filozof grecki pouczający Włodzimierza stwierdził o wierze z Rzymu: „ich zaś wiara mało się różni od naszej”. Nie podobały się jednak praktyczne przykazania: Poszczenie wedle siły, odprawianie na przaśnikach, czyli opłatkach, których Bóg nie przykazał, a także cerkiewne nabożeństwo ich: i widzieliśmy w świątyni mnogie nabożeństwa odprawiane, a piękności nie widzieliśmy żadnej. Przeważyła wyższa kultura bizantyńska i intensywniejsze związki polityczne i gospodarcze z Bizancjum, a przede wszystkim tradycja. Włodzimierz odrzucił łacinników, jak stwierdza latopis, „gdyż ojcowie nasi tego nie przyjęli”. A na rzecz Konstantynopola przemówił podobny argument: „jeśliby lichy był zakon grecki, to nie przyjęłaby go babka twoja, Olga, która była najmądrzejsza ze wszystkich ludzi”.

Bynajmniej nie przesadza ruski latopis w nazywaniu misjonarzy greckich „filozofami”. Wydedukowane wręcz sofistycznie „najwcześniejsze nawrócenie Rusi” miało miejsce w latach trzydziestych IX wieku przez heretyckiego, obrazoburczego patriarchę Jana Gramatyka za ostatniego obrazoburczego cesarza Teofila. Wielce uczony filozof, Ormianin, Jan Gramatyk miał stworzyć pierwsze pismo dla nawrócenia Słowian, z którego skorzystał później Konstantyn-Cyryl, także filozof, podczas misji chazarskiej i morawskiej. W misji dyplomatycznej i ewangelizacyjnej Grecy posługiwali się uczonymi filozofami. Nawracali słowem, argumentami, sztuką, a nie mieczem, jak czynili to „Niemcy z Rzymu”. Piśmiennictwo w języku lokalnym, ikona i muzyka stanowiły dla nich podstawowe narzędzie chrystianizacji. Swą katechizację księcia Włodzimierza grecki filozof rozpoczął od dyskredytacji rywali muzułmańskich, żydowskich i łacińskich, stosując metodę dialogu. Raz po raz Włodzimierz mógł komentować słowa greckiego misjonarza, zadawać pytania, żądać wyjaśnień, dociekać. Zaintrygowawszy katechumena, filozof przykuł jego uwagę do całej historii zbawienia (około 5000 słów). Pod koniec wykładu wiary znów było miejsce na pytania, wyjaśnienia, rozwianie wątpliwości. Wreszcie w podsumowaniu katechezy, filozof posłużył się dydaktyczną metodą poglądową: „pokazał Włodzimierzowi zasłonę, na której był namalowany Sąd Pański (...). Włodzimierz zaś westchnąwszy, rzekł: «Dobrze jest tym po prawicy, biada zaś tym po lewicy». On zaś rzekł: «Jeśli chcesz po prawicy ze sprawiedliwymi stanąć, to ochrzcij się».” Skutek był oczywisty: „Włodzimierz wziął to do serca.”

Misjonarze greccy nie spieszyli się, nie przynaglali, lecz pozwolili Włodzimierzowi na bezpośrednią konfrontację z innymi wiarami. U muzułmanów Rusowie stwierdzili „plugawe sprawy”, u Niemców piękności nie widzieliśmy żadnej”. Natomiast u Greków: „patriarcha kazał zwołać kler, wedle obyczaju odprawił świąteczne nabożeństwo, i kadzidła zapalono, i chóry wykonały pienia. I poszedł car z nimi do cerkwi i postawili ich na przestronnym miejscu, pokazując im piękno cerkiewne, pienia i nabożeństwo archijerejskie, obrzędy diakonów, opowiadając im o służeniu Bogu swemu.” Toteż wobec rady książęcej stwierdzili: „I nie wiedzieliśmy, w niebie li byliśmy, czy na ziemi; nie ma bowiem na ziemi takiego widowiska ni piękna takiego, i nie wiemy, jak opowiedzieć o tym, tylko to wiemy, że tam Bóg z ludźmi przebywa, i nabożeństwo ich jest najlepsze ze wszystkich krajów. My zaś nie możemy zapomnieć piękna tego, każdy bowiem człowiek, gdy skosztuje słodkości, później gorzkości nie przyjmuje, tako i my nie możemy tu żyć.” Decyzja Rusi była prosta: „Odpowiadając zaś Wlodziemierz rzekł: «Gdzie chrzest przyjmiemy?» Oni zaś rzekli: «Gdzie ci lubo».”

Jak bardzo nieproste jest zagadnienie chrztu św. Włodzimierza, świadczy fakt, że na jego temat ukazało się dotychczas ponad 5000 publikacji. Spory dotyczą w tym wypadku wszystkiego: daty, miejsca, szafarzy, okoliczności kulturowych i politycznych, przyczyn, skutków i znaczenia. Powodem aż takich rozbieżności są nie tylko różne tendencje kościelne, narodowe, polityczne, systemowe, światopoglądowe, które w odmiennych interpretacjach wydarzenia szukają swego uzasadnienia, lecz przede wszystkim same źródła historyczne. Jak na kolejne wydarzenie z serii „chrztów Rusi” źródeł tych nie jest za wiele. Prócz tuzina staroruskich zabytków piśmiennych zachowało się tyle samo wzmianek arabskich. Z wyjątkiem folkloru skandynawskiego, który, naturalnie, Normanom przypisuje chrzest Waldemara, cały łaciński Zachód i najważniejsze w tym wypadku Bizancjum zupełnie w tej kwestii milczą.

W dążeniu ku wyjątkowości przypisano Rusi nie tylko fantastyczne pochodzenie, apostolskie uświęcenie, wielość chrztów, zalety wszystkich wiar, lecz także samonawrócenie, wręcz niejako odrębne dla Rusi objawienie. Z tego kompleksu wzięły się sprzeczne ze sobą staroruskie źródła, które już in statu nascendi Kościoła na Rusi powodowały zamieszanie, niepewność, kontrowersje. Skumulowanie w jednym roku 988 wydarzeń aż z trzech lat i z trzech odrębnych utworów rozbudziło wątpliwości. Sam latopisarz, forsując bizantyńską legendę, polemizował z tubylczą pamięcią samych ochrzczonych kijowian, którzy śmieli twierdzić inaczej. Kontrowersje historyków nowożytnych i współczesnych mają więc swoją pożywkę w staroruskim pluralizmie.

Najwcześniejszą datę chrztu św. Włodzimierza podaje „Czytanie o żywocie i straceniu świętych męczenników Borysa i Gleba” przypisywane św. Nestorowi. Stoi tam najwyraźniej, że Włodzimierz ochrzcił się w roku 6490 od stworzenia świata, czyli 982. Zupełnie to samo podaje autor „Żywotu błogosławionego Włodzimierza”, który twierdzi, że „tenże 30 lat i 3 po chrzcie świętym przeżył”. Jeśli odjąć 33 lata od śmierci Włodzimierza (1015), wychodzi tenże rok 982. Łatwo jest przypisać pomyłkę jakiemuś jednemu kopiście (6490 miast 6495), w czym lubują się niestrudzeni rosyjscy poprawiacze swoich źródeł. Uczciwiej jest jednak przyznać, że data ta wzięła się z czystej megalomanii: aby upodobnić Włodzimierza do Mojżesza autor „Żywota” po prostu zmyślił: „Jako w 40 dni i 3 Mojżesz po daniu prawa zmarł... tak i tenże 30 lat i 3 po chrzcie świętym przeżył” (co równocześnie przypomina wiek Chrystusowy – 33 lat). Żywot południoworuski podaje „rok po narodzeniu Chrystusa 981, jako nasz ruski kronikarz święty Nestor świadczy.”

