Re: Matrix - jak z niego wyjść?
: sobota 15 kwie 2017, 09:26
W pewnych kwestiach się z Tobą zgadzam choć jeszcze w niewielu.
1. Przyszło Mi do głowy że "znikające cywilizacje" po prostu zakończyły Swój etap tutaj i poszły dalej. Ale myślę, że jest i druga strona "medalu" bo są też "ślady" totalnych zagład typu wojen atomowych, potopów itd. To w tej kwestii jak sądzę "tym razem ma się Nam udać".
Zastanawiając się komu właściwie i na co są potrzebne te wszystkie pieniądze wyduszane z całej ludzkości doszłam do wniosku iż najbardziej prawdopodobną opcją jest "inwestycja" na dużą skalę. To że gdzieś ktoś buduje jakiś "eden" dla wybrańców, coś w rodzaju współczesnej arki Noego. Jeśli faktycznie tak jest, bo działania depopulacyjne są faktem i tzw "możni" otwarcie już zaczynają się do nich przyznawać uzasadniając je troską o przyszłość Naszej planety... To po prostu wygląda to dość nieciekawie dla Mnie. Odnoszę niemiłe wrażenie, że w tym świecie istnieją pewni ludzie, którzy chcą doprowadzić do jakiejś "apokalipsy". Być może wojny, być może zarazy, być może masowej zagłady "promieniowaniem". Sporo rzeczy na to wskazuje, że jesteśmy w tym kierunku "programowani". Depopulacja na wielką skalę oprócz obrzydliwego dla Mnie aspektu nieludzkiego okrucieństwa - po prostu zapisze się w genach tych, którzy się w owym "edenie" schowają i to być może nawet w takim stopniu, że już nigdy się z tej traumy nie podźwigną. Bo "co czynisz drugiemu - czynisz Sobie". Zwyczajnie, mamy wszyscy taki sam łańcuch DNA i te wszystkie traumy, których doświadczają inne pokrewne Nam Istoty (również zwierzęta i rośliny) zapisują się w Naszym własnym kodzie. A potem w miarę wzrastania Naszej energii ta trauma się aktywizuje "do odreagowania". Teraz mamy szansę odreagować wcześniejsze tego typu "rozwiązania". Czyli nie pójść tą ścieżką prowadzącą wstecz zamiast od przodu.
2. Umieranie planet jest etapem, z którym należy się po prostu pogodzić. Ale jednak na różne sposoby to umieranie się odbywa. Nie każdy człowiek umiera ze starości bo swoje już przerobił i wyczerpała się Jego energia i wola życia, podobnie z planetami. Kiedy zagłada planety jest skutkiem jakiejś "losowej" katastrofy kosmicznej a planety są w rozkwicie Swojego rozwoju i są gęsto "zaludnione" to egzystujące tam Istoty doświadczają ogromnej traumy. Która uniemożliwia Im dalszy rozwój dopóki jej nie odreagują. Odwracanie zdarzeń losowych w tym kontekście może po prostu oznaczać leczenie ich skutków. Bo całkowite odwrócenie sytuacji mogłoby być regresem, prawda? Zakładając że faktycznie "jesteśmy mieszanką kilku ras z kilku planet" to mogłoby też nie dojść wcale do Naszego powstania. Więc być może matrix jest czymś w rodzaju lecznicy. Być może też faktycznie istnieją inne linie czasowe i wymiar, w którym one współistnieją wszystkie jednocześnie. Być może można będąc na jakimś etapie rozwoju mieć na nie wpływ i dokonać pomiędzy nimi najlepszego dla wszystkich tych Istot wyboru. Np. ani kultury ani geny nie muszą się przepraszam za porównanie krzyżować między Sobą za pomocą kataklizmów, wojen i innego rodzaju przemocy tylko z własnej chęci, całkiem dobrowolnie przy zachowaniu do Siebie wzajemnego szacunku. Być może można zmieniać nie tylko to co w tym wymiarze spostrzegamy jako tzw przyszłość ale również tzw przeszłość.
3. Ja również w takim eksperymencie podzieliłabym Siebie na dwa aspekty. Jeden "wewnątrz" - biorący udział, drugi "zewnątrz" obserwujący, czuwający nad przebiegiem procesu i interweniujący w razie konieczności.
