Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

Tajemnice ukryte w obrazach.

Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » czwartek 07 gru 2017, 18:07

Malujcie tak, by Polska zmartwychwstała

„Malujcie tak, by Polska zmartwychwstała” – tak, jak głosi anegdota, Jacek Malczewski strofował swoich uczniów, kiedy wychodził z konsultacji ich malarskich prac. Sam był twórcą zaangażowanym, jego obrazy przepełnione są romantyczną martyrologią i patriotycznymi ideałami. Mówił o sobie: „Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”1.

Dopełnia swój wizualny świat motywami baśniowymi, mitologicznymi, przekuwa obrazy w czystą, wizualną poezję. „Jest to głęboki poeta – pisał Witkiewicz-ojciec o Malczewskim – i ogromny, do samego dna oryginalny talent malarski, złączeni w jednym człowieku. Niekiedy przychodzi żałować, że z tej głębokiej poezji, z tego bogactwa myśli i uczuć nie można znać nic więcej nad to, co z wielkim talentem, lecz zacieśnionymi środkami malarstwa, ukazują jego obrazy”2. Te słowa rozumiemy najpełniej, stając oko w oko z dziełami Malczewskiego. Tryptyk Prawo-Ojczyzna-Sztuka jest tak piękny, że oszałamia, zapiera dech i prawdziwie czujemy, co znaczy „syndrom Stendhala” (ten francuski pisarz podczas pobytu we Florencji ujrzał tak dużo pięknych dzieł sztuki, że dostał gorączki z zachwytu).

Obrazek
Jacek Malczewski Tryptyk: Prawo – Ojczyzna – Sztuka (Prawo – Fantazja – Uczucie) | 1903
olej, deska, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, © Dawniej zbiory Leona Pinińskiego we Lwowie (inw. 3904-3906); przekazany 1946 z OGO.


To niezwykła wizualna opowieść nie tylko o Ojczyźnie, ale szerzej – o człowieku, o artyście i jego misji, o wątpliwościach jakie człowiekiem targają i o wyborach, które każdy z nas musi podjąć. Tryptyk, namalowany przez Malczewskiego na desce, składa się z 3 części zatytułowanych kolejno: „Prawo”, „Ojczyzna” i „Sztuka”.

„Prawo”
Obrazek
Jacek Malczewski Prawo. (Tryptyk Prawo, Ojczyzna, Sztuka) | 1903
olej, deska, 69,5 × 98 cm, Muzeum Narodowe we Wrocławiu


Malczewski na tym obrazie sportretował samego siebie z profilu, pomiędzy Faunem a Śmiercią. Faun – bóg płodności, pół mężczyzna, pół kozioł z rogami i wieńcem liści na głowie, wygrywający na drewnianej piszczałce melodię – stanowi alegorię życia i przyjemności z nim związanych. Za artystą stoi kobieta, która katowską rękawicą przytrzymuje kosę. Jest to niewątpliwie personifikacja Śmierci. W jej postaci jest coś niepokojącego, z głowy wyrastają jej skrzydła nietoperza, a twarz oblewa zielone światło, zdaje się przypominać – „Memento mori”3.

Wizja realności śmierci w okresie powstania tryptyku jest artyście bliska. W 1884 roku umiera w Gardzienicach ojciec, a w 1898 w Wielgiem – matka malarza; nadchodzi czas nostalgii i monumentalnych pytań.

Fantastyczne postacie z lewego skrzydła tryptyku, wzięte z baśniowych światów odzwierciedlają moralne i egzystencjalne dylematy artysty, który świadomy jest przemijalności ludzkiego życia, ale zdecydowanie wysuwa się w stronę życia. Patrzy jednak gdzieś dalej, patrzy na sąsiednią część tryptyku – Ojczyznę.

„Ojczyzna” – „Polska Chrystusem narodów”
Obrazek
Jacek Malczewski Ojczyzna (Tryptyk Prawo, Ojczyzna, Sztuka) | 1903
olej, deska, 69,5 × 98 cm, Muzeum Narodowe we Wrocławiu


To niezwykle piękna część tryptyku. Ojczyzna ukazana bardzo rzeźbiarsko, w popiersiu, jest kobietą, matką z dwojgiem dzieci. Jej twarz monumentalna, prosta zachwyca w swoim wyrazie macierzyńskiej troski. Kobieta-pielgrzym tuła się po świecie, wspierając się na kiju, wie, że przed nią jeszcze długa wędrówka. We włosy ma wpięte kwiaty dziewięćsiłu – symbol nieszczęścia i cierpienia. Nie wygląda jednak na żebraczkę. Zdobi ją biżuteria, a jej ramiona otulone są purpurowym płaszczem.

Obrazek
Jacek Malczewski Ojczyzna. (Tryptyk Prawo, Ojczyzna, Sztuka), detal |1903,
olej na desce, 69,5 x 98 cm, Muzeum Narodowe, Wrocław.


Ów królewski płaszcz kojarzy się z tym, który okrywał Jezusa przed ukrzyżowaniem – symbol męczeństwa. Przypomina się nam mickiewiczowskie „Polska – Chrystusem narodów”.

Jest w tym przedstawieniu jednak cień nadziei – dziewczynka z obrazu trzyma w rękach kajdany – symbol zniewolenia; ale kajdany nie oblekają już rąk Ojczyzny.

Obrazek
Ojczyzna. (Tryptyk Prawo, Ojczyzna, Sztuka), detal |1903,
olej na desce, 69,5 × 98 cm, Muzeum Narodowe, Wrocław.

Kiedy Malczewski malował swój tryptyk w 1903 roku – Polska, podzielona pomiędzy trzech zaborców, nie istniała na mapie Europy. Malczewski wierzył, że sytuacja polityczna w kraju w końcu się zmieni, a Polska stanie się suwerennym krajem.

„Sztuka”
Obrazek
Jacek Malczewski Sztuka. (Tryptyk Prawo, Ojczyzna, Sztuka) | 1903
olej, deska, 69,5 × 97,5 cm, Muzeum Narodowe we Wrocławiu


W „Sztuce”, prawej części tryptyku, tak jak w „Prawie”, Malczewski zwrócony jest w stronę „Ojczyzny”; odrzuciwszy pokusy, kroczy w jakimś pobożnym, smutnym zamyśleniu.

Widzimy tu 4 osoby – artystę, jego siostrę, młodą kobietę z gałązką laurową i brodatego, niewidomego starca w szynelu4. W tle zaś pojawia się postać ogromnego pegaza, którego poskramia jedynie delikatny rzemyk, trzymany przez niewiastę kroczącą za artystą. Koniec rzemyka znajduje się zaś w prawej dłoni samego Malczewskiego. Kobieta to alegoryczne przedstawienie sławy. Rola artysty zdaje się być sporą odpowiedzialnością, bo Malczewski kroczy zasępiony. Artysta wiedzie za sobą pięknie uskrzydloną Sławę i starca – bohaterów swych obrazów – ku ojczyźnie; jej składa w opiekę swą sztukę. Ślepym starcem z obrazu może być postać z dramatu Lilla Weneda Juliusza Słowackiego – Derwid, król Wenedów – narodu, który prowadzi walkę z przeznaczeniem, z fatum, które skazało ich na zagładę5. Żółty pegaz z zielonymi skrzydłami oznacza natchnienie artysty. Znaczenie ma również rosyjski płaszcz wojskowy, w którym sportretował się Malczewski. Oznacza on niewolę i nawiązuje do powstania styczniowego w 1863 roku i zsyłki.

Jacek Malczewski – jako uczeń Matejki – kształtował historyczną wyobraźnię Polaków od początku swojej twórczości, początkowo w zupełnie realistyczny sposób pokazując sybirską katorgę na takich płótnach jak Umywanie nóg (1887), Sybiracy (1891), Wigilia na Syberii (1892) czy Na etapie (1890-92). Jednak po studiach w Paryżu wyzwolił się spod wpływów mistrza i odnalazł swoją drogę, swój własny język symboli, do którego inspirację czerpał z tradycji, folkloru, mitologicznych i baśniowych wątków. Teraz w swych dziełach wciąż opowiadał o historii, o życiu, ale robił to po swojemu.

Swój język wizualny budował na erudycji, na literaturze. Ojciec, Juliusz, zaszczepił w Jacku kult Juliusza Słowackiego, romantyczne ideały i wiarę w pojawienie się Mesjasza, który zbawi Polskę. Te inspiracje doskonale widać nie tylko w nawiązaniu do Lilli Wenedy, ale także w innych obrazach artysty, chociażby w Śmierci Ellenai, którą Malczewski malował pod wpływem poematu Anhelli Słowackiego.

Ludowość nosił w sobie od najmłodszych lat, które spędził na polskiej wsi w Wielgiem i Gardzienicach. Jego nauczycielem domowym był Adolf Dygasiński, autor Godów życia i uczestnik powstania styczniowego. To on zaszczepił w Malczewskim zainteresowanie ludowością, mistycyzmem, światem fantazji i baśni. Przyroda postrzegana przez pryzmat wierzeń ludowych wykiełkowała w nim w całkowicie unikalny świat symboli. Jak pisze Tadeusz Szydłowski: „By ów świat duszy odzwierciedlić i możliwie go wyrazić, musiał Malczewski stworzyć swoją oryginalną malarską mowę, której słowami są pewne znaki, sugerujące nastrój konieczny, dotykające pokrewnych strun duszy widza i pobudzające ją do współczucia”6.

Ale Malczewski często bawi się z widzem, zwodzi go dwuznacznością symboli i trzeba by na koniec wrócić do słów Witkiewicza, że tylko spotkanie z Mistrzem mogłoby nam w pełni objaśnić tajniki jego sztuki.

Paulina Łysak
http://niezlasztuka.net/o-sztuce/prawo- ... zewskiego/
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » piątek 15 gru 2017, 12:02

Wyspiański za ponad 4 mln zł. Padł rekord aukcyjny na polskim rynku sztuki!

14 grudnia 2017 na aukcji „Sztuki Dawnej. XIX wiek – modernizm – międzywojnie” w Domu Aukcyjnym DESA Unicum padł rekord. Macierzyństwo Stanisława Wyspiańskiego z 1904 roku został sprzedany za 4,366 mln zł!

Obrazek
Stanisław Wyspiański Macierzyństwo | 1904, wł. prywatna, fot. DESA Unicum

Cena wywoławcza za pastel Wyspiańskiego wynosiła 800 tys zł. Wylicytowana cena pobiła rekord z czerwca tego roku, ustanowiony sprzedażą obrazu Jana Matejki pt. Zabicie Wapowskiego w czasie koronacji Henryka Walezego z 1861 roku (3,7 mln zł).

Pastel Wyspiańskiego przedstawia żonę artysty, Teodorę Teofilę Pytko, z czułością tulącą jednego z synów.

Na czwartkowej aukcji sprzedaż dzieł osiągnęła ponad 14 mln złotych! To jak dotąd najlepszy wynik tego domu aukcyjnego. Rekordowe ceny osiągnęły też obrazy: Grupa dzieci z koszykiem owoców Tadeusza Makowskiego (1 298 mln zł); Kobiecy akt siedzący Mojżesza Kislinga (826 tys zł); Portret Antoniego Serafińskiego pędzla Jana Matejki (637,2 tys zł).

