Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

Kultura/folklor słowiański

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: janusz » czwartek 05 cze 2014, 23:23

Obrazek Album „Poznaj Słowian” autorstwa Igora D. Górewicza to pierwsze wydanie, które w przystępny sposób prezentuje kulturę dawnych Słowian w oparciu o prace odtwórców historycznych.

Obrazek

Książka posiada nowatorską szatę graficzną na którą składa się wybór ponad 200 zdjęć wykonanych podczas wielu sesji zdjęciowych w skansenach w Wolinie, niemieckim Torgelow, plenerach i w studiu. Kilkudziesięciu najwyższego poziomu odtwórców historycznych i rzemieślników z całej Polski, a także Niemiec i Białorusi zaprezentowało wytwory będące kopiami zabytków archeologicznych oraz przekrój przez różne dziedziny życia od pożywienia, mieszkania, grodów, higieny przez dzieci, handel najważniejsze rzemiosła, wojskowość po święta i zwyczaje pogrzebowe. Wydanie albumu wsparł Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego. Patronat medialny objęła TVP Historia. Książka dostępna będzie od czerwca 2014 m.in. na stronie Wydawnictwa Triglav http://www.triglav.com.pl
0 x



Awatar użytkownika
songo70
Administrator
Posty: 16958
Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
Lokalizacja: Carlton
x 1086
x 544
Podziękował: 17174 razy
Otrzymał podziękowanie: 24256 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: songo70 » piątek 06 cze 2014, 20:51

Alternatywna Noc Kupały w Krakowie, a w GW i w Kurii strach! Na 21 czerwca na Błoniach zwołano przez Internet 17 tysięcy Młodych w 24 godziny!!!

Obrazek

http://bialczynski.wordpress.com/2014/05/27/alternatywna-noc-kupaly-w-krakowie-a-w-gw-i-w-kurii-strach-na-21-czerwca-na-bloniach-zwolano-przez-internet-17-tysiecy-mlodych-w-24-godziny/
0 x


"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: janusz » sobota 07 cze 2014, 01:09



Zachodniosłowiański Związek Wyznaniowy - Słowiańska Wiara.
0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » czwartek 12 cze 2014, 22:01

W pierwszym poście tego tematu >> zamieściłem film z nagraniem stylizowanym na ludowo. Wykonawcy prezentowali ten utwór na Eurowizji i o tymże właśnie utworze traktuje poniższy artykuł, choć nie tylko :D :

Słowiańska kapłanka o występie Donatana i Cleo na Eurowizji: „Seksizm? Kwintesencją słowiańskości jest seksualność”

– Chciałabym, by Donatan i Cleo wygrali Eurowizję. To jest przaśny festiwal piosenki „paździerzowej” i utwór „My Słowianki” jest do tego adekwatny. Oburzenie świadczy o tym, że nie mamy do siebie dystansu i nie potrafimy wyczuć ironii – mówi w rozmowie z naTemat Joanna „Żywia” Gacparska, kapłanka prowadząca starosłowiańskie obrzędy

Obrazek

.Podobał się pani występ Donatana i Cleo na Eurowizji?

Tak, dlatego, że był zachowany w konwencji ludowej i folkowej, czyli takiej, jaką widzieliśmy już wcześniej w teledyskach Donatana. Ale ja w ogóle mam dość niejednoznaczny stosunek do jego twórczości. Z jednej strony bazuje na ludowości, słowiańskiej tradycji – widzimy piękne stroje ludowe, tradycyjne kobiece prace. Z drugiej, to wszystko jest mocno przeseksualizowane. Głębokie dekolty i ubrania są seksualnie sugestywne, wyglądają ładnie i ponętnie. Jednak gesty, jak polewanie się mlekiem, które ma sugerować mocne konotacje seksualne, są już wulgarne i według mnie przekraczają subtelną granicę.

To już seksizm?

Przesadne określenie. Ja bym mówiła raczej o epatowaniu seksualnością w wydaniu ludowym. Polewanie się wodą czy ruchy wykonywane podczas ubijania masła są dość dwuznaczne same z siebie. Ciężko przypisywać temu jakieś seksistowskie znaczenie. Pani zdaniem Donatan robi dobrą robotą w kwestii promocji „słowiańskości” czy nie?

Znów nie odpowiem jednoznacznie. Na pewno dzięki jego teledyskom promowana jest ludowa kultura, np. wzornictwo, a robi się to w otoczce, która ma się podobać większości. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach epatowanie seksualnością jest dobrym sposobem na przyciągnięcie uwagi. Generalnie, jeżeli ileś osób dzięki temu zainteresuje się tematyką ludową, to w porządku.

„Cycata, wytapetowana lala z czerwonymi pazurami, nabierająca do drewnianego wiadra wody” – nasza blogerka pisze, że Donatan utrwala taki wizerunek Słowianek.

Tutaj przemawiają kompleksy. Żaden inny kraj z zachodu Europy, który by wystawił taką reprezentację z takim utworem, by się tym nie przejmował. Jeżeli Austria wystawiła osobę transseksualną, to czy mamy Austriaków kojarzyć właśnie z takim wizerunkiem? Oczywiście, że nie.

Na ile ten wizerunek z „My Słowianki” jest zgodny z prawdziwym obrazem Słowianek?

Musimy rozróżnić pomiędzy wczesną słowiańszczyzną, kiedy kobiety niezamężne miały pozostawioną swobodę seksualną, a późniejszym okresem, kiedy ten aspekt seksualny był bardziej rozbuchany na wsi, gdzie żyło się bliżej natury. Ten wizerunek w klipach Donatana jest przerysowany, ale nie odbiega drastycznie od tego, co jest kwintesencją słowiańskości. A jest nią m.in. seksualność.

Uroda, atrakcyjność – to jest coś, czym należy „sprzedawać” słowiańskość za granicą?

Powiem tak: atrakcyjność sprzedaje się w każdym wydaniu, niezależnie od tego, czy są konotacje ze słowiańskością. Na pewno, jeśli Polska będzie kojarzona z młodymi pięknymi kobietami w ładnych strojach, to nie ma w tym nic złego. Dzisiaj słyszy się o tym, że na zachodzie Europy twórczość Donatana jest często kojarzona z pornografią i seksizmem. Ale z tego, co wiem, w Europie centralnej i wschodniej takich komentarzy raczej nie ma.

A jak postrzegane jest to w pani środowisku? Są głosy, że Donatan szkodzi tym, którzy odwołują się do słowiańskich tradycji?

Oczywiście, ale my w większości patrzymy z przymrużeniem oka. Jest to zabawna konwencja i cieszymy się, że budzi zainteresowanie słowiańską kulturą. Ale nie przywiązujemy do tego specjalnej wagi.

Być może Donatan jest cyniczny. Wykorzystuje słowiańskość, by zrobić biznes?[/b]

Na pewno jest to pewien rodzaju wabik i aspekt słowiańskości jest wykorzystywany. Natomiast to, czy Donatan jest cynicznym graczem, nie ma dla nas większego znaczenia. Chciałabym, by wygrał Eurowizję. To jest przaśny festiwal piosenki „paździerzowej” i ten utwór jest do tego adekwatny. Oburzenie świadczy o tym, że nie mamy do siebie dystansu i nie potrafimy wyczuć ironii



Rozmawiał: Michał Gąsior http://natemat.pl/
http://www.slowianskawiara.pl/slowiansk ... ksualnosc/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » piątek 13 cze 2014, 08:07

Posty dotyczące święta Kupały przeniosłem do: Słowiańska "duchowość - obrzędy >>
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » piątek 13 cze 2014, 22:24

Nasze miana

Ile się ostało imion słowiańskich we współczesnej Polsce ? Choć dominują imiona pochodzenia semickiego, na szczęście spotkać jeszcze można na ulicach czy podwórkach Przemków, Mirków oraz Wojtków. Ciekawy i treściwy mini wykład o naszych słowiańskich imionach i nie tylko, przedstawia nam człowiek o jakże szlachetnym imieniu Radosław Kotarski. Zachęcamy do obejrzenia:

http://www.slowianskawiara.pl/category/artykuly/page/2/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » piątek 13 cze 2014, 23:14

„Ojciec chrzestny” plagiatem „Piastuna”

Zapytał mnie ostatnio najstarszy syn- „Tato, o co chodzi z tą choinką?” No właśnie, zapytałem a co Ty o tym sądzisz? Jak to się ma do narodzin Jezusa w Betlejem. Nic do tego nie ma. To czemu to się robi ? Po co wycina się drzewko i przynosi do domu.

Dlatego synu, że kiedyś nowy rok zaczynał się w trakcie przesilenia zimowego, w noc kiedy dzień był najkrótszy a nazajutrz stawał się coraz dłuższy. Wtedy mówiło się, że zaczyna się nowy kalendarz (z łaciny Calendae). Dawno temu barbarzyńskie plemiona Słowian i German wierzyły w moc przyrody, czyli dzień przed przesileniem zbierali się ze swoimi rodzinami i dzielili się czym mogli nazywało się to Szczodry Wieczór. Szczodry dlatego, że każdy dzielił się z bliskimi żywnością w bardzo ciężkim okresie zimowym. Wtedy, kiedy nie było lekarstw, sklepów, telewizorów, telefonów, kiedy wiatr na dworze smagał śniegiem, siadali wszyscy w ciemnej chacie, oświetlanej tylko płomieniem z ogniska w chatach drewnianych z otworem w dachu, przez który z chaty wychodził dym i dzielili się jedzeniem ciesząc się , że od jutra dzień będzie stawał się coraz dłuższy.

Wigilia po łacinie oznacza „dzień przed”. Właśnie dzień przed przesileniem zimowym w najdłuższą noc w roku odbywały się „Szczodre Gody”. Wyobraź sobie dziecko jak to może być kiedy głównym wrogiem człowieka była ciemność, zima i choroby. Szybko zapadający zmrok, żrący w oczy dym z palącego się przez całą zimę ogniska, brak świeżej żywności i choroby. Jakże musiał cieszyć się człowiek z nadchodzącej wiosny i oczekiwać na Jare Gody? Czyli synu nie opłatkiem łamano się tylko chlebem i mięsem, a świerk do domu przynoszono, nie dla rodzącego się Jezusa ale po to by pachniało żywicą, żeby poczuć świeżość przyrody, żeby śpiewając pieśni Szczodrogodowe, nabrać sił na następne pół zimy. I wąchać, wąchać i wąchać żywiczną choinkę, pachnącą lasem. Nie plastikową z Tesco. Tylko świeżą, pachnącą choinkę, jedyne pospolicie rosnące drzewo dające w okresie zimowym wiosenna aurę czyli zieleń i zapach. Choinki nie rosną pod Betlejem, bo tam jest pustynia, po której pędza tylko gnane wiatrem pustynnym ościste krzaki. Przynoszenie choinki do domu i dzielenie się żywnością w ciężkim okresie nie ma nic z naturą semicką pochodzącą z półwyspu arabskiego jest bezsprzecznie wytworem kulturowej europejskiej, barbarzyńskiej wspólnoty plemiennej
. No i jest starsze od Jezusa o kilka tysięcy lat.

Pójdźmy dalej. Jezus się urodził ale
nie był chrzczony, nie miał ojca chrzestnego
. Bo ponoć Józef z Maryją uciekali
. Nie pamiętam przed czym. Ale uciekli do stajenki w Betlejem chyba przed spisem ludności czy „rzezią niewiniątek”, o której nic nie mówią źródła Imperium Rzymskiego. Skąd się zatem wziął „Ojciec Chrzestny”
? No właśnie. Bo ojciec chrzestny to kolejny plagiat „Piastuna”. Obecnie sprowadzony do podrzędnej roli kogoś z kim się można wódki napić i ponarzekać na brak pracy i psujące się 25 letnie Volkswageny. Dziś ojciec chrzestny musi mieć tęgą głowę do wódy i przynajmniej raz w roku odwiedzić swojego „chrześniaka”. Wyobraź sobie synku jaka to obecnie karykatura dawnego Piastuna. Piastuna dla dziecka dobierał ojciec wśród bliskich sobie osób biorąc pod uwagę nie chęć doraźnego spożycia z nim alkoholu lecz dobro dziecka
nie prezenty na urodziny lecz zapewnienie przyszłości swojemu dziecku. Podstawowym obowiązkiem Piastuna była opieka nad dzieckiem piastowanym. Ojciec dziecka dobierał tak Piastuna, by ten posiadał i środki i możliwości opieki nad dzieckiem w razie gdyby sam poległ w boju lub przedwcześnie zmarł. Starszyzna plemienne dawała wtedy dziecko na wychowanie pod opiekę Piastunowi, a ten musiał go wprowadzić w dorosłe męskie życie
Nie tak jak teraz proboszcz młodego ministranta serwując mu przyspieszony kurs przysposobienia do życia w rodzinie ale zadbać o to, żeby jego podopieczny wyrósł na dobrego i dzielnego wojownika lub zaradną i piękną niewiastę z niemałym, godnym posagiem. Dawał wtedy ojciec Piastuna dziecku, przy narodzeniu róg obfitości i zgody na dobrą wróżbę i miecz na wroga. Z tym dorastał młody chłopiec. Dziewczynce dawało się skrzynie i klejnoty rodowe. Jeżeli były to biedniejsi członkowie wspólnoty rodowej stosowano zamienniki, róg i łuk a dziewczynce szaty i kościane przybory do pielęgnacji włosów. Tak wyposażone dziecko podczas rodzanicy było przyjmowane do wspólnoty a przedmioty te służyły mu do końca życia albo jeszcze dzieciom tych dzieci
Tak powstawały więzi rodzinne Do wspólnoty przyłączano dziecko przy palącym się ogniu zaraz po urodzeniu. No właśnie i tu mamy kolejny plagiat
Dziś chrzci się dziecko i przy chrzcie polewa się je wodą i pali ogień w świecy zwanej „Gromnica’. Wodę źródlaną z czystego źródła używało się tak jak dziś do polania noworodka, natomiast słowo gromnica pochodzi od czystego ognia bożego pochodzącego do Gromu. Gromowładny Perun każdej wiosny lub lata dawał Grom z nieba bijąc nim w drzewa leśne. Gromnica to nic innego jak opalona kłoda z której Żerca odrywał żerdź płonącą i zawoził na wyspę świętą, w celu rozpalenia lub utrzymania „świętego, czystego ognia” Gro-mni-ca
.kłoda zapalonego drzewa od gromu a nie Paschał żydowski z wypisanymi literami Greckimi i nakłutymi w nią szpilkami w kształcie krzyża. Widziałem kiedyś zwęgloną topolę, która została trafiona gromem jako zielone żyjące drzewo
to była gromnica
dwa dni trzymała żar i się tliła mimo tego, że była dwa razy polana obficie wodą
przez strażaków z OSP. Niesamowite widowisko
po rozłupaniu była zwęglona do samego środka
Potężne uderzenie
a efekt pozostaje w pamięci do końca życia
. Piastun, miecz, róg, biżuteria osobista woda i ogień z gromnicy
nie zapomnij synu nigdy
Niedopalona żerdź zostawała Żercy jako symbol święty Gromowładnego Peruna
http://www.slowianskawiara.pl/ojciec-ch ... -piastuna/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » czwartek 19 cze 2014, 16:50

Łukasz Narolski pisze:Rozmowa Łukasza Narolskiego ze Sławomirem Uta.

O nowej formule prezentacji rodzimej kultury,
roli Wolina w ruchu odtwórstwa historycznego
oraz znaczeniu swastyki.


Obrazek

Skąd zrodził się pomysł na „Słowiański Mit o Stworzeniu Świata”? Co kierowało Tobą przy tworzeniu spektaklu? Jakie postawiłeś sobie wtedy cele?

Pomysł na samą inscenizację nie jest mój. Między 1999 a 2007 ayps działałem w Bractwie Wojowników Wataha, którego centralną postacią był i jest Gorewoj. To on od 2005 ayps sugerował mi stworzenie inscenizacji opartej o słowiańską kosmogonię. Wataha od początku swego działania oprócz solidnego treningu oraz dynamiki walki stawiała na teatralne odtwarzanie historii i tradycji, zaś ta inscenizacja miała powstać z myślą o Festiwalu Słowian i Wikingów na Wolinie.

Zanim jednak wykrystalizował się scenariusz inscenizacji, zdążyły się rozejść nasze drogi. Jako, że do dziś pozostajemy na przyjaznej stopie, postanowiłem zwrócić się do Gorewoja o zgodę na kontynuację prac nad pomysłem poza szeregami Bractwa, na co ten przystał.

Tak też, na przełomie 2007 i 2008 ayps, rozpocząłem poszukiwania treści oraz pracę koncepcyjną nad adaptacją zrekonstruowanego Mitu. Bardzo szybko okazało się, że z rozproszonych strzępków układa się spójna opowieść z wyrazistymi bohaterami i ciekawym konflikcie. Taki zasób został dostosowany do możliwości wystawienia go w określonej konwencji. Konwencja ta miała w założeniu nawiązywać klimatem do obrzędu, do rytualnego odtworzenia mitu, z drugiej strony miała zostać zbudowana o wykorzystanie ciemności i ognia oraz o żywą muzykę.

W tym czasie swoje ścieżki coraz szerzej wydeptywał zespół Percival, będąc obecnym na niemal każdym festiwalu wczesnośredniowiecznym. Niezobowiązująca rozmowa z Mikołajem odbyta nieco wcześniej uświadomiła mi, że jest nam do siebie blisko jeśli chodzi o spojrzenie na muzykę. Ich twórczość z jednej strony ujęła mnie swą transowością, a z drugiej metalowym sznytem, toteż zaproponowałem im skomponowanie muzyki do gotowej koncepcji muzycznej.

Kolejnym wątkiem jest tutaj przychylne nastawienie Stowarzyszenia Centrum Słowian i Wikingów Wolin-Jomsborg-Wineta z Wojtkiem Celińskim na czele, który włączył premierę widowiska do programu XIV Festiwalu oraz zapał drużyn i osób jakie zaprosiłem do wystąpienia. Koniec końców, widowisko zostało odebrane z przychylnością, wiele osób mówiło o klimacie jaki udało się wytworzyć surowością środków scenicznych, wykorzystaniem żywiołów oraz aurą miejsca i czasu.

Co mną tak naprawdę kierowało? Ambicja zrobienia czegoś nowego w zakresie inscenizacji historycznych oraz ambicja znalezienia nowej formuły prezentacji naszej rodzimej kultury.

Obrazek

Czym dzisiaj „Słowiański Mit
” jest dla Ciebie? Czy cele, o których wspominałeś, zostały zrealizowane?


Podstawowy cel jakim było jednorazowe zrealizowanie widowiska pozostawił niedosyt. Dzień po premierze zaproponowałem Mikołajowi wspólną rejestrację skomponowanych utworów. To tak naprawdę był początek naszej wspólnej przygody, gdzie wspólny muzyczny język zaczęliśmy wypracowywać dopiero podczas trzech sesji nagraniowych, w czasie których powstała druga wersja materiału.

Materiał ten – zapis tematów muzycznych z przedstawienia – wydaliśmy następnie własnym nakładem latem 2009 ayps. Miał to być studyjny side-project zespołu Percival, pojedynczy epizod bez kontynuacji, jednak dzięki kontaktom nawiązanym za pomocą ówczesnego serwisu MySpace, który był głównym kanałem promocyjnym płyty okazało się, że jest zapotrzebowanie na koncerty. Namówił mnie ostatecznie do nich Mikołaj, co zbiegło się z zaproszeniem do wystąpienia na VI edycji słowackiego festiwalu Perunica Fest. Rok 2009 upłynął zatem pod znakiem prób, podczas których wypracowywaliśmy ówczesne koncertowe wersje naszej muzycznej opowieści.

Obecnie kształt naszej muzyki znacząco odbiega od zarejestrowanego przez Percival demo (mamy te nagrania do dziś) oraz od materiału z płyty, do tego stopnia, że myślimy o ponownej rejestracji tego materiału. Ze zlepku muzycznych tematów powstało 11 pełnych utworów o określonej strukturze i aranżacji, budujących dynamikę koncertu od statycznego intro po intensywne zakończenie.

Obrazek



Całość wywiadu dostępna na: http://patrimonium-europae.org/2013/10/31/smoss/

Grafika: Patrimonium Europae
Zdjęcie autorstwa Małgorzaty Uta.

Tags: Słowiański mit
http://www.slowianskawiara.pl/rozmowa-l ... mirem-uta/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » poniedziałek 23 cze 2014, 23:42

Cd. powyższego wywiadu:

Łukasz Narolski pisze:Obrazek Zdjęcie autorstwa Karola Cichońskiego.

Czym dzisiaj jest ten projekt?

Z jednej strony to ogniowe widowisko z muzyką na żywo i projekcją animowanych wizualizacji, z drugiej samodzielny byt koncertowy, ale osobiście dla mnie jest z jednej strony spełnieniem marzeń o graniu muzyki oraz moim wkładem, choć nie jedynym, w krzewieniu wiedzy o prawdziwych korzeniach kultury słowiańskiej oraz europejskiej. Z pewnością, idąc konsekwentnie za ciosem, udało się zrealizować zdecydowanie więcej niż było początkowo zakładane.

Osoby, które widziały widowisko zaś mówią o jego znaczącym potencjale edukacyjnym w zakresie atrakcyjnej i chwytliwej prezentacji naszej rodzimej mitologii. Tym samym, szereg celów postawionych na początku pracy i wykrystalizowanych w trakcie trwania projektu został zrealizowany.

Obecnie celem postawionym przed Projektem jest szeroka prezentacja naszego dorobku i naszej tradycji szerokiemu odbiorcy w ciekawych lokalizacjach.

Wśród wielu osób, które zaprosiłeś do współpracy byli członkowie zespołu Percival. Z tego co wiem uczestniczycie także w innych projektach. Czy mógłbyś je przedstawić i scharakteryzować profil ich działalności?

Słowiański Mit o Stworzeniu świata to w znacznej mierze zespół Percival, ich brzmienie oraz ich talent, zmysł aranżacyjny i sceniczna charyzma. Skład sceniczny widowiska zmienia się, natomiast zmiana składu muzycznego jest niemożliwa bez diametralnej zmiany kształtu projektu.

Początkowo Percival do działalności w „Słowiańskim Micie o Stworzeniu Świata” podchodzili ściśle muzycznie, na zasadzie zaangażowania się w ciekawy side-project, jeden z wielu jakie mają na swoim koncie. Stosunkowo szybko jednak zaczęli angażować się emocjonalnie w przekaz i utożsamiać z nim. To pozwoliło nam rozwinąć nasze podejście do prezentacji rodzimej kultury i wzbogacić nasz dorobek o projekt „
jaki Znak twój?
skąd nasz Ród?” czyli warsztaty muzyczno-plastyczno-teatralne podczas których najmłodsi w wyjątkowo atrakcyjny sposób mogą zapoznać się z najstarszymi wersjami legend polskich oraz ze słowiańskimi mitami leżącymi u ich podstaw.

Kolejnym etapem naszej muzycznej przyjaźni jest nasz wspólny udział w reaktywacji zespołu Perunwit, gdzie wspieramy jego legendarnego założyciela – Aro. SMOSŚ i JZTSNR to działania nastawione na kontakt z widzem, natomiast Perunwit to potężna porcja transowej energii inspirowana dziedzictwem indoeuropejskim, gdzie ze sceny nie pada ani jedno słowo, zaś koncertowy set złożony z ośmiu utworów zbudowanych z klimatycznych sampli, wzbogacony jest o brzmienie żywych bębnów oraz gitarę elektryczną i wiolonczelę. Przekaz zintensyfikowany jest przez pulsujące energią autorskie animacje wyświetlane ponad naszymi głowami.

Twoja współpraca z Centrum Słowian i Wikingów Wolin – Jómsborg – Wineta nie zakończyła się na jednorazowym przedstawieniu podczas XIV Festiwalu Słowian i wikingów, lecz trwa do dzisiaj. Na czym obecnie polega?

