Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Awatar użytkownika
forester
Posty: 1619
Rejestracja: piątek 12 cze 2015, 16:34
x 155
x 102
Podziękował: 1314 razy
Otrzymał podziękowanie: 2596 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: forester » niedziela 22 maja 2016, 14:13

"My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.
Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.
Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys
Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.
Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.
Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.
Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.
W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.
Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"


https://www.facebook.com/Na-Wesola-Nute-770129476430745/?fref=ts
1 x



Awatar użytkownika
sandra
Posty: 2315
Rejestracja: sobota 27 gru 2014, 19:20
x 96
x 176
Podziękował: 1352 razy
Otrzymał podziękowanie: 4878 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: sandra » niedziela 22 maja 2016, 15:20

...i byliśmy szczęsliwsi aniżeli sfrstrowana nastoletnia młodzież dzisiaj.... :P
Te chwile o których powyżej w art. przeżyłam i bardzo ciepło je wspominam.
Dołożyłabym jeszcze, ze karani byliśmy za złe stopnie w szkole :)
Pasem moi bracia, a my z siostrą gdy stałyśmy sie biologicznie dojrzałe, już nie....Mam zabroniła Ojcu tak nas karać.
Wcale nie mam im tego za złe i moje dorosłe dzisiaj rodzeństwo również, a Bracia twierdzą, że Ojciec i tak za mało im dokładał....
0 x



AgaJaga
Posty: 140
Rejestracja: niedziela 21 lut 2016, 14:44
x 2
x 17
Podziękował: 280 razy
Otrzymał podziękowanie: 253 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: AgaJaga » niedziela 22 maja 2016, 19:50

To ze mną jest coś nie tak bo, długo nie umiałam wybaczyć kar cielesnych z dzieciństwa. Dziś już wybaczyłam, ale nie oznacza, że zaakceptowałam.
1 x



Awatar użytkownika
sandra
Posty: 2315
Rejestracja: sobota 27 gru 2014, 19:20
x 96
x 176
Podziękował: 1352 razy
Otrzymał podziękowanie: 4878 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: sandra » niedziela 22 maja 2016, 20:10

To już nie w temacie.....ale jeszcze postaram sie trochę uzupełnić poprzedni skrót.
Kara cielesna to zawsze jest kara cielesna i odziera z godności.
Z nami (rodzeństwem) Rodzice zawierali pewien rodzaj umowy/kontraktu.
Byliśmy doskonale świadomi co, za co i jaki rodzaj kary nas czeka.
Mieliśmy zawsze wybór.
Czynić TO zło za, które jest kara, czy nie czynić TEGO zła .... Sami wybieraliśmy.
Moi Rodzice, czwórkę rozbrykanych latorośli "ułożyli" i świetnie przygotowali do życia.
0 x



Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » sobota 18 cze 2016, 23:01

Krzysztof Pawłuszko pisze:Jak budować relacje z dzieckiem aby właściwie się rozwijało
17 Czerwiec 2016

Zależnie od przyjętego przez rodziców modelu relacji, dziecko może rozwijać się zgodnie ze swoim najlepszym potencjałem lub utknąć w sztywnych schematach, które powodują wiele trudności adaptacyjnych w jego późniejszym życiu.

Obrazek foto:iStock

Martin Buber, wybitny filozof żydowskiego pochodzenia, autor przełomowych prac dotyczących wychowania, dwa wzory budowania relacji: Ja-Ty oraz Ja-To. Koncepcja Bubera trafnie ilustruje procesy zachodzące pomiędzy rodzicami i dziećmi. Obowiązujące w rodzinie wzory budowania relacji mają ogromny wpływ na dziecko i jego przyszły rozwój. Ich oddziaływanie jest silne do tego stopnia, że bardzo często nieświadomie powielamy je z pokolenia na pokolenie.