Aukcja odbyła się w nowej siedzibie DESA Unicum w Warszawie.

http://niezlasztuka.net/aktualnosci/wys ... kcja-desa/
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » czwartek 21 gru 2017, 21:24

Jednym z najzdolniejszych twórców nowego malarstwa rosyjskiego był Wiktor Michajłowicz Wasniecow (1848-1926) , wychowanek seminarium duchownego w Wiatce. Zapisany do Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu w wieku 12 lat. Studiów nie ukończył, choć otrzymał 2 srebrne medale – za rysunek w klasie natury i za studium. Człowiek o niezależnym umyśle, absolutnie nie mieścił się w akademickim reżimie lat siedemdziesiątych, i nie doczekawszy przewlekłej procedury skierowania na studia zagraniczne, wyjechał do Paryża na własny koszt. Wkrótce jego prace zaczęły pojawiać się na wystawach objazdowych. Przeważnie tematy do nich czerpał z rosyjskich baśń i klechd ludowych. Nie zawsze poprawne technicznie, wszystkie były przesiąknięte rosyjską duchowością ludową i głębokim nastrojem. Były tak dalece szczere i oryginalne, że nawet przelotnie zauważone, zostawały w pamięci do końca życia. Szczególnie przyciągały uwagę obrazy Rycerz na rozdrożu, Po bitwie Igora Światosławicza z Połowcami według poematu Słowo o wyprawie Igora. Pierwszą wielką pracą Wasniecowa były freski w Muzeum Historycznym w Moskwie. Można je śmiało uznać za dzieła klasy światowej, jedyne w swoim rodzaju, tak pod względem świetnej kompozycji, jak głębokiego wniknięcia w ducha epoki przedhistorycznej. Udostępnione do bezpłatnego oglądania w samym centrum Moskwy, są niedoceniane, i oprócz kręgu prawdziwych miłośników sztuki mało kto je zna. Tymczasem już dawno zostały dostrzeżone przez zagranicznych krytyków sztuki za pośrednictwem reprodukcji światłodrukowych, podobnie jak ikony z soboru św. Włodzimierza, a we Francji uważane są za wzór malarstwa ściennego. Freski te przedstawiają sceny z życia człowieka przedhistorycznego. Joseph de Baye uważa, że Wasniecow udziela w nich widzowi lekcji archeologii. Lewa część kompozycji przedstawia troglodytów u wejścia do ich mieszkania – pieczary. Mężczyźni wrócili przed chwilą z polowania i cała rodzina uczestniczy w rozbiorze i przygotowaniu dziczyzny: ściągają skórę, smażą, gotują. Jeden z mężczyzn celuje do przelatującego ptaka. W dalszej części fresku wyobrażeni są ludzie pierwotni, zajmujący się wyrobem prymitywnych sprzętów i broni: jedni piłują drzewo, inni budują pirogę, ktoś lepi garnki. Szczególnie przyciągają uwagę trzy postacie; siwy starzec ze skołtunioną brodą, pochylony nad drewnianym klocem, potężny mężczyzna herkulesowej budowy, o małej głowie i silnie rozbudowanych muskułach, w stroju bojowym, oraz pełna wdzięku kobieta, która wyciągnęła z wody czeczugę. Najbardziej interesująco i z dużym rozmachem namalowana jest prawa część fresku, przedstawiająca polowanie na mamuta. Mamut wpadł do dołu przygotowanego przez myśliwych, nie może się z niego wydostać, z małych, nalanych krwią oczu bije wściekłość; uderzeniem trąby zabił młodego człowieka, który zanadto zbliżył się do jamy; ciskają w zwierzę ogromne kamienie, wbijają weń oszczepy. Scena tchnie bitewnym zapałem i świadczy o niezwykłym talencie artysty.
Kiedy zrodziła się myśl o stworzeniu dekoracji malarskiej soboru św. Włodzimierza w Kijowie w duchu czysto prawosławnym, wybór kierującego pracami profesora A. W. Prachowa padł na Wasniecowa jako miłośnika i znawcę starożytności. Zapoznawszy się z dawnym malarstwem ikonowym i twórczością malarzy epoki przedrafaelowskiej, wyróżniających się nieudawaną szczerością przeżycia religijnego, malarz przystąpił do gigantycznej pracy, która przyniosła mu wielki rozgłos i postawiła obo Riepina i Polenowa w czołówce rosyjskich artystów XIX wieku.

Fragment z: Arcydzieła malarstwa rosyjskiego, Piotr P. Gniedycz.

Obrazek
Wiktor Wasniecow, Sirin i alkonost. Ptaki radości i rozpaczy 1896
olej, płótno 133 x 250 cm. Galeria Tretiakowska, Moskwa

Obrazek
Wiktor Wasniecow Rycerz na rozdrożu 1882
olej, płótno 167 x 299 cm. Muzeum Rosyjskie, Petersburg
https://andrzejosinski.wordpress.com/20 ... korsakowa/

Obrazek
Wiktor Wasniecow, Epoka kamienia, 1882-1885
olej, płótno. Muzeum Historyczne, Moskwa
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » czwartek 04 sty 2018, 12:26

Przy okazji wilczej pełni: Archip Iwanowicz Kuindżi, Księżycowa noc nad Dnieprem, 1880

Obrazek
http://info.edu.turku.fi/venalaisettait ... i_ven.html
Olej, płótno 105 x 144 cm. Galeria Tretiakowska, Moskwa

Archip Iwanowicz Kuindżi (1841-1910) ukończył studia akademickie z tytułem "niekłassnyj chudożnik" (tytuł przysługiwał studentom odznaczonym w czasie studiów co najmniej jednym małym srebrnym medalem - przyp. tłum.). Zyskał duży rozgłos obrazami Ukraińska noc, Brzozowy gaj i Nocą na Dnieprze. Pejzaże te odznaczają się niezwykłą siłą wyrazu i śmiałymi kontrastami kolorystycznymi. Po reformach przeprowadzonych na Akademii został profesorem. W 1897 roku opuścił Akademię. W rosyjskim malarstwie pejzażowym nie ma sobie równych w operowaniu światłocieniem.

Piotr P. Gniedycz, Arcydzieła malarstwa rosyjskiego
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » piątek 12 sty 2018, 22:10

"Taniec wśród mieczów" zwrócony właścicielowi. Polskie władze chciały, by wrócił do kraju

"Londyński dom aukcyjny zwrócił niemieckiemu właścicielowi obraz Henryka Siemiradzkiego, którego sprzedaż została zablokowana w poprzednim roku" - podaje "Rzeczpospolita". Chodzi o "Taniec wśród mieczów". Polskie władze informowały, że będą chciały odzyskać to dzieło, które zaliczane jest to strat wojennych.

Obrazek

Informację o zwrocie obrazu osobie, która wystawiła go na aukcję potwierdził "Rzeczpospolitej" szef resortu kultury Piotr Gliński. "Zapowiedział on jednocześnie, że Polska nadal będzie domagała się od domu aukcyjnego podania danych właściciela tego dzieła sztuki. Wicepremier przypomina, że zdaniem polskich władz, obraz ten został wywieziony z Polski z naruszeniem prawa" - podała gazeta.

Aukcja dzieła Siemiradzkiego, wystawionego na sprzedaż wśród dzieł malarstwa rosyjskiego, zaplanowana była na 28 listopada 2017 r. "Prezentowana przez Sotheby’s wersja kompozycji jest tożsama z tą zarejestrowaną w bazie strat wojennych MKiDN. Obraz został odnaleziony dzięki monitorowaniu rynku dzieł sztuki przez Wydział Strat Wojennych oraz współpracy z Fundacją Communi Hereditate" - informowało ministerstwo kultury.

27 listopada Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów wydała decyzję o wszczęciu dochodzenia dotyczącego ustalenia okoliczności wywozu za granicę Polski.

http://www.rmf24.pl/kultura/news-taniec ... Id,2507701
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » poniedziałek 15 sty 2018, 00:47

Jacek Malczewski - Zmartwychwstanie (Nieśmiertelność).

Obrazek

Wśród wielu obrazów Malczewskiego mówiących o śmierci jeden nosi podwójny tytuł, „Nieśmiertelność” lub „Zmartwychwstanie”. Przedstawia białoskrzydłego anioła i starca. Anioł otworzył szklane, niby mydlana bańka, naczyńko i wypuszcza zeń błękitne motyle. Natomiast starzec trzyma w ręku zielonego pasikonika, kuzyna szarańczy.

Symboliczne znaczenie tego owada jest wieloznaczne. Szarańcza najczęściej symbolizuje niepohamowaną żarłoczność, nagłe zniszczenie, spadające na człowieka nieszczęście, ale też, jak w przypadku pasikonika, który jest doskonałym myśliwym, zręczność, odwagę. A ponieważ szarańcza przemieszcza się w chmarach, nagle spada na ziemię i pożera wszystko, co napotka – w Biblii wyobraża gniew Boży. Ale prorok Izajasz widzi w szarańczy obraz znikomości ludzkiego życia: Bóg „zasiada nad kręgiem ziemi i jej mieszkańcy są przed nim jak szarańcza” (40, 22). Z kolei św. Grzegorz komentując Hioba (39, 20) mówi, że szarańcza symbolizuje zmartwychwstanie Jezusa, który „z własnej woli uległ swym prześladowcom aż do śmierci. Ale wymknął się jak szarańcza, gdyż skokiem nagłego zmartwychwstania wyfrunął z ich rąk”. Tak więc pasikonik w ręku starca oznacza kruchość ludzkiego, pełnego trudu życia, zbliżającą się śmierć, ale przede wszystkim zapowiedź powrotu do życia.

Najdoskonalszym symbolem zmartwychwstania nie jest pasikonik, ale motyl. Zarówno z tytułu swego rozwoju osobniczego, jak i z powodu tradycji religijno-kulturowej. Po grecku motyl nazywa się psyche, tak samo jak dusza, zasada życia. Kto by też pomyślał, że budząca odrazę gąsienica któregoś dnia może stać się kolorowym, subtelnym, podobnym do kwiatu motylem? Stąd niektórzy uważają motyle za ucieleśnienie idealnego piękna. Ale wcześniej jest obumarcie. Najpierw mamy larwę, kokon, w którym się gąsienica przepoczwarza, i postać dorosłą, doskonałą. Ów kokon stwarza wrażenie grobu, trudno się domyśleć, że w jego wnętrzu następuje cud przemiany. Motyl nie rozstaje się całkiem ze swoją przeszłością. Zabiera ze sobą cząstkę owych ciemności. Jego skrzydła od spodu zachowają kolor szaro-brązowy i będą chroniły owada przed śmiertelnym zagrożeniem ze strony tych, którzy nań polują. Kiedy złoży skrzydła, zgasną jego promienne kolory i dzięki temu stanie się mniej widoczny.
Patrząc na obraz Malczewskiego włączamy się w odwieczną rozmowę o śmierci, o tym, czy jest ona jedynie zakończeniem w gruncie rzeczy mizernego ludzkiego bytowania, które symbolizuje szarańcza, czy przeciwnie, jest przemienieniem, a właściwie przeistoczeniem, które symbolizuje motyl. Jest momentem, a raczej dialektycznym procesem jednoczesnego rodzenia się i umierania, który trwa od początku naszego zaistnienia, a który w chwili umierania się nasila. Śmiertelne przepoczwarza się w nieśmiertelne, czasowe w wieczne, ziemskie w niebieskie – mówiąc za Pawłem Apostołem. Ludzkie w boskie, w bosko-ludzkie.

Zmartwychwstanie przestaje być powrotem do życia, przejściem z nieistnienia, z niebytu do istnienia, do bytu, ale staje się momentem zintensyfikowania życia. Dzięki temu śmierć nie stanowi zatrzymania biegu życia. Nie jest chwilowym unicestwieniem człowieka, a przeciwnie, nasileniem życia. Dlatego niech nas nie zwodzi ani rozkład zwłok, ani popiół. To, co oddajemy ziemi, nie jest człowiekiem, nie jest nawet ciałem, ale kokonem, z którego człowiek się wywinął, ale nigdzie daleko nie odleciał. Nadal jest tym, kim był, ale dostawszy skrzydeł, zbliżył się do Słońca tak jasnego, że na jego tle wszystko staje się niewidzialne.
1 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » czwartek 18 sty 2018, 18:42

Anioły Rzeczywistość obrazów Malczewskiego to świat utajonych rojeń, sennych marzeń i fantastycznych aniołów o wielkich mieniących się skrzydłach. Inspirację artysta czerpał z poezji i literatury; nie są to jednak ilustracje. Malczewski oddalał się od utartych wyobrażeń. Sięgał po mity i podania, ale przede wszystkim, jak pisze Kazimierz Wyka, zagłębiał się we własną jaźń. Jego anioły to postaci z krwi i kości. Malczewski maluje ich cielesność i zmysłowość nie bez powodu. One żyją wśród ludzi, zaczepiają ich, wodzą na pokuszenie. Obrysowane czarnym konturem olbrzymie skrzydła mienią się tęczą barw. Dzieci chętnie nawiązują kontakt z tymi stworzeniami, jak np. na obrazie Anioł i pastuszek (1902).

Obrazek
W dziele Aniele, pójdę z tobą (1901) przed pastuszkiem zjawia się skrzydlaty posłaniec. Pomimo bogactwa atrybutów jest bardzo ziemski, naturalnie wpisuje się w wiejski krajobraz. Kompozycja obrazu jest monumentalna. Malczewski zadbał w niej o kolejność planów, które podkreślone są dodatkowo równoległym rytmem linii, wyznaczonym układem laski i gałązki trzymanej przez pastuszka.