Premiera Mitu na XIV Festiwalu otworzyła drzwi do szerszej współpracy ze Stowarzyszeniem. Rok później ruszyła Świątynia Wolińska. To przeniesienie moich wieloletnich doświadczeń jako żercy na grunt działań popularyzatorskich, gdzie wraz z zaprzyjaźnionymi drużynami Kolovrat, Golęszyce, Nordelag, a wcześniej jeszcze z Krukami, Srebrem Peruna oraz Bielską Drużyną Najemną prezentujemy szerokie spektrum praktyk religijnych zrekonstruowanych na podstawie opracowań religioznawczych oraz analizy źródeł pisanych oraz archeologicznych i ikonograficznych. Pokazujemy szerokiemu odbiorcy – publiczności Festiwalu – obrzędy ofiarowań, rytuały przejścia, funkcjonowanie demokracji plemiennej oraz wróżby, a także wydarzenia ze styku kultury rodzimej z chrześcijaństwem misyjnym. Dodatkowo tradycją stały się również koncerty Mitu oraz Perunwit wzbogacające oprawę festiwalowych sobót.

Doświadczenia zdobyte na gruncie wolińskim, z kolei, pozwoliły na rozwinięcie współpracy z Festynem Archeologicznym w Biskupinie oraz z Rezerwatem Archeologicznym w Gieczu będącym oddziałem Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Póki co biskupińska przygoda w ramach prezentacji obrzędów miała miejsce raz, natomiast w tym roku będzie miała miejsce już trzecia edycja Święta Dziadów organizowanego na terenie rezerwatu w Gieczu, gdzie na rozstajach dróg, w miejscu dawnego cmentarzyska oraz pola wiecowego i ofiarnego prezentuję obrzędy związane z pielęgnacją pamięci o naszych drogich zmarłych i o naszych przodkach. Oprócz tego w Gieczu, przy pełnym udziale i otwartości pracowników Rezerwatu, miało miejsce łącznie ponad dziesięć innych realizacji związanych z prezentacją duchowości słowiańskiej, ujętej w ramy działania edukacyjnego i rekonstrukcyjnego z jednej strony, a z drugiej w roczny cykl obrzędowy naszych słowiańskich przodków. Każde z gieckich wydarzeń miało również oprawę muzyczną w postaci prezentacji żywej muzyki granej na replikach instrumentów.


Obrazek Zdjęcie autorstwa Karola Cichońskiego.

Kogo zaprosiłeś do współpracy przy realizacji?

Pracuję ze starannie dobranymi i sprawdzonymi partnerami. Od strony organizacyjnej poszukuję wiarygodnych i otwartych partnerów instytucjonalnych udostępniających lokalizację, markę i zapewniających promocję oraz, dla uzupełnienia zespołu organizacyjnego, konieczny jest też podmiot zdolny do pozyskiwania funduszy wystarczających do sfinansowania kosztów działań. Od strony wykonawczej, pracuję z szeregiem zaprzyjaźnionych i zaufanych, renomowanych drużyn i rzemieślników: Kruki, Kolovrat, Golęszyce, Nordelag, Białogród, Wataha, Bielska Drużyna Najemna, kowal Anter, ostatnio również Stowarzyszenie Żywej Archeologii i wielu innych. Wspomagający mnie muzycy, to oczywiście zespoły Percival, Percival Schuttenbach oraz Perunwit, Ęzibaba, Kasia Radziwiłowa, Staszek Mazurek.

W takich działaniach konieczne jest efektywne sprzężenie trzech elementów: instytucja – fundraiser – twórca. Sprzężenie takie musi być oparte na otwartości, dobrej woli oraz dynamicznym działaniu co gwarantuje sukces merytoryczny, frekwencyjny oraz finansowy imprezy.

Do kogo kierujesz „Słowiański Mit
” ? Czy jest to jakiś określony typ odbiorcy?



Mit
kieruję do każdego kto chce posłuchać tej opowieści. Z racji jego atrakcyjnej sfery muzycznej trafia on do wielu pokoleń i odbiorców rozmaitej muzyki, przychylnie reagują osoby starsze, dzieci uwielbiają temat muzyczny przewijający się przez trzy łącznie utwory. Z racji niezwykle istotnych treści jakie porusza opowieść towarzysząca muzyce prezentująca podwaliny słowiańskiej kultury jak i pokazująca co z tego przetrwało do naszych czasów, nie chcę zawężać grupy odbiorców ani wskazywać ściśle kto powinien, a kto nie powinien słuchać naszej muzyki. Zależy mi raczej na ustawicznym, ale nienachalnym, poszerzaniu tego grona.


Obrazek Zdjęcie autorstwa Małgorzaty Uta.

Widowisko pierwszy raz zostało pokazane uczestnikom XIV Festiwalu Słowian i Wikingów na Wolinie. Dlaczego wybrałeś właśnie to miejsce na premierę?

Wolin to miejsce legendarne zarówno z punktu widzenia jego historii utrwalonej w źródłach pisanych i w warstwach kulturowych w ziemi, jak i miejsce drogie sercu każdego szanującego się odtwórcy wczesnego średniowiecza. To między innymi tutaj począwszy od ponad piętnastu lat temu rodził się rdzeń ruchu polskiego odtwórstwa historycznego, tak mocno zakorzeniony w kulturze rodzimej i to tutaj równolegle rodził się i ewoluował Festiwal, z którym wielu z nas utożsamia się. To właśnie na Wolinie można obcować z historią i na Wolinie można zaprezentować swoje dokonania najszerszej publiczności. Oczywiście takie podejście niesie ze sobą znaczące ryzyko w przypadku niepowodzenia przedsięwzięcia, jednak dzięki wytężonej pracy i zaangażowaniu wspominanych grup i osób, nasze działania przyjmowane są przychylnie i trwale wpisują się w program i klimat imprezy i miejsca.

Jak wyglądały prace przy tworzeniu warstwy tekstowej – koncepcyjnej „Słowiańskiego Mitu
”? Czy przystępując do tego miałeś jakieś konkretne wyobrażenie jaką formę ona przyjmie?


Biorąc pod uwagę swoje, już wtedy kilkuletnie, doświadczenie w tworzeniu widowisk z wykorzystaniem ognia, miałem konkretne wyobrażenie co do klimatu widowiska i miałem gotową koncepcję muzyczną, która do teraz stanowi trzon naszej muzyki. Natomiast początkowo teksty miały być znacznie bogatsze i przedstawione w archaicznej stylizacji, konsultowanej ze slawistami specjalizującymi się w historii języków słowiańskich. Szukając jednak bardzo oszczędnej i wręcz minimalistycznej formy, szybko zrezygnowałem z tego podejścia, stawiając na podejście odtwórcze: to co jest znane, czyli fragmenty tekstów, pozostaje bez zmian, zaś to czego brakuje obudowywane jest pantomimą, ogniem i muzyką. Dopiero w późniejszym czasie, na wyraźne prośby odbiorców i z uwzględnieniem konieczności nadania projektowi wymiaru edukacyjnego, został dodany tekst rekonstrukcji Mitu, recytowany między utworami przez narratora.

Obrazek

Co symbolizuje logo projektu? Do czego się odwołuje?

Logo projektu składa się z trzech przenikających się elementów.

Pierwszy to zwielokrotniona swastyka (sanskr. su asti = „jest dobrze”). Nie boimy się próby rehabilitacji symbolu zbezczeszczonego przez hitlerowców i nadal bezczeszczonego przez neo-nazistów. Symbol swastyki towarzyszy ludzkości od zarania i w niemal każdej kulturze odnosi się do wartości najwyższych, również w kulturze słowiańskiej. Pamiętając o zbrodniach i wypaczeniach jakie wniósł nazizm, tym bardziej czujemy się odpowiedzialni za przywrócenie swastyce jej właściwego znaczenia i zdjęcie z niej odium symbolu totalitarnego systemu opartego o nienawiść. Nie takie jest znaczenie swastyki. W naszej kulturze odnosi się do życiodajnego ognia i słońca oraz harmonii przyrody. Ma zapewniać ochronę, dobrobyt i szczęście.

Drugi element to jajo – zalążek istnienia. W odróżnieniu od wierzeń judeochrześcijańskich, zamiast ex nihilo, świat powstał ex ovo. Wyrazem tego wierzenia po dziś dzień są obyczaje związane z rytualnym tworzeniem i bawieniem się pisankami. Toczenie i rozbijanie pisanek odnosi się do ruchu wirowego zalążka istnienia, w którym spał Stwórca. Rozbijanie pisanek to nawiązanie do wybuchu tego zalążka i rozlania się energii tworzącej. Tradycja tworzenia pisanek miała zapewnić ciągłość świata, według magicznego mniemania naszych przodków.

Trzeci element, stanowiący tło naszego logotypu to ogień – twórcza energia, dająca życie i zapewniająca przetrwanie. Ogień to również słowiański Wyraj – w myśl udokumentowanych wierzeń Słowian, to obszar za kamiennym nieboskłonem dokąd mają wędrować dusze przodków po opuszczeniu podziemnej Nawii i skąd również jako kamienie przybywają na ziemię, by wcielić się w ciała nowo narodzonych dzieci.

Nasze logo, tak więc, to z jednej strony próba zdjęcia odium z najpiękniejszego symbolu wytworzonego przez ludzkość, z drugiej strony wykorzystanie jego oryginalnego znaczenia i połączenia go z innymi znaczącymi symbolami i motywami związanymi ze słowiańską kosmogonią i elementami porządku świata.



Strona „Słowiańskiego Mitu o Stworzeniu Świata”: www.slowianskimit.net.pl
Profil FB: www.facebook.com/slowianskimit


Dziękuję za rozmowę.

Ze Sławomirem Uta rozmawiał Łukasz Narolski.
http://patrimonium-europae.org/2013/10/31/smoss/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: janusz » piątek 27 cze 2014, 18:49

0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » niedziela 13 lip 2014, 23:42

...
Obrazek Zdjęcie nr 6 : Zapis słowno-nutowy drzewiańskiej pieśni weselnej.

Jest pewnym, że nigdy już w Wendlandzie nie rozlegnie się słowiańska pieśń weselna, nie ruszy różnobarwny korowód słowiańskich rolników świętujących lokalne dożynki, zimowym wieczorem nie usłyszymy w domostwach starych podań drzewiańskich, a mimo to warto poświęcić nieco czasu i środków na wyprawę do tej magicznej krainy.

Ufamy, że pamięć o Drzewianach nie zaginie.

Adam Sengebusch, lato 2004
...
viewtopic.php?f=60&t=1081#p22525

...
Jedyna zachowana pieśń w języku drzewiańskim

Pieśń Ptasie wesele:

Kâtü mes Ninka boit? Ťelka mes Ninka boit. Ťelka rici Wâpak kâ naimo kâ dwemo: Joz jis wilťe grüzna Zena; Nemüg ninka boit Joz nemüg ninka boit.

tłum. Kto ma być panną młodą? Kawka będzie panną młodą. Kawka zaś rzekła do nich obojga: Jestem bardzo brzydką kobietą; Nie mogę być panną młodą Ja nie mogę być panną młodą.

Kâtü mes Zątik boit? Strezik mes Zątik boit. Strezik rici Wâpak kâ naimo kâ dwemo: Joz jis wilťe mole ťarl; Nemüg Zątik boit Joz nemüg Zątik boit.

tłum. Kto ma być narzeczonym? Strzyżyk będzie narzeczonym. Strzyżyk zaś rzekł do nich obojga: Jestem bardzo małym mężem; Nie mogę być narzeczonym Ja nie mogę być narzeczonym.

Kâtü mes traibnik boit? Worno mes traibnik boit. Worno rici Wâpak kâ naimo kâ dwemo: joz jis wilťe corne ťarl; nemüg traibnik boit joz nemüg traibnik boit.

tłum. Kto ma być drużbą? Gawron będzie drużbą. Gawron zaś rzekł do nich obojga: Jestem bardzo czarnym mężem; Nie mogę być drużbą Ja nie mogę być drużbą.

Kâtü mes ťauchor boit? Wauzka mes ťauchor boit. Wauzka rici Wapak ka naimo ka dwemo: joz jis wilťe glupcit ťarl; nemüg ťauchor boit joz nemüg ťauchor boit.

tłum. Kto ma być kucharzem? Wilk będzie kucharzem. Wilk zaś rzekł do nich obojga: Jestem bardzo podstępnym mężem; Nie mogę być kucharzem Ja nie mogę być kucharzem.

Kâtü mes senkir boit? Zojąc mes senkir boit. Zojąc rici Wapak ka naimo ka dwemo: joz jis wilťe drale ťarl; nemüg senkir boit joz nemüg senkir boit.

tłum. Kto ma być podczaszym? Zając będzie podczaszym. Zając zaś rzekł do nich obojga: Jestem bardzo szybkim mężem; Nie mogę być podczaszym Ja nie mogę być podczaszym.

Kâtü mes spelmann boit? Büťan mes spelmann boit. Büťan rici Wapak ka naimo ka dwemo: joz jis wilťe dauďe rât; nemüg spelman boit joz nemüg spelman boit.

tłum. Kto ma być grajkiem? Bocian będzie grajkiem. Bocian zaś rzekł do nich obojga:Ja mam bardzo długi dziób; Nie mogę być grajkiem Ja nie mogę być grajkiem.

Kâtü mes taisko boit? Laiska mes taisko boit. Laiska rici Wapak ka naimo ka dwemo: Rüzplâstaite müją pauzą; Będe wosa taisko Będ wosa taisko.

tłum. Kto ma być stołem? Lis będzie stołem. Lis zaś rzekł do nich obojga: Rozpłaszczcie mój tyłek; Będę waszym stołem Będę waszym stołem.
...
viewtopic.php?f=60&t=1081#p22607
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Thotal » wtorek 15 lip 2014, 23:55

Czarnoksiężnicy z gór: o magii, bacach i diabelskich paktach


Głowa żmij, sznur wi­siel­ca, kości wy­ko­pa­ne o pół­no­cy z cmen­ta­rza - to nie­zbęd­ne skład­ni­ki ta­jem­nej prak­ty­ki ma­gicz­nej, która prze­trwa­ła w Kar­pa­tach. – To nie bajki, a nie­bez­piecz­na wie­dza, w któ­rej ponoć ma­czał palce sam dia­beł – prze­strze­ga­ją lu­dzie gór. Kto ma bacę wy­łącz­nie za we­soł­ka z owiecz­ka­mi, jest w błę­dzie. To naj­po­tęż­niej­szy z czar­no­księż­ni­ków.

"U szczy­tu hie­rar­chii cza­row­ni­ków stoją bez­sprzecz­nie ba­co­wie. Umie­jęt­no­ści ma­gicz­ne są nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­ne z tym za­wo­dem. A mia­nem bacy ob­da­rza się nie tylko star­sze­go pa­ste­rza, ale tego pa­ste­rza, który umie cza­ro­wać" – pi­sa­ła et­no­graf Anna Ko­wal­ska-Le­wic­ka, która w la­tach 60. pro­wa­dzi­ła ba­da­nia te­re­no­we w spo­łecz­no­ściach pa­ster­skich. Wie­dzę tę naj­barw­niej od­da­ją kar­pac­kie le­gen­dy. Opo­wie­ści o adep­tach sztu­ki cza­ro­dziej­skiej prze­ka­zy­wa­ne są w gó­rach od po­ko­leń. Po­dą­ża­my ich tro­pem.


Magia biała i dia­bel­ska

- W gó­rach się gada, że baca to umiał „po­cy­nić”. To był czło­wiek nie­zwy­kły i za­ufa­ny. Taki le­karz i cza­ro­dziej można by rzec. Do baców się po radę szło i po pomoc w cho­ro­bie. Każdy baca miał swoje wiel­kie ta­jem­ni­ce i ich nie zdra­dzał - opo­wia­da go­spo­darz z Ochot­ni­cy Gór­nej, ma­low­ni­czej wsi w pa­śmie Gor­ców. Nie­mal pod każdą strze­chą wspo­mi­na­ją tu Bu­lan­dę, pa­ste­rza i maga, któ­re­go sława prze­trwa­ła w opo­wie­ściach.

– On to mu­siał mieć spół­kę z samym dia­błem, bo wszyst­ko wie­dział, co i gdzie się zda­rzy­ło, nawet jak na wła­sne oczy nie wi­dział. Mó­wi­li, że to sam Zły mu do­no­sił – pod­po­wia­da miej­sco­wa ba­jar­ka i sypie le­gen­da­mi o ta­jem­nych spraw­kach gor­czań­skie­go bacy.

Józef Mi­cha­łek, baca z Be­ski­du Ży­wiec­kie­go pod­kre­śla, że pa­ster­ska wie­dza - her­me­tycz­na i nie­do­stęp­na - prze­trwa­ła do dziś.

- Żaden baca o tej sfe­rze nie bę­dzie opo­wia­dał, bo ba­cow­ską le­gen­dę bu­du­je aura ta­jem­ni­cy. Ta wie­dza jest nadal uży­wa­na, a lu­dzie czę­sto zwra­ca­ją się o pomoc w róż­nych spra­wach. Nie­ste­ty dużo złego robią róż­nej maści zna­cho­rzy, któ­rzy ba­zu­ją na ludz­kiej na­iw­no­ści. Tym­cza­sem mą­drość bacy pły­nie z do­świad­cze­nia i dzie­dzi­czo­nych prze­ka­zów – opo­wia­da. Pod­kre­śla jed­no­cze­śnie, że dzia­ła­nia takie opie­ra­ją się wy­łącz­nie na bia­łej magii, czyli tej, która służy do­brym celom i nie wy­rzą­dza krzyw­dy.

Ju­ha­si z Be­ski­du Są­dec­kie­go widzą jed­nak w cza­ro­dziej­skich spraw­kach siły pie­kiel­ne.

– Ej, wielu ta­kich było i jest do tej pory, co umia­ło cza­ra­mi po­waż­nie za­szko­dzić. Taki baca cza­row­nik, to mu­siał opo­wie­dzieć się po któ­rej jest stro­nie: bo­skiej, czy dia­bel­skiej. Bez wąt­pie­nia, ci po­tęż­niej­si, to pakty z samym dia­błem za­wie­ra­li. I to nie żadne ba­ja­nia, a praw­da, bo wielu na oczy wi­dzia­ło, co umie­li po­czy­nić. Ten, co się w po­tęż­nej magii „ba­brał”, mu­siał być po ciem­nej stro­nie mocy – opo­wia­da­ją.

Znaw­cy folk­lo­ru Be­ski­dów rów­nież pod­kre­śla­ją de­mo­nicz­ną stro­nę ba­co­wa­nia.

– Temat ba­cow­skiej magii jest w pew­nym sen­sie te­ma­tem prze­klę­tym i nie­do­stęp­nym. O tym się gło­śno nie mówi. Prze­cież kon­szach­to­wa­nie z dia­błem czy uży­wa­nie magii jest po­wią­za­ne z kul­tem sa­ta­ni­stycz­nym. A lu­dzie gór - tak bar­dzo z ko­ścio­łem zwią­za­ni - jed­nak swoje pro­ble­my za­wie­rza­li nie księ­dzu, a bacy, do­sko­na­le wie­dząc z ja­ki­mi mo­ca­mi spół­ku­je – opo­wia­da folk­lo­ryst­ka i miesz­kan­ka kar­pac­kie­go przy­siół­ka. Trud­no tu zna­leźć roz­mów­cę, który cza­ro­dziej­ską moc bacy pod­da­wał­by w wąt­pli­wość.

- Nikt jed­nak nie chce mówić otwar­cie, bo tu cho­dzi o moce po­tęż­ne. To nie bajki dla dzie­ci, a po­waż­ne spra­wy. Moc bacy brała się z dia­bel­skich kon­szach­tów. I tu wąt­pli­wo­ści nie ma – prze­ko­nu­je star­szy pa­sterz z Wier­chom­li. Na gór­skich ha­lach, w to­wa­rzy­stwie baców, spę­dził kil­ka­dzie­siąt se­zo­nów i nie­jed­no wi­dział.

Za gó­ra­mi, za la­sa­mi

Opo­wieść o ba­cow­skiej po­tę­dze musi się­gnąć re­aliów daw­nej wsi kar­pac­kiej. Przez setki lat, aż do po­cząt­ków XX wieku, pod­sta­wą go­spo­dar­ki wiej­skiej była ho­dow­la owiec. Na­biał, mięso i skóry sta­no­wi­ły o bo­gac­twie go­spo­dar­stwa. Baca, któ­re­mu od­da­wa­no zwie­rzę­ta na wie­lo­mie­sięcz­ny wypas, za­rzą­dzał ma­jąt­kiem spo­łecz­no­ści, a więc mu­siał być czło­wie­kiem ob­da­rzo­nym naj­więk­szym za­ufa­niem.

– Prze­kła­da­jąc to na język współ­cze­sny można po­wie­dzieć, że baca był me­na­dże­rem firmy. To od jego dzia­łań za­le­żał do­bro­byt i po­wo­dze­nie całej spo­łecz­no­ści. Tra­dy­cyj­na spo­łecz­ność wpi­sa­na była mocno w cykl przy­ro­dy i od niej uza­leż­nio­na. A baca, jako prze­by­wa­jąc naj­bli­żej na­tu­ry, po­strze­ga­ny był jako ten, który wie i widzi wię­cej – opo­wia­da Józef Mi­cha­łek.

Trud­ne wa­run­ki wy­pa­su - czę­sto na od­le­głych ha­lach, sma­ga­nych desz­czem i wia­trem - wy­ma­ga­ły od pa­ste­rzy wielu umie­jęt­no­ści zwią­za­nych z me­dy­cy­ną, za­rzą­dza­niem, prze­po­wia­da­niem po­go­dy, a przede wszyst­kim wie­dzą ma­gicz­ną. Wiara w czary i uroki była po­wszech­na na pol­skiej wsi. Ob­rzą­dek ma­gicz­ny pod­czas wy­pa­su chro­nić miał zwie­rzę­ta przed szko­dli­wym dzia­ła­niem in­nych cza­row­ni­ków, któ­rzy mogli ode­brać zwie­rzę­tom mlecz­ność lub spro­wa­dzić na nie cho­ro­by. Baca łą­czył więc funk­cję wodza, maga i sza­ma­na. – Do bacy szło się nie tylko za­kli­nać i od­cza­ro­wy­wać zwie­rzę­ta. Znane w gó­rach było rzu­ca­nie klątw mię­dzy ro­da­mi. Jak się chcia­ło po­mo­cy w ule­cze­niu, albo i za­szko­dze­niu komu, to się szło do niego, bo miał w tym te­ma­cie wie­dzę naj­więk­szą. Uży­cie czar­nej magii za­wsze jed­nak po­zo­sta­wia­ło ślad. Takie „ba­bra­nie się ca­ra­mi” cią­ży­ło na wiele po­ko­leń. I te złe moce w gó­rach cią­gle krążą, bo z uro­kiem to jest tak, że on nigdy nie znika, nie można go usu­nąć, a co naj­wy­żej prze­nieść na inną osobę - opo­wia­da juhas.

Każdy z baców wie­dzę ma­gicz­ną zdo­by­wał drogą dzie­dzi­cze­nia, ale przez całe życie sta­rał się ją wzbo­ga­cać, zdo­by­wać od in­nych cza­row­ni­ków czy wy­czy­ty­wać w księ­gach czar­no­księ­skich.

„Baca wędrował nago, bez świadków, na cmentarz, aby zaopatrzyć się w kości i zęby nieboszczyka, drzazgi z trumny, ziemię z mogiły.

„Zdo­by­wa­nie wie­dzy ma­gicz­nej było jed­nym z naj­waż­niej­szych zadań, a, że naj­po­tęż­niej­si czar­no­księż­ni­cy za­miesz­ki­wa­li te­re­ny Sło­wa­cji, pol­scy pa­ste­rze wy­ru­sza­li do nich na prak­ty­kę, czy po­ra­dę w trud­niej­szych spra­wach. Ba­co­wie sło­wac­cy do dziś cie­szą się sławą po­tęż­nych cza­row­ni­ków. Spe­cja­li­za­cja w czar­nej magii przy­spa­rza im wielu klien­tów” – pisze Anna Ko­wal­ska-Le­wic­ka w „Magii Ho­dow­la­nej”.