Kolejną datę – 375 roku Higry, tj. pomiędzy 24 maja 985 a 12 maja 986, podaje dość bezstroski względem chronologii Ibn al-Atir, kiedy to amir Samsam ad-Daul miał wyzwolić Greka Bardasa Sklerosa. „Wówczas został (Włodzimierz) chrześcijaninem i był to początek chrześcijaństwa u Rusów”.

Najpoważniej potraktowano rok 987, ponieważ aż trzy źródła staroruskie głosiły zgodnie, że „po świętym Chrzcie pożył błogosławiony kniaź Władimier lat 28 (najstarszy „Żywot”); w trzecim roku (po chrzcie) Korsuń miasto zdobył” („Wspomnienie” Jakuba Mnicha; zdobycie Chersonezu ustalono na r. 989); „Czytanie o Borysie i Hlebie” podaje wprost datę 6495, czyli 987.

Za rokiem 988 przemawia jedynie „Powieść minionych lat” i późniejsza sofistyka, która celem uzasadnienia kolejnych jubileuszy argumentuje, że Jakub Mnich, Nestor i inni zwolennicy roku 987 nie znali działań arytmetycznych, lecz „liczyli na palcach”, albo też – jak pisze współcześnie miński metropolita Filaret – „Ruś trzymała się kalendarza marcowego. Ale osta­nie miesiące roku marcowego 987 były równocześnie pierwszymi miesiącami roku styczniowego 988. Dlatego zgodnie ze współczesnym kalendarzem św. Włodzimierz ochrzcił się w 988 roku, pomiędzy 1 stycznia a 1 marca.”

Inne źródła podają jeszcze parę późniejszych dat do wyboru. Jachia Antiocheński twierdzi, że „metropolici i biskupi cesarza Bazylego ochrzcili Wielkiego Księcia i jego kraj później”, tj. latem lub jesienią 989 roku. Thietmar przeniósł chrzest Włodzimierza na rok 996. W latach 1722-1745 Teofan Prokopowicz pisał, że chrzest Rusi nastąpił pomiędzy rokiem 1000 a 1008.

Legenda korsuńska z „Powieści minionych lat” kategorycznie twierdzi, że św. „równoapostolski” książę Włodzimierz „ochrzcił się w cerkwi świętego Bazylego, a znajduje się cerkiew ta w Korsuniu w środku grodu, gdzie targ odbywają korsunianie... Nie znający zaś prawdy mówią, jakoby ochrzcił się w Kijowie, inni zaś mówią – w Wasylewie, a jeszcze inni inaczej powiadają”. Stare Żywoty Włodzimierza z reguły powtarzają wersję chersoneską. W ramach teorii chersoneskiej latopis ipatiewski mówi o cerkwi Świętej Sofii, latopis radziwiłłowski o cerkwi Świętej Bogarodzicy, latopis włodzimierski – o cerkwi Zbawiciela.

Kontrowersje staroruskie pomiędzy grekofilami i grekofobami przeniosły się na grunt współczesny. Historiografii rosyjskiej w znacznej mierze odpowiadał Chersonez, lecz najwybitniejsi historycy, jak A. Szachmatow, J. Gołubiński, I. Parchomienko, odrzucili teorię chersoneską ze względu na datę i jawnie manipulatorską propagandę grecką na Rusi. Historiografia ukraińska podbudowywała młody patriotyzm wersją o chrzcie w Kijowie lub Wasylewie przed wyprawą na Chersonez. Wobec braku oczywistego dowodu, iż chrzest św. Włodzimierza nastąpił w Kijowie, niektórzy zwolennicy rodzimej chrzcielnicy dla Włodzimierza czynią stawkę na Wasylew na tej podstawie, że książę kijowski obrał chrześcijańskie imię cesarskiego szwagra Bazylego i celem upamiętnienia chrztu w owym miejscu zbudowano gród Wasylew. Wielu natomiast powtarza za A. Szachmatowem: „Rezygnujemy z jakiejkolwiek próby rozwiązania problemu, gdzie w rzeczywistości ochrzcił się Włodzimierz – w Kijowie, Wasylewie czy Chersonezie”.

Istnieją cztery teorie na temat szafarzy chrztu Włodzimierza i Rusi. Najbardziej tradycyjna, teoria bizantyńska, ma swoje podstawy w legendzie chersoneskiej i całym późniejszym procesie bizantynizacji Rusi. Ona też dominuje w wypowiedziach hierarchów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Radykalnie przeciwstawiana jest teoria rzymska, zgodnie z którą św. Włodzimierz został nawrócony przez norweskiego króla Olafa Tryggwisona, a ochrzcił go w obrządku łacińskim osobisty biskup Olafa – Paul, co miało pociągnąć za sobą ustanowienie na Rusi hierarchii łacińskiej.

Według teorii bułgarskiej zapoczątkowanej przez rosyjskiego historyka prawosławnego M. Prisiołkowa, św. Włodzimierz ochrzcił się na Rusi sam z rąk miejscowego duchowieństwa, natomiast do chrystianizacji Rusi i organizacji Kościoła sprowadził hierarchię i duchowieństwo z bułgarskiej Chrydy. Teoria ta miała najwięcej zwolenników. Zbieżna z nią teoria macedońska wysunięta przez o. Iryneja Nazarko, podkreśla wpływ na chrystianizację Rusi cyrylo-metodiańskiej Macedonii. Przeróżne argumenty każdej z tych teorii nie wykazują niezbicie, kto ochrzcił św. Włodzimierza. Wykazują natomiast jedno: chrystianizacja Rusi była dziełem międzynarodowym.

Wobec niepewności Starorusinów co do roku, miejsca i innych okoliczności chrztu św. Włodzimierza pisarze Rusi Kijowskiej wysunęli zdumiewającą teorię o jego samonawróceniu. Najstarszy „Żywot św. Włodzimierza” już w pierwszym zdaniu stwierdza, że „błogosławiony kniaź Włodzimierz, wnuk Olgi, ochrzcił się sam”. Autor wykazuje szczególne wybraństwo i sprzyjanie Opatrzności Bożej swemu narzędziu, upodobnionemu do proroka Dawida, Ezechiela, Jessego i „wielkiego cara Konstantyna”. Jakub Mnich we „Wspomnieniu i mowie pochwalnej” powiada: „Jak pragnie jeleń źródeł wodnych, tak pragnął prawowierny kniaź Włodzimierz świętego chrztu i Bóg spełnił pragnienie jego... Ochrzcił się zaś kniaź Włodzimierz sam i dzieci swoje i cały dom swój świętym chrztem oświecił”. Najdobitniej sformułował teorię samonawrócenia metropolita Hilarion w „Słowie o prawie i łasce”: „Cud przedziwny: inni królowie i władcy, chociaż widzieli wszystkie dzieła świętych mężów, nie uwierzyli, a raczej oddawali ich na cierpienia i męki; ty zaś, o błogosławiony, bez tego wszystkiego przyszedłeś do Chrystusa. Kierując się tylko swoim rozumem i umysłem, zrozumiałeś, że jest jeden Bóg Stwórca rzeczy widzialnych i niewidzialnych, niebieskich i ziemskich, i że posłał na świat dla zbawienia swego umiłowanego Syna. I z tymi myślami wstąpiłeś do świętej kąpieli.” W „Czytaniu o świętym Borysie i Glebie” wielebny Nestor pisze wręcz: „Jego Bóg natchnął i bez niczyjej pomocy sprawił, że stał się chrześcijaninem jako dawny Placyd... Tak samo i tenże Włodzimierz miał objawienie Boże, żeby stał się chrześcijaninem.”