Obrazek
Śmierć
Śmierć u Malczewskiego przybiera kobiece kształty. Grecki Bóg śmierci Thanatos pojawia się na jego obrazach od 1889 roku, w którym artysta stracił matkę. Na obrazie Thanatos I (1898) Malczewski przedstawia śmierć jako smukłą, dostojną kobietę. Jej długie, sięgające ziemi skrzydła przykrywa częściowo biała draperia. W dłoni trzyma kosę, którą ostrzy długo i w skupieniu. Za plecami widać dwór z białym portykiem. To Gardzienice, w których zmarł przed laty ojciec malarza. Koło schodów zebrały się psy, niecierpliwie czegoś wyczekujące. Nie zauważyły jednak biegnącego ku śmierci mężczyzny.

Obrazek
Malując kolejną wersję obrazu Thanatos (1898-1899) Malczewski przedstawił śmierć w karminowej szacie, która odsłania plecy i pośladki. Dopiero po chwili widoczna staje się kosa, którą trzyma w ręce. Wymowa obrazu jest tragiczna. Przebrana za Erosa śmierć wabi swoimi wdziękami.

Obrazek Galeria sztuki, Jacek Malczewski
http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Malc ... ki_J_5.htm
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » sobota 20 sty 2018, 00:31

Tajemnica obrazu „Stary rybak” -Tivadara Csontvary Kostki.

Obrazek

Przyszły artysta urodził się w węgierskiej miejscowości Kishseben w1853 roku. Losy pięciu braci i Tivadara zostały ustalone w dzieciństwie. Rodzic był farmaceutą i miał praktykę lekarską, i przygotował ich do kontynuowania swojej działalności. Młody człowiek zdołał ukończyć liceum,i studiował na Wydziale Prawa. Po ich ukonczeniu , powrócił do rodzinnego biznesu. Pracował w aptece przez czternaście lat.

Ponad sto pięćdziesiąt obrazów i rysunków pozostawił po sobie Tivadar Csontvary Kostka. „Stary rybak”, namalowany w 1902 roku, jest chyba najbardziej znany wszystkim. Większość jego prac powstała w krótkim okresie między 1903 a 1909 r. To był twórczy rozkwit artysty, błysk geniuszu. Ich styl jest zbliżony do ekspresjonizmu. Jego prace mają także cechy symboliki, postimpresjonizmu, a nawet surrealizmu.

Mistrz sam był pewny swej mesjańskiej misji, choć współcześni nazwali go schizofrenikiem. Teraz w jego obrazach odnajduje się ukryte symbole i zawoalowane aluzje. Jedną z takich prac, jest poddany kompleksowej analizie – obraz „Stary rybak”.

Obrazek
Tivadar Csontvary Kostka Karina - ''Stary rybak''

Stary rybak”: opis obrazu

Obraz przedstawia postać starszego mężczyzny. Burza i wiatr potargał mu włosy, jest w starym znoszonym ubraniu rybaka, które stanowią: czarna bluzka, beret i szary płaszcz. Pochyla się i patrzy na widza. Jego twarz o szorstkiej skórze, pokryta jest gęstą siecią zmarszczek. Za nim widać zatokę. Fale uderzają w brzeg z małymi domkami, nad którymi unosi się gęsty dym. Na horyzoncie – góry, okryte mleczną mgłą. W odniesieniu do figury rybaka krajobraz w tle odgrywa wtórną rolę.

Obrazek

Csontvary zastosował powściągliwą gamę kolorów np: niebiesko-szary z odcieniem brązu kolor piasku.

„Stary Rybak” zapoczątkował poszukiwania mistycznych odniesień w twórczości Csontvarego. Oliwy do ognia dodaje fakt, że malarstwo artysty jest często przekazywane w tonie proroczym. Ten obraz ma być interpretowany jako symbol dwoistości ludzkiej natury: jeden człowiek, umieszczony na jasnych i ciemnych tłach jest złożony z połówek, dobra i zła. Czasami nazywany jest również „Bóg i diabeł”, co poraz kolejny odzwierciedla jego dualizm.

Obrazek

Obrazek

Rzeczywiście, sukces Kostka Tivadar Csontvary – (wielkie przeznaczenie docierające do niego w wizjach), to przykład ciągłych szczęśliwych zbiegów okoliczności. Obraz „Stary rybak” – geniusz i szaleństwo – ironicznie stał się jego kluczem do światowej sławy. Niestety, uznanie nie przychodzi do niego w trakcie jego życia. Ale dziś Csontvary jest uważany za jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych twórców na Węgrzech.

Obrazek

Człowiek spędza całe życie w nieustannej walce między dwoma zasadami: samiec i samica, dobry i zły, intuicja i logika. To składniki istnienia wzajemnie się uzupełniające. Naszą mądrością ludzką jest zrównoważyć je w sobie.

http://nextews.com/b6a0221d/
http://pl.tutkrabov.net/articles/malowa ... brain.html
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » poniedziałek 22 sty 2018, 23:01

Naprawdę powinieneś znać historię najbardziej tajemniczego polskiego obrazu
artykuł | 26.04.2017 | Autor: Łukasz Stachniak Obrazek
Chrzest Władysława Warneńczyka 18.II.1425r..jpg
Chrzest Władysława Warneńczyka 18.II.1425r..jpg (125.54 KiB) Przejrzano 12599 razy
Powstał w zagadkowych okolicznościach. Później dwa razy zaginął. Wydawało się, że nigdy go nie odzyskamy. Spekulowano nawet, że spłonął w willi nazistowskiego zbrodniarza. A jednak w końcu się odnalazł… w najbardziej nieoczekiwanym miejscu.

Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku był dla Jana Matejki wyjątkowo płodny. W jego pracowni przy ulicy Floriańskiej powstały liczne prace upamiętniające świetność Polski Jagiellonów. Wśród nich znalazły się “Zjazd królów Jagiellonów z cesarzem Maksymilianem I pod Wiedniem 1515 roku”, “Zofia Szczecińska w obozie Kazimierza Jagiellończyka” oraz “Hołd Pruski”. Ten ostatni obraz namalowany był przez Matejkę z okazji przypadającej na ostatnie dekady stulecia 350. rocznicy wiekopomnego wydarzenia. Za warty należytego upamiętnienia artysta uznał również chrzest syna Jagiełły, Władysława Warneńczyka, który miał miejsce 450 lat wcześniej w katedrze na Wawelu.

Obrazek
Nie wszystkie obrazy Matejki można zobaczyć w szkolnych podręcznikach.

Nikt nic nie wie

Czym „Chrzest Władysława Warneńczyka” różni się od innych dzieł krakowskiego mistrza powstałych w owym czasie? Przede wszystkim… otaczającym go milczeniem. Aż dziw bierze, lecz próżno szukać na jego temat jakichkolwiek informacji. Brak o nim choćby drobnej wzmianki tak w monografiach poświęconych krakowskiemu artyście, jak i w prywatnej korespondencji malarza.

Wydana w cztery lata po śmierci Matejki książka Stanisława Tarnowskiego jest bodajże najbardziej szczegółową pracą podsumowującą twórczość byłego dyrektora krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. A jednak nie zawiera ona nawet jednego zdania na temat tajemniczego obrazu! Podobnie Mieczysław Treter w pracy pod tytułem “Matejko. Osobowość artysty, twórczość, forma i styl” zamieścił wprawdzie reprodukcję, lecz poza tym nie wspomniał o “Chrzcie” ani razu. Wzmianka o obrazie pojawiła się dopiero w 1958 roku we wspomnieniach siostrzenicy żony artysty. Teraz do tematu powrócił Maciej Siembieda w powieści „444”.

Obrazek
Artykuł powstał między innymi w oparciu o nową książkę Macieja Siembiedy „444” ( Wydawnictwo Wielka Litera 2017).

Do dziś nie wiadomo, czemu publikacje dotyczące malarza szczędziły liter akurat temu dziełu. Wydawałoby się, że zasługuje ono na znacznie większą uwagę. To jednak nie jedyna niewiadoma. Więcej zagadek znajdziemy zgłębiając niecodzienny proces twórczy artysty i analizując treść zapomnianego obrazu.

Precedens mecenatu

Jak powszechnie wiadomo, Matejko uchodził za artystę zarozumiałego. Unikał portretowania kapryśnych modeli, chcąc pozostawić po sobie autorskie wyobrażenia poszczególnych postaci. Jedynym wyjątkiem była jego żona, której przypadał przywilej pozowania krakowskiemu mistrzowi. Wybitny twórca z reguły nie przyjmował też prac na zlecenie. “Chrzest Warneńczyka” był jednak pod tymi względami wyjątkowy i znacznie odstawał od reszty obrazów powstałych przy Floriańskiej.

Ale od początku. Jan Głębocki, potomek znamienitego rodu, w którego pokoleniach wyróżnili się liczni kanclerze, arcybiskupi i mężowie stanu, przebywając w Krakowie dowiedział się przypadkiem o artystycznych zamiarach mistrza Jana. Zainteresowało go zwłaszcza to, że malarz planował uwiecznić na swoim obrazie osobę biskupa Mikołaja Głębockiego. Przodek Jana, namiestnik papieża Marcina V, podawał ongiś królewicza Władysława do sakramentu.

Wkrótce doszło do spotkania malarza i arystokraty. Musiało być udane, bo Matejko zgodził się nie tylko sportretować na obrazie familię Głębockich, ale także ofiarować ukończone dzieło ich znakomitej kolekcji. Ów obrót spraw wskazuje wyraźnie, że w tym pojedynczym przypadku możemy śmiało dopatrywać się mecenatu.

Obraz, który powstał w tak szczególnych okolicznościach, utrzymany jest w stylu typowym dla artysty. Dominują w nim – tak często krytykowane – stłoczone postacie. Cechuje go zupełny brak przestrzeni i deficyt krajobrazu. Kompozycja przedstawionej sceny jest statyczna. Centralną postać orszaku ujętego przed portalem wawelskiej katedry stanowi dostojny, niosący królewicza do chrztu biskup Mikołaj. Urody użyczył mu Jan Głębocki.

Tuż za kościelnym dostojnikiem stoi nadworny paź, łudząco przypominający jednego z synów państwa Głębockich. Natalia Głębocka, żona Jana, została sportretowana przez Matejkę jako Zofia, czwarta żona Jagiełły i matka Warneńczyka. Stoi w grupie u boku monarchy. Wśród kroczącej za nią świty możemy odnaleźć kolejnego pazia i trzy damy dworu, których rysy bez wątpienia odpowiadały podobiznom pozostałej czwórki dzieci Jana i Natalii.

Dlaczego ten jeden, jedyny raz artysta odstąpił od przyjętych przez siebie zasad? Wątpliwe, by kierowała nim banalna potrzeba serca. Brakuje jakichkolwiek przesłanek wskazujących na powody tej zaskakującej decyzji Matejki. Możemy tylko się domyślać, że Teodora z Giebułtowskich Matejkowa nie była zadowolona z utraty przywileju…

Obrazek
Teodora Matejko. Zwykle to ona była jedyną modelką męża. W przypadku „Chrztu” było jednak inaczej. Dlaczego?

Pierwsze zniknięcie

Nie tylko powstanie „Chrztu” jest zagadkowe. Dalsze losy dzieła obfitują w jeszcze większą ilość tajemnic. Wiemy na pewno, że z krakowskiej pracowni obraz powędrował do majątku rodziny Głębockich, Łaszek na ziemi Wołyńskiej. Znajdowała się tam imponująca kolekcja malarstwa polskiego. Ściany niewielkiego pałacu, postawionego nieopodal dworu, zdobiły obok starych portretów rodzinnych płótna wybitnych artystów, takie jak “Użdok” Malczewskiego, czy “Czwórka bałagulska” Wyczółkowskiego. Obraz Matejki był ozdobą „koralowego saloniku” do 1916 roku. .Tak na łamach “Tygodnika Ilustrowanego” opisał to miejsce Antoni Urbański:

(…) Z sieni przechodziło się do ogromnej sali jadalnej, wyłożonej boazerią dębową, gdzie u sufitu wisiał pająk kryształowy. (…) W sąsiednim białym salonie widniały urny alabastrowe wielkiej wartości, dalej szedł salon pokryty stiukiem koralowym. W nim “Chrzest Warneńczyka” Matejki.

W trakcie trwania I wojny światowej Głęboccy postanowili opuścić rodzinne pielesze, a swoje zbiory ukryć w murach pałacu biskupiego w Żytomierzu. Opiekę nad nimi miał sprawować ksiądz Ignacy Dubowski. Kolekcja przetrwała, a tuż po zakończeniu wojny decyzją partyjnych władz ZSRR pałac biskupów został przemieniony w muzeum. Lwią część jego wystawy stanowiły właśnie dzieła ze zbiorów Głębockich.

Obrazek
Ks. bp Ignacy Dubowski. Czy to on opiekował się „Chrztem” w czasie I wojny światowej?