- Nie raz będąc na ba­ców­ce wi­dzia­łem, jak lu­dzie ze spra­wa­mi przy­cho­dzi­li. Baca za­wsze z góry wie­dział, po co kto przy­szedł. Prze­wi­dy­wać umiał wszyst­ko. Cza­sem to­wa­rzy­szy­li­śmy mu pod­czas tych ob­rzę­dów, a cza­sem – jak to po­waż­niej­sze spra­wy były – baca zo­sta­wał sam. Za­wsze jed­nak za­czy­nał czary od tego, że szaty wkła­dał i laskę pa­ster­ską brał - re­la­cjo­nu­je juhas.


Te­re­sa, miesz­kan­ka łom­nic­kie­go przy­siół­ka, na wła­sne oczy wi­dzia­ła te ba­cow­skie czary.

– Raz, gdy owca za­cho­ro­wa­ła, po ugry­zie­niu żmii, po­szli­śmy do bacy na Wier­chom­lę. Baca nas pyta: "chce­cie wi­dzieć tego, co zło zro­bił?". A my od­po­wia­da­my, że chce­my. Wtedy pod ba­ców­kę żmija przy­peł­zła i padła.

Księ­gi i kości

„Ko­niecz­nym atry­bu­tem praw­dzi­we­go czar­no­księż­ni­ka była i jest nadal książ­ka czar­no­księ­ska ('ksią­ska z ca­ra­mi') gdzie wpi­sa­ne są for­mu­ły za­klęć” – po­da­je Ko­wal­ska–Le­wic­ka.

- Rze­czy­wi­ście takie książ­ki ist­nie­ją i na wła­sne oczy wi­dzia­łem – za­rze­ka się juhas. - Ale rzecz to bar­dzo nie­bez­piecz­na jak do­sta­nie się w nie­po­wo­ła­ne ręce – do­po­wia­da go­spo­darz z Wier­chom­li. Jak bar­dzo nie­bez­piecz­na? Jedną z opo­wie­ści przy­ta­cza mu­zy­kant z Kro­ścien­ka nad Du­naj­cem. – Raz po­dob­no tak było, że wy­brał się baca z pie­niń­skiej hali do sło­wac­kich magów. W tym cza­sie ju­ha­sów pod­ku­si­ło i otwo­rzy­li za­ka­za­ną skrzy­nię, a tam księ­ga w czar­ne skóry opra­wio­na, za­czę­li czy­tać. Naraz za­czę­ły dziać się rze­czy dziw­ne i strasz­ne. Ko­li­ba za­czę­ła uno­sić się nad zie­mią i wi­ro­wać, prze­ra­że­ni ju­ha­si po­wstrzy­mać tego nie mogli. Baca, po­wia­do­mio­ny przez ta­jem­ne siły w porę wró­cił i za­klę­cie od­wo­łał – opo­wia­da góral.

Kufer bacy, oprócz księ­gi czar­no­księ­skiej, za­wie­rał wiele przed­mio­tów nie­zbęd­nych do od­pra­wia­nia prak­tyk ma­gicz­nych.

– Różne to były rze­czy, o stuła wy­kra­dzio­na z ko­ścio­ła, wosk z grom­ni­cy po­sta­wio­nej na oł­ta­rzu, przy­stęp, czyli ziele ma­gicz­ne i czo­snek wy­ho­do­wa­ny w pasz­czy żmij. A co naj­waż­niej­sze, kości zmar­łe­go z grobu wy­grze­ba­ne - wy­li­cza juhas z Są­dec­czy­zny.

Dr Ur­szu­la Ja­nic­ka-Krzyw­da, et­no­graf spe­cja­li­zu­ją­ca się w magii pa­ster­skiej tak opi­su­je ry­tu­ał ze­bra­nia kości. „Baca wę­dro­wał nago, bez świad­ków, na cmen­tarz, aby za­opa­trzyć się w kości i zęby nie­bosz­czy­ka, drza­zgi z trum­ny, zie­mię z mo­gi­ły. Cen­nym 'le­kiem' była rów­nież woda użyta do ob­my­wa­nia zwłok zmar­łe­go, sznur wi­siel­ca i drza­zgi z drze­wa po­wa­lo­ne­go przez pio­run (
)”.

Dzie­dzi­cze­nie ta­jem­ni­cy

W gó­rach mówi się, że baca nie umarł, do­pó­ki nie prze­ka­zał swo­jej wie­dzy. Za­zwy­czaj rody czar­no­księ­skie miały w pro­stej linii przy­naj­mniej kilku magów, więc tra­dy­cja prze­ka­zy­wa­na była z ojca na syna.

- Zda­rza­ło się cza­sem, że baca uzna­wał, że po­to­mek jest tej wie­dzy nie­god­ny, albo źle ją wy­ko­rzy­sta i wy­bie­rał in­ne­go dzie­dzi­ca. Wy­bra­niec mu­siał przejść sze­reg róż­nych ob­rzę­dów. A jak baca umie­rał, to księ­gę ma­gicz­ną mu od­da­wał. Ale wta­jem­ni­cza­nie trwa­ło długo, ca­ły­mi la­ta­mi – opo­wia­da juhas.

Jeśli zda­rzy­ło się, że z ja­kichś przy­czyn ta­jem­nej wie­dzy nie prze­ka­zał, wszyst­kie przed­mio­ty na­le­żą­ce do bacy kon­fi­sko­wał ponoć sam dia­beł – tak przy­naj­mniej mówi le­gen­da, za­sły­sza­na na ba­ców­ce w Be­ski­dzie Są­dec­kim. – Mó­wio­no, że jak nikt dzie­dzic­twa nie przej­mie, to sza­tan wy­sy­ła stado kru­ków, by znisz­czy­ły cha­łu­pę i cały do­by­tek, żeby jaka wie­dza się nie prze­do­sta­ła w nie­po­wo­ła­ne ręce – opo­wia­da pa­sterz.

A co dziś po­zo­sta­ło po tam­tym dzie­dzic­twie?

- Ma­gicz­na wie­dza w gó­rach nie umar­ła. Tylko z po­zo­ru się wy­da­je, że tam­ten świat od­szedł w nie­pa­mięć. On trwa po­tęż­ny, uśpio­ny. Ba­cow­ska wie­dza dalej jest prze­ka­zy­wa­na, a w róż­nych spra­wach lu­dzie szu­ka­ją nadal po­mo­cy w gó­rach – pod­kre­śla juhas z Wier­chom­li.

-A co do księ­gi ma­gicz­nej, to niech ni­ko­go nie świerz­bi, żeby ją od­na­leźć. Chro­nią jej takie moce, że biada temu, kto znaj­dzie i bez­myśl­nie użyje – prze­strze­ga na ko­niec.

Na pod­sta­wie re­la­cji ze­bra­nych w Be­ski­dzie Są­dec­kim, Gor­cach i Pie­ni­nach oraz pu­bli­ka­cji:

- Ko­wal­ska-Le­wic­ka Anna, Ho­dow­la i pa­ster­stwo w Be­ski­dzie Są­dec­kim, Kra­ków, 1980.

- Ja­nic­ka-Krzyw­da Ur­szu­la „ Pa­ster­ska magia”, etnomuzeum.​eu.


http://strefatajemnic.onet.pl/extra/cza ... tach/lccwy






Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » czwartek 17 lip 2014, 13:00

O bacach i ich niecodziennych praktykach słyszałem już za młodu, gdy mieszkałem w górach sowich. Poznałem wówczas małżeństwo baców (młodzi ludzie), i on troszkę mi opowiedział o ich zwyczajach, praktykach, które dla niego samego były przynajmniej podejrzane.
A, że byłem wówczas gówniarzem (miałem moze ze 20 wiosenek) to wysłuchałem i puściłem mimo uszu.
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: janusz » piątek 18 lip 2014, 00:46



Opublikowany 10 lip 2014
Wykład Tadeusza Mrozińskiego wygłoszony na XII Harmonii Kosmosu 2014 r.
0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » wtorek 22 lip 2014, 21:24

Gorazd Bróg Bogdanowic pisze:De non existentia mori!

Obrazek

Zapomnij o śmierci – zapomnij o niej
„Memento mori” to wcale nie koniec!

„Memento mori”? Dla klechy – żebraka!
Nie dla Lechity, nie dla Polaka!

Zapomnij o śmierci, pamiętaj o czynie
Tak nieśmiertelnym zostaniesz – nie zginiesz!

Zapomnij o śmierci, pamiętaj o życiu
O życiu wciąż płodnym a nie czerstwym gniciu!

Zapomnij o śmierci, bądź nieśmiertelnym
Światłym człowiekiem, prawym i dzielnym!

Bogoczłowieczy stan uniesienia
Śmierć w życie pamięci Twych czynów przemienia!

Przetwarza w podaniach w mity, legendy

Zapomnij o śmierci, bądź nieśmiertelny!

„Pamiętaj o życiu!”, bezkresnym, niezmiernym

Temu to hasłu bądź zawsze wierny!!!

Gorazd Bróg Bogdanowic
Lipiec 1995 a.y.p.s.
www.zadruga.pl

Tags: Gorazd, Stachniuk, wiersze, wola tworzycielska, zadruga
http://www.slowianskawiara.pl/de-non-existentia-mori/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » wtorek 12 sie 2014, 21:08

...

A teraz na koniec, skoro nie mamy obrazu Boskie Łowy Zofii Stryjeńskiej, posłuchajcie za to jeszcze tego, a raczej poczytajcie co powiedział i napisał jeden z najważniejszych naszych wieszczych Strażników Wiary:


Polak Mały

Kto ty jesteś?
Polak mały,
Polak – znaczy człowiek śmiały,
Śmiały myślą, mową , czynem,
Polak – prawym Słowianinem,
A Słowianin – to poganin!
Tako uczą mię rodzice,
Tako wierzę. Tym się szczycę.
Potrzeba Ci wiary
Że życie to droga donikąd,
Że błoga nirwany ponęta -
Pociecha w sam raz niewolnikom,
Pasuje w sam raz dekadentom.
Z takimi to nam nie po drodze,
Nas inna przygoda urzeka,
Co płaczą, co duchem ubodzy,
Nie pójdą śladami człowieka!
Bo człowiek to moc i potęga,
I wola, i duma junacka,
Wciąż wyżej i dalej on sięga
I z bogiem się żadnym nie cacka!
Potrzeba ci wiary, Polaku,
Byś panem się czuł a nie sługą,
Litanie pozostaw żebrakom,
Posłuchaj! To woła Zadruga!
Do braci upadłych
Jak do was wołać – o skatoliczeni!
Co was obudzi, poruszy?
Jakie zaklęcie odmieni
Chore, spaczone dusze?
Z klęczeństwa kto was uleczy
I piękno życia ukaże,
Tęsknot nauczy człowieczych,
Lęk zdejmie z waszych twarzy?
Człowiek zdobywca zuchwały
Wszechświat wypisał na tarczy,
A wam, niewdałym,
Wisinakrzyżu wystarczy.
Prawdy z niemocy zrodzone
Bojaźń wam szepce niemęska,
Jedno wam zawsze sądzone -
Klęska, klęska, klęska


Obrazek Har-naś, czyli człowiek Z Harpąci (Karpat) – z plemienia Harów-Charwatów z Ziemi Haratu (Wharatuu-Bharatu – kto wtajemniczony wie o czym mówię – Bharat to niekoniecznie Ludy Morza, to mogą być ludy Harpatów – Gór po prostu gór


Pogany My

Pogany my, dziarskie pogany,
I wiara w nas żywa, gorąca,
Swarogu , my rade Słowiany,
A one co krzczone, pies trącał.


Obrazek I jeszcze przykład harskiej czapki tak podobnej do nakryć głowy znajdowanych w grobach starożytnych Scytów-Skołotów. To nie tylko Harnasie nosili takie czapki również Mazowszanie, Wielkopolanie i inni


Poganie my

Poganie my, bracia, poganie,
Nam cudzych świętości nie trzeba,
Tuziemskie są nasze kochania,
Obmierzłe nam uroki nieba.
Bo w raju co popy bajają
Tam nudy na pudy, martwota,
Anieli po kątach ziewają,
I święta się pęta hołota.
Świat ludzi się trudzi, wre praca,
Buduje się, walczy, zwycięża,
Nieróbstwo nijak nie popłaca
I czynem się znaczy dłoń męża.
Dla ciebie, młodzieży, przestroga -
Nie słuchaj, co truje ci klecha
Koszałki opałki o bogach,
Opałki koszałki o grzechach


Obrazek I jeszcze harsko-scytyjskie królewskie czapki i bojowe tańce
...
http://bialczynski.wordpress.com/?s=+Po ... lkopolanie
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » niedziela 24 sie 2014, 19:12

Ciekawy opis życia i społeczności Słowiańskiej znalazłem u Opolczyka:

opolczyk pisze:...
Istniały też dwie wielkie i ciekawe cywilizacje pogańskie mające wiele podobnych cech, choć żyjące na różnych kontynentach. Byli to Słowianie i Indianie z prerii. Zadziwiające jest to, że pomimo różnicy stylu życia – Słowianie żyli od wieków osiadle, a Indianie z prerii do końca byli nomadami – ich cywilizacje były b. podobne.

Obrazek

U Słowian przez tysiąclecia panował system demokracji rodowej. Nie tworzyli oni wielkich skupisk, a żyli w małych autonomicznych wspólnotach rodowych. Byli niezwykle mocno związani z przyrodą, którą darzyli boską czcią. Ziemia była dla nich boginią. Nie wytworzyli też przez tysiąclecia kasty kapłanów żerującej na reszcie wspólnoty.
Żerca - ofiarnik składał w imieniu wspólnoty ofiary bogom, odprawiał też różne obrzędy, ale nie był utrzymywany przez wspólnotę. Dużo większą rolę na co dzień odgrywali u Słowian wołchwowie i wiedźmy.

Jedynie na styku z innymi cywilizacjami tworzyły się u Słowian silniejsze związki międzyrodowe, powoli przybierające postać społeczeństwa hierarchicznego. To negatywne zjawisko spowodowane było przyczynami zewnętrznymi – najazdami i zagrożeniem z zewnątrz.
Choć były i czynniki wewnętrzne, które zburzyły u Słowian pogański porządek – o tym powiemy później.

Obrazek

Słowianie kochali pokój. Wielu z nich przez całe życie nie zaznało wojny. Wiedzieli o wojnach jedynie z opowiadań. A jeśli się takowa im zdarzała – napełniała ich grozą i przerażeniem. Bezmyślne zabijanie, palenie, grabież – czyli to wszystko, co dzieje się podczas napadów, po prostu nie pasowało do ich filozofii życia. Praca wielu pokoleń, domostwa, chramy, pola uprawne ulegały podczas najazdów obcych zniszczeniu. Bliscy ginęli lub byli uprowadzani do niewoli. To wszystko było dla przeciętnego Słowianina po prostu przerażające. Dlatego podczas ich świąt, podczas wspólnych rozmów i opowieści przy ogniskach wychwalali pokój.

Inną cechą ich życia była pełna autonomia wspólnoty rodowej, osady, opola, wioski. Nikt z zewnątrz nie narzucał im czegokolwiek wbrew ich woli. Sami decydowali o swoim życiu. Nawet po utworzeniu księstw plemiennych, z księciem i starszyzną rodową, władza księcia była zbyt ograniczona, aby był on w stanie narzucać autonomicznym osadom własną wolę. Ponadto złego księcia zawsze można było odwołać i pozbawić stanowiska.

Obrazek

Słowianie oprócz rolnictwa, myśliwstwa i hodowli zwierząt zajmowali się rzemiosłem. Ale gromadzenie „bogactw” w postaci dużej ilości przedmiotów materialnych nie było u nich cechą dominującą. Przedmioty użytku codziennego wykonywali Słowianie na własne potrzeby przez tysiąclecia w czasie wolnym od prac w polu. Byli społeczeństwm samowystarczalnym.

Życie Słowian nie było rajską idyllą. Nacechowane było mozolną pracą i zbieraniem zapasów żywności na zimę. Zdarzały się im klęski żywiołowe. Miewali swoje zmartwienia i kłopoty, chorowali, doświadczali takich czy innych nieszczęść. Ale ich życie mimo to pełne było i radości. Mieli dużo świąt, podczas których tańczyli i śpiewali, ucztowali i cieszyli się życiem. Siły dodawało im życie we wspólnocie. Każdy z nich miał świadomość, że wspólnota w nieszczęściu nie pozostawi go na łasce losu. Nie do pomyślenia była wówczas bezdomność czy brak środków do życia – i niezmierne bogactwo tuż obok. Słowianie byli ludem egalitarnym. Zachłannych elit wysysających jak pijawki wszystko dla siebie nie znali.

Obrazek

Jedną z ważniejszych przyczyn zmian zwyczajów Słowian jako ludu pokojowego, żyjącego w warunkach demokracji rodowej był nacisk populacyjny. Przez długie wieki zaludnienie na terenach słowiańskich było niewielkie. Wioska, po wyjałowieniu ziemi uprawnej, przenosiła się o kilka, kilkanaście kilometrów dalej. Przez długi czas było to możliwe. Jednak w pewnym momencie nie było już za bardzo miejsca, do którego można było się w razie czego przenieść. Zaczęło dochodzić do konfliktów o ziemię uprawną. Zaczęły się waśnie międzyplemienne. Dochodziło do wojen i do napaści w celu zdobycia żywności, zwłaszcza gdy jakiś kataklizm zniszczył plony. Z drugiej strony, aby bronić się przed napaścią, powstawały grody. A w nich musieli być wojownicy, mający grodu strzec . Tych jednak należało utrzymać i wyżywić. Tworzyła się więc stała struktura podziału na różne funkcje w łonie plemiona. Słowiański pierwotny świat zaczął psuć się i od środka.

...

Istniały też dwie wielkie i ciekawe cywilizacje pogańskie mające wiele podobnych cech, choć żyjące na różnych kontynentach. Byli to Słowianie i Indianie z prerii. Zadziwiające jest to, że pomimo różnicy stylu życia – Słowianie żyli od wieków osiadle, a Indianie z prerii do końca byli nomadami – ich cywilizacje były b. podobne.

U Słowian przez tysiąclecia panował system demokracji rodowej. Nie tworzyli oni wielkich skupisk, a żyli w małych autonomicznych wspólnotach rodowych. Byli niezwykle mocno związani z przyrodą, którą darzyli boską czcią. Ziemia była dla nich boginią. Nie wytworzyli też przez tysiąclecia kasty kapłanów żerującej na reszcie wspólnoty.
Żerca - ofiarnik składał w imieniu wspólnoty ofiary bogom, odprawiał też różne obrzędy, ale nie był utrzymywany przez wspólnotę. Dużo większą rolę na co dzień odgrywali u Słowian wołchwowie i wiedźmy.

Jedynie na styku z innymi cywilizacjami tworzyły się u Słowian silniejsze związki międzyrodowe, powoli przybierające postać społeczeństwa hierarchicznego. To negatywne zjawisko spowodowane było przyczynami zewnętrznymi – najazdami i zagrożeniem z zewnątrz.
Choć były i czynniki wewnętrzne, które zburzyły u Słowian pogański porządek – o tym powiemy później.

Słowianie kochali pokój. Wielu z nich przez całe życie nie zaznało wojny. Wiedzieli o wojnach jedynie z opowiadań. A jeśli się takowa im zdarzała – napełniała ich grozą i przerażeniem. Bezmyślne zabijanie, palenie, grabież – czyli to wszystko, co dzieje się podczas napadów, po prostu nie pasowało do ich filozofii życia. Praca wielu pokoleń, domostwa, chramy, pola uprawne ulegały podczas najazdów obcych zniszczeniu. Bliscy ginęli lub byli uprowadzani do niewoli. To wszystko było dla przeciętnego Słowianina po prostu przerażające. Dlatego podczas ich świąt, podczas wspólnych rozmów i opowieści przy ogniskach wychwalali pokój.

Inną cechą ich życia była pełna autonomia wspólnoty rodowej, osady, opola, wioski. Nikt z zewnątrz nie narzucał im czegokolwiek wbrew ich woli. Sami decydowali o swoim życiu. Nawet po utworzeniu księstw plemiennych, z księciem i starszyzną rodową, władza księcia była zbyt ograniczona, aby był on w stanie narzucać autonomicznym osadom własną wolę. Ponadto złego księcia zawsze można było odwołać i pozbawić stanowiska.

Słowianie oprócz rolnictwa, myśliwstwa i hodowli zwierząt zajmowali się rzemiosłem. Ale gromadzenie „bogactw” w postaci dużej ilości przedmiotów materialnych nie było u nich cechą dominującą. Przedmioty użytku codziennego wykonywali Słowianie na własne potrzeby przez tysiąclecia w czasie wolnym od prac w polu. Byli społeczeństwm samowystarczalnym.

Życie Słowian nie było rajską idyllą. Nacechowane było mozolną pracą i zbieraniem zapasów żywności na zimę. Zdarzały się im klęski żywiołowe. Miewali swoje zmartwienia i kłopoty, chorowali, doświadczali takich czy innych nieszczęść. Ale ich życie mimo to pełne było i radości. Mieli dużo świąt, podczas których tańczyli i śpiewali, ucztowali i cieszyli się życiem. Siły dodawało im życie we wspólnocie. Każdy z nich miał świadomość, że wspólnota w nieszczęściu nie pozostawi go na łasce losu. Nie do pomyślenia była wówczas bezdomność czy brak środków do życia – i niezmierne bogactwo tuż obok. Słowianie byli ludem egalitarnym. Zachłannych elit wysysających jak pijawki wszystko dla siebie nie znali.

Jedną z ważniejszych przyczyn zmian zwyczajów Słowian jako ludu pokojowego, żyjącego w warunkach demokracji rodowej był nacisk populacyjny. Przez długie wieki zaludnienie na terenach słowiańskich było niewielkie. Wioska, po wyjałowieniu ziemi uprawnej, przenosiła się o kilka, kilkanaście kilometrów dalej. Przez długi czas było to możliwe. Jednak w pewnym momencie nie było już za bardzo miejsca, do którego można było się w razie czego przenieść. Zaczęło dochodzić do konfliktów o ziemię uprawną. Zaczęły się waśnie międzyplemienne. Dochodziło do wojen i do napaści w celu zdobycia żywności, zwłaszcza gdy jakiś kataklizm zniszczył plony. Z drugiej strony, aby bronić się przed napaścią, powstawały grody. A w nich musieli być wojownicy, mający grodu strzec . Tych jednak należało utrzymać i wyżywić. Tworzyła się więc stała struktura podziału na różne funkcje w łonie plemiona. Słowiański pierwotny świat zaczął psuć się i od środka.

Indianie z prerii przez wieki żyli w strukturach przypominających struktury pierwotnych Słowian. Były to małe, ciągnące za stadami bizonów grupki połączone związkami krwi. Pokrewne grupki tworzyły szczepy i plemiona.
Funkcja wodza nie była u Indian dziedziczna ani dożywotnia. Duże znaczenia miała rada starszych. Nie znana była na preriach instytucja kapłana. Rolę tę pełnili szamani, będąc poza tym lekarzami i pośrednikami pomiędzy światem żywych i światem duchów – oraz najwyższym bogiem – Praojcem.
Indianie z prerii nie byli tyle wojownikami co myśliwymi. Wojownikami stali się z konieczności, gdy ich ziemie zalewać zaczęły hordy bladych twarzy spod znaku rzymskiej szubienicy.
Wcześniej rzadko dochodziło do wojen pomiędzy plemionami. Prerie były ogromne, stada bizonów jeszcze większe. Tak więc żywności starczało dla wszystkich. Wojen religijnych Indianie z prerii nie znali. Nie stworzyli też jedynie słusznego kanonu, w który należało ślepo i bezkrytycznie wierzyć.

.

