Postać inż. Franciszka Rychnowskiego zasługuje, przynajmniej w moich oczach, na upamiętnienie, na rozpropagowanie jego samego jak i jego zasług dla ludzkości, nie tylko Polaków.
Czym się wsławił? Pomimo swego technicznego wykształcenia nie ograniczył się do zagadnień technicznych ale wzbogacił medycynę, nauki meteorologiczne i najważniejsze; odkrył eter/orgon.
Dokonał tego przed dr. Reich'em.
Ciekawym jest, że obaj panowie pochodzą z ziemi lwowskiej, obaj mają swe korzenie w Polsce, choć Reich nie przyznaje się do tego.
Czytając dostępne życiorysy obu naukowców można wywnioskować (choć to moje spekulacje), że dr Reich załapał "orgonowego" bakcyla od inż. Rychnowskiego, choć nigdzie o tym nie wspomina ni słówkiem.
Oczywiście nie umniejszam tym tekstem osiągnięciom dr. Reich'a, niemniej nie możemy zaprzepaścić osiągnięć naszego Rychnowskiego.
W tym celu pozwoliłem sobie na zamieszczenie w tym temacie całej książki, jaką udało mi się zdobyć, a dotyczącej osiągnięć inż. Rychnowskiego i pisanej własnoręcznie przez niego samego.
Do dzieła więc. Życzę przyjemnej lektury:
Przed Reichem ,był Franciszek Rychnowski,i inne ciekawe sprawy.
W imię Boga Stworzyciela Wszechrzeczy
Ta książka to świadectwo Rychnowskiego na temat uleczeń jego maszyną. Oczywiście jak zwykle przy okazji Rychnowski dzieli się swoją wiedzą eksperymentalną i przemyśleniami. Powiem szczerze. Po przeczytaniu tej książki “zatkało” mnie. Zdałem sobie sprawę, że to co było poszukiwaniem zasługi wynalezienia orgonu okazało się małym fragmentem dorobku Franciszka Rychnowskiego. Jego zapiski dają pewne wskazówki jak odtworzyć ten dorobek, chociaż prawie nic się nie zachowało. Dlaczego tak się stało? Bo Polska była strefą wojny? Bo świat nie był na to gotowy? Bo Rychnowski zrażony światem i manipulowany zabrał swoje tajemnice do grobu? Jedno jest pewne, jak nic nie zrobimy to dalej tak będzie. No to zróbmy coś.
Mamy prawo Peltiera, Thomsona, Seebacka. Teraz przyszedł czas na odgrzebanie dwóch starych-zapomnianych efektów pressio-elektrycznych odkrytych przez Rychnowskiego ), które w obecnej nauce są znane ale przewijają się jakoś tak w cieniu. Jakby wszyscy zapomnieli, że jest to kolejny sposób na generowanie DARMOWEJ energii!
Efekt ciśnieniowo-elektryczny Rychnowskiego, który odkrył i opisuje -jak zwykle nie ujawniając za wiele -w niniejszej pozycji wygląda następująco:
RÓŻNICA POTENCJAŁU ELEKTRYCZNEGO NA DWU KRAŃCACH OŚRODKA JEST ZMIENNA W ZALEŻNOŚCI OD RÓŻNICY CIŚNIEŃ NA JEGO KRAŃCACH
I to zależna od ciśnień wszelakich tj. osmotycznych, wynikających z przekształceń objętościowo-cieplnych oraz wywołanych elektrycznie na zasadzie odwrotnego efektu również zaobserwowanego przez Rychnowskiego czyli, że:
PRZYŁOŻENIE RÓŻNICY POTENCJAŁÓW MIEDZY DWOMA KRAŃCAMI OŚRODKA WYWOŁUJE RÓŻNICĘ CIŚNIENIA OBJAWIAJĄCĄ SIĘ ZMIANĄ WYSKOŚCI SŁUPÓW PŁYNU SKONFIGUROWANYCH W NACZYNIE POŁĄCZONE (np. Po przyłożeniu napięcia do wody destylowanej ( która jest izolatorem) na obu jej krańcach, słupy wody się obniżą lub podwyższą).