Jak jednak wynika z rejestrów nowo powstałej placówki, “Chrztu Warneńczyka” w Żytomierzu nie było. Prowokuje to szereg pytań. Czy obraz dotarł kiedykolwiek do pałacu biskupiego? Czy też może “rozpłynął się w powietrzu” w trakcie transformacji obiektu? Pewne jest tylko jedno. Z końcem I wojny światowej “Chrzest Warneńczyka” pędzla Jana Matejki zaginął.

Marna zachęta

Na trop zaginionego płótna rodzina Głębockich musiała czekać aż dwadzieścia lat. Trafiono na niego, jak to się zwykle w podobnych sytuacjach zdarza, zupełnym przypadkiem. Tak oto w swoim dzienniku opisał całą sytuację Andrzej Głębocki:
W 1937 poszedłem z wujem Janem Mazarakim na otwarcie wystawy obrazów Jana Matejki w Gmachu Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie. Wchodząc do głównej sali wystawowej, spostrzegłem z niemałym zdumieniem wiszący na poczesnym miejscu “Chrzest Warneńczyka”.
Obrazek
Jak obraz znalazł się w warszawskiej Zachęcie?

Autentyczność obrazu potwierdzono po konsultacji z ówczesnym dyrektorem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, Mikuliczem Radeckim. Umożliwiło to prokuraturze wszczęcie postępowania śledczego. Niezbędne do umieszczenia płótna na wystawie dowody własności wskazały organom ścigania podejrzanego. Był nim krakowski antykwariusz i handlarz obrazów, Stieglitz.

Jak wykazało dalsze dochodzenie, nabył on obraz za sumę około 50 tysięcy ówczesnych złotych od kolegi po fachu z czeskiej Pragi. Na prośbę prokuratury władze czeskie nadesłały niebawem obszerny materiał rekwizycyjny. Jasno wynikało z niego, że tamtejszy handlarz nabył płótno Matejki od jeszcze innego antykwariusza, tym razem z Wiednia. I na tym ślad się urywał. Tego, jak obraz z Łaszek przewędrował nad Dunaj, nie udało się ustalić.

Równolegle do prac prokuratorskich w Warszawie toczyła się druga, zakulisowa część sprawy. Stieglitz, obawiając się utraty zainwestowanych w “Chrzest” środków, zaproponował rodzinie Głębockich możliwość odkupienia obrazu. Kwota transakcji przekraczała jednak możliwości finansowe prawowitych właścicieli oraz Skarbu Muzeum Narodowego, któremu Głęboccy zaoferowali pierwszeństwo w pozyskaniu obrazu. Kwota 40 tysięcy była dla Stieglitza za mała.

Z braku porozumienia po obu stronach interesu obraz pozostał w depozycie Galerii. Prokuratura rozpoczęła dalszy ciąg dochodzenia praw własności już na drodze karnej. Gdy kolejne próby uzyskania przynajmniej połowy praw własności zawiodły, Stieglitz zdecydował się pójść o krok dalej. W sobie tylko znany sposób przekupił woźnych pilnujących chronionego prokuratorską pieczęcią obrazu. Wskazał, by w tajemnicy przed dyrekcją Zachęty przysłali mu go do Krakowa. Tak też się stało.

Ledwie kilka dni minęło, a na polecenie aparatu ścigania podstępny antykwariusz został aresztowany. Niestety, w toku przesłuchań nie zdradził miejsca ukrycia płótna. Proces, jaki został mu wytyczony, niemal natychmiast przerwała kolejna wojna światowa. I tak “Chrzest Warneńczyka” zaginął po raz wtóry. Ponownie na lata i bez śladu.

Śliskie cwaniaki

Jakie były dalsze losy wyjątkowego obrazu Matejki? Zbiory Stieglitza przejął Holender Pieter Nicolaas Menten (znany również pod imionami Johann Peter). Ten znany “lwowski kolekcjoner”, który wypracował sobie opinię śliskiego cwaniaka, i przyszły kolaborant przybył do Krakowa po agresji Sowietów na Polskę. W 1940 roku zaoferował nazistom swoje eksperckie usługi. W rodzinnym mieście Matejki otrzymał posadę treuhändera, czyli powiernika, komisarycznego zarządcy pożydowskich antykwariatów. I, jak referuje Maciej Siembieda w powieści “444”, opisującej losy zaginionego “Chrztu Warneńczyka”, to właśnie podczas pełnienia tej funkcji Menten wszedł w komitywę ze Stieglitzem.

Obrazek
o agresji Związku Radzieckiego na Polskę Menten szybko nawiązał współpracę z nazistami. Zdjęcie z roku 1941.

Żydowskie pochodzenie antykwariusza ułatwiło Holendrowi przejęcie jego zbiorów. W zamian Menten umożliwił partnerowi wyjazd na Węgry, skąd ten bezpiecznie wymknął się do Tel-Awiwu. „Chrzest” najprawdopodobniej podzielił zaś losy innych skarbów zagrabionych przez powiernika i trafił do Holandii. W 1943 roku wywieziono tam z Krakowa aż trzy wagony pełne bezcennych dzieł sztuki. Nie było to zresztą jedyne dokonanie „kolekcjonera”. Był odpowiedzialny także za grabież dzieł sztuki wymordowanych profesorów lwowskich.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek… rozumie

Po zakończeniu II wojny światowej Menten został ujęty szybko, bo już 16 maja 1945 roku. Niestety z braku wystarczających dowodów winy władze holenderskie niemal natychmiast wypuściły go na wolność. Utrzymał swój majątek i wskoczył na szóste miejsce wśród najbogatszych Holendrów. Stało się jasne, że skradzione przez niego dzieła sztuki nigdy nie zostaną rewindykowane. Rodziny prawowitych właścicieli, czy to Polaków, czy Żydów, nie mogły liczyć na zwrot.

Tymczasem w Polsce poszukiwania „Chrztu” trwały. Na ślad Mentena wpadła Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Jej przedstawiciele podejrzewali, że zaginiony obraz Matejki trafił do luksusowej willi „kolekcjonera” w Blaricum pod Amsterdamem. Powiadomili o tym Mieczysława Głębockiego.

Były to jednak wyłącznie przypuszczenia. Mniej więcej w tym samym czasie willa Mentena z niewiadomych przyczyn spłonęła. Czy obraz krakowskiego mistrza Matejki rzeczywiście znajdował się w prywatnej galerii hitlerowskiego zbrodniarza? Czy ogień strawił “Chrzest Warneńczyka”? Pytania te długo pozostawały bez odpowiedzi.

Obrazek
Czy „Chrzest Warneńczyka” spłonął w willi Mentena?

Przełom w poszukiwaniach tajemniczego obrazu nastąpił w 2008 roku. O tym, jak do niego doszło, opowiada w powieści “444” Maciej Siembieda. W 170. rocznicę urodzin “Sienkiewicza pędzla” Muzeum Mazowieckie w Płocku otworzyło wystawę fotograficzną inspirowaną twórczością Matejki. Oprócz licznych prac konkursowych znalazły się na niej również trzy obrazy Matejki: “Ociemniały Wit Stwosz z wnuczką”, “Przyjęcie Żydów” oraz… “Chrzest Władysława Warneńczyka 18. II. 1425.” Wszystkie pochodziły ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie!

Dlaczego zaginiony obraz nie doczekał się fety po powrocie w rodzinne strony? Czemu będące w “dobrej kondycji” płótno nie jest wystawiane na stałe w gmachu Muzeum Narodowego w Warszawie? Dyrekcja Muzeum tłumaczy się pokrętnie życzeniem ofiarodawcy, którego godności nie zamierza ujawnić. Wiemy jedynie, że tajemniczy ofiarodawca w przeddzień dostarczenia Muzeum dokumentów poświadczających własność obrazu zmarł. Nie należał też do rodziny Głębockich, co właściwie wyklucza go z grona prawowitych właścicieli najbardziej tajemniczego dzieła Matejki…

Sporo tu zagadek.

Bibliografia:
1.AP, Pieter Menten Dies; Nazi War Criminal Was Collector of Art, „The New York Times” 16.11.1987.
2.Maciej Siembieda, 444, Wielka Litera 2017.
3.Maciej Siembieda, Zaginiony obraz Matejki, „Opole”01.1983.
4.Maciej Siembieda, Menten i Stieglitz. Ciąg dalszy historii zaginionego obrazu Matejki, „Opole” 05.1983.

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/ ... -obrazu/#4
1 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » wtorek 23 sty 2018, 20:22

Janusz, pod tym artykułem jest też komentarz pewnego Piotra 8-)
Piotr trochę nam wyjaśnia.
Matejko nie malował Hołdu Pruskiego w domu przy ul. Floriańskiej, bo gdzie by go tam zmieścił? Obraz o wymiarach 388 X 785 cm. Wszystkie te obrazy wielkoformatowe malował w pracowni w Szkole Sztuk Pięknych (obecna Akademia Sztuk Pięknych im, Jana Matejki w Krakowie) to w tej pracowni przesiadywał, co dziennie od rana do zmroku malował. A z pracowni w domu przy ul Floriańskiej korzystał bardzo rzadko. Sam obraz „Chrzest Władysława Warneńczyka” też nie był namalowany w domu przy ul. Floriańskiej, ale w Krzesławicach w wiejskiej posiadłości Matejki. Kolejną kwestią jest nieznajomość życia i twórczości Matejki gdyż autor twierdzi, że Matejko nie malował pod zamówienia i że Chrzest Warneńczyka jest wyjątkiem. Otóż guzik prawda, bo przyjmował zamówienia na portrety od arystokracji jest wiele obrazów historycznych min, takie jak „Piotr Włost Dunin Sprowadza Cystersów do Polski” zamówiony przez Hr. Bunin Borkowskiego ze Lwowa czy obraz „Księżna Zofia Szczecińska w obozie Kazimierza Jagiellończyka” (obraz zaginiony), „Zamoyski pod Byczyną” 315 x 191 cm, (też obraz zaginiony spłonął w Warszawie w pałacu Zamoyskich w 1944 roku) a zamówiony przez hr., Jana Zamoyskiego, kolejny obraz wykonany na zamówienie Heliodora Czetwertyńskiego „Wjazd Chrobrego Kijowa” następny „Bohdan Chmielnicki i Tuhaj – Bej pod Lwowem” namalowany na zamówienie Ludwika Temlera za Warszawy następny „Założenie Akademii Lubrańskiego w Poznaniu” kolejny to „Śmierć Zygmunta Augusta w Knyszynie ” zamówiony przez Huberta Krasińskiego następny to „Kościuszko pod Racławicami” zamówiony i zakupiony ze składek publicznych namalowany, jako rekompensata za darowanie do „Watykanu Sobieskiego pod Wiedniem” itd. Nawet, jeżeli nie robił czegoś na zamówienie to i tak na pniu to sprzedawał, bo z samej pensji, jako dyrektor Szkoły Sztuk Pięknych by nie przeżył tym bardziej, że wydatki domowe rocznie wynosiły do 20 tys. a żona lubiła drogą biżuterię i lubiła się pokazywać.
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/ ... go-obrazu/
1 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » wtorek 23 sty 2018, 20:55

Dziękuję św Anno. 8-) Znam tego Piotra, to On wprowadził mnie w powyższe tajemnice Matejki. ;)
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » wtorek 23 sty 2018, 21:52

:D
Janusz, wystarczyło, że rzuciłam okiem na nick autora tego komentarza, i obszerność wywodu, i pomyślałam o Piterze 8-)
Gdy przeczytałam - tym bardziej o nim pomyślałam.

I domyśliłam się, że to o nim kiedyś pisałeś ;)

Pozdrawiamy wielce utalentowanego Pitera !!
0 x



Piter1974
x 129

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: Piter1974 » środa 24 sty 2018, 20:45

Dziękuję :P i również pozdrawiam. :)
0 x



Piter1974
x 129

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: Piter1974 » środa 24 sty 2018, 22:25

Poniżej podaję osoby, które są namalowane przez Matejkę na obrazie "Chrzest Władysława Warneńczyka" których autor książki nie wymienia twierdząc, że jest brak jakiejkolwiek informacji na ten temat co jest nie prawdą, bo taką informację podaje w swojej książce biograficznej o Matejce jego przyjaciel i sekretarz Marian Gorzkowski - "Jan Matejko Epoka od r. 1861 do końca życia artysty z dziennika prowadzonego w ciągu lat siedemnastu". Dla mnie nie ma tam nic szczególnego to zwykły obraz przedstawiający wydarzenie z życia rodziny królewskiej ukazującego przodka rodziny Głębockich, który brał udział w wydarzeniu i jest ukazany, jako prowadzący orszak kanonik gnieźnieński Mikołaj Głębocki trzymając małego Króla na rękach w rzeczywistości Władysław Warneńczyk miał 7 lat. Autor opowiada bzdury, że Matejko odstąpił od zasad i tylko na tym obrazie sportretował osoby z żywego modela czyli członków rodziny Głębockich otóż jest to wierutna bzdura, bo każda twarz malowana przez Matejkę na obrazach była malowana z żywego modela których to modeli sam szukał i dobierał. Mogę wymienić osoby z imienia i nazwiska które pozowały Matejce na innych obrazach.