Obrazek

Pod tym względem podobnie było u Słowian. Byli oni wolni od dogmatów i nie stworzyli kanonu jedynie słuszej i prawdziwej wiary. Wojen religijnych nie znali.
Do dzisiaj wśród „badaczy” toczą się spory, czym były wierzenia słowiańskie – czy był to politeizm, panteizm, henoteizm, monoteizm czy jeszcze coś innego. Ale taka jest natura współczesnego człowieka – wszystko musi on zaszufladkować i do wszystkiego musi przyczepić jakąkolwiek etykietkę. A mądrzy Słowianie, zamiast szufladkować czy etykietować to i tamto, po prostu czcili Naturę. Różnym jej aspektom nadawali różne imiona. Wiedzieli, że istnieje wyższa, duchowa rzeczywistość, że życie nie kończy się śmiercią fizycznego ciała. Oni nie musieli wierzyć w istnienie boga. Oni wiedzieli, że bóg istnieje. Wiedzieli też, że ziemia, natura, jest jego przejawem i częścią. Dlatego je czcili.
Słowianie uprawiali wprawdzie ziemię, ale robili to szacunkiem i z czcią dla niej samej. Bezmyślne niszczenie natury było dla nich nie do pomyślenia. Nigdy by nie wpadło im do głowy, aby ziemię „czynić sobie poddaną”. Nigdy nie stawiali się ponad naturą, a postrzegali siebie jako jej integralną część. Korzystali z niej, nie zamierzając nad nią zapanować. A tym bardziej nie zamierzali jej ujarzmiać czy tłamsić.

Dopieru u zmierzchu Słowiańszczyzny, z powodu zagrożenia ze strony hord jahwistów wytworzyła się w kilku miejscach słowiańskiego kultu wpływowa kasta kapłanów utrzymywanych przez wspólnotę plemienną. Była to jednak sytuacja wyjątkowa.

Główne cechy słowiańskiego, pogańskiego starego porządku świata:

- szacunek do przyrody,
– oddolna i rzeczywista demokracja lokalnych wspólnot,
– solidarność wspólnotowa, troska każdego o wszystkich członków wspólnoty,
– równowaga pomiędzy indywidualizmem i dobrem wspólnym,
– tolerancja religijna i brak dogmatów,
– niechęć do niszczycielskich wojen,
– brak chciwości, brak gromadzenia nadmiaru „skarbów” i „dóbr materialnych”.

...
http://opolczykpl.wordpress.com/2012/06 ... ntra-nowy/


EDYCJA:

Przy okazji warto wspomnieć o cytowanych Wołchowowach i Wiedźmach.

wiki pisze:Wołchw

Obrazek Wiktor Wasniecow, Książę Oleg spotykający czarownika, 1899

Wołchw [1] – u dawnych Słowian wróżbita, częściowo też mag, swego rodzaju odpowiednik szamana znanego z innych kultur pierwotnych. Po chrystianizacji wołchwów zaczęto nazywać „guślarzami”. Sztuka wróżenia wołchwów była powiązana z kultem boga chtonicznego Welesa, można w niej dostrzec aspekty animizmu i szamanizmu. Wieszcza Bojana uznawano także za „wnuka Welesowego”, co mogło świadczyć o jego powiązaniu z Welesem tudzież wołchwami.

Rola w społeczeństwie i funkcje sakralne

Wołchwowie pełnili także rolę ofiarników: Legenda o założeniu grodu Jarosławia podaje, że wołchwowie po złożeniu ofiary całopalnej wróżyli i śpiewali do akompaniamentu gęśli. Wołchwowie utrzymywali kontakty ze światem nadprzyrodzonym poprzez ekstazę wywołaną tańcem lub środkami odurzającymi. Zyskiwali wtedy zdolność wieszczenia oraz leczenia chorób.

Wołchwowie cieszyli się wśród ludu wielkim poważaniem, chociaż nie mieli takiego wpływu na władzę jak żercy[2]. Jak podaje Powieść doroczna w początkach chrześcijaństwa na Rusi kierowali buntami przeciwko nowej religii i porządkowi społecznemu, na przykład w Suzdalu w 1024 roku czy w Nowogrodzie i ziemi rostowskiej w 1071 roku (również w Białooziersku, Połocku a nawet Kijowie). Podczas buntu w Nowogrodzie w 1071 roku po stronie chrześcijaństwa opowiedział się tylko książę Gleb z drużyną, podczas gdy mieszkańcy stanęli po stronie wołchwa. Brak natomiast danych o ich udziale w ofiarach z ludzi, jakie urządzać miał Włodzimierz w Kijowie w 980 i 983.

Władza państwowa i kościelna surowo tępiły wołchwów. W 1227 roku w Nowogrodzie czterech z nich spalono na stosie. Jeszcze w II połowie XIV wieku św. Stefan z Permu musiał walczyć z silnymi wpływami wołchwa Pama wśród Zyrian.

Wołchwowie byli także strażnikami tradycji ustnej – dzięki nim znamy antropogeniczną opowieść o Bogu pocącym się w łaźni[2].

...
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wo%C5%82chw

wiki pisze:Wiedźma

Wiedźma – w przedchrześcijanskich słowiańskich społecznościach kobieta posiadająca wiedzę, związaną z ziołolecznictwem, medycyną, przyrodą. Osoba szanowana przez społeczeństwo, zwracano się do niej po rady. Pierwotnie w kulturach słowiańskich wiedźmę nazywano wiedma, widma. Wiedźma posiadająca zdolności lub cechy magiczne nazywana była ciotą.

Pierwotnie, prawdopodobnie aż do połowy IX wieku na terenach wschodnich słowiańszczyzny, owo określenie nie było pejoratywne. W wyniku ekspansji chrześcijaństwa i piętnowania rytuałów ludowych i pogańskich zwyczaj gromadzenia i przechowywania wiedzy przez osoby w wybranych rodach uległ zapomnieniu. Wiedźmy oskarżano o czary, dlatego obecnie wiedźma często utożsamiana jest z czarownicą.

Współcześnie wciąż można spotkać kobiety parające się zielarstwem we wschodniej Polsce, jak również wywodzące się z tradycji prawosławnej szeptunki, inaczej zamawiaczki.

...
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wied%C5%BAma
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: janusz » środa 27 sie 2014, 01:15

Uruchamiane jest nowe słowiańskie czasopismo – Miesięcznik „Ku Jawie”.

Obrazek

Obrazek
0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » piątek 12 wrz 2014, 15:17

Nie wiedziałem, że istnieją gry o Słowianach! :D
Fajnie, ze ktoś takie wymyślił i o jednej z nich w poniższym artykule:

Ratomir Wilkowski pisze:Slavika: Równonoc - wielka gra w niewielkim pudełku
...w której Słowianom przyjdzie zmierzyć się z demonami i Germanami o przyszłe losy swych ziem

Zrobiło się zimno i ciemno. Łódź zadrżała, jakby nagle porwał ją prąd, chociaż w tych oparach mogło się zdawać, że stoją w miejscu. Z kłębów zaczęły się wyłaniać konary starych, olbrzymich drzew.
- Las? - wymamrotał Naczęmir.
- Nie daj się zwieść omamom - szepnął Mirogod, kłykcie palców zbielały mu od ściskania kostura. - Baczcie jeno na wodę.
Pierwsza zauważyła je Godzimira. Trupio-białe szponiaste palce chwytające za burty, wyciągające się ku nim kościste ramiona, z których niemal przezroczysta skóra zwisała niczym łachmany, świdrujące spojrzenia martwych oczu i rozwarte szczęki...
- Topielce!


Obrazek

...tym oto fragmentem opowiadania Marcina Wełnickiego rozpoczyna się, na stronie internetowej wydawnictwa Rebel, opis kolejnej gry, w której Słowianom przyjdzie zmierzyć się z demonami i Germanami o przyszłe losy swych ziem. „Slavika: Równonoc” to gra karciana, z jednej strony będąca kontynuacją wydanej w 2012 r. bestsellerowej gry „Slavika”, z drugiej zaś - co zasługuje na szczególne podkreślenie - stanowiąca odrębny tytuł i umożliwiająca samodzielną rozgrywkę. Innymi słowy „Slavika: Równonoc” to produkt skierowany zarówno do tych, którzy pragną rozbudować posiadaną już „Slavikę”, jak i do tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją słowiańską przygodę.

„Slavika: Równonoc”, podobnie jak jej poprzedniczka, opiera się na walce z potworami, zdobywaniu punktów chwały oraz skarbów, a przede wszystkim na rywalizacji między graczami reprezentującymi poszczególne słowiańskie rody. Każdy z graczy otrzymuje talię sześciu kart bohaterów (reprezentujących dany ród) oraz talię pięciu kart potworów (którą to liczbę kart gracz uzupełnia na zakończenie każdej swojej tury). Podczas rozgrywki karty z obu tych talii umieszczane są przez gracza w poszczególnych krainach, których do dyspozycji ma aż cztery (przy dwóch lub trzech graczach) lub pięć (przy czterech lub pięciu graczach). Po osiągnięciu dopuszczalnej liczby kart wojowników i potworów w danej krainie dochodzi do starcia, czyli rozliczenia potyczki, po czym karta krainy jest wymieniana na nową. W przypadku wygranej bohaterów - za zdobytą krainę otrzymujemy przypisane jej punkty chwały oraz ukryte w niej skarby. W przypadku wygranej potworów wszystkie dobra przepadają.

Obrazek

To, co uległo zmianie względem pierwotnej wersji „Slaviki”, to przede wszystkim, mający realny wpływ na rozgrywkę, ulepszony sposób oznaczania pozostałego do końca gry czasu. Na dodatkowej planszy, podzielonej na strefę światła i ciemności, po każdym rozliczeniu którejś z krain, przesuwamy stosowny żeton. Same krainy, w zależności od tego czy ów żeton znajduje się w strefie światła, czy ciemności, posiadają inne wartości dla dokładanych do nich kart bohaterów i potworów. Dodatkowo karty krain mają własne zdolności specjalne, które w „Równonocy” zostały rozwinięte. Ponadto w każdej krainie ukryty jest skarb, zapewniający dodatkowe punkty chwały. Składają się na niego, od jednego do trzech, przedmioty będące elementami rynsztunku, takie jak: miecz, tarcza, hełm lub zbroja. Samych krain, podczas gry podlegających ciągłej rotacji, jest aż dwadzieścia pięć.

Również cechy specjalne bohaterów uległy zmianie. Co prawda wojownicy nadal pozostają wojownikami mającymi siłę pięć lub sześć, jednak już pozostałe postacie mają zupełnie nowe zdolności. Podobnie jest z większością potworów występujących w „Równonocy”. Oprócz nowych zdolności specjalnych najsilniejsze demony ukrywać mogą dodatkowe skarby.

Obrazek

Tym samym, podobnie jak w pierwowzorze, gra nie polega wyłącznie na mechanicznym wykładaniu kart i sumowaniu punktów, lecz jeszcze bardziej nabiera elementów strategii. Zarówno na początku, w trakcie, jak i na końcu tury gracz winien uważnie obserwować zarówno karty znajdujące się na stole, jak i te trzymane w ręku. Okazać się bowiem może, że dla rozgrywającego korzystniejsze będzie w danej krainie zwycięstwo potworów niż zagarnięcie maksymalnej liczby punktów chwały przez innego gracza. Cóż, tę naszą cechę trafnie ujął już tysiąc lat temu Ibrahim Ibn Jakub: "Na ogół Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgoda wywołana mnogością rozwidleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile"...

Natomiast największą ze zmian (choć całkowicie opcjonalną) jest wprowadzona do gry nowa (będąca odpowiednikiem rodu) frakcja chrześcijan. Ci jednak nie zdobywają punktów chwały na dotychczasowych zasadach, lecz za tzw. „nawrócenie” bohaterów wyłożonych przez pozostałych graczy. Wiadomo - „nawrócenie” pogan jest dla nich znacznie ważniejsze niż pokonanie demonów i uwolnienie krainy od zła. Z kolei najmniejsza zmiana, choć jakże miła, dotyczy samego pudełka gry, które mieści wszystkie talie kart nawet po ich umieszczeniu w koszulkach.

Obrazek

W ogólnym rozrachunku wprowadzone zmiany zdecydowanie uatrakcyjniają rozrywkę, choć jednocześnie wcale nie zaciemniają zasad samej gry względem pierwowzoru. Mechanika nadal pozostaje stosunkowo przejrzysta, jednocześnie przy tym zapewniając przednią zabawę zarówno młodszym jak i tym znacznie starszym graczom. Bo o ile „Równonoc”, podobnie jak poprzedniczka, dedykowana jest dla osób mających minimum 10 lat, to także dorośli bawić się przy niej winni równie dobrze. Reasumując: „Slavika: Równonoc” to zarówno w pełni udana kontynuacja jak i niezależny produkt. Gra się przyjemnie (zwłaszcza dzięki perfekcyjnie zachowanemu, niepowtarzalnemu, słowiańskiemu klimatowi), a czas przy niej zlatuje zaskakująco szybko. Jeśli więc szukacie prezentu - zarówno dla młodszych jak i starszych zwolenników tradycyjnych gier niewymagających prądu - to „Slavika: Równonoc”, podobnie jak jej starsza siostra „Slavika”, będzie tu doskonałym wyborem.




Tytuł: Slavika: Równonoc
Typ gry: karciana niekolekcjonerska
Projektant: Marcin Wełnicki
Ilustracje: Jarek Nocoń
Wydawca oryginału: REBEL.pl
Data wydania oryginału: 2014
Liczba graczy: od 2 do 5
Wiek graczy: od 10 lat
Czas rozgrywki: ok. 45-60 min.


Ratomir Wilkowski
http://www.taraka.pl/slavika_rownonoc
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: abcd » piątek 10 paź 2014, 18:32

0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: abcd » środa 29 paź 2014, 19:08

Białczyński pisze:Kto się od kogo i czego nauczył – Germanie – Skołoci – Serbomazowie-Słowianie

Obrazek

Panuje u nas przekonanie, że wszystko przychodzi z Zachodu – jeżeli nie z Rzymu w Starożytności, to z Anglii, Francji, Niemiec – w czasach nowożytnych. Na 100% prawdziwe jest jednak inne twierdzenie – najgłębsza głębia mądrości ulokowana była w Państwie Środka (Kitaju, Kutaju, Czytaju w angielskiej wymowie „Czajna”), a przebywali w nim i sąsiadowali z nim Skołoci, Serbomazowie, Monżgołowie, Słowianie a także Persowie, Windowie i potem (gdy się już wyodrębnili w Wielkim Stepie) – Turcy.

Oto – powyżej – drobny fragmencik – dowód tego przepływu – wiedzy płynącej ze Skołotii do starożytnych plemion skańskich, które po przeprowadzce ze Skanii na Ląd i zmieszaniu się z Kiełtami (Celtami) i Słowianami utworzyły Germanię.

Otrzymałem ten wycinek od Dobrosława Wierzbowskiego, który podobnych szczegółów na temat przenikania się kultur i różnorakich przemilczanych więzi wynalazł już bez liku.

Jego pasję widać chociażby w artykule zamieszczonym na tych stronach – O słowiańskich pisankach i zawartych w nich wspólnych słowiańsko-skołockich znakach, świętych symbolach wspólnej Wiary Przyrody.

Powyższy fragment pochodzi z książki „Wikingowie” Jonathana Woodinga. Jak widać Wikingowie używali skołockich (czyli słowiańskich) technik zdobniczych i wzorów w swoim wzornictwie użytkowym. Oni wiedzą o tym lepiej niż my.

Z całą pewnością też – jeszcze w X i XI wieku importowali z Kaganatu Sis chmiel i uczyli się wyrabiać dobre piwo. Bajanie, że piwo przyszło do Polaków z Niemie3c jest typowo niemieckim dęciem w trąby Barona Munchausena, podobną nieporawda jest że piwo porter – czyli ciemne – przywędrowało z Anglii za pomocą pradziadka mojej żony Juliana I Pagaczewskiego. Ciemne piwa ważono na Słowiańszczyźnie (w Wielkliej Scytii a potem Wielkiej Sarmatii) już na jakieś 2000 lat przed Chrystusem. Julian Pagaczewski przywiózł z Londynu w XIX wieku jedynie technologię przemysłowego procesu warzenia piwa porter i jako pierwszy zastosował ją w swoim Browarze Pod Machiną naprzeciw krakowskiego Barbakanu.
http://bialczynski.wordpress.com/2009/0 ... slowianie/

Obrazek
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: abcd » niedziela 09 lis 2014, 19:58

Jest tego czytania ale to tak ciekawe, że ni się obejrzy i po czytance. :)


Białczyński pisze:Niesamowite zagadki: Sporu o runy słowiańskie, znaki prilwickie, związki z językiem etruskim – ciąg dalszy

Obrazek Pismo minojskie – Kreta-Wyspa Skryta, a także wyspa skrzętu-skryntu – labiryntu podziemnego kryjącego skarb Minotaura (Mężotura)

Dysk z Fajstos

Nie znamy wciąż języka jakim posługiwali się Kreteńczycy zapisując go pismem linearnym A (zapewne któryś z dawnych języków azjanickich -
A cóż to za język: czemu nie huno-awarski – czyli skołocki – scytyjski – czyli słowiański? C.B. ). Znaki PLA zaadoptowali przedstawiciele kultury mykeńskiej (Peloponez) i rozwinęli w PLB. To pismo także przepadło około 1200pne. „Klasyczny”, już alfabet grecki wywodzi się z Fenicji – grecy zaadoptowali alfabet fenicki dodając kilka samogłosek i zmieniając kierunek pisma (na dwustronny, w zależności od linii).

Ponieważ współczesna genetyka dowiodła, że haplogrupa DNA R1a1a1 jest słowińska ponad wszelką wątpliwość a także że jej przedstawiciele byli obecni nad Dunajem i Morzem Śródziemnym od 8000 p.n.e. musimy dopuścić znaczący udział Słowiano-Scytów, których możemy też nazywać jeśli chcemy Prasłowianami nie tylko w kulturze trzcinieckiej czy łużyckiej nad Odrą i Wisłą oraz Dnieprem, ale także w wenetyjskich kulturach Europy i w ukształtowaniu nie tylko zabytków materialnych związanych z tymi kulturami ale także w ukształtowaniu pisma. Tak się składa że na Bałkanach odkryto kilka różnych możliwości takiego udziału Słowian w kształtowaniu różnych alfabetów – do niedawna nieznanych. jednym z nich jest język i pismo etruskie, ale nie tylko.

Na początek polecam cały cykl artykułów, a także może przede wszystkim książkę Winicjusza Kossakowskiego: Polskie Runy Przemówiły

Tutaj przytaczamy jedynie 3 artykuły z całej serii zamieszczonej na Wici Polskie – gdzie odsyłam zainteresowanych zgłębieniem teorii pana Kossakowskiego – chociaż od razu zaznaczam, że brak mi tam rysunków, zdjęć i materiałów, do których autor się odwołuje.

Obrazek Współczesna genetyka lokuje Słowian na Bałkanach już w 8000 roku p.n.e. – Tabliczki z Tartaria – 5300 rok p.n.e. – to może być pismo słowiańskie.

Najstarsza, okrągła tabliczka z Tărtăria (podobnie ja jedna z późniejszych, prostokątnych) jest przedziurawiona i zapisana z jednej strony. Prawdopodobnie była więc wisiorem – amuletem, a napis zawierał jakieś zaklęcia lub wróżby.
Czegokolwiek by symbole te nie oznaczały, są one wyraźnie uporządkowane, przy czym nie wiadomo, czy krzyżujące się linie dzielące okrągłą tabliczkę na cztery pola są wyłącznie ramką tabeli czy maja jakieś dodatkowe znaczenie, jak w przypadku symboliki szamańskiej.


©Copyright by Winicjusz Kossowski


Winicjusz Kossowski
CZY POLACY POSIADALI WŁASNE PISMO?

Historia jest jedyną nauką, którą piszą zwycięzcy.

To nauka vv manipulacji faktami.

Nawet przy pobieżnej analizie historii Polski, mam wrażenie, że pisali ją patrioci innych narodów, wrodzy narodowi polskiemu. Co gorsza, w tej chwili, mamy niby „wolność”a antypolonizm jak wściekły, hasa nie tylko w środkach masowego przekazu, w polityce, gospodarce, ale i w nauce. Gdy ktoś próbuje przedstawić fakty w korzystnym świetle dla interesów polskich, jest wyśmiany i zakrzyczany. Gdy Polak umoczy pióro w atramencie, ma na karku prokuratora i cały urząd przymusu. Niewolnik ma siedzieć cicho! – Tymczasem mamy dumną i piękną przeszłość. Mieliśmy, jak wykazują nieliczne wykopaliska oraz historycy obcy, poczynając od Herodota, swoje państwo i swoją kulturę, swoją gospodarkę opartą na żelazie i drewnie. Nasza religia dopracowała się wysokiej etyki, przewyższając etykę chrześcijańską. Np. Szczecinianie wzbranialisię przed przyjęciem boga chrześcijan zarzucając że, „chrześcijanie kłamią, kradną i mordują”, utożsamiając te cechy z Bogiem chrześcijańskim. U Polaków gościnność, pomoc potrzebującym i honor, były cechami naturalnymi. Nie wyobrażano sobie życia w innych warunkach. Takich cech dopracowują się kultury wysoko rozwinięte, które b. często padają pod ciosami barbarzyńców. Z czasem i barbarzyńcy cywilizują się, przejmując zastaną kulturę. Tak było z Rzymianami podbijającymi Grecję, z hordami Dżingischana, zajmującymi Chiny, z Germanami zajmującymi Polskę, którą znano wówczas pod nazwą Horwati lub Weneti. W tym miejscu należy uściślić nazewnictwo. Otóż po raz pierwszy, jak wykazują kroniki, zaczęto używać nazwy Pollens do określenia państwa Bolesława Chrobrego. Kosmas z Pragi w swojej kronice nazywa Polaków Chorwatami, tej nazwy, obok Lahy, używa również kronikarz ruski Nestor. Ta nazwa, choć niezdarnie zapisana przez kronikarzy łacińskich, pojawia się w piśmiennictwie rzymskim i greckim.

Obrazek Współczesna genetyka lokuje Słowian na Bałkanach już w 8000 roku p.n.e. – Tabliczki z Tartaria – 5300 rok p.n.e. – to może być pismo słowiańskie.

Czy nasi przodkowie znali pismo?

Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować Wawrzyńca Surowieckiego, piszącego w „Rocznikach Historycznych Towarzystwa Naukowego Królewskiego” w 1822 r.: „Herodot, który na cztery wieki przed naszą erą zwiedzał na północ Morza Czarnego i Dunaju, i tam poznał różne Narody ówczesne, świadczy wyraźnie: że Barbarzyńcy używali pisma; że po większej części pisali na skórach; że u nich widział różne napisy na wystawionych pomnikach. Vellejus sam się przekonał że w obu Panoniach [ówcześnie słowiańskich] za jego czasów Litteratura iuż była rozkrzewiona. Co Cezar powiedział o Gaulach [Galach] i Helwetach [Horwatach], że z dawna używali Pisma”.

Zajrzałem niedawno do Słownika Etymologicznego Języka Polskiego Al. Brűcknera. Przy haśle – litera; pisze: „z łac. – litera, pożyczki [zniekształconej] z grec. Difthera, ’skóra ściągnięta’, ‘pergamin’, ‘pismo’. Przy haśle runo: ‘skóra z wełną’; stąd ruń, ‘porost zboża (na wiosnę)’, runić się i runieć, runią ziemię okrywać. Prasłowiańskie; wszędzie tak samo, szczególniej u Serbów”. Zaprzeczyć nie można, wzajemnym przenikaniu się kultur europejskich.

Zaprzeczyć nie można, że „okrywa golizny”, niezależnie od tego czy to będzie skóra czy zasiane pole, w języku słowiańskim noszą miano – runo.

Zaprzeczyć nie można, że pojedyncza roślinka, czy pojedynczy włos z runa, „runą” zwiemy.

Zapisana skórapergamin, naszym przodkom z runem się skojarzyła. Czy była to pożyczka grecka, czy odwrotnie? – trudno dzisiaj ustalić.

Natomiast jest pewnym: runa to słowiańska nazwa litery.

Na określenie litery w języku germańskim jest ta sama nazwa – runa, w polskiej odmianie l.p. Nauka niemiecka dowodzi, iż powstała ze słowa germańskiego – tajemnica. A literki są wynalazkiem niemieckiego boga Tora. Nie znam niemieckiego boga i nie znam niemieckiej nauki, opartej na legendach germańskich. W słowniku polsko-niemieckim, na określenie tajemnicy jest z pewnością inne słowo. Bardziej trafia do mnie przekonanie: Germanie; lud rybaków, myśliwych i pasterzy, poprzez Bałtyk, mieli kontakt z rolniczą, a zatem kulturotwórczą ludnością słowiańską. Taki wynalazek, jak pismo, musiał ich fascynować i był dla nich tajemnicą, a słowiańskie słowo runa, w rozumieniu „tajemnica”, weszła do języka germańskiego. Swoje spostrzeżenie, opieram na porównaniu run słowiańskich z runami germańskimi.