Dobrzy ludzie, proszę sprawdźcie to przy pomocy różnych konfiguracji. Wskazane wysokie napięcie i przegroda kapilarna (porowata) po środku .
Czy efekty Rychnowskiego tłumaczą potencjał elektryczny atmosfery w zależności od
wysokość n.p.m.? Czy pozwalają określić prędkość dyspersji gazów a może tylko jonów? Czy tłumaczą zjawisko wiatru pressio-elektrycznie? Wreszcie czy pozawala powiązać w nowy sposób grawitację z potencjałem elektrycznym podchodząc od strony ciśnienia eteru?
W tej pozycji Rychnowski przy okazji wyjaśnia pobieżnie przyczyny reumatyzmu. Tłumaczy, że naświetlenia jego maszyną zwiększają potencjał elektryczny a ten zwiększa ciśnienie osmotyczne. Stąd konkluzja, że przyczyną efektów pressio-elektrycznych Rychnowskiego jest chemizm roztworu i/lub jonizacja.
Dowiemy się o fizyce pracy serca i krwioobiegu. Dowiemy się o ówczesnej wiedzy nt. gromadzenia energii w organizmie, przekazywaniu na drodze mechanicznej energii mięśniom przez układ nerwowy, o wpływaniu opromieniowaniem eteroidem na pracę serca i mięśni oraz o tym jak bańka z eteroidem sama się obraca! Rychnowski też opisuje swoją wizję relacji między czteroma stanami skupienia materii (czwarty to promienisty) a ich energią. Z tej książki dowiemy się również między innymi, że Rychnowski robił grudki sztucznego diamentu z sadzy dużo wcześniej niż General Electric w 1950.
IKS WON CHYR
MENE TEKEL FARES
XXXXIV
WSPOMNIENIA Z PRZESZŁOŚCI
FRAGMENTY WYNIKÓW Z CZTERDZIESTOLETNICH ZABIEGÓW LECZNICZYCH POD AKADEMICKĄ NAZWĄ KURFUSZERSTWA, SZARLATANERJI I OSZUKAŃCZEJ SOGESTJI.
Sprawiedliwość jest kwiatem Bożym, który więdnie w objęciach nieświadomości ludzkiej.
NAKŁADEM AUTORA LWÓW 1922
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Z TŁOCZARNI WYDAWNICTWA POLSKIEGO WE LWOWIE
XXXXIV.
Wspomnienia z przeszłości.
Fragmenty wyników z czterdziestoletnich zabiegów leczniczych pod akademicką nazwą kurfuszerstwa, szarlatanerji i oszukańczej sugestji.
Lat 40 temu poznałem się, przypadkowo ze sławnym diagnostą, z doktorem Oskarem
Widmanem. Wkrótce pracowaliśmy wspólnie nad ulepszeniem spidmografów; on mi objaśniał wszelkie funkcje fizjologiczne, ja zaś objaśniałem i tłumaczyłem jemu zasady i teorje elektryczności i mechaniki: ja byłem jego uczniem, a on —- vice versa — moim.
Wspieraliśmy się wzajemnie w swoich pracach w najlepszej zgodzie ludzi myślących, nie robiących sobie wzajemnie żadnej konkurencji, pomagaliśmy jeden drugiemu jak najszczerzej w miarę osobistego bogactwa wiedzy.
Pewnego, dnia zimowego przychodzi Oskar w swojej, jak zwyczajnie, letniej zarzutce, w stanie podnieconym, bo był przedtem na konsyljum, w chwili, gdy dusza frunęła już prawie z ciała chorego, i zwraca się do mnie z następującą propozycją: „Na uniwersytecie wpajano we mnie przekonanie, że serce działa podobnie jak pompa ssąco-tłocząca! —To, że działa tłocząco — wiem dobrze, lecz czy działa ssąco czyli ewakuacyjnie, tego dobrze nie pojmuję! — Pan jesteś mechanikiem, a przytem też szpicifindrem — radzę panu zająć się tą niejasną sprawą. Bardzo warto poświęcić na to więcej trudu, bo to jest nader ważna sprawa!