Chrzest Władysława Warneńczyka na zamku krakowskim; obraz malowany w Krzesławicach, a skończony w sierpniu (113 x 165 cm). Osoby: Mikołaj Doliwa z Głęboćca Głębocki, archidiakon poznański; Zbigniew Oleśnicki, biskup; król Władysław Jagiełło; królowa Zofia, księżniczka ruska; Elżbieta, córka Jagiełły, z drugiej żony Anny; księżna mazowiecka z dworem; posłowie Witolda; Zygmunt Korybutowicz z otoczeniem; Zawisza Czarny, Sulimczyk; Domarat z Kobylan; Wojciech Jastrzębiec, arcybiskup gnieźnieński; Paweł, biskup poznański; Zbigniew z Brzezia, marszałek wielki koronny; posłowie Pawła Russdorfa, wielkiego mistrza krzyżackiego; poseł księcia mediolańskiego Filipa Marii; poseł francuski; Foscari, doża wenecki; poseł Klemens, biskup jawrejski, który z Węgier od króla Zygmunta był przysłany. Obraz ten malowany na zamówienie Jana Kan-tego Głębockiego w Laszkach, był wystawiony w Krakowie i Warszawie na cel dobroczynny.
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » czwartek 25 sty 2018, 15:20

Dzięki Piter :D
Po przeczytaniu Twojego komentarza, pomyślałam, że tę książkę napisała niewłaściwa osoba. Później przyszła jednak myśl, że Ty już upamiętniasz Matejkę - pędzlem (a czasem i pędzlem i piórem).

"Dla mnie nie ma tam nic szczególnego to zwykły obraz przedstawiający wydarzenie z życia rodziny królewskiej..." koleje losu jednak niezwykłe ;)
choć z drugiej strony, ten los podzieliło mnóstwo innych, zrabowanych nam dzieł sztuki.
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » piątek 26 sty 2018, 00:54

Jednak jest obraz Matejki, który ma w sobie ukryte symbole tajemne. :D

Tym obrazem jest „Piotr Włost Dunin Sprowadza Cystersów do Polski” zamówiony przez Hr. Dunin Borkowskiego ze Lwowa. Namalowany został w 1888r, a ogółowi ukazany dopiero w roku 1946...do tego czasu przebywał w zbiorach prywatnych rodziny Duninów.

Obrazek

Obrazek
Główny bohater dzieła, Piotr na tronie opartym na sfinksach.

Obrazek
Sfinks to symbol tajemnicy. Jest największą rzeźbą starożytnego Egiptu i ukrytą w nim wiedzą jego kapłanów.

Oczywiście na tym właśnie, obrazie Jana Matejki, jest więcej ciekawostek tego rodzaju, choćby ukazany w samym rogu dzieła, rycerz templariusz opiekujący się wędrowcem, pielgrzymem. Jak to mówią historia kołem się toczy. Sam mistrz jak wiemy, tworzył to dzieło na zamówienie, ale jego przekaz dotyczący tego, co chciał nam wyjaśnić na temat tego obrazu, zaginął na przestrzeni wieków. Na pewno sfinks i templariusz, dają dużo do myślenia współczesnym poszukiwaczom tajemnic. Może koło fortuny zaprowadzi kogoś, do ukrytych skarbów i bogactw. ;)

Obrazek
0 x



Piter1974
x 129

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: Piter1974 » piątek 26 sty 2018, 21:04

Jedyny wyjątek w twórczości Matejki, bo Chrzest Warneńczyka nie zdradza w sobie takiej symboliki. ;)
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » sobota 03 lut 2018, 23:25

Na luzie - wokół polityki :D

Witold Wojtkiewicz Marionetki
Obrazek
1907 olej, płótno, Muzeum Narodowe w Warszawie

z cyklu "Obłęd" mamy też i Cyrk wariatów, jest też: Cyrk - Przed teatrzykiem.
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » czwartek 08 lut 2018, 23:07

OKUP ZA MATEJKĘ
24 listopada 2000 - GAZETA WYBORCZA

Obrazek

Sale na drugim piętrze Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Układ eksponatów i pomieszczeń jest już zmieniony, ale okna są wciąż te same. Przez jedno z nich, w rogu budynku, wychodzące na Wzgórze Polskie, wyniesiono 13 obrazów Matejki, Gierymskiego, Juliusza Kossaka i innych malarzy. Dziś ekspozycji strzeże objęty tajemnicą system zabezpieczeń. Kiedyś jedynym zabezpieczeniem pozostawały zamknięte drzwi i okna. Było to w czasach, kiedy nie istniał jeszcze most Pokoju, a Muzeum Narodowe nazywało się Śląskie.

Obrazek

Jak dostał się złodziej?
5 marca 1957 roku. Pracownica muzeum Maria W. j ak zwykle przy szła do pracy pierwsza. Wraz z innymi pracownikami komisyjnie otworzyła drzwi do sal na drugim piętrze. Oczom muzealników ukazał się przerażający widok. Po niektórych obrazach pozostały tylko puste miejsca, po innych jedynie ramy. Kilka pustych ram stało też pod uchylonym oknem.

-Niema! Ukradli! Złodzieje! Wezwać milicję! - wołali na przemian. Po kamiennych schodach rozległ się tupot nóg. Coś takiego jeszcze się nie wydarzyło, chociaż dzieła nie były specjalnie chronione. Poprzedniego dnia, w poniedziałek, muzeum było nieczynne, dwa dni wcześniej wszystkie obrazy wisiały na swoich miejscach.
Jak ustalono, zginęły eksponaty z czterech sal. Największy z obrazów miał wymiary 100 x 80 cm. Ich wartość rynkową oszacowano łącznie na 535 tysięcy ówczesnych złotych, choć wartość muzealna była znacznie wyższa. Czy sprawca znał ich wartość? Ale dlaczego zostawił inne, cenniejsze, choć mniejsze obrazy? Zamki w drzwiach były nienaruszone. Czy złodziej ukrył się na sali przed jej zamknięciem, czy też przyszedł z zewnątrz? A jeśli prawdziwa jest druga wersja, to czy współpracował z nim ktoś z pracowników, który celowo nie domknął okna? I jak sprawca dostał się na drugie piętro?
Odpowiedzi na te pytania nie dało nawet badanie muru przy otwartym oknie, obok którego przebiegała instalacja odgromowa, oraz badanie gzymsu pod oknem. Ślady wskazywały jedynie, że obrazy opuszczane były za pomocą liny.

Obrazek

- Przechodziłem parkiem, zobaczyłem, że ze studzienki kanalizacyjnej coś wystaje. Zbliżyłem się, a to ramy od jakichś starych obrazów - zawiadomił milicję pewien spacerowicz.

Wkrótce do dyrektora muzeum zadzwonił nieznany mężczyzna: - Mamy obrazy. Żądamy za nie pół miliona złotych - powiedział i wyłączył się. W połowie kwietnia 1957 roku list pisany szablonem technicznym otrzymała Rada Państwa. Ale podpisana tam nieznana organizacja K-44 żądała już dwóch milionów zł. Odpowiedź miała ukazać się na łamach warszawskiego „Expressu Wieczornego". Ukazała się. Władze przystały (pozornie) na propozycję i czekały na dalszy kontakt. Dwa tygodnie później do Rady Państwa przyszedł list polecony. W kopercie znajdował się kwit bagażowy z poznańskiego Dworca Głównego. Milicja pobrała z przechowalni jeden ze skradzionych obrazów - „Portret Jana Matejki" pędzla Stanisława Dębickiego.

Kolejny list, pisany już na maszynie, nadszedł do Muzeum Śląskiego 10 maja 1957 r. Złodzieje konsekwentnie żądali dwóch milionów zł. Tym razem odpowiedź miała się ukazać na łamach wrocławskiego „Słowa Polskiego". Muzeum odpisało, że jest to dla niego kwota zbyt duża, może dać mniej.
Korespondencja trwała. Złodzieje ograniczyli żądania do miliona złotych, nie podając jednak sposobu ich przekazania. Muzeum - że może dać tylko 700 tysięcy zł. Potem kontakt się urwał. Na parę lat.

Jak zdobyć pieniądze?
Rok 1956. W jednym z mieszkań na wrocławskim Biskupinie grupa szkolnych kolegów w wieku 17-18 lat założyła nieformalny Klub Czerwonych Koszul, bo takie flanele wówczas nosili. We wszystkim starali się naśladować dorosłych, nawet zaproszenia na zebrania pisali na kartkach. Podczas spotkań dzielili się... marzeniami. - Ech. Haiti, pojechać pod palmy. - Pływać po oceanach.
- Chciałbym świat opłynąć na tratwie. Albo chociaż po Bałtyku, do Szwecji, albo Danii - wzdychali. - Tylko skąd
wziąć pieniądze? - Na razie możemy pożyczać sobie książki o podróżach. Kiedyś może uda się zdobyć pieniądze.
Pomysł ich zdobycia podsunęła powieść „Czarna pani", drukowana w odcinkach w „Słowie Polskim".

- Odwiedził mnie kiedyś mój kolega, Jurek J. ps. „Hiszpan", taki narwany- opowiada nam Jakub L., który marzy o opłynięciu świata na tratwie, a skonczył na sześciu latach w więzieniu. - Zapytał moją kuzynkę Magdę F., plastyczkę, mieszkającą obecnie w RPA, czy w muzeum są jakieś cenne obrazy. Powiedziała, że na przykład jest taki duży Jana Matejki „Śluby Jana Kazimierza". Na co Jurek: „Takiego dużego nie damy rady wynieść". Powiedziała, że nie chce o tym słyszeć, i trzasnęła drzwiami. Już po kradzieży w rodzinie się rozeszło, że u Jakuba był taki kolega i że Jakub może coś na ten temat wiedzieć W końcu dotarło to do milicji.

- Kradzież? Nie, nic o tym nie wiem. To znaczy, czytałem tylko w gazetach - przekonywał.
Było to o tyle wiarygodne, że Jakub L. miał zaledwie 19 lat i nie uchodził za zdolnego do takiego przestępstwa. Zakładano raczej, że kradzieży dokonała wyspecjalizowana szajka, która wcześniej okradła muzea w Szczecinie i Poznaniu. 7 czerwca 1957 roku postępowanie umorzono.

Co zrobić z obrazami?
18 sierpnia 1959 roku Prokuratura Generalna opublikowała apel o wskazanie sprawców kradzieży obrazów lub o wskazanie miejsca ich ukrycia. Wyznaczono „nagrodę w wysokości stu tysięcy złotych.
Była to niemal równowartość willi. Trzy dni później do dyrektora muzeum zgłosiła się jedna z pracownic. - Mój daleki krewny Jakub L. ma jakieś wiadomości o tych obrazach. Wiem to od innych moich krewnych.
25 sierpnia 1959 r. Jakub L. został aresztowany. Nie przyznawał się jednak do kradzieży. - W zoo spotkałem Jurka J. ps., Hiszpan", z którym poznałem się na kursie doskonalenia rzemiosła. Obydwóch nas wyrzucili. Chcieliśmy razem jechać na wycieczkę zagraniczną - opowiadał aresztowany. To „Hiszpan" wyniósł te obrazy. Mówił, że widział w rogu ten obraz Matejki, ale był za duży; uznał, że nie da się go wynieść pod pachą, więc zostawił.

- W śledztwie wyszło, że trzecim sprawcą był Mirosław K. - wspomina prowadzący wówczas śledztwo Konrad Kogut. - Wyjechał jednak do Danii. Na krótko wrócił nawet do kraju, w hotelu Odra miał się spotkać z Jakubem L., żeby omówić wywiezienie obrazów do Danii, gdzie szukał kupca. Do spotkania jednak nie doszło. Uważam, że wcześniejsze żądania okupu były tylko dla odwrócenia uwagi, a naprawdę od początku chcieli je wywieźć.
Uznano wtedy, że sprawa jest wagi międzynarodowej, więc sprawę przejęła Służba Bezpieczeństwa, milicja wykonywała jedynie czynności pomocnicze.