Runy polskie tworzono, przez rysowanie narządów mowy, które biorą udział w powstawaniu głoski. Wszystkie runy są zbudowane według tej zasady, chociaż krój liter zmieniał się w zależności od tego, czy były wycinane na desce, czy kute w metalu (pieniądz, broń).

Runy germańskie są produktem wtórnym. Zasada tworzenia run, była im nie znana. Przy dostosowywaniu do swojej mowy cudzych liter, nie zawsze dokładnie zapamiętanych, powstawały niezrozumiałe potworki. Tym należy tłumaczyć niemożliwość ich odczytania na starych zabytkach, pomimo to, że ich znajomość przetrwała do czasów współczesnych wśród kowali skandynawskich.

Polskie runy, trzymały się konsekwentnie swej zasady i dzięki temu były łatwe do rozszyfrowania, pomimo niewielkiej ilości pozostawionej nam przez historię. Każde nowe wykopalisko runami opisane, jest czytelne, pomimo iż nieraz by słowo zrozumieć, sięgnąć należy do słownika etymologicznego, co jest naturalnym dla języka żywego.

Ostatnim zabytkiem polskimi runami zapisanym, jest ogólnie znana moneta Sieciecha [1100 r.]. Wcześniejsze monety Mieszka I, bite dwoma stemplami, nieznacznie różniącymi się między sobą, są również runami zapisane. Dla wyjaśnienia. Pismo europejskie głosowe, jest budowane, według zasady identycznej z zasadą budowy run polskich. Najmniej przetworzonym jest alfabet polski, następnie fenicki. Etruskowie i Grecy zasady tej nie rozumieją, jednak odchyłek jest niewiele. Łacina dostosowując alfabet etruski do swoich potrzeb, literki uprościła nie zważając na żadne zasady, których prawdopodobnie nie znała. Kanonik Jan Długosz opisując czasy Bolesława Chrobrego, pisze iż: „król wydał nakaz spalenia wszystkich polskich ksiąg”. Decyzja królewska, na pozór niezrozumiała, staje się jasna, gdy pogrzebiemy trochę w historii Polski, sięgając źródeł.

Obrazek Idole prilwitzkie – czyli przylwickie (z Przylwic na Połabiu)

W „Żywotach św. Cyryla i św. Metodego” istnieje zapis” „
książe Wiślech, silni wielce, został przymuszony do przyjęcia chrztu”. U kronikarza Gala Anonima, mamy wzmiankę, o początkach królowania Piastów. Poprzedniego władcę określa się przezwiskiem Popiel, Chwościsko – ogonisko. Tadeusz Miller w swej pracy „Trzy tysiące lat Państwa Polskiego” – przezwisko Popiel pisze Po-pi-jelc. Jelc to rękojeść miecza. Pop – grecka nazwa kapłana chrześcijańskiego. Drugie przezwisko Chwościsko-ogonisko – dogłębniej wyjaśnia sprawę. Sądzi przeto, że „Książę Wiślech silni wielce”, to Popiel, którego imię zaginęło, a przezwisko zostało. Datę „chrztu Polski” w obrządku słowiańskim, greko-katolickim ustala na rok 874.

Popiel stracił władzę po buncie swych poddanych, przeciw poczynaniom popów sterujących władcą. Buntowi przewodził prapradziad Bolesława Chrobrego. Kroniki, jak zwykle pisane przez zwycięzców, musiały wychwalać przywódców buntu, przeciwko nowej, chrześcijańskiej religii. A że byli to dziadowie Bolesława, później gorliwego chrześcijanina, wybijającego zęby swym rodakom za nieprzestrzeganie postu, jak pisze biskup niemiecki Thietmar, rozkazowi króla, dziwić się nie należy. Kroniki te, to przecież nic innego, jak instrukcja dla poddanych, którym nowa religia była obcą i wrogą. Zagrożenie buntem, było widocznie realne w czasach Bolesława, skoro do takiego doszło za czasów panowania wnuków – po śmierci Mieszka II.

Ci, którzy opowiadali Gallowi Anonimowi historię Polski, musieli ją znać z zachowanych egzemplarzy ksiąg polskich, lub z opowiadań dziadów, którzy je czytali. Sprytny kronikarz, w obawie zniszczenia swego dzieła, dawne dzieje opisuje w formie legendy. Gani w niej Popielca a wywyższa rodzinę Piastów, z nadzieją, że inteligentny czytelnik sam prawdę między wierszami wyczyta. Księgi ukryte przed wyrokiem królewskim, jakie niewątpliwie musiały się zachować do czasów Galla Anonima – zniszczył sam czas, a może i ludzie, którzy już nie potrafili ich odczytać. Zapisane nieznanymi znakami, brane za wytwór szatana, szły na stos zgodnie ze zwyczajami kapłanów nowej wiary. Na nasze tereny wkroczyła nowa religia i nowa kultura, gdzie umiejętność pisania przysługiwała jedynie kapłanom. Panowie a nierzadko i książęta, w miejsce podpisu, odciskali swój pierścień. Po zamordowaniu Bolesława Śmiałego, powróciły zwyczaje z czasów Popijelca, przeciwko którym podnieśli bunt pierwsi Piastowie. Napisy słowiańskie na broni, z czasów przedchrześcijańskich, świadczą o znajomości sztuki pisania kowalom, sztuki która musiała być powszechną.

Winicjusz Kossakowski

W przygotowaniu do druku, jest drugie wydanie książki POLSKIE RUNY PRZEMÓWIŁY, z odczytanymi rycinami z zabytków, dawnym alfabetem polskim zapisane. Dotarły do mnie w ostatnim czasie, ryciny hr. Jana Potockiego sporządzone na podstawie zabytków w Priwlicach. Jest 118 rycin. Opisanych runami słowiańskimi. Dwie tabliczki opisane alfabetem greckim z wtrąceniami z alfabetu run słowiańskich, opisane mową słowiańską [dziwne, że nauka niemiecka nie potrafiła ich odczytać]. Figurek sześć, nieopisanych, ich ubiór i atrybuty trzymane w ręku sugerują, że pochodzą z terenu kultury greckiej, może z granicznego Bizancjum. I, uwaga, rzecz ciekawa – jedna z figurek, niestety z utrąconą głową, nosi napis bóstwa germańskiego TOR, oczywiście napis w alfabecie run słowiańskich. Jedna ostroga z kwiatem w miejsce kółka – uważam to za import. Słowiańskie ostrogi, posiadały tępy, stożkowaty kolec. Reszta to narzędzia, broń, ozdoby, podobne do wykopalisk z terenów Polski. Przy pomocy rysunków i opisu, staram się przybliżyć zasadę tworzenia run polskich. Trochę wiadomości z historii pisma, ze szczególnym uwzględnieniem zabytków słowiańskich.

Obrazek

TEORIA POWSTANIA RUN SŁOWIAŃSKICH
06.02.2010.


TEORIA POWSTANIA RUN SŁOWIAŃSKICH

Tadeusza Millera poznałem, gdy miał lat 83, schorowany, milczący, gotowy do słuchania bardziej niż do rozmowy z nieznajomym. Było lato 2005 roku w lipcu, dwudziestego siódmego. Dzień upalny, parny, męczący. Okna mieszkania szczelnie zamknięte.

Wrażliwy już był na przeciągi.

Książki po które przyjechałem, trzymano w domku opuszczonym, zarosłym bluszczem i zielem rozmaitym. Wewnątrz wilgoć i zapach niewietrzonego mieszkania. Stare sprzęty i narzędzia ogrodnicze obok dłut, pił i sprzętu rzeźbiarskiego. W kątach rzeźby ledwo zaczęte w których już duch artysty zamieszkał, ale zabrakło sił na wykończenie. Przy ścianach, jedne na drugich paczki książkami wypełnione – prosto z drukarni – pachnące farbą.

Prace chude, niewielkie z gęsto upchanymi faktami z historii Wenetów – jeszcze nie Słowian.

- Żmudna praca lat bez mała sześćdziesięciu.

- Godziny przesiedziane w archiwach i bibliotekach.

- Porywy radości, gdy odrzucony i zagrzebany w niepamięci szczegół historii rozbłyśnie, oświetli cząstkę drogi, da się poznać, zrozumieć.

Dzieje zaklęte w zdania i słowa – milczą, upakowane w paczuszki, pod zagrzybioną ścianą w opuszczonym domu.

Kupuję kilka paczek, może uda się umieścić je w księgarniach. Nierozprzedane egzemplarze pójdą na suweniry, dotrą do ludzi. Ilu z nich potrafi zrozumieć i docenić historię własną, podaną w prosty, niewyszukany sposób, oczyszczoną z „naukowych” śmieci „autorytetów”, typu Heleny Michnik, czy Bronisław Geremek?

„TRZY TYSIĄCE LAT PAŃSTWA POLSKIEGO jakiego nie znamy” Tadeusza Millera.

Tysiące przejrzanych starych map z nazwami rzek i miejscowości rozrzuconych po całej Europie, od Loary po Okę, mówi językiem Wenetów – Słowian.

-Po mapie Europy przewija się nitka drogi wskazującej wędrówkę ludów gockich, gdzieś z głębi stepów azjatyckich poprzez półwysep skandynawski i wyspy duńskie pakuje się w samo serce państwa Wenedów.

- Nazwy rzek i miast zdradzają ślady wędrówki Bałtów znad Oki na ziemie Słowian zamieszkałych nad Bałtykiem.

- Echo pamięci walk z ludami celtyckimi, wynalazcami żelaza, i imię słowiańskiego wodza Przemysła, zaklęte w nazwy grodów, które budował na obrzeżach swego imperium.

- Etymologia słów dawnych , zapomnianych.

Wszystko to ożywa i przemawia językiem zrozumiałym na kartkach książek pana Tadeusza.

Moja fascynacja jego pracami może mieć i przyczyny osobiste.

Właśnie w jego pracy traktującej o historii przedchrześcijańskiej mego narodu, znalazłem potwierdzenie własnych przemyśleń.

Sądzę, że udało mi się rozczytać alfabet Wenetów-Słowian. Zabytki historyczne odkryte w okolicach miejscowości Prilwice opisane runami polskimi, mówią dokładnie to samo co nazwy rzek i miejscowości z pracy pana Millera, rozszerzając temat o kulturę religijną i społeczną. Zabytki pisma runowego spisane w języku słowiańskim znajdowane są na terenach Europy, niegdyś państwa Słowian. Złożenie tych faktów stanowi już dowód niepodważalny, który sprzeciwia się rojeniom „autorytetów” niemieckich i – niestety – polskojęzycznych, którzy „sprowadzają” Słowian do Europy w wiekach średnich.

Gdy przekazałem panu Millerowi egzemplarz pracy „Polskie runy przemówiły”, po przejrzeniu jej powiedział: „Wiedziałem, prawda jest już udowodniona konkretnym materiałem źródłowym. Ale śmieci historyków we dwóch nie zmieciemy z historii Europy. A szkoda”.

Wkrótce zmarł

Winicjusz Kossakowski

Białystok – 9.11.2009r.

PS

Niżej przesyłam pracę T. Millera „Trzy tysiące lat państwa polskiego, jakiego nie znamy”.Sadzę, że warto ten materiał przybliżyć Narodowi Polskiemu.

- Mój list składa cześć jego pamięci.


==============

Obrazek Inne pismo słowiańskie z Bałkanów – Napisy z Vinca

Wszystkie znaki Vinca zebrane z różnych artefaktów;
są wśród nich znaki występujące na tabliczce z Dispilio

Od 1908 r. na Bałkanach odkryto wiele obiektów ceramicznych z różnymi napisami należących do tzw. kultury Vinca. Większość tych obiektów datowana jest na koniec V w. pne, ale jedna z odkrytych w 1961 r. tabliczek z Tărtăria (obecnie rumuńskie Turdos) pochodzi z ok. 5.300 r. pne (datowanie węglowe).

Napisów nie udało się do tej pory odczytać, ale ich cechy i miejsca znalezisk pozwalają na snucie pewnych logicznych wniosków.

1. Większość napisów Vinca zawiera jeden symbol, który mógł być oznaczeniem producenta lub właściciela (a więc był raczej ideogramem a nie literą), jednak na wielu obiektach znaków tych jest więcej i wszystkie są w wyraźny sposób uporządkowane.
2. Obiekty Vinca znajdowano w śmietniskach, co oznacza, że nie miały one kultowego charakteru – w kulturze Vinca figurki wotywne i przedmiotu ofiarne grzebano razem ze zmarłymi pod podłogą domów. Ceramika była niewypalana, co wskazuje na użytkowy i krótkoterminowy charakter oznaczeń.
3. Wiele napisów umieszczono pod dnem naczyń, co wskazuje na to, że nie miały one religijnej treści, ale raczej funkcję użytkową. Wykopaliska z różnych rejonów wskazują na to, że kultura Vinca miała szerokie kontakty handlowe z innymi kulturami, być może więc symbole określały ilość naczyń lub ich zawartość i były częścią „rachunkowości”. Takie właśnie było źródło późniejszego pisma sumeryjskiego.


POLSKIE RUNY PRZEMÓWIŁY cz. II
TEORIA POWSTANIA RUN SŁOWIAŃSKICH


Runy słowiańskie są uproszczonymi rysunkami. Zauważono, że przy wymawianiu głosek biorą udział różne narządy mowy. Wystarczyło je rysować.

W tym miejscu natrafiono na schody. Te same narządy mowy biorą udział w wymawianiu całej grupy głosek.

Problem rozwiązano.

Do podstawowego znaku, doczepiano dodatkowe kreski, kropki, ogonki, różnicując w ten sposób zapis. Przykładowo: dla głoski „S” trzeba było narysować ząb górny i dolny. Powstał znak „X”. Dla „Ś” przedłużono prawą nóżkę, którą przekreślono do zapisania głoski „SZ” , itp..

W tym systemie zapisu mowy, trzeba było już nauczyć się znaków. Poszczególne plemiona, korzystając z tej zasady, nieco inaczej znaki kreśliły, czasami dobierając literki z innych alfabetów.. Przeto trzeba było się nieco natrudzić, by odczytać tekst, pochodzący z innego kręgu.

Już bułgarski mnich Chrabar pisał: „Prjeżde ubo Słowjene ne imjechą knig, ną czrtami i rjezami cztjechą i gatachą, pogani sąszcze”, co znaczy:
„Wprzódy bowiem Słowianie nie mieli ksiąg, lecz kreskami i nacięciami czytali i gadali. Poganami są jeszcze”.

Ze względu na narządy mowy biorące udział w wymawianiu, głoski dzielimy na:

1) Szczelinowe
S, Ś, Sz, C, Ć, Cz, Z, Ż, Ź, przy wymowie których zęby górne i dolne zbliżają się do siebie. Dźwięk wydostaje się przez szczelinę między zębami, odpowiednio modelowany językiem, daje różne głoski. Aby napisać -S- rysowano przekrój górnego i dolnego zęba. Powstał znak [S = X] . Dla zapisania głoski -Ś- przedłużano dolną prawą nóżkę [Ś - Ś].

Głoskę -Sz, sporządzono z -Ś, dodając jej dodatkową kreseczkę [Sz - Q].

C to również przekrój zęba górnego i dolnego, jedynie dodatkową kreskę rysowano z lewej strony na górnym ramieniu [C - C]. Głoskę Ć wykonano podobnym sposobem jak C, przedłużając dolną prawą nóżkę podobnie do Ś – [Ć - Ć]. Z głoską Cz poradzono sobie w podobny sposób [Cz - V].

Głoski powstałe z -Z-, pisanej pionową kreseczką z obustronnym daszkiem – Z – na terenach Polski, układają się: [ Z - Z ], [Ż - Ż], [Ź - Ź]. Runami w Prilwicach – Z- pisano trochę inaczej. Dla -Z- wystarczyła pionowa kreseczka z łuczkiem na dole. Dla – Ź- , łuczek rysowano na górze. Dla -Ż-, znak -Z- kładziono poziomo – lub wykonano go z X, dodając jedną pionową kreseczkę w środku znaku – X. Na hełmie z Negau -Ż- zapisano pochyłą kreseczką z kółeczkiem na dole – zamiast łuczku, jak w Prilwicach.

2) Zapisując głoskę - A, rysowano otwarte usta. Na podniebieniu, w miejscu w którym czujemy dźwięk postawiono jedną, lub dwie kreseczki [A - A].

3) Wargowe B i P pisano przez narysowanie górnej i dolnej wargi [B - B]. Robiono to w dwojaki sposób – patrz na B łacińskie. Znak P pisano przez odwrócenie B o sto osiemdziesiąt stopni. [P - P].

Drugi sposób, który przeszedł potem do łaciny, rozwiązano przez odjęcie rysunku dolnej wargi [p - P].

4) Językowe -I, pisano prostą pionową linią. Bez zmian przeszła litera do łaciny. Długie -J pisano dwoma sposobami. Pierwszy to wyraźne przedłużenie linii pionowej, może udającej język. Drugi sposób, to dorysowanie na górze dodatkowej kreseczki, która mogła różnie się układać [J-J].

Językowe -R . Drgający język, przy wymawianiu tej głoski, zapisano linią falistą, odchodzącą od kreseczki podniebienia [R - R]. Znak w nieco zmienionej formie trafił do łaciny.

5) Zębowo językowe T oraz D pisano przez narysowanie zębów jedynie dwoma kreseczkami, do których dostawiono kreseczkę języka [T - T].

Przy pisaniu literki -D, kreseczkę pionową, udającą język przesunięto na krawędź daszka z zębów.

[D - D]. Taki znak widnieje na Monecie Mieszka I , i wchodzi w słowo ŁaDa. Późniejsi heraldycy przerobili nieco Herb ŁADA, przesuwając na środek dolne kreseczki. Z Ł [ Ł] powstał Y, a z D [D] strzała. [T]. A znak kopuły nieba przerobili na podkowę, zbezczeszczono w ten sposób ideogram starosłowiańskiego bóstwa Łady, patrona królów i władców, pilnujących ładu i prawa.

W języku polskim istnieją cztery rodzaje głoski – D. Należą do nich D, Dz, Dż, Dź. We współczesnym alfabecie poradzono sobie z tym problemem wykorzystując zasadę dyftongu – podwójnych liter. W runach istniejących na zabytkach z Priwlitz, problem ten rozwiązano trochę inaczej. Doliczyłem się trzech znaków D, D,. Który z nich jaką głoskę reprezentuje, trudno mi powiedzieć. Język, którym posługiwali się słowiańscy Sasi, już dawno przestał istnieć. Zostali zgermanizowani. Nie przeszkadza to jednak w zrozumieniu wyrazów, czytając każdy znak jak – D.

6) Gardłowe H i E Słowianie pisali podobnie, rysując górę gardła wraz z małym języczkiem, widzimy to dokładnie na monetach Mieszka I i Sieciecha. Znaki nieco podobne do dużego E łacińskiego, w piśmie odręcznym. Przy wycinaniu na drewnie przyjął jednak nieco inną formę[E -E, E, ] .

Gardłowe H, na monecie Sieciecha przybrało formę E pisanego ręcznie, jednak z przedłużoną górną linią i stopką po drugiej stronie litery [H - H, ]. Wycinane na drewnie przybrało postać podobną do E, lecz w nieco innej postaci. Przypomina literkę -I- z rosyjskiej „grażdanki”.

7) Gardłowe bezdźwięczne K- K pisano rysując gardło znakiem C.

Dla G-G dodawano kreskę – wyróżnik, na górze lub dole.

8) Na ostrzu dzirytu z Rozwadowa U napisano, rysując dzwon. Na innych zabytkach przyjmuje prostszą do wycięcia postać – V.

9) Ł starożytni Słowianie urobili z U, dorysowując mu ogonek. Na dzirycie z Rozwadowa ogonek wychodzi ze środka [Ł - Ł]. Na monecie Mieszka I – Ł urobiono z U pisanego przez V z ogonkiem odchodzącym od prawego boku.

10) Rozróżniano O długie od krótkiego. „O” wymawiane nieco dłużej pisano rysując kółeczko w jakie układają się wargi w czasie wypowiadania. O krótkie pisano przez zrysowanie górnej wargi linią prostą z nieco uchyloną dolną wagą. Przewrócono znak o kąt prosty [ O - O].

O z kreską, utworzono z O krótkiego dorysowując jej poziomą kreseczkę na zabytkach z Prilwic.

[Ó - Ó]. Podobnie ten problem rozwiązano na monecie Sieciecha.

W języku polskim mamy nosowe O, mylnie wykonane z literki A, przez dopisanie do niej malutkiego noska. W runach, Słowianie nosowe O, utworzyli z O krótkiego, dorysowując do niego malutki nosek [Ą - Ą]. Literka wycinana na drewnie przybrała postać pionowej kreseczki z dwoma krótkimi odchodzącymi od niej pod pewnym kątem. To rozwiązanie znalazło się w runach etruskich.

11) Nosowe M pisano rysując nos z profilu, razem ze skrzydełkiem [M - M].

Dla nosowego N, również narysowano nos z profilu, jednak z wyraźnym zaznaczeniem dziurki od nosa [N - N]. Literka czasami przybiera postać małego -h z alfabetu łacińskiego.

Nosowe Ę utworzono dorysowując mały nosek do E [E - Ę].

12) Literki Y, nie odnalazłem na zabytkach z terenu Polski. Ponieważ napisy pismem etruskim dają się czytać i to w języku słowiańskim, gdy ich znaczenie zrównamy z runami słowiańskimi, domyślać się można że jest do etruskiej podobna [Y - Y]. Na zabytkach prilwickich Y pisano-

w, w odróżnieniu od W – W

Pozostały wargowo zębowe W oraz F.

13) „W” pisano rysując przekrój górnego zęba, podpartego wargą, jak w czasie wymawiania [W- W].

Literkę F utworzono z literki W, dorysowując jej z prawej strony dodatkową kreseczkę-wyróżnik [F - F].

Rodzaj narzędzia pisarskiego, którym wycinano runy na drewnie wymuszał ich uproszczenie do krótkich kreseczek.

Starożytna cywilizacja słowiańska stała na „drewnie i żelazie”. Drewno, do dzisiaj najlepszy, najzdrowszy materiał na domy. Z drewna wykonywano większość narzędzi gospodarskich, mebli. W kuchni królowała glina i drewno. W kraju porośniętym gęsto lasami, drewno było najbardziej dostępnym i tanim materiałem. Do przekazywania krótkiej wiadomości wystarczył wycięty kawałek gałęzi. Do zapisywania praw boskich i ludzkich używano na pewno odpowiednio wyprawionych skór, prawdopodobnie z owcy. Świadczy o tym pomysł na nazwanie litery runą, stworzycielką, który z runem owczym się kojarzy, podobnie jak u Greków. Wątpić nie należy, że ważniejsze napisy na deskach wycinano.

Inne narody pozbawione lasów, domy swoje budowali z gliny. Gliny też używali do spisania swoich kodeksów i dzienników. Inni w górach mieszkający trudzili się nad pismem kując je w kamieniu. Czas i ogień niszczy drewno, pergamin a z nimi i zabytki pisma. Nieliczne znaleziska pisma słowiańskiego odnajdujemy na broni, brązowych figurkach i naczyniach. Napisy w języku słowiańskim, wykute w kamieniu, znajdujemy również w Skandynawii.

Cywilizacje piasku i gliny, zachowały swoje dziedzictwo kulturowe. Pamięć o naszej cywilizacji, dzięki „pomocy” króla Bolesława Chrobrego, który „polskie księgi nakazał palić” – zanikła. Nie można wykluczyć działalności w tym kierunku biskupów chrześcijańskich, którzy dzielnie walcząc z diabłami, nieznane pisma, za szatańskie uważali i skazywali na spalenie. Zachowała się wiadomość z ciekawego zdarzenia. Watykan w ramach walki z kacerstwem, nakazał swoim biskupom palić księgi kacerskie. Pobożny biskup z Krakowa, tak się przejął rozkazem papieża, że i księgi liturgiczne popalił. Śmieją się z niego nasi naukowcy. Ale biednemu biskupowi do śmiechu nie było. Skąd mógł wiedzieć, które księgi kacerskie a które nie. Paląc wszystko, przynajmniej nie stanął na stosie. Wykazał tym samym mądrość życiową a nie głupotę. Głupotą wykazują się ci, którzy nie potrafią sobie wyobrazić, jak mocno grzeje „stos ofiarny”, i w jakich mękach ginie ofiara.