Co Nas różni? Ciągle niepokoi Mnie w Twoich wypowiedziach pomniejszanie znaczenia ludzi i ta chęć do ekspansji. Ekspansja to coś właściwego kiedy istnieje pusty teren. A czy mamy prawo sądzić że reszta Wszechświata jest pusta? Tzn pozbawiona życia? Kiedy teren już do kogoś należy to nie jest żadna ekspansja tylko próba "podboju". Tak wczoraj z jednym gościem rozmawiałam, że raczej mało prawdopodobne jest iż jesteśmy we Wszechświecie sami. Gdzieś tam istnieją Inne Cywilizacje, pewnie też na dużo wyższym od Naszego poziomie rozwoju. Być może jesteśmy w poczekalni. Nie możemy wejść do tej "gwiezdnej wspólnoty" z takimi Swoimi np. różnymi nie do przyjęcia nawykami, uprzedzeniami czy ciągotami do dominacji. Którą przepraszam, że Ci wytknę bo choć ją krytykujesz u Innych - w Moim odczuciu sam sporo jej przejawiasz. Mówię Ci o tym bo Człowiek, który coś krytykuje u innych, jednocześnie u Siebie tego nie dostrzegając po prostu stoi na krawędzi przekroczenia tego problemu.
Wracając do punktu pierwszego. Jak Ja to widzę i co spostrzegam jako ścieżkę "do przodu"? Podobno "problemem Ziemi" jest przeludnienie i tzw prognozy dotyczące jeszcze większego. Nawet spotkałam się z porównaniem, że ludzie są jak rak tej planety - rozmnażają się ponad miarę i ją wyniszczają nadmierną eksploatacją. Tu akurat powiedziałabym, że to dobre porównanie. Tyle, że "przykład idzie z góry".
Istota tkwi w tym jak traktujemy tego "raka". Ujmijmy to tak - planeta jest całym "nadorganizmem" w którym wszystko ze wszystkim jest połączone. Stan choroby fizycznej to faza naprawcza dla organizmu. Co się dzieje z człowiekiem, który ma raka? Jego organizm wytwarza ogromną ilość komórek w celu rozładowania jakiegoś urazu/traumy. Kiedy człowiek się boi, że rak Go zniszczy - idzie na operację, chemio czy radio terapię. Jak nie wyniszczy całkiem organizmu to często po odbudowaniu się pojawia się "nawrót". Czyli - Jego organizm odzyskał siły i ponownie próbuje rozwiązać Swój uraz czy traumę. No to "chory" wycina dalszy kawałek Siebie itd. A rak, jak twierdzi dr Hammer nie jest chorobą groźniejszą niż katar. Wystarczy go zaakceptować, przeczekać ewentualnie robić to co Nam intuicja podpowie. Teraz wycina się kobietom całe lub część piersi jak się znajdzie w nich jedną komórkę nowotworową. W trakcie karmienia wszystkie komórki w piersi są nowotworowe i żadna kobieta z tego powodu nie umiera. Mija potrzeba - komórki nowotworowe same znikają. Część z nich pewnie samoistnie obumiera, część z powrotem przekształca się w "zdrowe".
Przyjmijmy że mamy właśnie fazę naprawczą całego Naszego planetarnego organizmu. Mamy bardzo długi łańcuch DNA i w każdym jego fragmencie jest zapisanych wiele traum od samego początku "powstania" życia. Gdzieś tam w każdym z Nas tkwi pamięć np. ryby zjadanej przez inną rybę. Jeden człowiek ani nawet spora grupa ludzi nie byłby w stanie tych wszystkich urazów odreagować. Do tego jest potrzebna ogromna ilość ludzi. I wszyscy jesteśmy dokładnie na tym samym etapie rozwoju biologicznego. "Różnice" między Nami wynikają z tego że różni ludzie przerabiają traumy z różnych etapów rozwoju. ALE - Naszego wspólnego rozwoju. Nie są od Nas wcale mniej rozwinięci, po prostu wzięli na Siebie inny "kawałek" tej wspólnej zbiorowej pracy i jeśli już coś to należy Im się Nasza wdzięczność za to że wzięli "kawałek" ciężki a nie lekceważenie, że są od Nas "rozumnych, oświeconych, wyjątkowych czy wyżej rozwiniętych bo My potrafimy albo rozumiemy czego Oni jeszcze nie blablabla" "mniej rozwinięci". Nic nie trzeba robić w skali "globalnej". Natury nie ma potrzeby poprawiać. Kiedy faza naprawcza minie sama rozwiąże "problem nadmiaru". Np. ogromna część ludzi nagle całkowicie straci zainteresowanie rozrodczością.
Naszym "zadaniem" jest tylko dbać o własny rozwój. W Moim pojęciu - dokładać jak największych starań do tego żeby po prostu być porządnym, dobrym i odpowiedzialnym człowiekiem. I "Bez względu na to czy zdajesz Sobie z tego sprawę czy nie - świat jest na właściwej drodze".