Przegląd źródeł pozwala stwierdzić tylko jedno: sfałszowaną metrykę chrztu 988 roku wystawili Rusi muzułamańscy Arabowie i sami skrybowie ruscy dopiero po dwóch wiekach od tego wydarzenia. Żadna kancelaria kościelna lub cesarska nie dysponuje wiarygodnym dokumentem. Jeden jedyny dokument bizantyński, Skylitzesa, dotyczy wszakże małżeństwa Waldemara z cesarską siostrą Anną w zamian za pomoc Rusów w uśmierzeniu rebelii w Bizancjum i Chersonezie. Ta wyjątkowa purpura dla koczowniczej dynastii skandynawskich Rurykowiczów była nie do pomyślenia bez uprzedniego chrztu „kagana”. Z teorii „pięciu chrztów” wiadomo jednak, że chrzest przyjmowały kolejne watahy Normanów zajmujące Kijów i kolonie greckie, po czym nowi panowie faktorii handlowo-militarnych przywozili tam skandynawskich bożków. Dlatego o wiarołomnych Rusach pisano na Zachodzie, iż chrzcili się fikcyjnie, jak św. Olga baptizata ficte.

Mieszanina ludów wątłego państwowo dominium ruskiego, łasego na dobrodziejstwa prosperującego świata chrześcijańskiego, mogła dążyć do partnerskiej godności tylko poprzez religię, która zapewniała piśmiennictwo, kancelarię, prawo, organizację i nawet technologię. Co światlejsi „kuningowie” cywilizowali się przez „chrzty prywatne” i przez chrześcijańskie małżonki z Bułgarii (Swiatosław) lub porywane wprost z greckich klasztorów (Jaropełk). Podbici Słowianie bronili się przed obcymi bożkami we własnym obrządku. Pogaństwo to było bezsilne i nader prymitywne, by scalić ruski kaganat. Obrządek słowiański tworzył tymczasem szeroką wspólnotę poddanych, która slawizowała kniaziów, bojarów i drużynę. Chrzest św. Włodzimierza – niezależnie od daty, miejsca i szafarzy – był próbą wpisania się w świat cywilizowany, ustalenia „miejsca Rusi w świecie”. W obronie przed północnymi sąsiadami cesarstwo przez wieki budowało bizantyńskie „commonwealth”. Wszystkie „Sklawinie”, od Bułgarii przez Morawy do Rusi, po kolei przyjmowały zgotowane w Konstantynopolu struktury „mniejszych braci” cesarza z „azbukami” jako sztandarem suwerenności na czele. Włodzimierz jako udziałowiec w „sakralnej” dynastii chazarskiego kagana po półtora wieku od jego ucieczki do Połocka miał szansę współkształtowania zachodniego Cesarstwa Rzymskiego, albo spokrewnienia się z prawdziwym cesarzem Bazylim. Wybrał „urodzoną w purpurze” cesarzównę Annę. Chrześcijaństwa nie musiał wybierać. Uczyniła to wcześniej „babka Olga”, prawdopodobnie „stary Igor” i zamordowany przez Włodzimierza własny brat Jaropełk. Było to chrześcijaństwo prawie rodowe. Ono mogło się nie podobać Annie z powodu „heretyckiej” skazy obrządku słowiańskiego, lecz od „naprawy wiary” byli przecież duchowni z Chersonezu. Zarówno chrzest 988 roku jak ewentualna rebaptyzacja w tym okresie pozostają domysłami. Pewne jest tylko, iż małżeństwo zostało zawarte między chrześcijanami, tj. siostrą „głowy Kościoła” i neokonwertytą Włodzimierzem. „Doskonały” chrzest Rusi w obrządku bizantyńskim był następstwem niezwykłego sojuszu Rusi z Bizancjum znajdującym się w potrzebie. Dopiero z naprawiania przez Greków wiary ruskiej (secta Rusiae, jak określił ją papież Jan XIII) wzięła się legenda chersoneska, podstawa współczesnej „naukowej” wiary w chrzest Rusi w 988 roku.



cdn.
@abcd – Gwoli sprostowania odnośnie Twojego komentarza na temat Rusa. Nikt później nie dopisał żadnego Rusa żaden bolszewik. To w Kronice Wielkopolskiej znajduje się pierwsze podanie o trzech braciach Lechu, Czechu, i Rusie, która została napisana około 1295 roku jakieś 180 lat wcześniej przed kroniką Długosza. Dlatego w Kronice Wielkopolskiej Rus jest naszym bratem a u Długosza już nie. W skrócie chodzi o to, bo nie będę rozwijał tego wątku, że jest to czas niezwykle intensywnego konfliktu kulturowo politycznego Polsko – Niemieckiego. Polacy zyskują bardzo silną świadomość etniczną, ale też ludzie, którzy mieszkają w miastach gdzie stykają się z żywiołem niemieckim zresztą bardzo silnym w skutek kolonizacji XII i XIII wieku, ale i na wsiach gdzie setki wsi zostało osadzonych na prawie niemieckim chłopi Polscy chłopi Niemieccy, którzy się identyfikują, rozróżniają się i jest to walka o język, język kazań, którą prowadzi kościół Polski w obronie języka Polskiego, aby kazania nie były po Niemiecku. Nie ma poczucia istotnego fundamentalnego konfliktu politycznego miedzy Polska a Rusią nie ma takiego poczucia w końcu wieku XIII to przyjdzie wkrótce, dlatego Rus może być bratem.
U Długosza Rus pojawia się dużo później, jako potomek i to nie bezpośredni, daleki potomek Lecha. Długosz pisał, że Polska nie sąsiadowała z nikim na wschodzie i w brew pozorom to stwierdzenie nie jest absurdalne nie jest dowodem jakiejś fikcyjnej projekcji w przeszłość o wygodnym geopolitycznym położeniu Polski.
Dlatego Długosz w swojej kronice już nie na wstępie, ale w ostatnich jej fragmentach, bo doprowadził kronikę do czasów swojej śmierci do progu lat 1480 notuje oczywiście ogromny wzrost potęgi Moskiewskiej i docenia, że oto wyrósł potężny rywal – wróg, który może zagrozić Królestwu Polskiemu docenia to na ostatnich kartach swojej kroniki i rzeczywiście ma racje wtedy Moskwa staje się potęgą po pięciu wiekach naszego względnego sąsiedztwa. Wyjaśnia nam to, dlaczego Długosz Rusa odsuwa w czasie. To tak w skrócie, bo trzeba by było pokazać szerszy kontekst i tło.
Pozdrawiam :P
0 x



Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: abcd » czwartek 28 wrz 2017, 19:29