Winicjusz Kossakowski

Obrazek Pismo Etruskie – ok. 500 r. p.n.e.


POLSKIE RUNY PRZEMÓWIŁY – Artykuł Nr 11
23.02.2010.


POLSKIE RUNY PRZEMÓWIŁY – Artykuł Nr 11
HEŁMY Z NEGAU w STYRII


Ten artykuł chciałbym napisać zestawiając jedynie cytaty uczonych. Nie sądzę aby mi się to udało. Jednak spróbuję.
Jeży Cepik „JAK CZŁOWIEK NAUCZYŁ SIĘ PISAĆ” – 1974r.
„Kto pierwszy wpadł na trop etruskiego pochodzenia run? Chyba Włoch, Carlo Paulini, który w roku 1885 dostrzegł dziwne podobieństwo furtoku do pisma waz etruskich”.

„Ów zacny i pracowity człek wyszedł pewnego razu, w roku Pańskim 1811, na swoje pole i właśnie miał zająć się robotą, gdy wpadł do głębokiej jamy, w której odkrył 26 brązowych hemów. Na 12 hełmach widniały tajemnicze znaki, które potem zostały zidentyfikowane jako etruskie. Na jednym z hełmów był napis: avietitsaxirach, co możemy oddać jako „Harigast bogu” albo „Harigast ofiarowuje bogu”. Język był germański, gdyż w napisie tym dwa słowa, czytane z prawej do lewej, były germańskie”. Dalej „bla, bla, bla”, czyli naukowa sieczka.

Teraz zdanie , które uważam za ważne ze względu na datowanie znaleziska.

„Za najstarsze inskrypcje runiczne można by uważać dwie, z Negau, na brązowym hełmie z II wieku p.n.e., i z Maria Saalerberg w Karyntii, na rogowym sztylecie z I wieku p.n.e.”

Czemu odkrycie z Negau jest tak ważne?

Otóż, jest to klucz do historii Europy i narodów słowiańskich i germańskich.

W tym miejscu muszę wstawić pogląd mego przyjaciela z plemienia handlowego, na naukę i naukowców, które -mam nadzieję- pozwoli trzeźwiej patrzeć na poruszane tematy.

„Nauka to jest towar. Naukowiec, to jest ten co z ten towar żyje. Jeżeli na towar prawdziwy kupca nie ma, a za towar fałszywy jest duży pieniądz, to ja się ciebie pytam: Który towar naukowiec ma produkować?”

To naukowe odkrycie, jak raz, pasuje do nauki zwanej historią. Poruszając się po zapiskach historyków musimy dokładnie śledzić: Kto jest kto. Co kto pisze i dlaczego? W większości wypadków są one pisane na zamówienie aktualnej polityki. Historyk musi się wykazać inteligencją i polotem by w zamówionej treści ukryć prawdę historyczną, licząc po cichu, że może ktoś kiedyś zrozumie jego dzieło.

Ja naukowcem nie jestem i nie żyję z nauki. Mogę sobie pozwolić na własne poglądy wynikłe z badań historycznych, które są moim hobby.

Są zbudowane dwa poglądy na historię Europy w tym na narody Słowian i Germanów.

Nauka germańska utrzymuje, na podstawie mapy Wispaniusza Agrypy, że wpierw na terenach europejskich żyli Germanie. Słowianie to nikomu nieznany dziki naród przybyły z głębi stepów azjatyckich, który w czasie „wędrówki ludów(IV wiek n. e. )” osiedlił się na terenach opuszczonych przez Germanów zajętych podbojem Rzymu.

Napis na hełmach z Negau datowanych na II wiek starej ery, odnaleziony na granicy Jugosławii i Austrii, gdyby był w języku gockim, potwierdzał by teorię germańską. Problem tkwi w tym, że napis opisano pismem etruskim, którego – jak dotychczas – nikt prawidłowo nie odczytał. Są robione wysiłki w tym kierunku przez naukę germańską. Pozwoliłem sobie przedrukować z internetu całe strony zapisane językiem niemieckim z dołączonymi zdjęciami zabytków. Materiał ten pozwoli wykazać wysiłki niemieckie. Zajmiemy się tym przy omawianiu zdjęć.

Natomiast badania niezależnych naukowców polskich pozwoliły zbudować tezę przeciwną tezie germańskiej.

W zapiskach greckich i rzymskich sprzed kilku tysięcy lat nie ma wzmianki o narodach germańskich i słowiańskich. Ziemię zamieszkałe na północ od Italii zamieszkiwał wielki naród Wenetów, Wenedów. Aby zrozumieć nagłe pojawienie się Germanów i Slawenów, proponują zajrzeć do słownika łacińsko – polskiego.

Germanus znaczy brat, przyjaciel. Natomiast slawen, znaczy to samo co niewolnik, robotnik zniewolony.

Rozrastające się wielonarodowe państwo rzymskie, tych Wenetów którzy dobrowolnie przystąpili do Unii Europejskiej w rozumieniu Unii Rzymskiej przezwali braćmi i przyjaciółmi. Natomiast ci Wenedzi, którzy podnieśli broń i bronili swojej wolności, stali się rezerwuarem siły roboczej i przezwano ich Slawenami, czyli niewolnikami.

Tacyt (55 – 120 po Chr.) Wenedów zalicza do Germanów.

Widocznie niezbyt dobrze działo się Wenetom w Unii z Rzymem skoro zatrudniali na stanowiskach dowódczych, napływających poprzez Bałtyk Gotów. Ich umiejętności wojskowe widocznie były wysokie skoro udało się im, stojąc na czele weneckich Germanów, pokonać Rzym. Goci stanowisk książęcych i dowódczych nie oddali. Podlegli im Weneci z upływem wieków zatracili swój język na rzecz swych książąt. Natomiast Goci zatracili swe imię i przyjęli nowe imię Wenetów – Germanie.

Polscy naukowcy swą teorię popierają zapiskami zostawionymi przez cesarza Porfirogenetę w których mówi, że Germanie mówią po słowiańsku.

Mapa Wipsaniusza wskazywała jedynie plemiona weneckie przyjazne Rzymowi. Poza Wisłą byli wrodzy weneccy niewolnicy.

Wykazanie, że napis na kluczu do historii tych narodów, czyli na hełmach z Negau, jest w języku słowiańskim a nie w języku gockim, dowodził by: Prawda historyczna jest po stronie nauki słowiańskiej.

Do tego „klucza” należy jeszcze dodać rozczytane zabytki runiczne z terenów całej Europy świadczące o ludach niegdyś je zamieszkujących, a jest ich grubo ponad dwieście.

Ale nie wybiegajmy.

Zgodnie z założeniem podam cytaty wybrane z pracy doktora Wojciecha Cybulskiego profesora literatury i języków słowiańskich. Dodam od siebie, urzędującego w Poznaniu, ówcześnie pod zaborem pruskim. Przypominam o „handlowej teorii naukowej”.



Pierwszą o nich wiadomość(hełmy z Nrgau) podało pismo: „Streiermaerkische Zeitschrift”, Gratc 1826, Heft 7, p. 48-60; opisał je potem i czytał napisy Jędrzej Kucharski w „Powszechnym dzienniku krajowym” w dodatku za rok 1829;



”opisał je nareszcie w r. 1853 na nowo i napisy szczegółowo wytłumaczył Jan Kollar, profesor archeologii w Wiedniu,
..Kucharski był pierwszy, który ogłosił je za słowiańskie.
Kucharski czyta je od prawej do lewej jak następuje: Sidaku tu dli Jaromejsel żupni pan Wapi.

A na drugim hełmie , z wyłączeniem nieodczytanych dwóch części skrajnych i dwóch znaków środkowego napisu, czytając także od prawej do lewej: Eiarifas i eie abil.

Co ma znaczyć razem spojone: Mularzu! Tu dli (leży) Jaromyśl, żupny pan Wapi. Eiarifas go tu ubił”.

Dalej „uczona sieczka”na kilka stron dowodząca niewłaściwego czytania przez Kucharskiego. Mówię „uczona”, może trochę na wyrost, ponieważ Cybulski nie znał polskiego alfabetu runowego i nie miał nic do powiedzenia, oprócz inwektyw. W efekcie końcowym trafił: Kucharski również run nie znał.

Odczyt czeskiego uczonego Jana Kollara z pierwszego hełmu.

„tekst: Siraku turpi. Jarmeisva iphauna Phinths – u . dosłownie: Sziraku trupy Jaromeisla, żupna Pinths-u
..

„Napis na drugim hełmie czytany przez Kollara tak: Hary Chastiteiva (a) ivil XILXII

sens: Popiół Czastitiva roku 40”.

Teraz następuje kilka stron uczonej sieczki zakończonej propozycją: „Niech więc pan Kucharski, lub który z zwolenników ś.p. Kollara, raczą zabrać się do odczytania po słowiańsku powyższego napisu ; oddadzą archeologii i nauce o runach słowiańskiej wielką przysługę.
Nieśmiertelność imienia niezawodna. Oby dłużej trwała , jak pozyskana w skutku pierwszego odkrycia”.

Do odczytania podaje napis zrysowany z brązowej wazy odkrytej w Botzen. Napis podaje wraz z rozczytaniem niemieckiego naukowca z Berlina profesora Momsena.

Tak się składa, że napis wykonano w alfabecie etruskim i w języku etruskim, bardzo zbliżonym do wcześniej odczytanych run z Prilwitz. Czytamy od prawej do lewej.

LESzAM NI ChEDIU LI KUSI USICA CHEI LI LILE DISz NASI

Co w przetłumaczeniu na współczesny język polski znaczy: LASEM NIE CHODZĘ CHOĆ KUSI SIUŚKA CHEI LI LILE DZIŚ NASI (prawdopodobnie zwrotka z pieśni frywolnej).

Dla wyjaśnienia: Tłumaczenie słowa Usica, wziąłem z języka serbo-chorwackiego. W gwarze polskiej zachowało się jedynie w piosence ale już w formie pieszczotliwej: „Usia (co robi) siusia ja widziała u
..).

Proszę zwrócić uwagę: Momsen runę (D) czyta jako (R), podobnie jak uczeni niemieccy na hełmach. Natomiast runa (Ch) tutaj czytana prawidłowo, na hełmach odczytywana jako (G). Proszę jeszcze, by porównać mój odczyt z odczytem Momsena i jednemu tylko przyznać rację.

W internecie odnalazłem dwie publikacje germańskie na ten temat. Potraktowałem je w całości jako cytaty. Pierwsza w języku angielskim, napis odczytuje: HARIKAST ITEIVA. Na drugim dokumencie w języku niemieckim napis rozczytano: HARIGASTIZ FEFAKIT. Oczywiście w obu wypadkach uczeni doszukują się jakiegoś znaczenia tych słów. Napis zgodnie z dawnym zwyczajem etruskim jest wykonany bez przerw między wyrazami co z jednej strony utrudnia czytanie , z drugiej – daje szerokie pole do kombinacji, szczególnie gdy nie znamy wszystkich liter. Do tego dochodzi nieznajomość języka Etrusków. Na szczęście mamy fotografię zabytku.

I tutaj szok. Rozumiem, że można różnie czytać te same runy. Źle czy dobrze, zależnie od naszej wiedzy , spostrzegawczości i inteligencji. Ale świadomie, a co niewybaczalne, nieumiejętnie fałszować? Robić z siebie idiotę a w tym i z nauki swojego kraju?

To już przechodzi moje wyobrażenie o ludziach nauki niemieckiej.

Zbulwersował mnie odczyt niemiecki: HARIGASTIZ FEFAKIT. Mogę odpuścić czytanie (D) jak (R), pomimo tego że nigdzie i w żadnym alfabecie takiego kwiatka nie ma, i nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Mogę odpuścić czytanie runy w kształcie widełek skierowanych w górę, jako (G), pomimo, że nie ma na to żadnego logicznego wytłumaczenia. Sam niemiecki wielki Momsen, co widać na napisie z Botzen, czytał tą runę jako(Ch). Odpuszczam czytanie runy (G) jako (S). W ten sposób pisali jedynie Słowianie, co jest potwierdzone w odczytanych tekstach runicznych choćby z Prilwitz. Czytanie iksa z prawą nóżką dłuższą jako (T) też można wybaczyć. Jest przecież jakieś podobieństwo do współczesnego (t). Ale czytanie drugiego takiego samego znaku, tym razem jako (Z), odebranie najniższej kreseczki dla (E), aby przeczytać (F). Pionową kreseczkę czytać jako(E), czytanie trzech pionowych kreseczek jako (K) i ostatniego znaku, we wszystkich alfabetach runowych czytanych jako (L), przeczytać jako (T), jest nie tylko nadużyciem, ale zwykłym szachrajstwem. Do świadomych fałszerstw można zaliczyć fakt nie publikowania napisów z drugiego hełmu, razem odnalezionego w którego napisach występuje znana we wszystkich alfabetach runowych literka (T), pisana strzałką z grotem do góry. Nie można by wtedy czytać iksa jako (T).Choćby z tych względów, oba napisy, pomimo że różne, są świadomie czytane fałszywie i poparte naukowym bełkotem. Nie trzeba nawet zaglądać do słowiańskiego alfabetu z artykułu nr 1, by czytać kolejno: H A D I Ch A G Ś I Ś EI F A M I L.

Dopiero dzięki dołączonej tablicy run wszelkich przez TITUSA do tematu „Hełmy z Negau”, w szeregu run etruskich odnalazłem (M) pisane trzema kreseczkami. Słowianie dla nosowego (M), rysowali po prostu nos, czasami przypominający małe (b) z łaciny. Po właściwym odczytaniu (M) zrozumiałem napis. Podzieliłem na wyrazy. Brzmi on: HADIChA GŚIŚEJ FAMIL.

Co czyta się tylko w jeden sposób: Hadicha (imię własne – od słowa chodzić) z Gęsiej familii(rodziny, plemienia). Właściciel hełmu, po prostu go podpisał i nic więcej.

Na zabytkach z Prilwitz słowo GĘŚ pisano dwoma runami GŚ. Gęś musiała mieć jakieś magiczne znaczenie w wierzeniach Słowian, skoro odlewano jej postać w złocie i umieszczano w słowiańskich świątyniach. Może, jako ptak, miała kontakt z bóstwami i przy pomocy czynności wróżenia, przekazywała wolę bóstw Słowianom?

Powodem do dumy, mogło być pochodzenie z familii Gęsiej. W Polsce do dzisiaj są popularne gęsie nazwiska, jak Gąsowski, Gęsicki, lub po prostu Gęś. Bardzo mi przykro panowie Germanie z Gotów. „Klucz” z Negau pasuje do zamka polskiej historii. Proponuję przeczytać książkę popularno- naukową Tadeusza Millera „3 tys. Lat Państwa Polskiego”

Negau helmet from Daone. Museum of Santa Julia, Brescia

Negau helmet refers to one of 28 bronze helmets (23 of which are preserved) dating to ca. 400 BC, found in 1811 in a cache in Zenjak, near Negau, now Negova, Slovenia. The helmets are of typical Etruscan ‚vetulonic‚ shape, sometimes described as of the Negau type. They were buried in ca. 50 BC, shortly before the Roman invasion of the area. the Negau helmet inscription (read from right to left)

On one of the helmets („Negau B”), there is an inscription in a northern Etruscan alphabet. Note that the inscription need not date to 400 BC, but was probably added by a later owner in ca. the 2nd century BC or later. It is read as/// harikastiteiva\\\ip,

Many interpretations of the inscription have been proffered in the past, but the most recent interpretation is by T.L. Markey (Journal of Indo-European Studies 2001) who reads the inscription as ‚Harigast the priest’ (from *teiwaz „god”), as another inscribed helmet also found at the site bears several names (mostly Celtic) followed by religious titles.

In any case, the Germanic name Harigast is almost universally read. Formerly, some scholars have seen the inscription as an early incarnation of the runic alphabet, but it is now accepted that the script is North Etruscan proper, and precedes the formation of the Runic alphabet. Harigast constitutes an attestation of the Germanic sound shift, probably the earliest preserved, preceding Tacitus perhaps by some two centuries.

Must (1957) reads Hariχas Titieva as a Raetic personal name, the first element from the Indo-European (Venetic rather than Germanic), the second from the Etruscan.

The four discrete inscriptions on the helmet usually called „Negau A” are read by Markey as: Dubni banuabi ‚of Dubnos the pig-slayer'; sirago turbi ‚astral priest of the troop'; Iars’e esvii ‚Iarsus the divine'; and Kerup, probably an abbreviation for a Celtic name like Cerubogios

Helmets of the Negau type were typically worn by priests at the time of deposition of these helmets, so they seem to have been left at the Zenjak site for ceremonial reasons. The village of Zenjak was of great interest to German archaeologists during the Nazi period and was briefly renamed Harigast during World War II. The site has never been excavated properly.



HARIGASTIZ FEFAKIT Przedłuża się nieco ta rozprawka. Może trzeba będzie podzielić ją po połowie. Trudno, ale muszę odnieść się do napisu na drugim hełmie. Do fotografii zabytku nie dotarłem, posłużę się przerysowanym przez dr Cybulskiego samym napisem. Napis z pierwszego hełmu był najdokładniejszy z prezentowanych przez innych autorów. Mam nadzieję, że i w tym przypadku autor nie „przedobrzył”.

Podobnie jak na poprzednim hełmie, napisy czytamy z prawej do lewej. Mamy do czynienia z dwoma zdaniami, drugi napis jest pisany do góry nogami i jak stwierdził pan Cybulski, jest wykonany punkcikami. Zakładam, że był wykonany w różnym czasie. Napis na pierwszym hełmie zawierał imię własne i pochodzenie właściciela hełmu, spodziewam się powtórki tego zwyczaju. Napis pierwszy ma kropeczkami oddzielone słowa. Nic w takim razie kombinować nie można, tylko czytać.

GIDAKU TUD LI JADMEISzFP

Nie mam żadnych wątpliwości, że napis jest wykonany runami etruskimi i w języku etruskim. Przy czytaniu korzystałem z oficjalnych alfabetów etruskich. Nie ma obcych liter.

Etruskowie byli narodem trzyjęzycznym. Władali językiem Greków, Itaków(łacina), oraz własnym. Jak wynika z odczytanych zabytków język rodzimy był zachwaszczony mową grecką i mową Itaków. Stąd gramatyka i końcówki słów weneckie(słowiańskie), natomiast słowa są mieszaniną słowiańsko-grecko-łacińską. Dla przykładu podam zdanie usłyszane od Polonusa w Nowym Jorku. „Luknij przez łindoł, czy tam moja kara na kornerze stoi”. Kto nie zna języka angielskiego zdania nie zrozumie, tak samo anglik bez znajomości języka polskiego.

Napis na pierwszym hełmie jest zrozumiały i wydaje się słowiańskim. Ale jedynie dlatego, że język współczesny polski został zachwaszczony łaciną. Słowa – familia – do języka polskiego zostało wprowadzone dopiero w średniowieczu. Dwadzieścia dwa wieki temu było nieznane naszym przodkom. Tak samo jest z napisami na drugim hełmie. W słowie pierwszym mamy końcówkę słowiańską (-aku), jak w słowach: biedaku, bydlaku. Tak sformowane słowo oznacza, że zwracamy się do kogoś po przezwisku lub imieniu, w tej chwili. Ale co właściwie oznacza słowo GID? Dwa następne słowa: TUD LI, są z pewnością w języku Słowian. JADEME – jedziemy. JADEMEISz – to już imię. Przeszkadzają dwie ostatnie litery FP. Gdybym mógł podzielić to słowo na dwa, wyszło by;

JADEMEI SzFP, co kojarzy się ze znanym słowem Szwab. Wynikałoby z tego, że Szwabi byli przed zniemczeniem Słowianami. Do dzisiaj inni Niemcy wyrażają się o nich z pogardą.

Napis przybrał podobną formę jak na hełmie pierwszym. Właściciel oświadcza każdemu GIDAKOWI, że nosi imię JADEMEI i jest z familii SZWAB.

Napis drugi, ten wykonany punktakiem:

U Ż U P N I P A N U A P I

Żupa to słowiańska przestarzała nazwa kopalni, lub urzędnik pobierający opłaty w imieniu księcia, szczególnie na Bałkanie. W takim wypadku mielibyśmy do czynienia z urzędnikiem Żupanem. Dalsza część napisu może być imieniem własnym, PANUAPI. (słowo pochodzi od – panowanie), lub całe zdanie, bez imienia: ŻUPAN PANUJĄCY.

Jeżeli słowo Żupni uznamy za kopalnię, wówczas zdanie nabierze innego sensu: U ŻUPNI PANUACzI (panujący) a prościej – Dyrektor kopalni-.

W tym miejscu mam problem. Nie dysponuję dobrą fotografią zabytku. Mogę jedynie podejrzewać, że przepisujący napis trochę przedobrzył. Widział poprzednie literki (P) pisane kółeczkiem na linii prostej a gdy literka przedostatnia miała niepełne kółko, uznał że to ubytek spowodowany korozją i wstawił całe kółeczko. Tymczasem podobnym znakiem Słowianie zapisywali swoje (Cz), co przejął alfabet rosyjski. Pisano tylko ¼ , lub ½ kółeczka.

Zdanie: U ŻUPNI PANUACZI (panujący) mieści się w kanonach gramatyki słowiańskiej.

Można wnioskować, że najpierw JADEMEI SzWP podpisał swoją własność, a z chwilą awansu na dyrektora żupy(kopalni) już punktakiem dopisał swój aktualny zawód, jako powód do dumy.

Warto sprawdzić czy w pobliżu miejsca znaleziska nie było przed ponad dwoma tysiącami lat, jakiejkolwiek kopalni. Mogła to być kopalnia soli, krzemienia, kopalnia rud z których uzyskiwano miedź, srebro, czy złoto, a może kamienie szlachetne?

Słowianie w tym czasie potrafili już wytapiać żelazo, świadczą o tym znajdowane u nas monety rzymskie i ogromne skupisko żużli po dymarkach. Może warto tam poszukać rudy darniowej i pamiątek po prymitywnych hutach żelaza.

Winicjusz Kossakowski

PS

Poszukuję zdjęcia drugiego hełmu z Negau, aby zweryfikować napis. Podczas moich poszukiwań zetknąłem się wielokrotnie z dopasowywaniem napisów do przemyśleń uczonych.