Relacja Ja–To jest przedmiotowym sposobem traktowania dziecka. Rodzic koncentruje się na realizacji własnych celów i zamierzeń wychowawczych, nie zważając na indywidualność dziecka. Traktuje dziecko z góry, zakładając, że wie, co jest dla niego najlepsze i w jaki sposób należy przygotować je do funkcjonowania w świecie. Zwykle prowadzi to do racjonalnego i zadaniowego postępowania z dzieckiem. Dziecko ma być przecież w przyszłości kimś wyjątkowym, więc trzeba je do tego przygotować. Obszar emocjonalny i cielesny dziecka jest wówczas najczęściej pozostawiony na marginesie. To bardzo powszechnie występujące podejście do relacji rozwija u dziecka wiele sztywnych schematów funkcjonowania. Myśli ono wówczas: „Nieważne, co czuję i czego doświadczam w ciele. Muszę być grzeczny, miły, uprzejmy, dobrze się uczyć, być jak inni, nie sprawiać kłopotów, nie płakać...”. Stosując te schematy, dziecko stara się zasłużyć na miłość, akceptację i uznanie ze strony wymagającego rodzica.

Relacja Ja–Ty jest podmiotowym sposobem bycia w relacji z dzieckiem. Empatyczny i uważny rodzic dostrzega indywidualność dziecka. Ma w sobie gotowość rozumienia go takim, jakie ono jest i jak się prezentuje. Natomiast wszystkie przekonania na temat tego, kim powinno być i jak funkcjonować, bierze w nawias. Nie oznacza to wyzbycia się rodzicielskiej tożsamości. Celem takiego modelu wychowania jest, aby dziecko stawało się tym, kim rzeczywiście jest, a nie tym, kim nie jest. Aby maluch mógł rozwijać się prawidłowo, czyli zgodnie ze swoim potencjałem, potrzebuje adekwatnego rodzica, z którym może dzielić swój osobisty świat wyobrażeń, myśli, uczuć, pragnień i dążeń na każdym etapie rozwoju. Potrzebuje również w relacji z opiekunami akceptacji i bezpiecznej przestrzeni, aby otwarcie wyrażać siebie. Dzięki temu rozwija zaufanie do siebie, rodziców i otaczającego świata.

Potrzeba zintegrowanego rozwoju intelektualnego, emocjonalnego i cielesnego.. Według koncepcji Gestalt - jednego z najpopularniejszych współczesnych nurtów psychologiczno-filozoficznych - prawidłowy rozwój dziecka jest zależny od zaangażowania rodziców w podmiotową relację z nim, zaspokajającą jego emocjonalne, fizyczne oraz poznawcze potrzeby. Bardzo często w procesie wychowania i edukacji sfera fizyczno – cielesna oraz emocjonalna dziecka jest pomijana. Pierwszoplanowe znaczenie ma rozwój intelektualny i poznawczy dziecka. Towarzyszy temu przekonanie, że ta sfera jest najważniejsza ze wszystkich, ponieważ to od niej zależy przyszły sukces potomka. W rezultacie opiekunowie są zaskoczeni, gdy ich dziecko na którymś etapie rozwoju nie zachowuje się zgodnie z przyjętymi normami bądź ma innego rodzaju problemy adaptacyjne, np. jest nadpobudliwe, agresywne, nie radzi sobie z emocjami, ciągle wchodzi w konflikt z rówieśnikami lub odwrotnie - jest sztywne, zalęknione, wycofane i niepewne. Jednak wówczas jest to jedynie czubek góry lodowej. Pod powierzchnią znajdują się tłumione przeżycia dziecka związane z samotnością, brakiem wsparcia, zrozumienia, frustracja z powodu wymagań, którym nie potrafi sprostać.