Miron pisze:Słowiański świat odnaleziony
27 września 2017

Obrazek

„Nie jesteśmy sobą, zamordowano nam rodziców, zamieniono nazwiska, wymazano pamięć, skazano na cudzość”. Zorian Dołęga Chodakowski O Słowiańszczyźnie przed chrześcijaństwem, wyd. Wrocław 1967. Ów proces „wymazywania” naszej zbiorowej świadomości, o którym pisał tak dramatycznie i w sposób chwytający za serce, wybitny dziewiętnastowieczny historyk, etnograf i archeolog, prekursor badań nad Słowiańszczyzną, rozpoczął się praktycznie tragicznej jesieni 1047 r., kiedy to książę Kazimierz Karol pokonał w bitwie pod Płockiem plemiennego księcia Mazowszan, Miecława, ostatniego obrońcy naszej kulturowej i politycznej niezawisłości oraz rodzimej wiary. Archeolodzy wprawdzie do dzisiaj spierają się, czy odkopane z ruin szczepowego gniazda niepokornego płockiego wojewody ślady świątyni, mającej formę kuźni (zapewne związanej z kultem Peruna i Swaroga lub Swarożyca) pochodzą istotnie z czasów tzw. reakcji pogańskiej, czy też z czasów przedchrześcijańskich, jednakże owe szczątki przeszłości mogą stanowić wymowny symbol słowiańskiego „świata zaginionego”, skutecznie zatartego w ludzkich umysłach przez całe wieki wynaradawiania Polan, Wiślan, Ślężan i Mazowszan.

Chrześcijaństwo wprowadzane ponownie przez tzw. Odnowiciela metodami terroru (dość przypomnieć lakoniczne zdanie Galla Anonima: „Miała tam być wielka rzeź Mazowszan…”), bezwzględne niszczenie pamiątek „pogańskiej” przeszłości (wycinanie świętych gajów, palenie świątyń, usuwanie posągów, mordowanie kapłanów i wyznawców uparcie trwających przy „bałwochwalstwie”) i wielopokoleniowa praca kleru katolickiego, sterującego niemal niepodzielnie oświatą aż po wiek XVIII, odcięły nas od własnych korzeni, sprawiły, że bezkrytycznie zaczęliśmy przyjmować zachodnie wzorce kulturowe, wstydząc się tego, kim byliśmy i jesteśmy. W pewnym stopniu bowiem proces ten trwa do dziś.

W szkołach młodzież uczy się głównie o mitologii grecko-rzymskiej, dzięki powieściom, filmom i grom fantasy poznaje jako tako mity celtyckie, skandynawskie, germańskie, lecz w ogromnej większości nie ma pojęcia o własnym kulturowym dziedzictwie. Nic dziwnego, skoro utrwalono w zbiorowej umysłowości przekonanie, iż historia naszego kraju zaczęła się wraz z tzw. „chrztem Polski” w 966 r. (ani nie ochrzczono wtedy wszystkich poddanych Mieszka, ani taki twór jak „Polska” jeszcze nie zaistniał), zbywając dorobek wcześniejszych pokoleń paroma ogólnikowymi zdaniami o „tworzeniu zrębów państwowości” przez Piastów. Niewiele dowiadujemy się o naszej przedchrześcijańskiej przeszłości nie tylko dlatego, że wobec ogromu niszczycielskiej pracy, jaka się dokonała na tych ziemiach, siłą rzeczy rezultaty badań archeologicznych musiały być dosyć nikłe – przyczyną był także fakt, iż wyniki owych odkryć nie były szczególnie eksponowane ani popularyzowane i pozostawały znane wąskim kręgom akademickim lub stawały się domeną niewielkich stosunkowo grup słowianofilskich. W świadomości przeciętnego Polaka takie zwyczaje, jak śmigus-dyngus, wiosenne malowanie kraszanek, Noc Świętojańska (Kupała), choinka itp., to takie same chrześcijańskie zwyczaje, jak post, czy Popielec. Większość ludzi nie uświadamia sobie ich pradawnego, rytualnego charakteru, uważając je, co najwyżej, za ludowe „zabobony”. Czego bowiem Kościół Katolicki nie zdołał całkiem wyrugować, po prostu wchłonął, skutecznie wypierając z ludzkiej świadomości ich pierwotne religijne znaczenie.

Obrazek

Profesor Maria Janion w znakomitej pracy „Niesamowita Słowiańszczyzna” (Kraków 2006) niezwykle przekonująco ukazała, jak przez całe wieki rozwoju polskiego piśmiennictwa nasza rodzima kultura była lekceważona, infantylizowana, sprowadzana do zbiorku „ludowych przesądów”, jednym słowem: tworzono wizję Słowiańszczyzny „upupionej”, by posłużyć się gombrowiczowskim określeniem – przaśnej, głupawej i prymitywnej. Stopniowo rodził się koszmarny stereotyp wąsatych i płowowłosych matołków, beztrosko pląsających w wianuszkach po łąkach, którzy radośnie i rzekomo „bezkolizyjnie” (jak twierdził np. Z. Pietras w książce o Odnowicielu, Kraków 1999) przyjęli nową wiarę, równie łagodną i „litościwą” jak oni sami. Fakt, że bez mała siedemdziesiąt lat po przymusowym ochrzczeniu „narodu” nastąpiły kolejno: wygnanie dynastii panującej, bunt możnowładców i wreszcie antychrześcijańskie powstanie ludowe, a także secesja Mazowsza, jakoś umykał naukowcom, był bagatelizowany i spychany na margines zbiorowej wiedzy. Znaleźli się nawet „uczeni” twierdzący, że nie było żadnego religijnego buntu. Rzecz ciekawa, twierdzili tak nie tylko historycy katoliccy, ale także komunistyczni – ci ostatni przede wszystkim dlatego, iż podążali za doktryną Karola Marksa, ujmującą proces przechodzenia od politeizmu do monoteizmu jako dziejową konieczność, cenę nieuchronnego postępu. I chociaż wystarczyło spojrzeć szerzej na świat, by przekonać się, że przygoda z monoteizmem zdarzyła się w przeciągu dziejów tylko Europie Zachodniej (kiedy Żydzi przemycili ideę jedynego boga z Azji Mniejszej do Rzymu), gdy np. współczesne Indie, czy też Japonia kompletnie owej teorii nie potwierdzają, utrwalało się jednak w świadomości dwudziestowiecznych naukowców przekonanie, że każda próba utrzymania, a tym bardziej wskrzeszenia tradycji przedchrześcijańskich była z góry skazana na niepowodzenie i niewarta jakiejkolwiek ideowej, czy intelektualnej obrony.

Obrazek

Trudno się zatem dziwić, że wobec wielowiekowych edukacyjnych zaniedbań, a także celowych zafałszowań, nasza literatura równie słabo radziła sobie dotychczas ze skażoną chrześcijańskimi nawarstwieniami tradycją.