Wypada nadmienić, że dr. Widman był specjalistą w chorobach serca i sam też umarł na niedomóg serca. On wiedział, że ja się nadzwyczajnie interesowałem fizjologją, i że przestudiowałem co najmniej cztery różne wydania różnych autorów, począwszy od Dubois Raymonda, a skończywszy na Huxleyu, i że prace Harveya i jego tragedja koleżeńska nie były mnie obce. Nie brukowało też u mnie całego stosu prac Pogendorfa, później i Wiedemanna, ani Annałów Fizyki i Chemji, ani Nauki elektryczności i magnetyzmu
Wiedemanna, ani Fizycznego leksykonu Marbacha, ani dzieła Müllera, Pouleta, Schellena, Johna Tyndala oraz wielu, wielu innych skarbów nauki fizyki i chemji, które gromadziłem od najmłodszych lat i których strzegłem jak oka w głowie; jako mechanik bowiem widziałem cały ziemski raj w nauce fizyki i elektrotechniki. Studjowałem tę wiedzę con armore bynajmniej nie w celu zastosowania jej do jakichkolwiek celów leczniczych, będąc jako młody inżynier, zanadto przejęty nauką, techniczną jako taką.
Trudno mi było zrozumieć, żeby maszyna parowa w zwyczajnych warunkach, przy pełnym nacisku pary, dawała zasadniczo tylko 4 ½ %, a przy zastosowaniu wszelkich ulepszeń tylko 14 ½ % skutecznego efektu mechanicznego tego ciepła, które, uzyskuje się przy opalaniu kotła parowego. Teorja Roberta Mayera, Jonla, Clausjusza, Schinza, Rumforda, Peceta „Traite de la chaleur” były mnie zanadto dobrze znane, ażebym mógł tu dopuszczać pomyłkę. Wszak już sam James Watt: znalazł, że pierwotna maszyna parowa Newecomena dawała .tylko ¼ % efektu.
Z fizjologii natomiast dowiedziałem się, że żyjące organizmy dają, zależnie od swojego zdrowia organizmu swego, 80 ; a nawet 90% efektu mechanicznego z, materjału, strawionego w ustroju źołądkowo-kiszkowo- i t. d. .Wobec tego, że przy bliższem rozpatrzeniu się. poznałem, że ustrój organiczny jest tak samo maszyną, lecz bez; porównania lepiej zaaraniżowną niż. maszyna, wykonana ręką ludzką, wnet doszedłem do ;: wniosku, że klucza do poprawy maszyn, pracujących w praktycznej technice należy poszukać w procesach biochemicznych żyjących organizmów.
Po żmudnem badaniu i szukaniu przekonałem się, że nie tylko technika, lecz też i nauka fizjologji znajdują się na błędnej drodze, materjały bowiem opałowe jak również i środki spożywcze, stałe czy też płynne, nie zawierają w swojem jestestwie materjalnem żadnej energji kinetycznej ani kalorycznej. Energja czyli siła może być utajona jedynie tylko na powierzchni drobin materji, znajdującej się w stanie eterycznym, gazowym lub też parowym, w materji zaś żyjącego organizmu — wyłącznie tylko w gromadzących energję komórkach organicznych. Stan eteryczny jest już zasadniczo stanem promieniującym, który odznacza się największym zasobem energji, utajonej na jego drobinach materjalnych. Równocześnie musiałem się też przekonać mimowolnie, że osoby, otoczone aureolą potęgi naukowej, często posiadają już tylko fragmenty tej wiedzy, którą, sobie w młodości w tym tylko celu przyswoili, ażeby uzyskać pewien stopień akademicki; a gdy stały już na tym upragnionym szczeblu, to często większa cześć mądrości akademickiej poszła w szare zapomnienie wśród codziennej walki o chleb powszedni, okazała się bowiem już zbędną w szablonowych warunkach państwowych.