- Jeśli pan się przyzna i zwróci obrazy, może liczyć Pan na szczególne złagodzenie kary - obiecywali funkcjonariusze. Była obawa, że niewłaściwie przechowywane płótna mogą się zniszczyć i na tym etapie bardziej chodziło o ich odzyskanie niż ukaranie złodziei.
-,,Hiszpan" wynajął jakiegoś swojego kolegę o imieniu Mietek.,z czamym samochodem. Nie znam marki ani numeru rejestracyjnego. Po kradzieży obaj pojechali. Nie wiem, dokąd - utrzymywał aresztowany.
Najprościej było zatem zapytać Jerzego J. Niestety, to akurat przekraczało możliwości milicji, prokuratury, a nawet Służby Bezpieczeństwa.

Tajemnicze zabójstwo?

30 maja 1958 roku, a więc ponad rok przed zatrzymaniem Jakuba L, Jerzy J. trafił do szpitala z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Cztery dni później zmarł w tajemniczych i niewyjaśnionych do dziś okolicznościach.
- W karcie choroby napisano, że choremu podano dwie szklanki płynu. Tylko nie udało się ustalić, kto podał, a nawet, kto dokonał tego wpisu - opowiada ówczesny prokurator Kogut (zawód zmienił po 1964 roku).
Kto go odwiedził - nie wiadomo. Jeśli rzeczywiście zaplanował zabójstwo, musiał wiedzieć, że w tym stanie chorego, szklanka płynu stanowi dawkę śmiertelną. Nie był to na pewno Jakub L., który odsiadywał wtedy wyrok ośmiu miesięcy więzienia za udział w pewnej awanturze. Przeprowadzono ekshumację i sekcję zwłok. Śladów trucizny w organizmie nie znaleziono, ale ekspert prof. Bolesław Popielski zapewniał, że w takim przypadku trucizna nie była potrzebna. Tuż po operacji wystarczyło wypić szklankę wody. Oto co w sądzie zeznała żona Jerzego J„ Anna; zresztą małżeństwem byli zaledwie od niespełna roku: - Jestem pielęgniarką. Chciałam doglądać męża, ale lekarze nie pozwolili. Twierdzili, że po operacji zaszkodziła mu herbata wypita od innego pacjenta. Ale też ktoś mi mówił, że w przeddzień śmierci odwiedziło go jakichś trzech mężczyzn.

Gdzie ukryty był łup?

- Jakub L. miał awersję do milicji. Pewnego dnia już nawet zgodził się ujawnić, gdzie są obrazy, ale zastrzegł, że nie życzy sobie triumfalnych artykułów o sukcesie wrocławskiej milicji - opowiada prokurator Kogut. - Ja byłem wówczas młodym prokuratorem, nie mogłem składać takich obietnic.
Zagwarantował mu to sam (nieżyjący już) szef wojewódzkiej prokuratury. Pojechali więc cywilnymi samochodami, kilkoma czarnymi limuzynami: prowadzący śledztwo, szef prokuratury, szef Komendy Wojewódzkiej MO i szef SB.

Obrazek

Jakub L. zaprowadził ich do zabytkowego drewnianego kościółka w parku Szczytnickim. Zrolowane obrazy znajdowały się na piętrze, z tyłu za ołtarzem, ukryte w podwójnym stropie. Obok tego kościółka chodziłem na spacery z psem - kontynuuje prokurator. Do głowy by mi nie przyszło, że ukryte są tam te obrazy. Musieli znać ten schowek. Prosty, wystarczyło podnieść deskę w podłodze. Płótna przetrwały bez większych uszkodzeń.
Niestety, następnego dnia w prasie ukazały się artykuły z dużymi tytułami o wielkim sukcesie wrocławskiej milicji. Oszukany Jakub L. przestał być rozmowny.

Obrazek

Milicja ustaliła jednak, z kim się kolegował, możliwe było bowiem, że w przestępstwie uczestniczyli też inni członkowie młodzieńczego Klubu Czerwonych Koszul. Przesłuchiwano ich jako świadków, ale z braku dowodów sprawę przeciwko nim umorzono.
W końcu sąd uznał w wyroku, że do muzeum włamali się Jerzy J. („Hiszpan") oraz Mirosław K. Dopuścił też wersję, że ten ostatni ukrył się gdzieś przed zamknięciem sal i nocą otworzył okno. Jakubowi L. Sąd przypisał, że to on odbierał obrazy pod oknem muzeum i 11 listopada 1960 r. skazał go na siedem lat więzienia oraz na pięć lat pozbawienia praw publicznych. Sąd Najwyższy odrzucił jego rewizję i utrzymał wyrok w mocy.

Jak złamać opornych?

A jednak w grudniu 1966 roku, czyli prawie dziesięć lat po przestępstwie, a sześć lat po skazaniu Jakuba L., milicja otrzymała sygnał, że w przestępstwie uczestniczyli także inni członkowie Klubu Czerwonych Koszul. Śledztwo zostało wznowione. Pętla wokół pozostałych członków, a byli to już 28-29-letni mężczyźni, zaczęła się zaciskać. Konsekwentnie nie przyznawali się do udziału w kradzieży, ale niektórzy zaczynali się już gubić. Szczególnie gdy milicja blefowała, że koledzy właśnie sypnęli...

- Składałem przysięgę przed Jakubem L. i Markiem D. w K-44, tak się później nazywaliśmy - opowiadał jeden z członków klubu. - Było to w domu u Jakuba L. Mówili o kradzieży i zdobyciu za okup pieniędzy na podróże. Wycofałem się z tego. Domyślałem się, że to oni skradli obrazy. Jakub L. przyniósł mi maszynę do pisania, żebym ją przechował. To na niej mogli pisać listy o okup. Sprzedałem ją za 250 zł. Gdy chciał ją z powrotem, powiedziałem, że rozbiłem i wyrzuciłem.

Pańscy koledzy Feliks R. i Marek D. już się przyznali. Opowiedzieli też o pańskim udziale - pewnego dnia milicjanci zaczęli w ten sposób rozmowę z Romanem N. Również blefowali. – Wie pan, w śledztwie można siedzieć latami. A poza tym od pańskiego przyznania się zależy, czy sąd zmniejszy panu wyrok. - Jakub L. dawał mi do zrozumienia, że na mnie liczy - zeznawał Roman N. - Mówił, że nie mogę się z tego wycofać, bo zawisnę szybciej niż oni.

Kto otworzył okno?

W sądzie wszyscy jednak odwołali swoje zeznania i konsekwentnie nie przyznawali się do winy. Milicjanci przeprowadzili eksperyment, żeby sprawdzić, czy po instalacji odgromowej można dostać się do środka, nie zostawiając śladów. Stwierdzili, że młodzi, wysportowani ludzie mogli tego dokonać. To ich pogrążyło. W ostatnim słowie oskarżeni prosili o uniewinnienie. Choć przebiegu kradzieży sąd nadal nie potrafił wyjaśnić, nie przychylił się jednak do ich prośby. 26 czerwca 1968 skazał Marka D. na pięć lat pozbawienia wolności, Feliksa R. na cztery lata, a Zbigniewa K. i Romana N. na trzy lata więzienia.

Tym razem sąd przyjął taką wersję zdarzeń: 3 marca 1957 r. około północy cała piątka (czterej oskarżeni i skazany osiem lat wcześniej Jakub L.) przyjechała pod muzeum. Roman N. i Feliks R. wciągnęli się po lince odgromowej i weszli przez otwarte okno (kto i kiedy je otworzył - nie ustalono) do sali na drugim piętrze. Obrazy spuszczali na sznurze. Te, które były w ramach, rozbierali pod oknem Marek D. oraz Jakub L. i zawijali w papier.
Marek D., Jakub L. i Roman N. wrócili do domu taksówką z placu Grunwaldzkiego, Feliks R., który mieszkał w centrum poszedł pieszo, Zbigniew K. pojechał na Biskupin tramwajem. Początkowo ukryli obrazy w szopie jednego z nich na Bartoszowicach, potem przenieśli je do drewnianego kościółka w parku Szczytnickim. Do Poznania z obrazem Dębickiego pojechali Jakub L. i Zbigniew K.

Kogo uznali za szefa?

Znamienne było tu uzasadnienie Sądu Wojewódzkiego dotyczące Marka D. Był on szczególnie ciekawą postacią, ponieważ zajmował się pracą literacką, publikował opowiadania, wydał dwie książki , Otrzymał nagrodę jednego z wydawnictw „za twórczość podejmującą przemiany świadomości młodego człowieka w Polsce Ludowej i jego zaangażowanie w życie spoleczne kraju".
Wstawiło się za nim środowisko literackie, podkreślano, że ma on oryginalny i nieprzeciętny talent. Jednak tym razem docenienie owego talentu bardzo mu zaszkodziło. Sąd uznał bowiem, że pozostali oskarżeni nie mogli popełnić tego przestępstwa bez udziału Marka D., ponieważ przewyższał ich poziomem intelektualnym, zmysłem organizacyjnym i umiał pisać na maszynie, a właściwości te były potrzebne do popełnienia kradzieży w taki sposób. Uznał, że tylko tak inteligentny człowiek mógł być mózgiem grupy.

Podczas rewizji wyroku skazany uzasadniał, że ustalenie sądu jest dowolne i nietrafne, bo ludzie prości również mogą mieć dobrze rozwinięty zmysł organizacyjny. Niestety, Sąd Najwyższy był innego zdania i utrzymał wyrok w mocy. Podobnie potraktował rewizję pozostałych skazanych. W czerwcu 1970 r. Marek D. wystąpił o darowanie kary. Poparł go Związek Literatów Polskich, pismo podpisał wrocławski pisarz Henryk Worcell. Podkreślano, że Marek D. popełnił przestępstwo, gdy miał lat 18, a wyrok otrzymał, gdy był już dojrzałym, 28-letnim mężczyzną. Dalsze prace pisarskie byłyby najlepszym wyrazem rehabilitacji. Pół roku później Rada Państwa darowała pisarzowi resztę kary.

Czego nie ujawnił milicji?

Odnalezienie Jakuba L, który mógłby nam najwięcej o tej kradzieży powiedzieć, nie było łatwe. W latach 60. wyjechał z Wrocławia do jednej z wiosek koło Jeleniej Góry. Ale wrócił, mieszka w centrum Wrocławia. Jest schorowany; jak twierdzi, przysłużyło mu się śledztwo i późniejsze więzienie. - SB miało swoje metody: wbijali mi końską strzykawę, wstrzykiwali mi jakiś płyn. że mi nogi drętwiały. A kiedy ogłosiłem głodówkę, wlewali mi na silę wiaderko zupy. Po dziewięciu dniach głodówki taka ilość! Mam przez to zerwanie mięśnia brzucha i rozdęcie błony brzusznej.

- Umówmy się, o ewentualnym udziale kolegów, z którymi tworzyłem klub K-44, mówić nie będę. Nie zdradziłem ich w śledztwie, nie powiem i teraz - zastrzegł od razu. - Na początku marca 1957 roku spotkałem się z chłopakami w barze Oaza na Biskupinie, a oni mi mówią, że wynieśli pięć obrazów Matejki i mogliby zabrać więcej, tylko nie mają transportu. Zażartowałem, że potrzebowaliby ciężarówki. Następnej nocy znów tam poszli i wynieśli jeszcze osiem obrazów. Były więc dwie kradzieże w ciągu dwóch nocy, o czym nikt do dzisiaj nie wie.

- Jak dostali się do wnętrza?
- Chodzili tam jako zwiedzający. Przed końcem zwiedzania któryś otworzył okno, potem niby zamknął, a w rzeczywistości przymknął z przekręconą klamką.
- Co potem?
- Jak powiedzieli mi, że obrazy schowali w stodole u jednego z nich na Bartoszowicach, to się zdenerwowałem, że zrobili tak głupio, i wskazałem kościółek, który dobrze znałem. Po kradzieży, jak zrobił się szum, trochę spanikowali, nie wiedzieli, co z tym zrobić. Poradziłem, żeby napisać list do Rady Państwa z żądaniem okupu. Z jednym z kolegów pojechałem do Poznania, gdzie zostawiliśmy na dworcu obraz Dębickiego. W końcu napisaliśmy list z propozycją, żeby cały okup przekazali Muzeum Śląskiemu na rzecz zabezpieczenia ekspozycji. Żądaliśmy już tylko, żeby naszą propozycję wydrukował „Express Wieczorny". Nie wydrukowali.