—————–


Obrazek

Polecamy też inną książkę o runach słowiańskich którą wspomina Winicjusz Kossakowski – wydaną przez wydawnictwo Armoryka, autorstwa Wojciecha Cybulskiego, która tak jest anonsowana:

Runy słowiańskie, świadectwo mowy wśród tysiąca niemych pomników – nie znalazły dotąd nikogo, co by je był szczegółowo, oddzielnie, w całości, stosownie do ważności przedmiotu i wymagań nauki traktował. Po odkryciu tak zwanych Obotryckich pomników, wykopanych pomiędzy 1687 a 1697 r. w Meklemburgii, we wsi Prilwic, w bliskości jeziora Dolen i rzeczki Dolenca (Tollense), w miejscu gdzie miała stać dawna Rhetra czyli Ratara z sławną świątynią Radegasta; a raczej po opisaniu ich w osiemdziesiąt kilka lat później przez Mascha, które dotąd jest głównym źródłem i pierwszą podstawą Nauki o Runach słowiańskich – nie brakło wprawdzie pisarzy pomiędzy niemieckimi i słowiańskimi a szczególnie też skandynawskimi uczonymi, którzy się pomnikami tymi, składającymi się z brązowych bałwanków i różnych naczyń i sprzętów obrządkowych, tudzież znajdującymi się na nich napisami runicznymi mniej więcej szczegółowo zajmowali. Zajęcie to w dwójnasób się powiększyło, gdy w dwadzieścia parę lat później pierwotny zbiór Mascha , składający się z 66 sztuk, pomnożony został zbiorem podobnych, także w Meklemburgii znalezionych posążków, naczyń i sprzętów w liczbie 118 sztuk, opisanych w dziele Jana Potockiego i na nowo się ożywiło, gdy w trzydzieści lat potem przybyło do tych zbiorów kilkanaście sztuk w tychże okolicach znalezionych kamieni runicznych, opisanych przez Hagenowa


Obrazek JASKINIA W SITOVIE – pismo odkryte tutaj można łączyć ze Słowianami ponieważ genetyka współczesna lokuje Słowian na Bałkanach już od roku 8000 p.n.e. (haplogrupa R1a1a)

Napis z jaskini Sitovo w Bułgarii, 4.500 BC W 1942 r. w jaskini w Sitovie w Bułgarii odkryto napis liczący 340 cm długości i składający się z dwóch wierszy liter o wysokości 40 cm. Napis datowany jest na 4.500 pne, a więc na okres, gdy w Varnie działało już „złote” cmentarzysko (opisane wyżej), a w Rudnej Glavie działała pierwsza kopalnia miedzi. Treść tego napisu podobno odczytano, ale nie podaję tłumaczenia, bo nie ma ono żadnego znaczenia. Znaczenie ma to, że dwa tysiące lat przed pojawieniem się sumeryjskiego pisma klinowego jakiś chalkolityczny człowiek wykonał na kamiennej ścianie napis o wymiarach 3,5 x 1 m używając całkowicie abstrakcyjnych symboli, których znaczenia nie można było odczytać przez zwykłe kojarzenie ich kształtu z realnie istniejącymi przedmiotami.


Forum językoznawcze o książce Winicjusza Kossakowskiego

I Wreszcie na koniec fragment dyskusji z forum językoznawczego poświęconej książce pana Kossakowskiego.

http://forum.jzn.pl/printview.php?t=139 ... 2c55e63531

Książkę „amatora” oczywiście fachowcom bardzo łatwo się kopie, ale raczej przy pomocy prześmiestwa, zarzutów o niefachowość autora właśnie i innych podobnych argumentów. Znacznie trudniej im się to udaje gdy przychpodzi do twardej polemiki na argumenty.

Nie zamierzam popierać żadnej strony w tym sporze, choć jest oczywiste, że:

po pierwsze: cenię badania niezależne od autorytetów i nieuwikłane w hierarchiczny system akademicki

po drugie: cenię badania niezależne od takich czy innych funduszy państwowych, unijnych i wszelakich innych fundacyjnych za zachodnie pieniądze prowadzonych

po trzecie: ciekaw jestem jak polskie i rosyjskie badania pisma etruskiego i zapisów etruskich oraz ich tłumaczenia mają się wzajemnie do siebie i do oficjalnej „naukowej” wersji obowiązującej po akademiach polskich i rosyjskich

po czwarte: zgadzam się z Winicjuszem Kossakowskim na pewno w jednym, że polska nauka jest pełna kompleksów niższości a także głęboko przyczadzona XIX i XX wiecznymi tezami, które często płynęły i nadal płyną z nacjonalistycznych uprzedzeń zwłaszcza końca XIX i początku XX wieku, i mają zabarwienie ideologiczne – przeważnie pangermańskie, antysłowiańskie i antypolskie.

Obrazek A co z Mikorzynem – czy te kamienie na pewno są fałszywe? To co piszą w Wikipedii jest zupełnie nieprzekonywujące.

.
http://bialczynski.wordpress.com/2011/0 ... ag-dalszy/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: abcd » poniedziałek 10 lis 2014, 22:26

nie wiem, chyba tylko tu będzie pasował artykuł o warszawskim Bazyliszku (choć jego wstępna część nadaje się do mitologii bądź historii):

Białczyński pisze:Bazyliszek Warszawski czyli Ptakowężyca (Matka Scytów-Skołotów) oraz Kuroliszek, czyli (bałtyjska Kurke i polski Kur) – wizerunki i podania

Obrazek Wacław Hollar – bazyliszek

Lisz, liszek

– bogun służebnik , duch pomocniczy Bogini Licho – Tej Która Porywa i Ukrywa Rzeczy, jednej z Bogiń Plątu – Koszu Przeznaczenia i Przypadku i Żądzy

Obrazek

Bazi (liszek)

baza – podstawa, czyli podstawowy los-kosz; włoskie: basta – starczy (wystarczające), podstawa; bazia – koszka (odmieniacz bazy-koszu-losu), bazia – bagnię (badyl z koszkami), gałązka kotkowa – roślina symboliczna bogini Licho; basia – kot-koszka-basia, kotka, bazia – owca, kot Bazyli – kosz – kot nosiciel losu-koszu, kot i owca zwierzęta symboliczne bogini Licho, bastara (baztara) – coś pośledniego, lichego, byle jakiego, bękart – spłodzony byle jak i byle gdzie, bas-tarma – suszone mięso wożone pod siodłem – podstawowa racja żywności wojownika, Bastarnowie (Biesotarnowie, Baz-Tarnowie) – plemię słowiańskie uważane przez naukę XX wieku za celtyckie, bez (bes) – berz, biorący, odbierający, stąd bessa – utrata, bies – zły, demon złego losu, Bies-skidy (Bies-kędy) – Ścieżki Biesów, Bieszczady – góry Biesów i Czadły (Oczadły). Bez- roślina demonów (bez czarny – bas-tarny)

Obrazek

Kur-Kurka

Kurka to niby samica Kura, ale Kur to nie jest zwykły kogut tylko kogut magiczny – Kur czerwony – ogień, Kur szczerozłoty znosił po nocach skarby do domu gospodarza albo strzegł skarbów, pianie Kura jest związane ze wschodem słońca – Kurka to u Bałtów wręcz bogini: Kurke. Kurek to patron Bractw Strzelców – Bractwo Kurkowe – bractwo strzeleckie do obrony miasta powołane z cechów rzemieślniczych – Król Kurkowy to Sarmata który nosi przed sobą Złotego Kura na złotym łańcuch u piersi. Kura magiczna znosi złote jajka. Jajko jest święte itp.

Kurka to niby zwykła Biała tylko potężna Kura – Matka Istów (Bałtów, Jętów), tak jak i Kruki – Ojcowie Słowiańskich Ludów, są też Białe i Ptakowężyca Kąp-Torga (kap – kapła – kapłon – kapłan, kapalica – ofiara, kaplica – dom ze słupem-kapem pal-wanem boga zadaszonym, dom zwieńczony kurkiem).

Kurki zdobią szczyty ważnych budowli u Słowian, w folklorze Rusi to jest mocno zachowane, u nas domy straży pożarnej i kościoły drewniane czasami, u Łużyczan tzw świetlice – czyli domy gminne, wspólnoty wiejskiej, plemiennej Domowiny – jest to ptak światła, ognia, nieba, słońca. Współcześni warszawiacy nie wiedzą że ich bazyliszek to echo scytyjskiej Matki Kąptorgi (grecy podają mit późniejszy, o Torgi Taos – męskim. Torga – to worek, torba, macica, miejsce przechowywania relikwii i amuletów. Kaptorga – to puzderko srebrne na łańcuszku lub skórzane wieszane na szyi z amuletem wewnątrz.)

słowo kur – znaczyło także członek. Według Brucknera wyraz przybył ze wschodu z Asyrii (Ozerii) i Babilonu (Wawlilonu), zatem z krajów o mieszanej ludności scytyjsko (ario-słowiańsko)- semickiej, i takimż mieszanym języku. Tak pisze Aleksander Bruckner: “Homer słowa kur wcale jeszcze nie zna, Grecy dopiero w 7 wieku przed Chrystusem go nazywają; tem dziwniejsze nadzwyczajne znaczenie, jakiego w obrzędach religijnych i przesadach nie tylko na całym Wschodzie, ale u nas i na Litwie ten “wieszcz dnia” i przepędzacz złych duchów nocnych zażywa. Perskie (prascytyjsko-słowiańskie) churos -kur – kogut. Dlaczego? Bo on przepędza światło nocy i obwieszcza światło dnia; Hors – Chors odchodzi z nieba wraz z pianiem kura.

Kurig – drużba , a więc ma związek z obrzędem weselnym tak jak i nazwa członka męskiego (przyrodzenia) – kurac, kurzec, kurec. Kurasz – napój upajający odurzający, kurdesz, kurant – taniec obrzędowy, kurant – trel, śpiew, zaśpiew modlitewny, kurderstwo – braterstwo, kury palić – iść w konkury, kon-kury – zaloty, kurciański – wszeteczny, rozwiązły. Kurować i kuratela – związane ze zdrowiem i prawem – opieka, ochrona, troska.


Obrazek

Z Księgi Ruty:

strona 64:

Są trzy różne wykładnie korzeni ludu Mazów:
Jedni, zwłaszcza zaklinacze i znachorzy mazowscy z kącin w Szurpiłach przyznają się do przytoczonego
rodowodu plemienia – od Męża i Maży-Mażeny z Zerywanów. Nie uznają oni podania przekazywanego przez
Lęgów i Morawian, z którego wynika, iż pochodzą od zupełnie innego męża, króla zwanego Mądochem, który
uciekł od Łukomorzan ze swoją drużyną i założył nowe plemię Mądochów. Z tego to plemienia przez pąpy
miało się odrodzić plemię Mężogątów, a w nim miała się narodzić Maza-Mazja, od której pochodziły wojownicze
Mazonki i nazwa plemienia Mazi – Mazochy, Mazowie, a potem też Mazowszany.
Wydaje się możliwe, że spór bardziej dotyczy kwestii czy Mąż-Mądoch był Zerywanem czy Łukomorzanem,
bowiem ciągłość wszystkich plemion pozerywańskich (starokolibańskich) wywodzi się od Dwunastu Suk
i Dwunastu Odyńców, którzy uwili pępy-pąki w ziemskim Warze – Nowej Kolibie, a potem wzlecieli jako Kruki,
Kurka i Kąptorga.


W ten sposób przedstawiają też sprawę
w Taji Siedemnastej Księgi Tura żercy Zagątów ze Slania. Powiadają oni mianowicie, że Mazonie pochodzą od
Maży Istyjskiej, córki Jisty odrodzonej przez pąpy w Kąptordze lub będącej wręcz odwieczną Kąptorgą, czyli
Wielką Wężycą Skołotów.




Część kapiszt łyskowickich twierdzi (za kudiesnikami skołockimi i sakijskimi), że Maża była Wielką Wężycą, znaną
pośród nich jako Wielowęda lub Kąptorga.
Postać Wielkiej Wężycy, w którą się miała Maża na koniec wcielić, występuje w każdej z pozostałych wersji
podań na temat rodowodu Mazów i odrodzonej Maży w Nowej Kolibie.

Obrazek

strona 157

Powiadają też czarownicy skołoccy zwłaszcza z plemienia Szczytów z wyspy Szczytii i Oralów
od Gór Kamiennych (Uralu), że jedna stwolica Ptakowężyca, jako trzynasta istota zrodzona
z kaczanu, przetrwała żywa, a zwano ją Kąptorgą. Z niej mieli się w Nowej Kolibie narodzić
wszyscy Skołoci i pójść wszystkie rody królewskie Wielkiej Skołotii. Jednakże żadna inna kapiszta
Wiary Przyrody tego nie potwierdza

Obrazek

strona 197

Wtedy to romajskie zapisy, które do tej pory zwały Królestwo Sis Wielką Skołotią (czyli Wielką Scytią), zaczęły
używać nowej nazwy – od ludu panujących Serbomazów. W romajskim zniekształceniu zapisywano to jako
Sarmatia, Sauromatae, co miało oddawać Sermazja, Sarmazja, Sarmatja – czyli Sarmacja. Romaje, nie potrafiąc
sensownie wyjaśnić znaczenia tego słowa, próbowali wywodzić je od „Sauroma/thv,”, – Safromatis (Savromatis)
czyli „Jaszczuroocy”. Nie należy też ich miana wywodzić – jak to się współcześnie powszechnie, acz bezmyślnie
czyni – od staroperskiego (staroirańskiego) Sarumatah – Łucznicy, ponieważ używanie łuku było powszechne
w starożytności i nie mogło być nazewniczym wyróżnikiem spośród innych ludów i plemion również używających
łuków. Serbomazowie nie wynaleźli łuku, ani nie zaczęli go używać pierwsi na świecie, ani na większą skalę niż
na przykład Kutaje-Kitaje (Chińczycy) albo Monżgołowie (Mongołowie).
Herodot wywodził ich miano od Jaszczury i Jaszczuroocy, ponieważ miał w pamięci pochodzenie Skołotów
od Wielkiej Wężycy Kąptorgi, a potwierdzały to, jego zdaniem, używane przez nich chętnie na stanicach i
w herbach znaki węża – Żmija i Smoka. Już Herodot jednak w V wieku p.n.e. pisał, że pochodzą oni od
zmieszanych Skołotów i Mazonek (Scytów i Amazonek) znad Morza Mazowskiego. Miano to jest wzięte właśnie
od połączonych nazw ludów, które dały im początek: od ludu Skołotów-Serbów i plemienia Mazów – Mazonek
(zwanych przez Romajów Amazonkami). Oznacza ono szczep połączony, złożony z Serbów i Mazów, czyli szczep
ludu Serbomazowskiego i oznacza także nazwę ziemicy serbomazowskiej Serbomazowia. Ta ziemia i lud Serbo-
Mazów nazywane też były przez inne ludy i szczepy Królestwa Sis Serdomazami (od serdce – serce, środek),
Serdco-Mazami, Średcomazami i Sredomazami albo Sermazami. Tak więc ich ziemia pierwotna nad Morzem
Mazów nazywana była w Królestwie Sis Serbomazja lub Serdomazja, czyli też ziemia Serbów i Mazów albo
Ziemia Środka, Ziemia Serdeczna – bo była to ziemia ludzi serbych – pobratymców, krewnych i przyjaciół.
W późniejszym okresie ich siedziby leżały w Serbo-Mazowii, którą, gdy Serbowie odeszli, zaczęto nazywać
Mazowią – Ziemią Mazów i Mazonek.

Obrazek

strona 288 – 289

Sześciu Kruków, Kurka i Wielka Wężyca Kąptorga
W tym podaniu jest tylko jedno odmienne wydarzenie niż w Baju o Sześciu Krukach i Kurce.
Podanie niniejsze uznają zarówno potomkowie kapiszt Glenia, Winety, Nawaronu, jak
i guńskiego Sistu i skołocko-nurskiego Waru, a także i kątyn Szwintoroga znad Wilii, dawańskiej
Serbomazogątuzy i potomków Burów znad Ilmenia. Guniowie i Szczytowie, wnoszą do tej
wersji jeszcze jedną swoją poprawkę. Podanie to uznaje Sorobomazów za Słowian-Wenedów,
pochodzących od Kruków.

Zatem, według tej wersji, z pępów wylęgła się nie szczęśliwa siódemka bytów, a pełna ósemka.
Było pośród nich w rzeczy samej Szczęsnych Siedem Ptaków (Sześć Kruków i Jedna Łabędzica),
a prócz tego jedna dwukształtna wodna Ptako-Wężyca – Kąptorga. Wszyscy oni rozeszli się po
różnych ziemicach, a Ptako-Wężyca podążyła na wschód. Wszyscy oni złożyli też w zaczarowanych
gniazdach czarowne jaja-zaródy z wieloma żółtkami. Z jaj Kruków wylęgły się ludy Słowian-
Wenedów, z jaj Kurki Białej wylęgły się ludy Istów, zaś z jaj dwukształtnej Ptako-Wężycy Kąptorgi
wylęgli się Skołoci: Szczytowie-Kunowie, Pralęchowie i Orowie-Warowie. Tych zwano Mieczem
i Batem Wielkiej Skołotii

Tak więc ósma była Wężyca o imieniu Kąptorga, nazwana potem Straszną Matką lub Wielką
Matką Wężów-Warów, Kunów-Guniów, Pralęchów i Szczytów-Skołotów. Z tych to potomków
Wielkiej Wężycy wyrosły pierwsze rody królewskie Nowej Koliby – Lęgii. Miała ona bowiem
trzech synów: Lipoka, Karpoka i Kołaka.

Jeszcze inne pochodzenie Wielkiej Wężycy Kąptorgi, zwanej też Torgą i Trytoną
Kapłani Guniów i Szczytów ze Skołotów kategorycznie stwierdzają, że Ptako-Wężyca Kąptorga,
którą uważają za Wielką Matkę Nowej Koliby, nie pochodzi z Jaskini Lęgu. Ma ona być jedyną
przetrwałą jako inożyca potomkinią w prostej linii starodawnych Zerywanów.

Narodziła się z Kąpy, jedynej istoty żeńskiej ocalałej po zarodzie ze szczap Drzewa Świata,
dokładnie wtedy, kiedy narodzili się Stwolinowie. Dały jej początek te same szczapy, które ukradł
Kupała-Dziwień i od których pochodzą Stwolinowie. Kąpa była inożycą ptako-wężycą i miała za
męża Torgę, wróża z Zerywanów. Przetrwała ona napaść bogów na Zerywanów, podobnie jak
stwolin Urusłan, zagrzebana w błotach, tyle że w błotach pozostałych po Morzu Białym.
Według kapłanów Skrytów z Wyspy Szczytii i ze Skryty, Kąpa była wcieleniem Gaji-Ruji, a więc
jednego z dwupłciowych, dwugłowych Kirów lub światłogońcem Gaji. Stąd jej inożny wygląd ptasiowęży.
Dlatego Kąpa z Torgą miała tylko trzech synów, a nie mnogie ludy i ci synowie musieli się
poprzez owe ludy i ich księżniczki odrodzić. Tak się oto stało, że urodziła Lipoka, Karpoka, i Kołaka.
Od niej pochodzą więc wszyscy Skołoci, a Słowianie-Wenedowie pochodzą od Kruków, a Istowie
od Kurki, lecz poprzez królów i księżniczki oni wszyscy są ze sobą spokrewnieni i zmieszani.
Według burskich przekazów z Itilu – Czarnego Grodu Koszan-Koszerów – Wężyca Torga jest córką
samego Peruna i wodnicy Kąpy-Dany, władczyni Danapru, zwanej też Bojarysą. Stąd Danaper
dwie posiada nazwy, jedni zwą go Danaprem, a drudzy zaś zwą go Bojarytynem (zagrodą Bojary).
Powiadają też, że imię Kąptorgi było Trytonia, czyli Trójduna, co może również oznaczać „na trzy
sposoby poczęta i zrodzona”. Powiadają także kosezowie z Kosowego Pola, że jej ojcem nie
był Perun, lecz Wodo, a matką boginka wodna, morska żona Wodo, Pani Morza Mazowskiego,
wodnica Kąpa. Kąpa jest siostrą Dany i Bojarysy.

Obrazek

strona 306

Z jaj dwukształtnej Ptako-Wężycy Kąptorgi narodzili się Skołoci. Wylęgło się z nich trzech tęgich
synów – Lipok, Karpok i Kołak. Jako że byli równie piękni i mocarni, co potomkowie Kruków
i Kurki, szybko znaleźli pośród nich swoje liczne kobiety i takoż się z nimi pomnożyli.

Obrazek

Pierwsze Wielkie Kłamstwo Romajów – Kąptorga

Bogowie od początku byli wielkimi wrogami Wyrodomajów, co widać po tym, jak boginie
prześladowały Perprzechwałę (nazywanego przez Romajów Wsławionym Przez Herę –
Heraklesem), Skarabeusza (Tezeusza), Wydrę (Fedrę), Wyrodną-Orodnę (Ariadnę), Kudaja-
Kadzimąża (Kadmosa), Miodewę (Medeę) i innych, którzy zdradzili Skołotię i zdecydowali się
wziąć udział w Wielkim Kłamstwie. Ciążyło na nich przekleństwo bogów, nie tylko z powodu
Wielkiego Kłamstwa i podjętej wojny przeciw Skołotom, ale z powodu samego ich wyrodnego
przyrodzenia. Całe swoje powodzenie zawdzięczali bowiem Romaje zawsze wyłącznie Ciemnym
Mocom.

Pierwsze Wielkie Kłamstwo Romajów, głoszone przez nich buńczucznie jako najprawdziwsza
prawda, a w istocie bluźniercze i oszczercze, jest takie, że to ich król z ziemi rodomajskiej,
właściwie zerywański wyrodek – Wyrodomaj, jeden z założycieli ich romajskiego zbiegowiska
wyrodków, osadzonego na pustynnych, wypalonych skałach na zachodnim brzegu Morza Rodów,
jest ojcem wszystkich Skołotów.

Według nich miał on napaść ptakowężycę Kąptorgę w jej własnym naddnieprzańskim gnieździe
i posiąść ją na jej usilne żądanie. Podług ich słów, z tego związku zrodziło się trzech synów:
Gelon, Agatyrs i Skytes. A było to w romajskich opowieściach tak:

Gdy Herakles (Perprzechwała) uprowadził woły Geriona (Gieroja), odwiedził także Scytię
(Skołotię), kraj wtedy wciąż bezludny. Zasnął tam, a kiedy spał, jego konie zniknęły. Kiedy się
obudził, wyruszył na ich poszukiwanie i zawędrował do kraju Hylaji (Kałużji-Helizji). Znalazł tam
w jaskini potworną Echidnę (Kąptorgę), którą spytał, czy wie, gdzie są jego konie. Kąptorga
odpowiedziała, że ma je ona sama, ale nie odda ich, jeśli Perprzechwała jej nie posiądzie.
Bohater zgodził się, ale Kąptorga zwlekała z oddaniem mu koni, bo pragnęła jak najdłużej
zatrzymać go przy sobie. Kiedy w końcu je zwróciła i odchodził, oświadczyła, że ma z nim
trzech synów. Spytała, co ma z nimi zrobić – osiedlić ich w bezludnej dotąd Skołotii czy odesłać.
Perprzechwała pozostawił jej swój pas ze złotą czarą i jeden z łuków, każąc osiedlić tego, kto
będzie umiał ich używać, odesłać tego, kto nie będzie tego potrafił.
Gdy dorośli, Kąptorga (Echidna) nadała synom, według Romajów, imiona – Agatyrsos, Gelonos
i Skytes. Jedynie Skytes potrafił używać łuku i pasa Perprzechwały, osiadł więc w Skołotii i został
jej pierwszym królem.

Romaje mieli paskudny zwyczaj wszystkie ludy świata wywodzić od siebie i wszystkim znanym
w świecie postaciom przypisywać po romajsku brzmiące miana, imiona i przydomki. Próbowali
też poprzekręcać imiona wszystkich bogów na własną modłę, a wiarę w ich istnienie oraz
umiejętność czynienia ku ich czci obrzędów i ofiar wyłącznie sobie przypisać.
Na szczęście dzisiaj wszyscy już wiemy, jacy z nich byli łgarze. Poznaliśmy też, jak to było
naprawdę, na przykład z Karpokiem, Lipokiem i Kołakiem (Osikoszem), dzięki innym niż
romajskie wieściom. Wiedzę na ten temat czerpiemy dziś prosto z ust samych Skołotów, a także
od Windów, Medirczyków, Persów i Hatów z Hattuzy. Dzięki temu nie musimy dawać wiary tym
romajskim wymysłom i potwarzom.

Jest w najwyższym stopniu żałosne, że wyrodki zerywańskie, Romaje, próbowali sobie
przypisać zasiedlenie Królestwa Sis własnymi potomkami. Widać, że nawet nie słyszeli o sporze
o starszeństwo, jaki wiedli Skołoci z Medirami, a który opisali Miodewowie (Medowie). Nie znali
też przestrogi zapisanej w księgach Jugów (Judów), by ci mieli się na baczności przed straszliwym
wrogiem – Skołotami, odwiecznym i walecznym ludem z północy. Nie wiedzieli też, że w świętej
księdze Jugów (Judów) zapisano imię księcia-kagana Kołaka, gdzie był on znany jako Ośkłóda
(co zapisywali po judejsku Aszkuza, po persku zaś – Oskudra, po ozieryjsku-asyryjsku – Skuda,
Skłóda), syn Jawana (Jawi, Jaweta, Jątwędy).