Pierwszorzędnem zadaniem dla mnie było stwierdzić autentycznie, w jaki to sposób można uwolnić utajoną energję z odnośnego podkładu materjalnego, znajdującego się w agregacie gazowym czy też parowym; i przekonałem się wkrótce, że żadna materja nie może przejść w stan lotny, gazowy i t. d., jeżeli prototypowe składowe cząsteczki jej nie mają możności przyjęcia ze swojego otoczenia stosownego zasobu energji — więc też vive versa, prototypowe składowe cząsteczki materji pozbywają się swojej zawartości energetycznej, przechodząc ze stanu gazowego w stan stały lub też płynny.
Zupełna analogja istnieje też z ładunkiem elektrycznym o pewnem napięciu, utajonem na powierzchniach błonek baniek pary, mieszczących się w określonej przestrzeni. W miarę kondensowania się pary wzrasta napięcie elektryczne i udziela swemu otoczeniu w formie energetycznego promieniowania; w razie zaś raptownej kondensacji pary wodnej na wzrost napięcia elektrycznego objawia się w formie wybuchu czyli wyładowania elektrycznego; skondensowana woda bowiem nie może zawierać w swoim składzie materjalnym takiego samego zapasu ciepła, i elektryczności, jaki zawierała w stanie-parowym, odpowiadającym większej przestrzeni, zajmowanej, przez wodę, oraz większej powierzchni jej, będącej sumą powierzchni błonek poszczególnych baniek pary, aniżeli w znacznie mniejszej przestrzeni
zamknięta skroplona woda, płynna czy zamarznięta. Na tej podstawie każdy proces palenia przedstawia się jako proces skupienia się materji eterycznej, odpowiadający skupianiu się stanu gazowego lub parowego na stan stały lub płynny, a proces ten bardzo dobrze obserwować można w czasie łączenia się tlenu z węglem.
Jeżeli powstrzyma się wszelką utratę uzyskanego-ciepła, to uzyskany przy procesie spalenia kwas węglowy rozpadnie się znowu na tlen in statu nascendi i na węgiel w proszku o połysku srebrzystym, którego niektóre grudki, o nader twardej spoistości, podobnie jak diament rysują szkło.[MrHopen: Rychnowski znał sztuczny diament].
Z tych doświadczeń wynika, że także cały dla procesu biomechanieznego niezbędny, zapas energji może być przyswojony przez dany organizm jedynie i wyłącznie tylko za pośrednictwem materjału eterycznego lub gazowego, więc powierzchnia kwadratowa płuc, a raczej alweoli płucnych, obejmująca około 90 metrów kwadratowych, i kolosalna powierzchnia, obejmująca około 4300 metrów kwadratowych, erytrocytów krwi, krążących w alweolach płucnych, tworzą oczywistą podstawę do przyjmowania energji z powietrza atmosferycznego, niezbędnej dla podtrzymywania stałego procesu życiowego. Odczuwanie świeżości powietrza wskazuje na energetycznie zwiększoną wartość powietrza, ono bowiem także ulega bezustannie fizycznym zmianom pod czynnym wpływem promieni świetlnych. Słońce, prześwietlając całą atmosferę ziemską, bezustannie, regeneruje ją w przeciwnym razie zamarłoby wkrótce całe życie na ziemi i ustałaby możność odbywania się wielu procesów chemicznych. [!]
Już Berceljusz starał się poznać, na czem polega świeżość powietrza atmosferycznego, lecz wszelkie jego badania w drodze chemicznej okazały się bezowocnemi.
Dopiero moje mozolne doświadczenia wykazały, że świeżość powietrza polega wyłącznie na zmianach fizycznych, przy których wchodzące w skład powietrza gazy uzyskują większa potęgę energetyczną. Zmiany te wywołane zostają przez potężne promienie świetlne względnie energetyczne, przenikające warstwę powietrzną. Nader znamiennym jest fakt, że tlen jest gazem paramagnetycznym, podlegającym wpływowi magnetyzmu ziemi. Wobec tego, że erytrocyty krwi zawierają żelazo, stają się one same magnesami pod wpływem magnetyzmu ziemi i wskutek tego wydatnie przyczyniają się do porywania tlenu w skład krwi. [!] Oprócz tego procesu respiracyjnego cała powierzchnia żyjącego ciała bezustannie okluduje czyli pochłania cząsteczki gazowe otaczającej atmosfery, naciskającej na każdy kwadratowy centymetr płaszczyzny ciała żyjącego z siłą około jednego kilograma, zależną od każdoczesnego stanu ciśnienia atmosferycznego, tak dającego się we znaki osobom reumatycznym i z sił wyczerpanym.