Jakub L. zapala papierosa. - Nie wydałem kolegów, składaliśmy przysięgę, że będziemy sobie bliżsi niż bracia. Taka tam młodzieńcza przysięga, ale czułem się nią związany. Miejsce ukrycia obrazów ujawniłem z dwóch powodów: szkoda mi było, żeby się zniszczyły, a poza tym jeden z naszych kolegów został w Warszawie milicjantem i jak ogłosili nagrodę stu tysięcy złotych, to bałem się, że zakapuje. Gdy wskazałem obrazy, nagroda upadła, więc nie miał interesu kapować. Ale podobno to on kilka lat później wydał chłopaków, żeby dostać jeszcze jedną gwiazdkę.

- Nie wiedziałem, czy obrazy nadal tam są - kontynuuje Jakub L. - Nie ukrywałem ich z chłopakami, wskazałem tylko to miejsce w kościółku. Potem zwaliłem wszystko na Jurka J., bo jemu to już nie mogło zaszkodzić, od roku nie żył. Niesłusznie przypisali mi jednak udział w kradzieży, dlatego dostałem siedem lat. Myślałem o rewizji nadzwyczajnej, ale za PRL-u to było nierealne, a potem trzeba było mieć pieniądze. A tu nawet piec zimny, bo nie mam na opał, chociaż pracuję. Rewizja byłaby trudna z jeszcze jednego powodu - mówię. - Po powodzi w 1997 roku, gdy zalało archiwa sądu, z akt zachowały się już tylko szczątki.

Czy przysięga wciąż wiąże?

- Żadnego ze skazanych w drugim procesie nie udało się namówić na dłuższą rozmowę. Są statecznymi ojcami rodzin, dziadkami.
- Pisarz Marek D.: - Znam wasz cykl „Akta W". Chciałbym panu pomóc, ale nie mogę. Nie chcę do tego wracać. Powiem tylko, że moja rola była inna, niż przedstawiono to w sądzie. Ale milczenie zachowam już do końca.
- Jeśli prawdą jest, co mówił mi Jakub L., Markowi D. rzeczywiście nie można było zarzucić kierowania grupą.
Wrócił pan do pracy pisarskiej?
- W latach 80. napisałem jeszcze jedną książkę.

Feliks R.: - Jestem po wylewie i ciężko mi mówić. Od Zbigniewa K. też niczego się pan nie dowie, bo też jest po wylewie.
- Zapytam krótko: czy ustalenia sądu były trafne?
- Nie! Nie! Jestem niewinny!

Roman N.: - Nie chcę do tego wracać.- A czy udało się panu chociaż pojechać w tę wymarzoną podróż?
- Niestety, nie. Moim marzeniem było Haiti.

MARIAN MACIEJEWSKI
Imiona oskarżonych zostały zmienione
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » sobota 10 lut 2018, 23:44

Tajemnica obrazów Aleksandra Gryglewskiego
Obrazek -„Górnictwo w sztuce, sztuka w górnictwie”

Na wystawie znajdują się dwa obrazy olejne Aleksandra Gryglewskiego, przedstawiające pogrążone w mroku wnętrza komór i pracujących górników. Ciekawa jest historia związana z powstaniem tych prac. Aleksander Gryglewski związany był z dwoma warszawskimi czasopismami: „Kłosy” i „Tygodnik Ilustrowany”. W 1868 r., kiedy w Galicji rozeszła się wieść o niebezpiecznym wycieku słodkiej wody w kopalni wielickiej, który zagroził istnieniu nie tylko kopalni ale także części miasta, artysta został wysłany do Wieliczki, aby na miejscu wykonał rysunki do grafik ilustrujących artykuł o tym tragicznym wydarzeniu. Jego szkice zachowały się do dzisiaj: część z nich znajduje się w zbiorach wielickiego muzeum, reszta – w Muzeum Narodowym w Warszawie. W obu czasopismach ukazały się obszerne artykuły relacjonujące „katastrofalny” wypływ wody w poprzeczni Kloski ilustrowany licznymi grafikami Aleksandra Gryglewskiego (także one znajdują się w zbiorach MŻKW). Wielicka kopalnia soli musiała wywrzeć na artyście duże wrażenie, skoro namalował także dwa obrazy olejne, może niepozorne, ale dotyczące jakże dramatycznych wydarzeń.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
0 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: janusz » sobota 10 lut 2018, 23:55

Z MALARSTWEM PRZEZ ŻYCIE - Sławomir Szerer - 07.02.2018 r.

https://www.youtube.com/watch?v=CEnrzZ_hskk

Opublikowany 7 lut 2018

Sławomir Szerer posiada duży zbiór prac artystycznych, tworzonych przez długie lata.
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » sobota 17 lut 2018, 13:23

Ferdynand Ruszczyc "Ziemia"

Obrazek
Ferdynand Ruszczyc, "Ziemia", 1898, olej na płótnie, 164 x 219 cm, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie, fot. MNW

"Ziemia" sprawia wrażenie dzieła dojrzałego mistrza. Nic bardziej mylnego. Powstały w 1898 roku obraz był nieomal debiutanckim płótnem zaledwie 28-letniego Ruszczyca.

Wielkoformatowa, przytłaczająca kompozycja charakteryzuje się monumentalizmem, który polega przede wszystkim na mistrzowskim operowaniu przestrzenią i doborze środków wyrazu. Rozmiary obrazu pozostają bowiem w jaskrawej sprzeczności z wyborem motywu i sposobem jego realizacji. Na płótnie nie ma nic poza ciemnym niebem zasnutym chmurami, polem i sumarycznie zaznaczonymi figurami wołów i oracza.

Dzieło było swoistym biletem wizytowym Ferdynanda Ruszczyca, dzięki któremu artysta niemal zaraz po debiucie znalazł się w czołówce młodej sztuki Petersburga (udział w wystawie "Miru Iskusstwa" w styczniu 1899 oraz w Wiosennej Wystawie petersburskiej Akademii wkrótce potem) i Warszawy (wystawa indywidualna w Zachęcie w grudniu tegoż roku). Co prawda Ruszczyc nie był już w obu stolicach Imperium malarzem anonimowym: dwa lata wcześniej jego "Wiosna" została zakupiona z wystawy dyplomowej petersburskiej Akademii przez Pawła Trietiakowa. To jednak "Ziemia" na dobre ugruntowała pozycję artysty, najmocniejszą chyba wśród wszystkich wykształconych w Rosji i ku jej symbolizmowi ciążących malarzy młodopolskiej Warszawy (jak Kazimierz Stabrowski, Edward Okuń czy Konrad Krzyżanowski). Uczyniła go także gwiazdą pierwszej wielkości w oczach warszawskiej krytyki: artystycznej, ale też - może nawet w większym stopniu - literackiej.

To ostatnie po części zaskakuje. Można zrozumieć żywe zainteresowanie pisarzy malarstwem młodopolskim, nierzadko przecież uważanym za "literackie" w sposobie operowania symbolem i anegdotą. Obraz Ruszczyca jednak, pozbawiony narracji i symbolicznych ozdobników, oddziałuje wyłącznie środkami malarskimi. A przecież mało które płótno młodopolskie było tak wielokrotnie interpretowane. Mało które też tak dobrze przyjmowano w różnorodnych kręgach.

Oba fakty mają to samo źródło. Sugestywność i pojemność interpretacyjna "Ziemi" sprawiły, że każdy widział w niej to, co chciał zobaczyć. I tak Stefan Popowski i Zenon Przesmycki odczytywali obraz jako alegorię ludzkiej egzystencji, Cezary Jellenta - jako opis niezmiennych praw natury, w kręgu naturalistów i pogrobowców pozytywizmu uznano go za pochwałę rolniczego trudu, Antoni Chołoniewski zobaczył w nim ilustrację mickiewiczowskiej wizji człowieka między ziemią i niebem, Leopold Staff (w wierszu "Orka") odczytał w duchu nietzscheańskiego "triumfu woli", Henryk Piątkowski - w duchu preegzystencjalistycznym, a Napoleon Rouba - chrześcijańskim. Najdalej posunął się, już w dwudziestoleciu międzywojennym, Mieczysław Limanowski (skądinąd zaprzyjaźniony z malarzem), który uznał "Ziemię" za obraz religijny, odwołujący się jednocześnie do zmartwychwstania Chrystusa i misteriów eleuzyjskich.

Jeszcze większy problem stanowiła - i stanowi po dziś dzień - forma obrazu, nie dającą się zaszufladkować w żadnym istniejącym nurcie. Według samego Ruszczyca (i części interpretatorów) forma dzieła nawiązywała do jego mistrzów, znakomitych pejzażystów Iwana Szyszkina i Archipa Kuindżiego. Ich sztuka miała jednak charakter spokojniejszy, bardziej kontemplacyjny, była bliższa naturalistycznemu odzwierciedleniu rzeczywistości. Obraz Ruszczyca zaś, choć zapoczątkowały go studia w plenerze nieopodal rodzinnego dworu, Bohdanowa na Litwie, jest z założenia wypowiedzią, w której to malarz starannie kształtuje sposób ukazania natury, nie zaś natura mu go podpowiada. Porównanie "Ziemi" z ukazującymi to samo wzgórze zdjęciami Jana Bułhaka przekonuje, jak dalece artysta przekształcił rzeczywistość. Dzięki użytemu sposobowi kadrowania niewielki pagórek znacznie zyskał na wysokości, żeby zaś zwiększyć efekt dramatyczny, malarz zmieścił w kadrze tylko niezadrzewioną, uprawną część wzgórza, w rzeczywistości stanowiąca jedynie niewielki jego wycinek.

Szukano korzeni obrazu Ruszczyca w niemieckiej romantycznej "religii natury", szukano też - także ze względu na matkę-Dunkę - pokrewieństwa z realizmem skandynawskim. Wydaje się jednak, że były to rozpaczliwe próby znalezienia formuły pozwalającej jakoś surowy monumentalizm dzieła określić. Zwykło się, nie bez racji, uważać "Ziemię" za obraz-manifest, trudniej jednak precyzyjnie ustalić, co miałby manifestować. Być może najwięcej racji ma Agnieszka Morawińska, łącząc obraz Ruszczyca z jego powrotem do rodzinnego Bohdanowa. Dla młodzieńca wychowanego w kosmopolitycznej rodzinie i wędrującego przez poprzednich kilkanaście lat życia z miasta do miasta, najpierw wraz rodziną, potem za naukami, była to wyjątkowo mocna decyzja odnalezienia swoich korzeni i określenia przynależności, tyleż regionalnej - litewskiej, co narodowej - polskiej. Dzieło stanowiłoby więc wyraz przywiązania do ziemi, rodzaj deklaracji "tutejszości".

Uderzająca jest analogiami między losami dwojga "cudownych dzieci" Młodej Polski, bodaj najniezwyklejszych talentów Warszawy i Krakowa tego czasu - Ferdynanda Ruszczyca i Wojciecha Weissa. Obaj niemal na starcie odnoszą natychmiastowy sukces (debiutują zresztą w tym samym 1897 roku), obaj błyskawicznie, w bardzo młodym wieku osiągają dojrzałość twórczą (Ruszczyc w wieku 28 lat, Weiss - zaledwie 23), obaj mają decydujący wpływ na klasę artystyczną i oblicze sztuki swojego środowiska, obaj wreszcie w szczytowym momencie kariery podejmują szokujące decyzje, rozłamujące ich życiorysy na dwie połówki. Weiss około 1906 roku porzuca całkowicie poetykę modernistyczną, świadomie powracając do (bardzo zresztą twórczo pojętej) stylistyki malarstwa salonowego, której pozostanie wierny przez następne lata. Ruszczyc w 1908 roku rezygnuje z malarstwa.

Po 1908 roku Ruszczyc z wielkim powodzeniem działał jako scenograf, projektant grafiki użytkowej, a przede wszystkim jako pedagog, profesor Uniwersytetu Wileńskiego. W latach międzywojennych był też jednym z najbardziej szanowanych obywateli miasta. Z kształtowania formy malarskiej przeniósł więc swoje zainteresowania na kształtowanie rzeczywistości, w drugim etapie swojego życia osiągając równie znakomite efekty. A jednak wyjątkowo niezwykła i oryginalna karta polskiego malarstwa, tak jak w przypadku Weissa, została przedwcześnie i bezpowrotnie zamknięta.