1. Przyszło Mi do głowy że "znikające cywilizacje" po prostu zakończyły Swój etap tutaj i poszły dalej. Ale myślę, że jest i druga strona "medalu" bo są też "ślady" totalnych zagład typu wojen atomowych, potopów itd. To w tej kwestii jak sądzę "tym razem ma się Nam udać".
Zastanawiając się komu właściwie i na co są potrzebne te wszystkie pieniądze wyduszane z całej ludzkości doszłam do wniosku iż najbardziej prawdopodobną opcją jest "inwestycja" na dużą skalę. To że gdzieś ktoś buduje jakiś "eden" dla wybrańców, coś w rodzaju współczesnej arki Noego. Jeśli faktycznie tak jest, bo działania depopulacyjne są faktem i tzw "możni" otwarcie już zaczynają się do nich przyznawać uzasadniając je troską o przyszłość Naszej planety... To po prostu wygląda to dość nieciekawie dla Mnie. Odnoszę niemiłe wrażenie, że w tym świecie istnieją pewni ludzie, którzy chcą doprowadzić do jakiejś "apokalipsy". Być może wojny, być może zarazy, być może masowej zagłady "promieniowaniem". Sporo rzeczy na to wskazuje, że jesteśmy w tym kierunku "programowani". Depopulacja na wielką skalę oprócz obrzydliwego dla Mnie aspektu nieludzkiego okrucieństwa - po prostu zapisze się w genach tych, którzy się w owym "edenie" schowają i to być może nawet w takim stopniu, że już nigdy się z tej traumy nie podźwigną. Bo "co czynisz drugiemu - czynisz Sobie". Zwyczajnie, mamy wszyscy taki sam łańcuch DNA i te wszystkie traumy, których doświadczają inne pokrewne Nam Istoty (również zwierzęta i rośliny) zapisują się w Naszym własnym kodzie. A potem w miarę wzrastania Naszej energii ta trauma się aktywizuje "do odreagowania". Teraz mamy szansę odreagować wcześniejsze tego typu "rozwiązania". Czyli nie pójść tą ścieżką prowadzącą wstecz zamiast od przodu.
2. Umieranie planet jest etapem, z którym należy się po prostu pogodzić. Ale jednak na różne sposoby to umieranie się odbywa. Nie każdy człowiek umiera ze starości bo swoje już przerobił i wyczerpała się Jego energia i wola życia, podobnie z planetami. Kiedy zagłada planety jest skutkiem jakiejś "losowej" katastrofy kosmicznej a planety są w rozkwicie Swojego rozwoju i są gęsto "zaludnione" to egzystujące tam Istoty doświadczają ogromnej traumy. Która uniemożliwia Im dalszy rozwój dopóki jej nie odreagują. Odwracanie zdarzeń losowych w tym kontekście może po prostu oznaczać leczenie ich skutków. Bo całkowite odwrócenie sytuacji mogłoby być regresem, prawda? Zakładając że faktycznie "jesteśmy mieszanką kilku ras z kilku planet" to mogłoby też nie dojść wcale do Naszego powstania. Więc być może matrix jest czymś w rodzaju lecznicy. Być może też faktycznie istnieją inne linie czasowe i wymiar, w którym one współistnieją wszystkie jednocześnie. Być może można będąc na jakimś etapie rozwoju mieć na nie wpływ i dokonać pomiędzy nimi najlepszego dla wszystkich tych Istot wyboru. Np. ani kultury ani geny nie muszą się przepraszam za porównanie krzyżować między Sobą za pomocą kataklizmów, wojen i innego rodzaju przemocy tylko z własnej chęci, całkiem dobrowolnie przy zachowaniu do Siebie wzajemnego szacunku. Być może można zmieniać nie tylko to co w tym wymiarze spostrzegamy jako tzw przyszłość ale również tzw przeszłość.
3. Ja również w takim eksperymencie podzieliłabym Siebie na dwa aspekty. Jeden "wewnątrz" - biorący udział, drugi "zewnątrz" obserwujący, czuwający nad przebiegiem procesu i interweniujący w razie konieczności.