Mniej więcej z tem przygotowaniem naukowem zabrałem się do badania tego zadania, poruszonego przez doktora Oskara Widmnna, a zaraz na wstępie stwierdziłem, że ssanie serca jest zupełnie błędnym poglądem naukowym. Jeżeli bowiem nastąpić ma proces ssania czyli jak Torricelli stwierdził, ciśnienia powietrza na płyn, zawarty w rurze, to rura, w której nastąpić ma ssanie (!!), musi być na jednym swym końcu zupełnie otwarta, ażeby nacisk powietrza mógł byc tam czynny. Akademicki bowiem „horror vacui” [strach przed próżnią], jaki by usprawiedliwiał ssanie serca, nie istnieje już od czasu, gdy Torrcelli stwierdził istotę ciśnienia powietrznego. Gdy wynik mojego badania zakomunikowałem dr. Widmanowi, poskrobał się on za uchem i parsknął śmiechem.— Ależ człowieku! Jeżeli ewakuacja przez serce jest niemożliwa, to jakim żeż cudem dostaje się krew z wen czyli żył do serca — chyba że nacisk serca przeciska ją do żyj z tętnic czyli arteryj przez naczynia włoskowate. Zresztą poczynam też, pojmować, że gdyby serce rzeczywiście ssało, to ściany żył musiałyby być też znacznie grubsze i sztywniejsze, jak to ma miejsce przy gumowych sączkach pomp, które usztywnione bywają nawet spiralą metalową.
Rozpoczął się długi okres badania. Należało stwierdzić, czy ciśnienie w tętnicach, wywarte działaniem serca, rzeczywiście wystarcza, ażeby przecisnąć krew z tętnic przez naczynia włoskowate do żył. Poczynione doświadczenia wykazały, że to należy do niemożliwości, nacisk bowiem krwi, wywołany działaniem serca, wynosi w aorcie maksymalnie około 1/3 atmosfery, t. j. 33 dekagramów na jeden kwadratwy centymetr, gdy tymczasem opór, na jaki czysta destylowana woda napotyka w przewodach włoskowatych, jest tak potężny, że zachodzi konieczność podniesienia ciśnienia do 14-tu atmosfer blisko, żeby w ogóle woda przesączała się przez system naczyń o czterech mikronach kwadratowych przekroju każdego z nich. Do prawidłowego przeto krążenia krwi potrzeba by mechanicznego nacisku co najmniej około 30 atmosfer, t. j, 3000 dekagramów na kwadratowy centymetr, więc około sto razy więcej, niż wynosi rzeczywiste ciśnienie krwi w przewodach arteryjnych. Odnośne cyfry uzyskano za pośrednictwem specjalnie zbudowanego przyrządu, opatrzonego w pompę cisnącą i manometr kontrolny.
Wynik tych doświadczeń wyprowadził zupełnie z równowagi dra Widmana, ja zaś męczyłem się kilka tygodni, poczyniłem znaczne wydatki na różne przyrządy i zamiast osiągnięcia pozytywnego wyniku, doszedłem do jeszcze większego powikłania całego problemu. Jednakowoż przy mojej uporczywej wytrwałości nie dałem jeszcze za wygraną. Gdy z pompą cisnącą, nie doszedłem do wyniku, utorowałem sobie odmienną drogę.
.Wiedziałem już o tem, że dwa różnorodne rozczyny starają się wzajemnie przeniknąć i to często dążność ta występuje z niezwykłą potęgą.
Skonstruowałem więc taki aparat, ażeby można było wymienić membraną kapilarną, dzielącą rozczyny od siebie, i opatrzywszy zamkniętą stronę manometrem, nabiłem czystej destylowanej wody jednakowo wysoko po jednej i po drugiej stronie membrany. Po kilku godzinach spokojnego stania płynu nie zauważono żadnej zmiany w jego stanie.