Fizyczne i emocjonalne ograniczanie lub blokowanie dziecka zagraża jego zintegrowanemu rozwojowi: intelektualnemu, emocjonalnemu i cielesnemu. Takie dziecko wcześniej czy później w nieświadomy sposób będzie starać się różnymi sposobami powrócić na pierwotną drogę zintegrowanego rozwoju. Zwykle brak integracji manifestuje się zbuntowaniem lub wycofaniem i dostosowaniem do wymogów otoczenia. Bunt przejawia się głównie w zachowaniach agresywnych wobec siebie i otoczenia, łamaniem norm i zasad społecznych, czy unikaniem bliskiego kontaktu. Wycofanie natomiast przejawia się tym, że dziecko nie stwarza kłopotów i bardzo trudno dowiedzieć się co tak naprawdę dzieje się w jego świecie. Innych sposobów – komunikatów adresowanych do świata dziecko nie zna. Są to więc wyraźne informacje mówiące, że potrzeby malucha - na przykład poznawcze, emocjonalne, fizyczne lub psychiczne - pozostały niezaspokojone. Jako dorośli często skupiamy się w takich sytuacjach na zachowaniu dziecka i jego „naprawianiu”. Zastanawiamy się, jak przemówić do swojej pociechy, aby przestała się w taki sposób zachowywać. Ten rodzaj myślenia pokazuje, jak bardzo daleko jesteśmy od własnego dziecka, rzeczywistej sytuacji, w której się znajduje i wynikających z niej potrzeb. Rodzic jest na jednym brzegu rzeki, a dziecko na drugim. Jeśli chcesz przejść na drugą stronę, żeby spotkać się z własnym dzieckiem w jego świecie, zaopatrz się w czas i uwagę. Na efekty nie trzeba będzie długo czekać.

Człowiek rodzi się jako w pełni działający, zintegrowany organizm, na który składają się zmysły, ciało, emocje oraz intelekt. Badania z dziedziny neuronauk potwierdzają, że zdrowe funkcjonowanie zależy od koordynacji wielorakich obszarów. Poznanie, percepcja, pamięć, myślenie i rozwiązywanie problemów są nierozłączne od afektu, emocji i intencji, których doświadczamy również w ciele. Aby dziecko mogło się rozwijać zgodnie z własnym, unikatowym planem, niezbędne jest zaangażowanie wszystkich wymienionych sfer. Nie jest to możliwe bez wsparcia ze strony świadomych rodziców. Jeżeli rodzice sami nie mają świadomego kontaktu z własną emocjonalnością i ciałem, ich życie toczy się głównie na poziomie intelektu, unikają przeżywania uczuć np. smutku, lęku, złości i traktują własne ciała w sposób przedmiotowy, mechaniczny, wówczas nie będą w stanie wspierać integralnego rozwoju własnego dziecka. Nie będą w stanie po prostu zrozumieć dziecka i jego procesu rozwoju.

Co zrobić, jeśli z niepokojem odnajdujemy u siebie wiele cech niezintegrowanego wewnętrznie rodzica? Psychoterapia i warsztaty rozwoju osobistego - łatwo współcześnie dostępne - są bardzo konkretnymi narzędziami umożliwiającymi nauczenie się świadomego kontaktu z własnym ciałem i emocjami. Wiele razy w gabinecie terapeutycznym byłem świadkiem sytuacji, w których rodzice podejmujący pracę nad sobą po jakimś czasie doświadczali zmian nie tylko u siebie, ale również w zachowaniu własnych dzieci. Nie jest to żadna magia. Dzieci są zwyczajnie odzwierciedleniem własnych rodziców. To, nad czym pracuje rodzic w terapii, pomaga także dzieciom, ponieważ zmienia się świadomość i podejście rodziców do różnych sfer życia. Dzięki temu głębsza staje się relacja pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Oprócz tego dziecko, czerpiąc ze świadomości rodzica, zaczyna łatwiej odnajdywać się w świecie swoich myśli, uczuć i procesów cielesnych.
***
Krzysztof Pawłuszko, Instytut Gestalt (www.instytutgestalt.pl)
http://charaktery.eu/artykul/jak-budowa ... -rozwijalo
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
sandra
Posty: 2315
Rejestracja: sobota 27 gru 2014, 19:20
x 96
x 176
Podziękował: 1352 razy
Otrzymał podziękowanie: 4878 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: sandra » niedziela 19 cze 2016, 11:49

Aby maluch mógł rozwijać się prawidłowo, czyli zgodnie ze swoim potencjałem, potrzebuje adekwatnego rodzica, z którym może dzielić swój osobisty świat wyobrażeń, myśli, uczuć, pragnień i dążeń na każdym etapie rozwoju. Potrzebuje również w relacji z opiekunami akceptacji i bezpiecznej przestrzeni, aby otwarcie wyrażać siebie. Dzięki temu rozwija zaufanie do siebie, rodziców i otaczającego świata.