Autor: Konrad Niciński, marzec 2011
http://culture.pl/pl/dzielo/ferdynand-ruszczyc-ziemia
0 x



Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » poniedziałek 19 lut 2018, 23:33

Patryk Hardziej - Chciwość
Obrazek
0 x



Awatar użytkownika
songo70
Administrator
Posty: 16953
Rejestracja: czwartek 15 lis 2012, 11:11
Lokalizacja: Carlton
x 1086
x 544
Podziękował: 17173 razy
Otrzymał podziękowanie: 24248 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: songo70 » środa 21 lut 2018, 10:40

dama z kotem.jpg
dama z kotem.jpg (78.8 KiB) Przejrzano 12206 razy
0 x


"„Wolność to prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”. George Orwell. "
Prawdy nie da się wykasować

Awatar użytkownika
św.anna
Posty: 1451
Rejestracja: środa 24 sie 2016, 12:41
x 87
x 119
Podziękował: 2624 razy
Otrzymał podziękowanie: 3256 razy

Re: Tajemnice ukryte w obrazach.

Nieprzeczytany post autor: św.anna » środa 28 lut 2018, 23:37

Najpiękniejsze nokturny w malarstwie polskim

Nokturnem w malarstwie określa się scenę nocną, ujęcie pełne mroku, często ukazane w plenerze. Złośliwcy twierdzą, że są to obrazy, na których „nic nie widać”. Często ten rodzaj malarstwa publiczności nie przyciąga. Tak było kiedyś i tak wydaje się być teraz. My natomiast poniższym zestawieniem chcemy się temu przeciwstawić i dlatego opowiemy o naszych ulubionych nokturnach. Będzie noc ciemna, ale też powitania i pożegnania nocy.

Postępujemy według zasady: jeden malarz – jeden obraz. Dzieła zostały zaprezentowane alfabetycznie – od nazwiska artysty.

1. Józef Chełmoński Powitanie słońca – Żurawie (1910), olej, płótno, Muzeum Sztuki w Łodzi, Pałac Herbsta
Obrazek

Obrazów z tematem żurawi Chełmoński namalował cztery. Miedzy pierwszym (1870) a tym, o którym tu mowa, upłynęło lat czterdzieści. Mamy więc możliwość zaobserwowania przemiany twórczej artysty. To dzieło namalował cztery lata przed śmiercią. Pod koniec życia z obrazów artysty znikają ludzie. Jedynymi bohaterami jego pejzaży zaczynają stawać się wyłącznie dzikie zwierzęta. Ostatniego płótna z tymi ptakami, Żurawie w obłokach (1913-1914) nie zdążył już ukończyć. Osobiście uważam ten obraz za raczej najpiękniejszy w jego bardzo bogatym artystycznym dorobku.

2. Adam Chmielowski Ogród miłości (1876), olej, płótno, Muzeum Narodowe w Warszawie
Obrazek

Adam Chmielowski zanim został Bratem Albertem, a jeszcze później świętym Kościoła katolickiego, był malarzem. Tworząc Ogród miłości – jak czytamy w Przewodniku po Galerii Malarstwa Polskiego Muzeum Narodowego w Warszawie – „artysta nawiązał do wcześniejszych zauroczeń antykiem. W mrocznym ogrodzie, przy blasku księżyca i ognia ofiarnego odbywa się tajemniczy obrzęd składania na ołtarzu z napisem „hedone” (rozkosz) wieńców i przysiąg przez korowód zakochanych par. Jest w tym obrazie cienka granica między nastrojem marzycielskiego romantyka a głębią emocji symbolisty”. Wojciech Gerson napisał w 1891 roku o tym obrazie, że „czyni wrażenie bardziej podobne do wrażenia muzycznego niż plastycznego”.

3. Aleksander Gierymski Wieczór nad Sekwaną (1893), olej, płótno, Muzeum Narodowe w Krakowie.
Obrazek

Artysta stanął w Paryżu we wrześniu 1890 roku, po wcześniejszym pobycie w Monachium, gdzie wykonał kilka nokturnów. W tej światowej stolicy sztuki kontynuował dalej zainteresowania tym tematem. Z tego pobytu w Paryżu i stworzeniu tam na początku kilku nokturnów miejskich, dla nas wydaje się jednak w najwyższym stopniu interesującym monumentalny Wieczór nad Sekwaną. Do tego obrazu Gierymski przymierza się już od 1892 roku tworząc jego studium, niewielkie płótno olejem malowane, które znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wieczór nad Sekwaną jest – jak zauważył S. K. Stopczyk – „bez wątpienia najbardziej impresjonistycznym płótnem w całym dorobku malarza, najbardziej jawnie demonstrującym – zwłaszcza w rozległej partii wody – technikę dywizjonizmu”.

4. Maksymilian Gierymski Noc (1872-1873), olej, płótno, Muzeum Narodowe w Warszawie
Obrazek

Artysta mawiał, że na obrazie jak i na zegarze musi być widać godzinę. Przedstawiane dzieło nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, jaką porę artysta chciał ukazać. Jest to jeden z ostatnich obrazów w dorobku Maksa Gierymskiego. E. Micke-Broniarek, biografka malarza, tak pisze o tej kompozycji: „Efekt zatopionych w mroku postaci, powoli oddalających się od widza, doskonale odpowiada tajemniczej, nostalgicznej aurze tego obrazu. Jego nastrój określa przede wszystkim subtelna harmonia światła i cieni, którą w ciemności nocy tworzy blada poświata księżyca i rozjarzone blaskiem okna wiejskich chat, a także wyrafinowana gama barwna zróżnicowanych odcieni ciemnego błękitu, zszarzałej zieleni i brązu”.

5. Artur Grottger Modlitwa wieczorna rolnika (1865), olej, płótno, Muzeum Narodowe w Krakowie
Obrazek

Gdy płótno to zobaczyłem po raz pierwszy, to tak po prostu, po ludzku, wzruszyłem się. Widzę na nim przede wszystkim tradycyjną Polskość. Ten niewielkich w sumie rozmiarów obraz jest na wskroś patetyczny. Bije z niego rodzima, od wieków pielęgnowana przez naszych rodaków, a już szczególnie w okresie zaborów, religijność. „Dla pozbawionych państwowości Polaków patriotyzm stanowił swoistą religię narodową, której wyznawania wymagano od wszystkich warstw społecznych. Przedstawiony przez Grottgera religijny i pracowity, pełen powagi i godności bohater obrazu symbolizuje ideał polskiego ludu” – czytamy na stronie internetowej krakowskiego muzeum. Teraz zapewne widzimy to inaczej, ale jak spojrzymy na rok powstania kompozycji, to…

6. Ludwik de Laveaux Paryż w nocy (1892-1893), olej, płótno, Muzeum Sztuki w Łodzi, Pałac Herbsta
Obrazek

„De Laveaux zmarł w Paryżu na suchoty, w wieku, w którym wielu zaledwie pierwsze bojaźliwe stawia kroki w dziedzinie, która dla niego tajników nie miała” – pisał krytyk współczesny artyście. Rodowity Polak, choć o francuskim nazwisku i francuskich praprzodkach, był uczniem Jana Matejki i przyjacielem Stanisława Wyspiańskiego. W Weselu nasz wybitny dramaturg, uwiecznił go pod postacią „Widma”. Po opuszczeniu kraju udał się do Francji by rozwijać swój talent i dalej tworzyć. Często już po zmroku. Podobno śmiano się z niego, gdy codziennie w nocy szkicował paryskie latarnie. Ale on nie zważał na nic, uparcie robił swoje. Wilgotne noce miasta nad Sekwaną odebrały mu zdrowie. Odebrały mu także i życie w wieku niespełna 26 lat. Paryż w nocy to ukazanie zwykłej ulicy, sceny z wielkiej metropolii oświetlonej gazowymi latarniami, gdzie roztańczone światło rozjaśnia te szczegóły, których za dnia możemy nie dostrzec. Tutaj, jak i w innych jego paryskich nokturnach, widzimy samotność człowieka i tajemnicę otulonego nocą miasta.

7. Józef Pankiewicz Rynek Starego Miasta w Warszawie nocą (1892), olej, płótno, Muzeum Narodowe w Poznaniu
Obrazek

Uważany za pierwszego polskiego impresjonistę (wraz z Podkowińskim) artysta już w 1892 roku zaczął odchodzić od tego kierunku. Ów mocno nostalgiczny nokturn zaliczany jest do najwybitniejszych dzieł polskiego symbolizmu. Jest także ostatnim obrazem jeszcze impresjonistycznie malowanym. Pankiewicz pisał w jednym ze swoich listów pod koniec tego roku: „Cóż mam o sobie powiedzieć? Ciągle to samo, bieda coraz większa. Trzy obrazy w tym roku namalowałem, jeden sprzedałem za dość marną cenę. Wszystkie trzy nocne”. Ten sprzedany to właśnie „Rynek Starego Miasta”, który nabył hr. Raczyński. Współczesny artyście krytyk zauważył, że nocne dzieła Pankiewicza „to nie chęć zgniewania publiczności obrazami, na „których nic nie widać”, ani chęć zrobienia (…) Starego Miasta przy sztucznym świetle latarń gazowych, lecz chęć oddania tego wrażenia, które rodzi się, skoro nieobojętnie błądzimy wieczorem (…) po uliczkach staromiejskich”.

8. Władysław Podkowiński Marsz żałobny Chopina (1894), olej, płótno, Muzeum Narodowe w Krakowie
Obrazek

W swojej pracowni, gdzie artysta dokończył żywota, pozostawił na sztaludze ostatni, malowany już w ciężkiej chorobie obraz, jeszcze niedokończony, symboliczną kompozycję, Marsz żałobny. Podkowiński zaczął nad nim pracę pod koniec jesieni 1894 roku, będąc już krańcowo wyczerpany chorobą. Główną inspiracją do podjęcia pracy nad tym obrazem był utwór poetycki Kornela Ujejskiego Marsz pogrzebowy Szopena, który z kolei zainspirowany został fragmentem Sonaty b-moll, op. 35 Fryderyka Chopina. „Obrazem swoim jest on w stanie łzy wycisnąć, bo łzami go malował. W karierze Podkowińskiego najdojrzalszym, najartystyczniej wyrażonym pozostanie dzieło przerwane przez śmierć. Marsz pogrzebowy jest zapowiedzią tego, co by artysta mógł z siebie snuć w dalszym ciągu. Jest on w nim szczerym, jakby przy ostatniej spowiedzi” – pisał krytyk zaraz po śmierci malarza.

9. Leon Wyczółkowski Kurhan na Ukrainie (1903), olej, płótno, Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy
Obrazek

Prawie dziesięcioletni (w sumie) pobyt artysty na Ukrainie wpłynął na jego postawę artystyczną, ugruntował w nim realistę zafascynowanego bezkresnymi widokami stepów. Oczywiście nie tylko, gdyż malował także prosty lud przy codziennej pracy. W jego obrazach z tamtych czasów widzimy niezwykłą wrażliwość na światło. W przewodniku po Domu Leona Wyczółkowskiego bydgoskiego muzeum czytamy o tym obrazie: „Zachodzące słońce, przebarwiające żółcieniami, błękitami i fioletem tworzy niezwykły kontrast z ciemnym tajemniczym kurhanem i rozległym stepem. Dla artysty najważniejsze w tym obrazie są natura i zachód słońca.”

10. Stanisław Wyspiański Chochoły (1898-1899), pastel, papier żeberkowy, Muzeum Narodowe w Warszawie
Obrazek

Pojęcie „chochoła” od razu przywołuje nam na myśl osobę z dramatu Wesele. Jednakże obraz powstał przynajmniej dwa lata przed napisaniem przez artystę tego utworu. Sam twórca pierwotnie zatytułował go Pałuby na Plantach tańczące, a obecny tytuł Chochoły pochodzi dopiero z 1927 roku. Ciekawym natomiast jest co zainspirowało artystę do namalowania tego pastelu. Jeden z jego znajomych tak to wspomina: „Pamiętam, jak idąc raz w nocy Plantami z Wyspiańskim zauważyliśmy naprzeciw muru tzw. »Świętego Michała« grupę krzewów różanych. Było to bardzo wczesną wiosną (…) i róże stały jeszcze w zimowym owinięciu ze słomy. – Niech pan patrzy, one tańczą, one zupełnie tańczą – mówił Wyspiański. Wkrótce potem wymalował tę grupę krzewów w słomianych owijakach, wiodącą prawie że ludzki taniec wśród plantacyjnych kasztanów przy świetle latarni. Całość emanuje aurą niesamowitego snu, wywołując efekt dotknięcia czegoś wymykającego się racjonalnemu poznaniu, czegoś nie z tego świata”.

Leszek Lubicki
http://niezlasztuka.net/o-sztuce/najpie ... e-polskim/
0 x



ODPOWIEDZ