Następnie dano po jednej, otwartej, stronie kilka kropel alkoholu, a wkrótce zauważono, że płyn przesącza się przez membranę i że ciśnienie wzmaga po stronie, opatrzonej w manometr.
Powtórzono to doświadczenie z różnemi chemikaljami i przekonano się, że każda różnica składu chemicznego wywołuje pewne ciśnienie, nie wykluczając znanych lekarstw, jak digitalis, strofantum, teobromina i t. d. i t. d., rozczyn soli. cukru i t. d. Dalsze badania wykazały, że przy zastosowaniu czystej wody i nadaniu jej pewnego potencjału elektrycznego ciśnienie podniesie się jak przy różnicy składu chemicznego płynu po obu stronach membrany. Jednakowoż jeżeli pozostawiono tylko czystą wodę, a podniesiono po jednej stronie ciśnienie za pomocą pompy kompresyjnej, to skutek był ten, że ujawniła się różnica potencjałów elektrycznych pomiędzy jedną i drugą stroną.
[MrHopen: UWAGA, mamy tu nowe dwa zjawisko fizyczne wiążące ciśnienie z napięciem oraz napięcie z ciśnieniem!! Nazwane przez mnie efektem ciśnieniowo-elektrycznym Rychnowskiego.]
Uważałem wszystkie te wyniki za dodatnie i oświadczyłem, że podane przez Harveya objaśnienie krążenia krwi w organizmie nie jest dokładne, że ważne jest wyłącznie tylko do obszerniejszych naczyń krwionośnych, że natomiast dalszy ciąg krążenia krwi przez naczynia włoskowate do żył i następnie do serca polega wyłącznie na działaniu, wynikającem z osmotycznego ciśnienia, uzasadnionego różnicą składu chemicznego krwi — lub też prawdopodobnie jest skutkiem różnicy potencjałów elektrycznych krwi, tętnic i żył. Te poglądy moje na przyczyny krążenia krwi zostały przez ówczesnych koryfeuszów zaraz na wstępie haniebnie skrytykowane, a P. T. Napoleon Cybulski, prof. fizjologji na Uniwersytecie Krakowskim, zbył moje zapatrywania na tę sprawę w sposób obraźliwy. Ali right! — Poruszając sprawę krążenia krwi, nadmieniłem, że ułatwiające je lekarstwa, jak digitalis, strofantus i inne, wcale nie działają na mięsień sercowy, lecz podnoszą tylko ciśnienie osmotyczne, że przeto skoro, tylko środki te przedostają do krwi i po drugiej stronie naczyń włoskowatych,, skuteczność ich staje się problematyczną.
W owym czasie zbudowałem własnemi siłami i przemysłem maszynerię do dynamoelektrycznego oświetlenia nowo zbudowanej sali sejmowej we Lwowie, pomimo że elektrotechnika, jako niemowlę, . spoczywała .jeszcze, wówczas w kołysce, brakowało bowiem wszelkiej technicznej literatury w tym kierunku. Instalacja ta miała też, jak to się zawsze zdarza przy nowych, jeszcze nie wypróbowanych należycie wynalazkach, swoje dziecięce niedomogi, które zmusiły mnie do żmudnych badań i kosztownych poprawek, przeprowadzanych przeważnie po nocach. Pewnego razu w ciągu takiej nocnej pracy zauważyłem zjawiska,, które mnie naprowadziły na domysł, że działa elektryczne są skutkiem jakiejś dziwacznej nieznanej materji, że ona to, przesuwając się lub też rozprzestrzeniając po powierzchni przewodów izolowanych, wywołuje owe objawy fizyczne, które ścisła nauka nazwała .elektrycznością, a raczej objawem galwanjzmu.