....i tu jest pies pogrzebany.
Albo ja się obracam w niewłaściwym towarzystwie , bo takich rodziców/opiekunów nie dostrzegam albo jest to gwałtownie ginący gatunek rodzica/opiekuna :(
....i znów system jest winien, system który marginalizuje rolę Rodziny jako takiej.
1 x



Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » środa 13 lip 2016, 14:17

Agnieszka Bojda pisze:Nie ucz dziecka dzielenia się z innymi. Przynajmniej nie rób tego tak, jak robisz to teraz
23 godziny temu

Obrazek Prawo autorskie: madhourse / 123RF Zdjęcie Seryjne

Poddam Cię pewnemu eksperymentowi. Wyobraź sobie, że właśnie przyszłaś do ulubionej kawiarni, zamówiłaś waniliowe latte, rozgościłaś się w wygodnym fotelu i zaczęłaś czytać książkę, którą wczoraj kupiłaś. Nagle podchodzi do Ciebie nieznajoma kobieta i mówi: “Hej! Daj mi trochę poczytać.” Zerkasz na nią i odpowiadasz: “Przykro mi, w żadnym wypadku! To jest MOJA książka.” Kobieta odpowiada: “To niesprawiedliwe. Teraz moja kolej!” Z uporem bronisz swego i dziwisz się, jakim cudem ta pani w ogóle ma czelność rościć sobie prawo do Twojej książki. Przecież to śmieszne. W końcu odchodzi. Obserwujesz ją, ciekawa, kogo teraz zaczepi. Kobieta podchodzi do kelnera, coś mu mówi i...wskazuje palcem na Ciebie. Unosisz brwi. Za kilka sekund nieznajoma w towarzystwie kelnera stoi już obok Ciebie. Jej obrońca oświadcza: “Proszę Pani, miała już Pani okazję poczytać książkę. Proszę ją teraz oddać swojej koleżance”.

Potrafisz sobie w ogóle coś takiego wyobrazić? To jakieś szaleństwo. Gdyby mnie coś takiego spotkało, zaczęłabym się rozglądać wokół siebie czy oby na pewno nie zostałam wkręcona w ukrytą kamerę. Pomyśl, czy miałabyś ochotę oddać tę książkę? Czy po tym, jak kelner by Ci ją zabrał i przekazał nieznajomej, w przyszłości chętniej podzieliłabyś się swoją rzeczą w kolejnej tego typu sytuacji? Założę się, że odpowiedź na obydwa te pytania byłaby taka sama i brzmiałaby: “nie”. Przecież to nie fair, prawda? Tak się po prostu nie robi.

Dlaczego więc tak często zmuszamy do tego nasze dzieci?

Na pewno zorientowałaś się już, że wyobrażenie, o które Cię prosiłam, to pewnego rodzaju prowokacja. Chciałam, żebyś poczuła to na własnej skórze. Mam nadzieję, że dzięki temu uwierzysz mi, iż najczęstszy sposób, w jaki rodzice próbują nauczyć swoje pociechy dzielenia się, jest kompletnie nieefektywny. Co więcej, jego działanie jest zupełnie odwrotne od zamierzonego - maluchy mają jeszcze mniejszą ochotę na jakiekolwiek podziały. Dziecko ma rację, kiedy mówi “Ale to moje!”. To naprawdę jest niesprawiedliwe, kiedy jesteśmy zmuszani do oddania czegoś innym tylko dlatego, że oni w tej danej chwili tego chcą. Rozumiem, że pragniesz nauczyć dziecko, jak być hojnym i empatycznym, ale w wyżej opisany sposób tego nie uczynisz. Zmuszając dziecko do oddawania swoich rzeczy możesz sprawić, że:

- Kontakt Twojego dziecka z rówieśnikami będzie przybierał postać rywalizacji. Maluch zacznie być wrogo nastawiony wobec innych dzieci, ponieważ będzie miał wrażenie, że o wszystko trzeba walczyć: "Wystarczy przecież, że ktoś czegoś zachce i będę musiał mu to oddać."