Co Nas różni? Ciągle niepokoi Mnie w Twoich wypowiedziach pomniejszanie znaczenia ludzi i ta chęć do ekspansji. Ekspansja to coś właściwego kiedy istnieje pusty teren. A czy mamy prawo sądzić że reszta Wszechświata jest pusta? Tzn pozbawiona życia? Kiedy teren już do kogoś należy to nie jest żadna ekspansja tylko próba "podboju". Tak wczoraj z jednym gościem rozmawiałam, że raczej mało prawdopodobne jest iż jesteśmy we Wszechświecie sami. Gdzieś tam istnieją Inne Cywilizacje, pewnie też na dużo wyższym od Naszego poziomie rozwoju. Być może jesteśmy w poczekalni. Nie możemy wejść do tej "gwiezdnej wspólnoty" z takimi Swoimi np. różnymi nie do przyjęcia nawykami, uprzedzeniami czy ciągotami do dominacji. Którą przepraszam, że Ci wytknę bo choć ją krytykujesz u Innych - w Moim odczuciu sam sporo jej przejawiasz. Mówię Ci o tym bo Człowiek, który coś krytykuje u innych, jednocześnie u Siebie tego nie dostrzegając po prostu stoi na krawędzi przekroczenia tego problemu.
Wracając do punktu pierwszego. Jak Ja to widzę i co spostrzegam jako ścieżkę "do przodu"? Podobno "problemem Ziemi" jest przeludnienie i tzw prognozy dotyczące jeszcze większego. Nawet spotkałam się z porównaniem, że ludzie są jak rak tej planety - rozmnażają się ponad miarę i ją wyniszczają nadmierną eksploatacją. Tu akurat powiedziałabym, że to dobre porównanie. Tyle, że "przykład idzie z góry".
Istota tkwi w tym jak traktujemy tego "raka". Ujmijmy to tak - planeta jest całym "nadorganizmem" w którym wszystko ze wszystkim jest połączone. Stan choroby fizycznej to faza naprawcza dla organizmu. Co się dzieje z człowiekiem, który ma raka? Jego organizm wytwarza ogromną ilość komórek w celu rozładowania jakiegoś urazu/traumy. Kiedy człowiek się boi, że rak Go zniszczy - idzie na operację, chemio czy radio terapię. Jak nie wyniszczy całkiem organizmu to często po odbudowaniu się pojawia się "nawrót". Czyli - Jego organizm odzyskał siły i ponownie próbuje rozwiązać Swój uraz czy traumę. No to "chory" wycina dalszy kawałek Siebie itd. A rak, jak twierdzi dr Hammer nie jest chorobą groźniejszą niż katar. Wystarczy go zaakceptować, przeczekać ewentualnie robić to co Nam intuicja podpowie. Teraz wycina się kobietom całe lub część piersi jak się znajdzie w nich jedną komórkę nowotworową. W trakcie karmienia wszystkie komórki w piersi są nowotworowe i żadna kobieta z tego powodu nie umiera. Mija potrzeba - komórki nowotworowe same znikają. Część z nich pewnie samoistnie obumiera, część z powrotem przekształca się w "zdrowe".
Przyjmijmy że mamy właśnie fazę naprawczą całego Naszego planetarnego organizmu. Mamy bardzo długi łańcuch DNA i w każdym jego fragmencie jest zapisanych wiele traum od samego początku "powstania" życia. Gdzieś tam w każdym z Nas tkwi pamięć np. ryby zjadanej przez inną rybę. Jeden człowiek ani nawet spora grupa ludzi nie byłby w stanie tych wszystkich urazów odreagować. Do tego jest potrzebna ogromna ilość ludzi. I wszyscy jesteśmy dokładnie na tym samym etapie rozwoju biologicznego. "Różnice" między Nami wynikają z tego że różni ludzie przerabiają traumy z różnych etapów rozwoju. ALE - Naszego wspólnego rozwoju. Nie są od Nas wcale mniej rozwinięci, po prostu wzięli na Siebie inny "kawałek" tej wspólnej zbiorowej pracy i jeśli już coś to należy Im się Nasza wdzięczność za to że wzięli "kawałek" ciężki a nie lekceważenie, że są od Nas "rozumnych, oświeconych, wyjątkowych czy wyżej rozwiniętych bo My potrafimy albo rozumiemy czego Oni jeszcze nie blablabla" "mniej rozwinięci". Nic nie trzeba robić w skali "globalnej". Natury nie ma potrzeby poprawiać. Kiedy faza naprawcza minie sama rozwiąże "problem nadmiaru". Np. ogromna część ludzi nagle całkowicie straci zainteresowanie rozrodczością.
Naszym "zadaniem" jest tylko dbać o własny rozwój. W Moim pojęciu - dokładać jak największych starań do tego żeby po prostu być porządnym, dobrym i odpowiedzialnym człowiekiem. I "Bez względu na to czy zdajesz Sobie z tego sprawę czy nie - świat jest na właściwej drodze".