Ambitne próby odrodzenia rodzimej mitologii przez Juliusza Słowackiego w pisanych w duchu „szekspirowskim” dramatach: „Balladyna” i „Lilla Weneda”, a także heroiczno-mistycznym poemacie „Król-Duch” pozostały tworami genialnymi, lecz osamotnionymi. Niemal bez echa przeszła całkiem udana „Bogunka na Gople” Ryszarda Berwińskiego, a późniejsze nawiązania do rodzimych tradycji w epoce Młodej Polski ze strony Tadeusza Micińskiego (np. w dramatach „Królewna Orlica”, czy „Koniec Wenety”) pokrywa dzisiaj biblioteczny kurz zapomnienia. Najbardziej znana pozostała, stosunkowo niedawno zekranizowana, „Stara baśń” Kraszewskiego – istny pomnik naiwnego, uproszczonego odczytywania naszych pradawnych dziejów. Polska literatura historyczna zawsze mierziła upiększonym, przesłodzonym obrazem własnej przeszłości i bogoojczyźnianym zadęciem, skoro dojrzała proza tego rodzaju (Kraszewski, Sienkiewicz) rozwinęła się pod koniec XIX wieku, kiedy byliśmy pod zaborami i trzeba było pisać „ku pokrzepieniu serc”. Polacy byli w tych powieściach zawsze szlachetni do bólu, a jeśli zdarzał się wśród nich czarny charakter, to oczywiście zdrajca. Jeśli ktoś gwałcił, palił i mordował, to oczywiście Niemcy/Krzyżacy. My nigdy. I tak właśnie w klasycznym utworze Kraszewskiego książę Popiel jest zły nie z własnej natury, tylko dlatego, że ulega podszeptom demonicznej niemieckiej małżonki. Niedostatek dziewiętnastowiecznej wiedzy historycznej i chrześcijańskie stereotypy kazały też pisarzowi całkowicie momentami fałszywie przedstawiać kult rodzimych bogów: ukazuje na przykład kapłanki Nyi (bądź Nijoły) jako rodzaj katolickich zakonnic, oddanych na służbę bóstwu i skazanych na pozostawanie w dziewictwie do końca życia! Warto przypomnieć, że celibat był wymysłem chrześcijańskim i realnie został wprowadzony w Europie dopiero na przełomie XII-XIII w., w dodatku był to proces skomplikowany i długotrwały. „Pogańskie” kapłanki oczywiście wychodziły za mąż i miały dzieci, zazwyczaj w obrębie kasty świątynnej, jeśli zaś chodzi o dziewicze strażniczki świętego ognia, najprawdopodobniej tak jak rzymskie westalki, mogły opuścić służbę w momencie osiągnięcia dojrzałości i cieszyć się normalnym życiem małżeńskim. Prócz słabo skonstruowanej fabuły i płytko zarysowanych postaci, utwór ma jednak przejmujące momenty i zapadające w pamięć opisy, jak choćby krwawa uczta Popiela, czy też plastyczny, porywający obraz święta Kupały. Pomimo literackich i merytorycznych niedociągnięć, dzieło Kraszewskiego pozostało jak dotąd (sic!) najbogatszą próbą przedstawienia słowiańskiego świata przed inwazją głosicieli Dobrej Nowiny.

Maria Janion ciekawie zanalizowała też powieść „Masław” tegoż autora, obrazującą czasy tzw. reakcji pogańskiej. Wprawdzie, idąc śladami Kadłubka i propagandy katolickiej, pisarz uczynił z księcia Miecława zbuntowanego chłopa, a ukazując obóz „pogan”, wzorował się ewidentnie na obozie rewolucjonistów z „Nie-boskiej komedii” Krasińskiego, starając się odmalować go w barwach jak najbardziej odrażających, fascynująco jednak, jak trafnie spostrzegła badaczka, jawi się mroczna wizja szalonej, „dzikiej” Słowiańszczyzny (wbrew obowiązującym stereotypom, wcale już nie takiej poczciwej i dobrodusznej), którą jedynie chrześcijaństwo może wziąć w karby, poskromić i ucywilizować. Jakimi metodami – pisaliśmy już o tym powyżej. Trzeba uczciwie przyznać, że Kraszewski nie oszczędził czytelnikowi przejmującego opisu końcowej rzezi „buntowników”. Uśmiech politowania wzbudzają jednak ekwilibrystyki słowne autora, który przy swojej antygermańskiej fobii, musiał sporo napracować się nad literackim rozmyciem faktu, że Kazimierz tzw. Odnowiciel przywracał swoją władzę i „prawdziwą” wiarę przy pomocy wojsk niemieckich i ruskich, bez wahania mordujących opornych Polan i Mazowszan. Jednak zapewne w pojęciu głęboko wierzącego autora „prawdziwy Polak” nie mógł być kim innym niż katolikiem – wszak „tylko pod krzyża znakiem…” – tak więc stawiający opór „poganie” zasłużyli w pełni na swój tragiczny los.

Tę nacjonalistyczno-katolicką tradycję podtrzymywała w pewnym stopniu propaganda komunistyczna po II Wojnie Światowej. Powstająca wówczas literatura historyczna była zresztą traktowana jako twórczość niższego lotu i zepchnięta na półki dla dzieci i młodzieży, wraz z dawnymi baśniami i legendami. Miała „tworzyć wzorce” a nie zgłębiać prawdy o nas samych. Stąd jej sztuczność i papierowość. Pisane z myślą o najmłodszych czytelnikach utwory Janiny Porazińskiej, czy Anny Świrszczyńskiej („Arkona”) utrwalały jedynie obowiązujący schemat Słowian jako matołków w łykowych łapciach i w najlepszym razie pozostały literaturą dobrych chęci. Niestety, podobnie stało się z ciekawą w zamyśle, lecz chybioną literacko trylogią Zbigniewa Nienackiego „Dagome iudex” (1989/90), która ewidentnie nie trafiła w swój czas i pozostała kompletnie niedoceniona. Nad powiastkami pisanymi w podobnym duchu przez pośledniejszych autorów, takimi jak np. całkiem dziś zapomniany „Syn Popiela” Władysława Bodnickiego (Łódź 1973) najlepiej miłosiernie zapuścić zasłonę milczenia.

Obrazek

Zdawałoby się, że pisana z myślą o nieco starszym czytelniku literatura, jak choćby powieści Karola Bunscha (cykl piastowski), czy Antoniego Gołubiewa (cykl o Bolesławie Chrobrym) powinny nieco poważniej ujmować przedchrześcijańską spuściznę, niestety nad nimi także zaciążyły omawiane wcześniej stereotypy i mylne wyobrażenia, wywodzące się z uprzedniego (XIX) stulecia. We wszystkich tych utworach dawna Słowiańszczyzna jawi się „raz na ludowo”: infantylnie, przaśnie, głupawo. Dodatkowym problemem stała się, niezwykle wówczas modna stylizacja na gwary wiejskie, niezbyt szczęśliwa próba odtworzenia polskiego języka „średniowiecznego”, wobec braku wiarygodnych zapisów z góry skazana na niepowodzenie, maniera językowa niewątpliwie utrudniająca lekturę i stanowiąca istotną barierę dla zwłaszcza dzisiejszego młodego czytelnika.

Obowiązujący u nas schemat myślowy nakazuje „znawcom” traktować współcześnie pisaną literaturę fantasy jako zbiór „bajek” dla młodocianych, niedojrzałych intelektualnie czytelników, w istocie jednak powieści fantasy od dawna są przede wszystkim czytane przez ludzi dorosłych. Można by rzec, że w tym gatunku literatura zatoczyła wielkie koło, wracając do właściwych korzeni epiki („Iliada”, „Odyseja”, „Saga o Nibelungach”, mity arturiańskie itp.), jakimi były legendarne i mityczne opowieści o bogach i bohaterach. Niebywała popularność na całym świecie tego rodzaju twórczości świadczy o potrzebach czytelniczych w tym względzie i zwłaszcza na polskim gruncie stanowi wciąż jeszcze obszar słabo zagospodarowany. Niestety, nasza rodzima fantasy jest, jak dotychczas, wtórna wobec zachodniej i w dodatku mało odważna, jeśli chodzi o obraz świata i prezentowany światopogląd.