Na podstawie nader niebezpiecznych; przykrych i kosztownych doświadczeń udało mi się schwytać tę materję i przypatrzeć się bliżej temu nader lotnemu gościowi ziemskiemu, w którym rozpoznałem podstawowy czynnik wszechświatowej energji prototypowej, która znajduje się nietylko na powierzchni drutów czy przewodów elektrycznych, lecz rozmieszczona jest wszędzie, w całej atmosferze ziemskiej i tworzy sfery energetyczne na powierzchniach wszystkich ziemskich mas materjalnych, posiada, też . wszelkie .cechy materji, wymagającej przestrzeni- trójwymiarowej, tworzy krople elastyczne poniekąd, które roztarte na subtelny pył, .reprezentują, istotę, światła dziennego.
Chodziło mi teraz o to tylko, żeby uzyskać możność pochwycenia tej materji w łatwiejszy i mniej niebezpieczny sposób. Po wielu wysiłkach i trudach udało mi się to po części. Jakkolwiek usiłowania moje połączone były z ciągłemi niepowodzeniami, wielkiemi kosztami oraz przeszkodami technicznemi. zbudowałem wreszcie taką maszynę, która skutecznie działała bodaj przez krótki przeciąg czasu. Uzyskałem możność poczynienia różnych doświadczeń z tym prawdziwie, cudownym czynnikiem.
Odnośne doświadczenia były tak zajmująco, że bez wytchnienia, całemi nocami i dniami, eksperymentowałem przy mojej maszynie i wykonałem dość pokaźną ilość przeróżnymi przyrządów w celu wybadania własności, jakie posiada ten nowoodkryty przeze mnie czynnik. Spostrzeżenia moje zaraportowałem Akademji Umiejętności w Krakowie, Rzymie, (Academia lincei), Stockholmie, Petersburgu i Filadelfji. Namówiono. mnie i na odczyt w Lwowskiem Towarzystwie Politechnicznem, który się też odbył w sali fizyki Szkoły Realnej przy ulicy Kamiennej za czasów profesora Sołeckiego. Na odczycie tym zaatakowałem prawo Izaaka Newtona, że ono niezupełnie odpowiada prawdziwemu stanowi rzeczy, stan grawitacyjny bowiem nie może być nieodłączną własnością bezwładnej i opornej materji. Materja pośredniczy tylko w działaniu grawitacyjnem, a jeżeli przyciąganie ciał planetarnych proporcjonalne jest do ich mas, jest to tylko dowodem, że planety, otrzymując z jednego źródła, t. j. słońca, swoją energję grawitacyjną, o tyle tylko są w stanie przetransformować ją na energję grawitacyjną, o ile opór materjalny ich mas może się przyczynić do kinetycznej czynności promieniującej siły słonecznej.
Laurów wcale wówczas nie zbierałem, jedynie po roku dowiedziałem się od profesora matematyki, Placyda Dziwińskiego. że znalazł się jakiś uczony, który rachunkowo czyli matematycznie wykazał podobny wynik, że mianowicie prawo Newtona rzeczywiście nie posiada pełnej wartości poza obrębem systemu słonecznego, zasadniczo bowiem materja bezwładna i oporna nie może równocześnie posiadać własności przyciągania, jest więc zasadniczo bezważka, a objawy ważkości jej dadzą się wytłumaczyć jedynie tylko jako skutek energetycznego promieniowania słonecznego, kinetycznie czynnego w oporze mas materjalnych.
Pewnego dnia, gdy byłem zajęty doświadczeniami z dziedziny mego odkrycia, zjawił się w
mojem laboratorium przyjaciel mój, inżynier Bodaszewski który w swoim –czasie jako asystent zastępował na Politechnice lwowskiej P. T; profesora fizyki, Strzeleckiego, jako tymczasowy prelegent fizyki.
Mówił mi, że wrócił z Wiednia i że tam wykonywał dla hrabiego Lanckorońskiego pomiary, przy których się zaziębił i cierpi obecnie na szalone bóle ostrego reumatyzmu, głównie w jednej ręce i w plecach, że nie spał już dwie noce, że za żył już sporą dozę różnych lekarstw i proszków anti-reumatycznych, po których jednak nie doznał żadnej ulgi w swoich cierpieniach.