Z całej powyższej opowieści o Perprzechwale prawdą jest jedynie, że do Ziemi Gierusów przybył
złodziej z Rodomachaji, nieznany z imienia, a ponoć Wsławiony Przez Herę, czyli żonę Peruna
– a więc Perperunę. Zdaniem kącin skołockich, tego Heraklesa od urodzenia prześladowała
Perperuna, zatem powinien się on zwać Perprzechwałą. Perperuna wiedziała o nim, zanim się
jeszcze narodził, od Bogini Przędzy Żywota – Mokoszy, jak bardzo jego czyny będą w przyszłości
szkodliwe dla ludzi i sprzeczne z wolą Nieba.

Rzeczony Herakles-Perprzechwała przybył do Królestwa Sis zwabiony prawdziwymi
wiadomościami, że Gieroj, kagan Rusów Czerwonych, czyli Gierusów, posiada największe na
świecie stada świętych krów-karmicielek pochodzących wprost od Świętej Krowy Zemuny.
Wędrując ku rozległym pastwiskom Gieroja, Perprzechwała zatrzymał się w Ziemi Oraczy, Polanii,
gdzie z powodu słotnych dni obozował przez dłuższy czas.

Któregoś dnia, kiedy mocno przysnął, utracił konie. Zbudziwszy się biegał po okolicy, aż dotarł do
Ziemi Kałużji, gdzie pojmały go straże Kąptorgi. Skamlał i błagał, żeby mu oddała konie i puściła
go wolno. Ta powiedziała mu, że je otrzyma, jeśli zdradzi jej cel swojej podróży. W końcu jej
powiedział, a ona potraktowała go tak, jak zasłużył, niczym tchórzliwego, zniewieściałego
romajskiego złodzieja. Posiadła go na sposób męski, jak dosiada się klaczy, a potem wynagrodziła
go za tę usługę setką byków i setką białych jałowic.

Oddawszy mu zaś konie, przepędziła go z Ziemi Gierusów i nakazała, żeby uprzedził wszystkich
Romajów, iż przyłapany na kradzieży wolność dostał z łaski, bydło zaś jako zadośćuczynienie za
usługi miłosne, jakie przez czas niewoli świadczył tej, która go pojmała, zwykłej kobiecie skołockiej.
I jedno i drugie otrzymał zaś po to, iżby znał hojność Skołotów i nigdy więcej nie próbował kraść
czegokolwiek z ich Ziemi. Jeśli ktoś czegoś od Skołotów chce, niech przyjdzie i kornie poprosi,
prędzej wtedy dostanie. Jeśliby jednak mimo tego próbowali inni z Romajów, jako on, dokonać
jeszcze raz tejże sztuki, niech sobie wpierw pomyślą: skoro tak został potraktowany wielki romajski wojownik i bogatyr Perprzechwała przez zwykłą skołocką kobietę, co też mogą uczynić z nimi,

bardziej poślednimi nieproszonymi gośćmi, mężowie tak wojowniczych kobiet.
Kagan Gieroj nawet się o całej sprawie nie zdążył dowiedzieć, a już była ona skończona.
Jednak kłamliwy Romaj Perprzechwała najwyraźniej zapomniał o przestrodze i przysiędze i nie
zaprzestał przechwałek. Przechwalał się, jakimż to bohaterskim czynem nie zdobył wołów Gieroja
i jakichż to miłosnych podbojów nie dokonał w Kałużji. Dał tym samym pierwsze świadectwo
złych zamiarów Romajów względem Królestwa Sis i potwierdził w całej rozciągłości, iż opinia
Ludów Sis o potomkach Wyrodomajów z Czarnymi i Czerwonymi Ludami jest jak najbardziej
słuszna.

To pierwsze wielkie kłamstwo stało się powodem nieuniknionych dalszych zatargów. Dar Kąptorgi
niespodziewanie dla Skołotów uczynił Romajów bezczelnymi i zachęcił ich do wypraw po łatwe
łupy. Jednak cierpliwość Skołotów, Słowian, Istów i Mazonek, chociaż jest wielka i wydaje się być
nieskończona, to jednak nie jest niewyczerpana i w końcu musiało dojść do wojny z Romajami.
Uderzenie harmii Królestwa Sis było szybkie i niespodziewane. Przyszło od północy i wschodu,
niczym cios błyskawicy Peruna. Jedyną przeszkodę w szybkości podboju stanowiło to, iż Romaje
rozproszeni byli po setkach skalistych wysepek i zatok. Wykorzystano jednak łodzie Tugomiry
i Stolemęża oraz flotę Męża II ze Skryty i posiłki, jakie mu przysłał w dorocznej daninie z obwaru
Miłowąda, jego najmłodszy brat Serpęto.

Klęska Romajów była całkowita i nałożono na nich wielki trybut w złocie. Co bardziej
buntowniczym rodom królewskim i kapłańskim nakazano także każdego roku oddawać na Skrytę
siedem córek i siedmiu synów po mieczu, którzy w danym roku osiągnęli dorosłość i mogli stać
się niebezpieczni dla Skołotów jako kolejni buntownicy.


Obrazek

Z Wiki

Bazyliszek (gr. basiliskos, łac. regulus), czasem nazywany królem węży – mityczne stworzenie, pojawiające się w legendach, podaniach i bajkach wielu narodowości (także w Polsce).

Bazyliszek, wykluwający się z jaj, które składają siedmioletnie koguty, a następnie wysiadywany 9 lat przez ropuchy lub węże, może żyć wiele wieków. Według innych legend bazyliszek jest stworzeniem, które rodzi się raz na 100 lat z jaja złożonego przez koguta. Wyglądem przypomina olbrzymiego węża, kojarzony jest także z jaszczurką. Może osiągnąć do piętnastu metrów długości. Żywi się wszelkiego rodzaju ssakami, ptakami, a także większością gadów. Jest śmiertelnym wrogiem pająków. Do obrony służą mu kły oraz wręcz toksyczny oddech, przede wszystkim jednak znany jest ze swojego spojrzenia – kto spojrzy mu w oczy natychmiast zmienia się w kamień. Fakt ten w legendach był powszechnie wykorzystywany: bohater podstępem zmuszał bazyliszka, aby ten spojrzał w lustro lub w inny przedmiot, w którym może ujrzeć swoje odbicie, aby uśmiercić gada. Naturalnym czynnikiem, który może doprowadzić do śmierci bazyliszka jest pianie koguta. Zabić mogła go również łasica swoim zapachem[1].

Pliniusz Starszy w Historii naturalnej opisywał bazyliszka jako węża z jaśniejszą plamą na głowie w kształcie korony, później uważano również, że jest to czworonogi kogut, w koronie, o żółtym upierzeniu, ze skrzydłami, ogonem węża, zakończonym hakiem lub drugą kogucią głową[2].

Ponieważ bazyliszek zabijał wszystkie stworzenia, żył na pustyni. Pliniusz twierdził nawet, że jego spojrzenie rozsadza kamienie i wypala zieleń[1].

Bazyliszek w literaturze popularnej

Bazyliszka wykorzystała J. K. Rowling tworząc powieść Harry Potter i Komnata Tajemnic. W powieści potwór w postaci wielkiego węża atakował uczniów Hogwartu. Po zamku poruszał się za pomocą rur kanalizacyjnych. Jego siedzibą była – legendarna, jak wcześniej sądzono – Komnata Tajemnic, umieścił go w niej Salazar Slytherin przed opuszczeniem zamku. Potwór miał być uwolniony z Komnaty, gdy do zamku powróci prawowity dziedzic Slytherina, aby oczyścić szkołę ze szlam. Bazyliszek zaatakował szkołę dwukrotnie – w latach 40. XX wieku, kiedy to zginęła jedna osoba, i pięćdziesiąt lat później (kilka ofiar zostało spetryfikowanych). Zapanować nad stworzeniem mogły jedynie osoby posiadające niezwykle rzadki dar porozumiewania się z wężami, tzw. wężouści.

Bazyliszek występuje też w serii książek fantasy Zapomniane Krainy. Przedstawiony jest tam jako wielki gad, polujący za pomocą kłów, pazurów, trującego oddechu i petryfikacji za pomocą spojrzenia (za pomocą bezpośredniego spojrzenia może nawet zabić). Spotkać go można m.in. w rozległym Podmroku, gdzie jako jeden z nielicznych potworów nie musi ukrywać swojej obecności.

Pojawia się także w piątej części cyklu Świat Dysku Terry’ego Pratchetta – Czarodzicielstwo, gdzie ginie w wyniku spotkania z Bagażem.

O bazyliszku (w opowiadaniu Granica możliwości), a także kuroliszku (opierzonym stworzeniu mylonym z bazyliszkiem) (“Saga o wiedźminie” tom 5 “Pani jeziora”) wspomina również Andrzej Sapkowski. W Sadze o wiedźminie bazyliszek jest jadowitym stworem o długim, jaszczurczym ogonie; posiada sierpowate szpony, błoniaste skrzydła, a także ptasi dziób. Tego straszliwego stwora boją się nawet smoki. Jego skóra jest bardzo dobrym i bardzo drogim materiałem służącym do produkcji obuwia. Istnieją mity mówiące o jego umiejętności zmieniania ludzi w kamień za pomocą spojrzenia oraz o tym, że bazyliszek rodzi się z jaja zniesionego przez koguta, a następnie wysiedzianego przez sto i jednego jadowitego węża.

We wrześniu 2009 ukazała się debiutancka powieść Tomasza Bukowskiego „OBIEKT R/W 0036”. Książka reprezentuje gatunek horroru historycznego. Ukazuje ona walkę Polaków i Niemców, w ogarniętej Powstaniem Warszawie, z mitycznym bazyliszkiem.

Jest jednym z potworów w serii gier komputerowych Heroes of Might and Magic.

Bazyliszek, obok syreny Sawy jest jednym z symboli Warszawy[potrzebne źródło]. Stwór został opisany, jako bestia niby podobna do koguta, a niby do węża. W „Legendach Warszawskich” Artura Oppmana, gad nie zamieniał w kamień, lecz zabijał ciekawskich, którzy próbowali kraść skarby. Z tym bazyliszkiem, jest ponoć związana jedna z warszawskich kawiarni[potrzebne źródło]. Na podstawie legendy, opisanej przez Oppmana, powstały liczne ilustracje oraz jeden odcinek, z cyklu animacji, pod tytułem „Bajki polskie”.

Obrazek

Bazyliszek – zwany także Regulusem; jadowity stwór; ma on długi, jaszczurczy ogon, sierpowate szpony, błoniaste skrzydła, a także ptasi dziób. Tego straszliwego stwora boją się nawet smoki. Jego skóra jest bardzo dobrym i bardzo drogim materiałem służącym do produkcji obuwia. Istnieją mity mówiące o jego umiejętności zmieniania ludzi w kamień za pomocą spojrzenia oraz o tym, że bazyliszek rodzi się z jaja zniesionego przez koguta, a następnie wysiedzianego przez sto i jednego jadowitego węża.

Bazyliszek w grze The Witcher Wizerunek z Gry Wyobraźni

u Sapkowskiego

-Co za czasy – westchnął grododzierżca. – Co za parszywe czasy! Jeszcze dwadzieścia lat temu, kto by pomyślał, nawet po pijanemu, że takie profesje będą? Wiedźmini! Wędrowni zabójcy bazyliszków! Domokrążni pogromcy smoków i utopców!
— Ostatnie życzenie, str. 11

Białowłosy, garbiąc się, wytaszczył z dziury dziwaczny kształt, cudaczne cielsko, utytłane w pyle przesiąkniętym krwią. Dzierżąc stwora za długi, jaszczurczy ogon, rzucił go bez słowa pod nogi grubego wójta. Wójt odskoczył, potknął się o zwalony fragment muru, patrząc na zakrzywiony, ptasi dziób, błoniaste skrzydła i sierpowate szpony na pokrytych łuskami łapach. Na wydęte podgardle, kiedyś karminowe, obecnie brudnorude. Na szkliste, wpadnięte oczy.
– Oto bazyliszek – rzekł białowłosy, otrzepując spodnie z kurzu.

— Miecz przeznaczenia, str. 7


Obrazek

Kuroliszek

Kuroliszek – zwany także skoffinem, lub też kokatryksją; wielkością i wagą przypomina zwykłego indyka, z dwukrotnie większymi, karminowymi koralami. Rozpiętość skrzydeł dochodzi do czterech stóp ( ok. 120 cm ). Uczeni określili ten gatunek jako jedynego przedstawiciela Ornitoreptyli, które nie są ani gadami, ani ptakami. Atakuje zwykle od tyłu celując swym ostrym dziobem pomiędzy kręgi, czy też w samą aortę, mierząc w okolice tuż pod lewą nerką.

u Sapkowskiego

Potwór zaatakował z ciemności, z zasadzki, cicho i wrednie. Zmaterializował się nagle wśród mroku jak wybuchający płomień. Jak jęzor płomienia.
Geralt, choć zaskoczony, zareagował instynktownie. Wywinął się w uniku, ocierając o ścianę lochu. Bestia przeleciała obok, odbiła się od klepiska jak piłka, machnęła skrzydłami i skoczyła znowu, sycząc i rozwierając straszliwy dziób. Ale tym razem wiedźmin był przygotowany.
Uderzył z krótkiego zamachu, z łokcia, mierząc w podgardle, pod karminowe korale, wielkie, dwukrotnie większe niż u indyka. Trafił, poczuł, jak ostrze płata ciało. Impet ciosu zwalił bestię na ziemię, pod mur. Skoffin wrzasnął, a był to wrzask niemal człowieczy. Rzucał się wśród pokruszonych cegieł, tłukł się i trzepotał skrzydłami, bryzgał krwią, siekł dookoła biczowatym ogonem. Wiedźmin był pewien, że już po walce, ale potwór zaskoczył go niemile. Niespodziewanie runął mu do gardła, skrzecząc straszliwie, wystawiając szpony i klepiąc dziobem. Geralt uskoczył, odbił się barkiem od muru, ciął na odlew, od dołu, wykorzystując impet odbicia. Trafił, skoffin znowu runął między cegły, cuchnąca posoka bryznęła na ścianę lochu i ściekła po niej fantazyjnym deseniem. Strącony w skoku potwór nie miotał się już, dygotał tylko, skrzeczał, wyciągał długą szyję, nadymał podgardle i trząsł koralami. Krew wartko płynęła spomiędzy cegieł, na których leżał.
Geralt bez trudu mógłby dobić go, ale nie chciał nazbyt niszczyć skóry. Czekał spokojnie, aż skoffin się wykrwawi. Odszedł kilka kroków. Czekał spokojnie, aż skoffin się wykrwawi. Odszedł kilka kroków, odwrócił się do muru, rozpiął spodnie i wysikał się, pogwizdując tęskną melodyjkę.
Skoffin przestał skrzeczeć, znieruchomiał i ścichł. Wiedźmin podszedł, szturchnął go lekko sztychem miecza. Widząc, że już po wszystkim, chwycił potwora za ogon, uniósł. Trzymany za nasadę ogona na wysokości biodra, skoffin sięgał sępim dziobem ziemi, rozłożone skrzydła miały więcej niż cztery stopy rozpiętości.
– Lekkiś, kuroliszku – Geralt potrząsnął bestią, która faktycznie nie ważyła wiele więcej niż dobrze utuczony indyk. – Lekkiś. Na szczęście płacą mi od sztuki, nie od funta.
— Pani Jeziora, str. 56-57

- Pierwszy raz – Reynart de Bois-Fresnes zagwizdał cichutko przez zęby, co, jak Geralt wiedział, wyrażało u niego najwyższy podziw. – Pierwszy raz widzę coś takiego na oczy. Istne dziwadło, na honor, dziwadło nad dziwadłami. Znaczy się, to jest ten sławiony bazyliszek?
– Nie – Geralt uniósł potwora wyżej, by rycerz mógł się lepiej przyjrzeć. – To nie jest bazyliszek. To jest kuroliszek.
– A jaka różnica?
– Zasadnicza. Bazyliszek, zwany też regulusem, jest gadem, a kuroliszek, zwany też skoffinem albo kokatryksją, jest ornitoreptylem, to znaczy ni to gadem, ni to ptakiem. To jedyny znany przedstawiciel rzędu, który uczeni nazwali ornitopetylami, po długich dysputach stwierdzili bowiem

– A który z tych dwóch – przerwał Reynart de Bois-Fresnes, nie ciekawy widać, motywów uczonych – spojrzeniem zabija lub zamienia w kamień?
– Żaden, to wymysł.
– Czemu więc ludzie tak się obu boją? Ten tutaj wcale nie jest aż taki duży. Naprawdę może być groźny?
– Ten tutaj – wiedźmin potrząsnął zdobyczą – atakuje zwykle od tyłu, a mierzy bezbłędnie między kręgi lub pod lewą nerkę, na aortę. Zwykle wystarcza jeden cios dzioba. A jeśli chodzi o bazyliszka, to wszystko jedno, gdzie ukąsi. Jego jad jest najsilniejszą ze znanych neurotoksyn. Zabija w ciągu sekund.
– Brrr
A którego z nich, powiedz, można ukatrupić za pomocą zwierciadła?
Każdego. Jeśli walnąć prosto w łeb.

cytat z “Pani Jeziora”

Kuroliszek jest niezwykle podobny do bazyliszka i często też oba te stworzenia są ze sobą mylone. Niewielki stwór wielkości indyka, w większej części pokryty jest pierzem, o nietoperzowatych skrzydłach, sępim dziobie, karminowych koralach i grzebieniu o takiej samej barwie. Zwykle zamieszkuje piwnice i lochy. Porusza się skokami, podlatując i machając skrzydłami. Skóra kuroliszka ma sporą wartość, tak jak i skóra bazyliszka, a pióra z ogona są wyjątkowo cennym materiałem piśmienniczym.


Obrazek

Legenda o bazyliszku z Warszawy



Wiele wieków temu, za czasów królewskich do Warszawy zjeżdżało rycerstwo z całego kraju i wielu zagranicznych gości.

Z powodu wojen i różnorakich potyczek wielu rzemieślników znalazło pracę jako płatnerze. Warszawa była znana z mistrzowskiego kunsztu płatnerzy, często też rycerze powierzali swoje zbroje tym że rzemieślnikom. Płatnerze nie narzekali więc na brak pracy i od rana do wieczora naprawiali zbroje przywracając im dawny błysk i szlachetność. Szczególnie wielkim uznaniem cieszył się warsztat płatnerza Marcina, tak więc on i jego rodzina żyli w dostatku. Rzemieślnik całe dnie spędzał w pracy, cieszył się wiec z każdych odwiedzin swoich dzieci, córeczki Hanki i synka Maćka. Dzieci chętnie buszowały po warsztacie ojca, przyglądając się własnym odbiciom w wypolerowanej stali, swoim śmiechem wprawiały ojca w dobry nastrój.

Z biegiem lat, dzieci coraz częściej oddalały się od warsztatu, poznając największą atrakcję miasta, którą był jarmark. Było to miejsce jak zaczarowane, gdzie wiele się działo i gdzie można było znaleźć wszystko. Dzieci biegały między stoiskami ciesząc oczy kolorowym przepychem. Pewnego dnia spotkały swoich przyjaciół, dzieci chciały pobawić się na pobliskich łąkach. Zapytały więc ojca o pozwolenie. Marcin zgodził się ale nakazał by nie zbliżały się do starej ruiny, która stoi pośród nadwiślańskich łąk.

Ludzie bowiem mówili, że od wielu lat tam straszy. Niektórzy mieszkańcy Warszawy sądzili nawet, że może to być mityczny Bazyliszek ni to zwierzę, ni to diabeł, podobno przychodzi na świat raz na sto lat, a wykluwa się z jaja zniesionego przez koguta! Stwór miał być przerażający, głowę po swym ojcu odziedziczył kogucią, ale wielką, z olbrzymim, czerwonym grzebieniem, który opadał to na jedną, to na drugą stronę jego strasznego pyska. Jednak najstraszniejsze były jego oczy, straszniejsze nawet od wężowego ogona, który wił się na piętnaście metrów. Wystarczyło, że Bazyliszek spojrzał na swoją ofiarę, a ta z przerażenia w jednej chwili kamieniała i tak właśnie stwór miał wielu ludzi pozbawić życia.

Dzieci przyrzekły ojcu, że nie zbliżą się do strasznego miejsca i pobiegły w stronę czekających już na nie przyjaciół. Dzień był ciepły, jarmark mienił się kolorami towarów, dzieci wesołą gromadką rozbiegły się wśród zastawionych kramików, tym razem nie zatrzymywały się przy słodyczach i zabawkach, nie miały dziś na to czasu, pobiegły wąską uliczką wśród kamienic nad rzekę, aby pobawić się na łące. Dziewczynki zbierały kolorowe kwiatki, z których robiły wianki, a chłopcy oglądali pływające w przezroczystej wodzie ryby. Zabawa tak wciągnęła dzieci, ze nie zdawały sobie sprawy, że już dawno oddaliły się od miasta, które znikło za horyzontem. Dopiero gdy zaczynało się ściemniać ,dzieci pojęły, że nie znają drogi do domu. Nagle ich oczom ukazał się dom, a właściwie jedynie pozostałe po nim ściany.

Zanim dzieci zorientowali się, że może to być ta ruina, przed którą ostrzegał ich ojciec, znaleźli się już w jej piwnicach. Nie było w tej piwnicy nic strasznego, piwnica jak każda inna, trochę chłodna i ciemna. Jednak za jednymi drzwiami coś zaczęło migotać jasnym, światełkiem. Dzieci nie mogły oderwać od niego oczu. Jeden z chłopców otworzył tajemnicze drzwi i w jednej chwili upadł zamieniony w kamień. Oczy Bazyliszka połyskiwały złowrogo, zmieniając wszystkie dzieci w posągi.
Noc już zapadała a płatnerz Marcin z coraz większym przerażeniem myślał o swoich dzieciach, wychodził raz po raz przed warsztat, ale nie doczekał się powrotu dzieci. Przeczuwał, że stało się coś złego. Czuł, że dzieci nie posłuchały go i poszły do starego domostwa. Wiedział, że musi ruszyć im na ratunek, jednak nie wiedział jak miałby się bronić przed Bazyliszkiem. Jego wzrok padł na wypolerowaną zbroję, w którą jeszcze tego ranka wpatrywały się dzieci. Była tak gładka, że wyglądała jak lustro. To był sposób na straszny wzrok bazyliszkowy. Ubrał Marcin zbroję i biegiem ruszył w stronę ruin.

Gdy stanął pod tajemniczym domem, przeżegnał się i zszedł z trudem do piwnicy. Miał rację, Bazyliszek musi tu być, bo po drodze mijał kamienne ludzkie sylwetki. Nagle ujrzał swoje dzieci, które bardziej przypominały posagi niż ludzi. Coś ścisło go za serce, jednak nie mógł sobie teraz pozwolić na łzy. W jednej chwili ukazał mu się wielki ogon bestii, który mało co go nie przewrócił. Marcin szybko uskoczy w bok, w tym czasie stwór odwrócił swój wielki łeb w stronę zdeterminowanego płatnerza i zamarł. W tej bowiem chwili ujrzał swoje własne odbicie w jasnej zbroi i skamieniał.

Gdy tylko Bazyliszek zmienił się w kamień, w piwnicy zaczęły poruszać posągi ludzi. Maciek i Hanka ocknęli się jakby ze strasznego snu i zobaczyły przed sobą rycerza. Jakież wielkie było ich zdziwienie, gdy rozpoznały w nim własnego ojca. Ten szybko wziął dzieci na ręce i wyniósł z ciemnej piwnicy tak, by skamieniałe cielsko Bazyliszka nie ukazało się ich oczom. Tak oto płatnerz Marcin uratował swoje dzieci i inne ofiary Bazyliszka.
http://bialczynski.wordpress.com/slowia ... i-podania/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: janusz » wtorek 02 gru 2014, 01:25

0 x



Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 238
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9105 razy

Re: Kultura/folklor słowiański

Nieprzeczytany post autor: abcd » wtorek 02 gru 2014, 19:45

Nie wiem z czego to wynika ale jak słucham takich kawałków (nie ważne czy po ruski, czy po naszemu - po słowiańsku) to mi się uczucia skraplają. ;)
A miałe się za "twardziela". :lol:
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

ODPOWIEDZ