Jeśli chodzi o temat najbardziej nas obchodzący – fantasy „historyczna” z elementami słowiańskimi – czołowy twórca danego gatunku, Andrzej Sapkowski dość nieśmiało wprowadził quasi słowiańskie motywy we wczesnych opowiadaniach o Wiedźminie (zwłaszcza „Kraniec świata”) i po części w „Trylogii husyckiej” (wodnik, rusałka, wilkołak), jakkolwiek zawsze w kontekście ironicznym, traktując temat z właściwą sobie dezynwolturą. Zafascynowany mitologią celtycką i legendami arturiańskimi pisarz w głośnym niegdyś eseju „Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach” [„Nowa Fantastyka” nr 5/1993] wręcz odciął się od literackich poszukiwań na rodzimym terenie, uznając go za jałowy i mało inspirujący.

Jeszcze bardziej widać tę polską niemożność w dwóch powieściach, stworzonych przez młodszych autorów: Pawła Rochali „Bogumił Wiślanin” (Warszawa 2005) i Rafała Dębskiego „Kiedy Bóg zasypia” (Lublin 2007).

Pierwsza z nich miała być ambitną próbą ukazania w sposób nieszablonowy, zgodny z ustaleniami nowszych badaczy, świata słowiańskich wierzeń i mitów. Niestety, na tychże ambitnych zamiarach się skończyło, okazała się bowiem artystycznym niewypałem. Autor wykreował postać słowiańskiego kapłana wróżbity jako płaczliwego niedołęgę, plączącego się bezwolnie wśród bogów (pojawiających się i znikających w akcji bez żadnego fabularnego uzasadnienia) i ówczesnych plemiennych elit, gdzie niektórzy książęta, jak gdyby nigdy nic, przechodzą sobie na chrześcijaństwo, nie odczuwając wewnętrznego konfliktu i zewnętrznych problemów. Ekspansja obcej religii także wypadła blado: tu i ówdzie przewijają się mnisi misjonarze, traktowani jako nieszkodliwi dziwacy. Dziwne, że religia, reprezentowana przez takich głosicieli, w ogóle odniosła polityczny i historyczny sukces! Autor jednak wyznaje najwidoczniej z góry założoną tezę, iż kulty „pogańskie” i tak były skazane na zagładę, toteż ukazał nam jednego z ostatnich wyznawców jako totalnego nieudacznika, zmierzającego wprost do klęski wraz z całym swoim światem. Pisarz nie potrafił jednak lub nie chciał, wyjaśnić przyczyn przegranej rodzimej wiary w starciu z nową na tych ziemiach, dynamiczną i agresywną ideologią.

Rafał Dębski natomiast starał się ciekawie opisać Czasy Zamętu, czyli tzw. „reakcji pogańskiej” w Wielkopolsce i najazdu Brzetysława, lecz nie zdołał przekonująco ukazać genezy buntu ani jej religijnego podłoża. Podobnie jak Rochala, zdaje się wyznawać teorię, że skoro jakiś system upadł i nie przetrwał, należy uznać go z definicji za twór poroniony. Że rację mają zawsze zwycięzcy. Chociaż obdarza chrześcijańskich Czechów paroma karykaturalnymi rysami, akcentując ich chciwość, rozwiązłość i hipokryzję (Brzetysław, biskup Sewer), na pierwszy plan wybijają się w powieści wymowne symbole w postaci toczonego przez robaki posągu Świętowita, czy wskrzeszonego wbrew woli z grobu wampira, a także Bolka Zapomnianego w roli Pasterza Upiorów. Nawiązując do słowiańskich legend i wierzeń, pisarz bezustannie podkreśla strupieszałość i przebrzmiałość rodzimej kultury, której, jego zdaniem, w XI wieku nie warto było reaktywować. Autor najwyraźniej nie ma wątpliwości, że chrześcijaństwo musiało być lepsze od „pogaństwa”, skoro wygrało. Dlatego pod koniec utworu zjawia się niczym deus ex machina Kazimierz Odnowiciel, papierowa, bezbarwna postać, wygłaszająca „jedynie słuszne” tezy i w jednej chwili przywracająca „ład i porządek”. Pisarz podążył tu tropem Bunscha, który podobnie przedstawił okres niepokojów w cyklu piastowskim („Bracia”, „Bezkrólewie”) i powrót „prawowitego władcy” w powieści „Odnowiciel”.

Wielka szkoda, że wymienieni autorzy, skrępowani marksistowsko-katolickim gorsetem światopoglądowym, nawet nie spróbowali przywrócić Słowianom oraz ich bogom dumy, godności ani przydać żadnej racji moralno-intelektualnej, która pozwoliłaby zrozumieć motywy działania naszych przodków. A jednak warto sięgnąć po omawiane tytuły, by przekonać się, jak niewiele brakowało autorom do znalezienia właściwej ścieżki pośród osnutych mgłą chrześcijańskiego zakłamania kulturowych korzeni: wystarczyło spojrzeć na świat oczami „pogan”, broniących swej niezawisłości i rodzimych bogów.

„U nas nie było elfów i Merlina, przed rokiem 966 niczego u nas nie było, tylko był chaos, czerń i pustka, mrok, który rozjaśnił nam dopiero rzymski krzyż – ironizował Andrzej Sapkowski w „Pirogu”. – Jedyny kojarzący się nam archetyp, to owe zęby, które Mieszko [Bolesław Chrobry – przyp. WJ] kazał wybijać za łamanie postu. (…) I cała prasłowiańska mitologia wyleciała z naszej kultury, z naszych marzeń, niby owe zęby, wyplute z krwią”.

Z całym szacunkiem dla dokonań twórcy Wiedźmina, pozwalam sobie zakwestionować jego mocno dzisiaj zdezaktualizowaną tezę, głoszoną zresztą ponad dwadzieścia lat temu. Sapkowski był w tym względzie nieodrodnym dzieckiem swego pokolenia, u którego niechęć do własnych korzeni mieszała się ze zwykłą niewiedzą. Rosnąca z roku na rok u progu nowego stulecia i tysiąclecia w naszym społeczeństwie popularność nurtów rodzimowierczych, coraz większe zainteresowanie dla rekonstrukcji pradawnych obrzędów i rytuałów, pozbawionych nalotu katolickiego, a także poszukiwanie swojskich legend i mitów, świadczą wymownie, że istnieje spory obszar, jaki polska literatura, nie tylko fantasy, mogłaby wciąż eksplorować.

Słowiański świat zaginiony dla wielu naszych rodaków obecnie staje się światem odnalezionym – na gruncie literackim czeka jednak jeszcze na swego odkrywcę.