Zobaczywszy moją maszynę, którą właśnie eksperymentowałem, zaproponował mi, żebym spróbował działania wydzielanych przez nią promieni na jego cierpienia reumatyczne. Śmiałem się z niego, że chce udawać króliczka probierczego, leci jemu nie było wcale do śmiechu i nalegał natarczywie, żebym tę próbę na nim wykonał na jego odpowiedzialność. Ostatecznie dałem się-namówić i ściągnąłem z niego ostrożnie czarny anglez i kamizelkę; nie obyło się przy tej pierwszej operacji bez ciągłych żałosnych jęków..
Naświetliłem mu łopatkę, ramiona i całą rękę; na ramieniu zauważyłem znaczne nabrzmienie. Po 10-cio minutowem blisko naświetaniu nabrzmienie ramienia poczęło się zmniejszać, a na mięśniach całej ręki wystąpił obfity pot w kroplach oraz powstało tak mocne swędzenie, że począł gwałtownie nacierać rękę ręcznikiem, żeby się pozbyć, tego uczucia. Po upływie około 20-tu minut oświadczył, że go już nic nie. boli, znikło też zupełnie i nabrzmienie ramienia. Ten człowiek tak się ucieszył, że wychodząc, zapomniał u mnie swój zegarek, a gdy drugiego dnia przyszedł, po niego, oświadczył, że mu. wszelkie bóle ustąpiły i że czuje się zupełnie zdrowym.
Tego samego dnia, wieczorem, byłem na odczycie doktora czterech fakultetów, ,p. Kobylańskiego, który między innemi zajmował się też i budową samolotów oraz dających się sterować balonów. Tam spotkałem się z doktorem med. Stellą Sawickim, inspektorem szpitali krajowych, któremu zakomunikowałem całe zajście z p. Bodaszewskim i poprosiłem go równocześnie, żeby zechciał mi wytłumaczyć, na czem właściwie polega niedomóg reumatyczny. Mówił mi, że medycyna nie wie jeszcze dokładnie, co jest przyczyną tych cierpień i domyśla się tu działania jakichś bakteryj. Wówczas w tej sprawie oświadczyłem mu, że ja wyrobiłem sobie własne zdanie, oparte na spostrzeżeniach, poczynionych w czasie -naświetlania p. Bodaszewskiego; sadzę mianowicie, że cierpienia reumatyczny świeżo nabyte przez zaziębienie, są objawem zwężenia się lub zatkania naczyń włoskowatych, a odczuwany w chórem miejscu ból i parcie powstaje wskutek zatrzymania się krążenia soków ożywczych w zaziębionej części ciała. Wskutek naświetlania powstaje wyższy potencjał elektryczny, a z nim razem spotęgowany nacisk osmotyczny, co powoduje, że krążenie soków wraca do stanu normalnego. [MrHopen: reumatyzm wjaśniony]
Na to otrzymałem odpowiedź P.T. doktora, że i tak być może.
Nadmieniam tu, że większa część objawów niby reumatycznych nie jest niemi, a powstaje nie wskutek zwężenia się naczyń włoskowatych. lecz rzeczywiści w skutek zatkania się ich przez mikroskopijne cząsteczki kwasu moczowego, które u wielu osób w późniejszym wieku z powodu niedostatecznego zasobu aktywnego tlenu w krwi toksynują cały organizm.
Dalszemi osobami po p. Bodaszewskim, które zaryzykowały próbę poddania się działaniu mej maszyny, był hr. Łubieński, a następnie hr. Michałowski, starosta jasielski, skierowany do mnie przez dra Jordana z Krakowa. Po skończonem naświetlaniu został hr. Michałowski zbadany przez dra Lesława Gluzińskiego, który stwierdził usunięcie się kilku gruczołów i znaczną poprawę działania serca; zniewoliło go to do uwagi, że hrabia odmłodniał.
Pewnego dnia po wizycie powieściopisarza Sienkiewicza przybył tez do mnie namiestnik Galicji, Eustachy ks. Sanguszko, z żądaniom, ażebym i jego naświetlił, bo i on cierpi na reumatyzm. Prosiłem, ażeby się dał zbadać przez jakiego lekarza i postarał się o polecenie lekarskie, bez którego nie miałbym odwagi robić na, nim prób moich.
cdn.