Witold Jabłoński jest autorem powieści „Słowo i miecz”, słowiańskiej fantasy historycznej, rozgrywającej się w czasach Miecława.

http://www.smakizpolski.com.pl/slowianski-swiat/
https://wiaraprzyrodzona.wordpress.com/ ... naleziony/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Thotal » czwartek 05 paź 2017, 16:37

powstała fundacja...


https://www.youtube.com/watch?v=7Ps9ogU83Mg




Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Thotal » niedziela 29 paź 2017, 11:48

wychodzą na jaw następne dowody...


https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpr ... mment-6553




Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
songo70
Administrator
Posty: 16971
Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
Lokalizacja: Carlton
x 1086
x 544
Podziękował: 17181 razy
Otrzymał podziękowanie: 24259 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: songo70 » niedziela 29 paź 2017, 12:25

..to on byl ten slynny 40 I 4 od Adasia :?:
0 x


"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować

Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13131
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 695
Podziękował: 30184 razy
Otrzymał podziękowanie: 19679 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » niedziela 29 paź 2017, 12:25

Według turbokatoli Mieszko był pierwszym władcą Polski, a Zygmunt III – 31. Niestety na Kolumnie Zygmunta w Warszawie ufundowanej przez jego syna Władysława jest podane, że Zygmunt był 44. władcą Polski. Jego tytuł królewski to: król Wandalów (Wiślan), Gotów (Litwy) i Szwedów.
Do spranych turbokatolickich, pozbawionych wiedzy łbów nic nie dociera.

Według kronik niemieckich i polskich Zygmunt III Waza był 44. lub 45. władcą Polski Wandalów, jak nazywano Polaków od słowiańskiej nazwy naszej głównej rzeki Wandalusa.
Każdy słyszał o sławnej przedkatolickiej historii Wandalitów/Wiślan. Nie istnieje źródło historyczne, które zaczyna historię Polski od Mieszka. Od Mieszka zaczyna się tylko katolicka historia i upadek Polski.
Turbokatole :D
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13131
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 695
Podziękował: 30184 razy
Otrzymał podziękowanie: 19679 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » niedziela 29 paź 2017, 13:02

Poczet królów Lechii udokumentowany przez niemieckiego zaborcę w 1864 roku!
A Ty, Lechito, śpij dalej…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tablica dynastii królów Polski

1. Dynastia Lechów

Lech I 550-655 (sic!)
Wizymir I 655-695
XII Wojewodów 695-700
Krakus I 700-728
Lech II 728-750
Wanda 750-760
XII Wojewodów 760-770
Leszek I lub Przemysław 770-804
Leszek II 804-810
Leszek III 810-825
Popiel I 825-830
Popiel II 830-869

2. Dynastia Piastów

Piast rządził za swego syna Ziemowita 860-884
Ziemowit 884-894
Leszek I (IV) 894-913
Ziemomysł 914-958
Mieczysław I [Mieszko] 958-992
Bolesław I Wielki [Chrobry] 992-1025

[…]

Na podstawie: Die Theilung Polens in den Jahren 1773, 1793, 1796 und 1815 nebst einer Dynastien-Tafel der Könige von Polen und der Wiener Kongress im Jahre 1815, von F.V.S. [Podział Polski w latach 1773, 1793, 1796 i 1815 wraz z tabelą dynastii królów Polski i Kongres Wiedeński w roku 1815, przez F.V.S.], Berlin 1864.

https://books.google.pl/books?id=nZgBAA ... &q&f=false

Dziękuję jednemu z komentatorów za podesłanie tak ważnego dla Wielkiej Pobudki Słowian źródła informacji 🙂 Niemiecka praca wydana w Berlinie, uznająca ciągłość państwowości Polski od roku 550 jest dla współczesnych Polaków gratką nie lada. Wybija bowiem „argumenty” z ręki współczesnej „naukowej” agenturze, próbującej równie natarczywie, co nieudolnie, nadal ukrywać przed nami

historyczne fakty dotyczące prawdziwych korzeni Narodu Polskiego.

Prezentowana tutaj tabela królów Polski począwszy od króla Lecha I Wielkiego, założyciela wielkiej dynastii lechickiej, nie pokrywa się co prawda dokładnie z badaniami Janusza Bieszka i jego wersją pocztu królów Lechii, stanowi tym niemniej dla nas kolejne już z wielu źródeł, które możemy brać pod uwagę w naszych osobistych badaniach nad Polską starożytną.

A Polska

krajem starożytnym

niewątpliwie jest… 🙂

Co z roku na rok będzie coraz dokładniej i szczegółowiej dokumentowane – w miarę wycieków z rozsianych po całym świecie tajnych bibliotek kolejnych, ukrywanych w nich, źródłowych dokumentów dotyczących dziejów Polski starożytnej.

TAW
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpr ... 1864-roku/
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Thotal » poniedziałek 30 paź 2017, 10:42

warto poczytać, mimo pewnych błędów, aby doczytać się IDEI SŁOWIAŃSZCZYZNY, charakteru społeczeństwa, które tak bardzo jeszcze dzisiaj przeszkadza wrogom takiej cywilizacji...

https://books.google.pl/books?id=ONDLsg ... &q&f=false




Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Banger6
Posty: 9
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 12:21
Podziękował: 9 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Banger6 » wtorek 31 paź 2017, 12:52

Wielka Zdechia... Od kilku lat tkwicie w błędzie. Jak to mówi reklama puszczana teraz w tv:„ Nie damy sobie wmówić, że białe jest białe, a ciemne–ciemne". Ten cytat idealnie pasuje do was, mimo to spróbuję. Macie kilkanaście linków to może coś się u was zmieni:
http://seczytam.blogspot.com/2016/07/tu ... jenie.html
http://seczytam.blogspot.com/2016/07/tu ... ie_18.html
http://seczytam.blogspot.com/2016/09/tu ... jenie.html
https://seczytam.blogspot.com/2016/10/t ... jenie.html
http://seczytam.blogspot.com/2016/12/tu ... jenie.html
http://seczytam.blogspot.com/2017/04/tu ... jenie.html
http://seczytam.blogspot.com/2017/07/tu ... jenie.html
http://seczytam.blogspot.com/2017/09/o- ... ole-z.html
https://histmag.org/10-argumentow-ze-Im ... TLDR-15840
https://histmag.org/Kronika-Prokosza-pr ... asow-15761
https://histmag.org/Archeolodzy-na-trop ... wian-14875
https://histmag.org/potomkowie-wandalow ... akow-12228
A jeszcze tak poza tematem Wielkiej Lechii powiem, że podobne fantamzaty istnieją w wielu innych krajach, np. w Macedonii istnieje wymysł, że dawno dawno temu, czyli 400 000 lat p.n.e. istniało na 5 kontynentach takie państwo jak Zeta Macedonia! 😜, a Koreańczycy wymyślili sobie Imperium Hwan:
https://zetamacedonia.com/default/zeta_ ... a-6541-138
http://koreabridge.net/post/korean-nati ... n-intraman
0 x



Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13131
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 695
Podziękował: 30184 razy
Otrzymał podziękowanie: 19679 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » wtorek 31 paź 2017, 13:05

Banger6 pisze:
wtorek 31 paź 2017, 12:52
Wielka Zdechia... Od kilku lat tkwicie w błędzie.
Dzień dobry :D
Jak się wchodzi, tym bardziej po raz pierwszy, najpierw się wita.
1 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Lech I Wielki
Posty: 6
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 13:29
Otrzymał podziękowanie: 3 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Lech I Wielki » wtorek 31 paź 2017, 13:37

Czytał ktoś "Najdawniejsze dzieje ziem polskich"?
0 x



Banger6
Posty: 9
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 12:21
Podziękował: 9 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Banger6 » wtorek 31 paź 2017, 14:34

grzegorzadam pisze:
wtorek 31 paź 2017, 13:05
Banger6 pisze:
wtorek 31 paź 2017, 12:52
Wielka Zdechia... Od kilku lat tkwicie w błędzie.
Dzień dobry :D
Jak się wchodzi, tym bardziej po raz pierwszy, najpierw się wita.
A niech panu będzie: witam! Teraz pana kolej, niech się pan odniesie do linków podanych przeze mnie w poście.
0 x



Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13131
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 695
Podziękował: 30184 razy
Otrzymał podziękowanie: 19679 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » wtorek 31 paź 2017, 14:45

Nie ''panujemy'', nie zaglądamy do metryk i nie tylko :)
Odniosę się, myślę, że nie tylko ja, temat szeroki, wart takiegoż omawiania.
Na pewno turbokatole nie mają, a turbosłowianie nie muszą mieć racji, materiały są szczątkowe, choć
archeologia i badania DNA powolutku odkłamują tę ''lukę'' historyczną.
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Lech I Wielki
Posty: 6
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 13:29
Otrzymał podziękowanie: 3 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Lech I Wielki » wtorek 31 paź 2017, 15:38

Ale bełkot....
A - tylko nieuk twierdzi, że materiały są szczątkowe, mamy tysiące danych archeologicznych, raportów i opracowań. Nie wspominając już o źródłach zewnętrznych
B -DNA nie ma nic do kultury archeologicznej i do samookreślenia się danej grupy, jej języka itd. To samo DNA mają potomkowie indian północnoamerykańskich, ale nie wiem czy obecna kultura i język angielski mają wiele wspólnego ze spuścizną ich przodków.
C - turbosłowianie to fenomen skrajnej głupoty - nikt z nich nie ma wykształcenia w temacie, ale każdy WIE :P
0 x



Banger6
Posty: 9
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 12:21
Podziękował: 9 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Banger6 » wtorek 31 paź 2017, 15:43

Aha, czyli turbokatole nie mają racji napewno, turbolechici dotychczas nie wiadomo, ale się okaże, że też nie mają! Xd Rację ma nicum picum.
0 x



Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Thotal » wtorek 31 paź 2017, 16:18

Widzę że agentura wysłała na zwiady jakieś pa trole... :D
Agentura jest na tyle mondra, na jakim poziomie mondrości ma krawężników, których wystawia na obchód :D
Chłopcy, te wasze gumofilce nie pasują do tutejszych salonów, szkoda że już musicie spadać!!!



Pozdrawiam - Thotal :)
1 x



Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13131
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 695
Podziękował: 30184 razy
Otrzymał podziękowanie: 19679 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » wtorek 31 paź 2017, 16:43

Lech I Wielki pisze:
wtorek 31 paź 2017, 15:38
Ale bełkot....
A - tylko nieuk twierdzi, że materiały są szczątkowe, mamy tysiące danych archeologicznych, raportów i opracowań. Nie wspominając już o źródłach zewnętrznych
Aleś sobie nick wyharatał - wielki :D
Nie wysilaj żyłek tak mocno, można spokojnie przecież.
Materiały są szczątkowe, spalone, wywiezione, twoje wykrzykniki nic tu nie pomogą.
Obecną ''historią'' Polski zawiadują niemiecko-jewrejskie koła i widać efekty.
Nie wiem skąd przybyłeś ''wielki'' ''rycerzu'', ale można domniemywać.
B -DNA nie ma nic do kultury archeologicznej i do samookreślenia się danej grupy
ma, owszem, bo dowodzi, kto tu mieszkał, i że mieszkał aż do Renu, kolego ''wielki''.
C - turbosłowianie to fenomen skrajnej głupoty - nikt z nich nie ma wykształcenia w temacie, ale każdy WIE
No i się wysypałeś właśnie :lol:
Banger6 pisze:
wtorek 31 paź 2017, 15:43
Aha, czyli turbokatole nie mają racji napewno, turbolechici dotychczas nie wiadomo, ale się okaże, że też nie mają! Xd Rację ma nicum picum.
A mają? :D
turbolechici dotychczas nie wiadomo, ale się okaże, że też nie mają!
Czas pokaże.
Thotal pisze:
wtorek 31 paź 2017, 16:18
Chłopcy, te wasze gumofilce nie pasują do tutejszych salonów, szkoda że już musicie spadać!!!
Niech popiszą, na razie zaatakowali studenci z ''grubej rurki''
Poczekamy na konkrety.
1 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Banger6
Posty: 9
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 12:21
Podziękował: 9 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Banger6 » wtorek 31 paź 2017, 17:27

Banger6 pisze:
wtorek 31 paź 2017, 15:43
Aha, czyli turbokatole nie mają racji napewno, turbolechici dotychczas nie wiadomo, ale się okaże, że też nie mają! Xd Rację ma nicum picum.

A mają? :D
No turbolechici napewno racji nie mają!😜😜😜
0 x



Banger6
Posty: 9
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 12:21
Podziękował: 9 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Banger6 » wtorek 31 paź 2017, 18:44

Hej turbolechici! Możecie zarzucić tam swoje macki i napisać coś o Wielkiej Lechii! 😜
https://desuarchive.org/his/thread/711673/

Edit:
Popraw link
grzegorzadam
0 x



Awatar użytkownika
songo70
Administrator
Posty: 16971
Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
Lokalizacja: Carlton
x 1086
x 544
Podziękował: 17181 razy
Otrzymał podziękowanie: 24259 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: songo70 » wtorek 31 paź 2017, 18:53

..proponuje co najmniej przenieść słowne przepychanki do właściwego wątku- historia jest pełna,-
zafałszowania- pewnym naukowym rozwiązaniem jest:

https://www.ancestry.com/
mój kolega angol wykonał test i wyszło mu na mapce, iż jest w większości angolem z dziada/pradziada,-
ale mapka zahacza o Skandynawię, a to ze względu na:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Inwazja_N ... %99_w_1066

przypominam również o :
https://www.youtube.com/watch?v=aZBc2P0ZROM
0 x


"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Thotal » wtorek 31 paź 2017, 20:19

Hipoteza czasu widmowego nie wyklucza historii WIELKIEJ LECHII, moim zdaniem utwierdza wręcz zakłamanie hierarchii kościelnej i możliwość wypaczenia ciągłości cywilizacji słowiańskiej.




Pozdrawiam - Thotal :)
1 x



Awatar użytkownika
songo70
Administrator
Posty: 16971
Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
Lokalizacja: Carlton
x 1086
x 544
Podziękował: 17181 razy
Otrzymał podziękowanie: 24259 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: songo70 » wtorek 31 paź 2017, 20:30

..nie miełem takiej intencji aby mieszać Wielką Lechię z Karolem Wielkim,-
to tylko przykład jak wieki indoktrynacji szkolnej spowodowały,-
utrwalenie przekonania w miliardach umysłów na świecie,-
fałszywej wersji historii Europy. ;)
1 x


"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować

Banger6
Posty: 9
Rejestracja: wtorek 31 paź 2017, 12:21
Podziękował: 9 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy

Re: WIELKA LECHIA, HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ!!!

Nieprzeczytany post autor: Banger6 » wtorek 31 paź 2017, 20:42

A tu prof. Grzybowski, czyli autor badania o etnogenezie Słowian. Nasłuchałem się od turbosów, że jego badania rozwiązują kwestie kulturowe i językowe. Nic bardziej mylnego:
https://www.youtube.com/watch?v=7rITx7gSYVk
0 x



ODPOWIEDZ