- Twój maluch przybierze buntowniczą postawę wobec otoczenia. Będzie nieufny i nabierze przeświadczenia, że świat jest niesprawiedliwy.

- Twoje dziecko zacznie ukrywać swoje rzeczy przed innymi. Nie będzie miało ochoty pokazywać swoje zabawki czy wyjmować z plecaka słodycze, a co dopiero się nimi dzielić.

- Maluch nie będzie życzliwy wobec innych. Dojdzie po prostu do wniosku, że nie warto być miłym. Pomyśli sobie, że inni ludzie, to tylko dodatkowe kłopoty. Trzeba pilnować swojego nosa, ukrywać się przed innymi i lepiej nie mówić im co się ma, bo zaraz nam to zabiorą

- Twoje dziecko nauczy się wymuszać swoje pragnienia płaczem. Maluch pomyśli: “Mama przecież odpuści i przestanie rozkazywać, bym się dzielił, jeśli zrobię jej z tego powodu awanturę.”

____________________________________________________________________________

Może cię zainteresować także: "Oddaj! To moje!" Jak nauczyć dziecko trudnej sztuki dzielenia się

_____________________________________________________________________________

Rodzice mogą wiele zrobić, aby budować w dziecku pozytywną postawę wobec dzielenia się, jednak nie powinni zakładać, że hojność jest czymś, czego można nauczyć. Cecha ta kształtuje się w człowieku zupełnie naturalnie, na podstawie obserwacji i własnych doświadczeń. Rolą rodzica jest sprytne modelowanie sytuacji między dziećmi w taki sposób, aby pokazać maluchom, że dzielenie się jest wyborem, a nie przymusem. Zarówno nie zawsze my sami możemy otrzymać to, czego chcemy, jak również nie jesteśmy zobowiązani odpowiadać na wszystkie oczekiwania otoczenia. Powinniśmy pokazać dzieciom, że dzielenie się jest fajne, a nie konieczne. Po prostu miło jest sprawiać komuś innemu przyjemność. Oto co możesz zrobić:

- Daj dziecku swobodę. Jeśli, przykładowo, podchodzi do malca jego brat i bardzo chce, by ten oddał mu samochodzik, na którym jeździ, powiedz tak: “Nie musisz od razu oddawać samochodziku. Pojeździj sobie na nim trochę, bo pierwszy go wybrałeś. Twojemu bratu będzie miło jeśli mu powiesz za ile byś się z nim zamienił. Może za dwa okrążenia?” W ten sposób dasz dziecku przestrzeń i prawdopodobnie nie będzie z wielkim oporem sprzeciwiało się podziałowi.

- Za każdym razem, kiedy dzieci będą się czymś dzielić między sobą, zapytaj ich jak się czują w tym konkretnym momencie. Powiedz “Jak myślicie, czy to miłe uczucie móc się podzielić czymś z kimś innym?”

- Uświadamiaj dziecku, że istnieją alternatywy: “Jeśli Twój braciszek będzie chciał samochodzik, którym akurat się bawisz, powiedz mu, aby na jakiś czas wziął rowerek, który jest wolny i zaproponuj, że jak Tobie już znudzi się jazda na samochodzie, to się zamienicie."

- Chwal dziecko za każdym razem, gdy zachowuje się empatycznie, myśli o innych, częstuje ich np. swoimi cukierkami lub dzieli się swoimi zabawkami. Nazwij rzecz po imieniu i powiedz Jesteś bardzo miłym kolegą, gdy się tak dzielisz” lub Jesteś bardzo hojny. To znaczy, że zależy Ci, by innym też było miło. To bardzo fajna cecha.”

- Jeśli maluch bardzo nie chce dzielić się swoimi rzeczami z innymi, bądź cierpliwa. Zachęcaj go, ale nie zmuszaj. Próbuj rozkładać daną sytuację na etapy. Powiedz na przykład: “Spróbuj ten jeden raz poczęstować koleżankę. Zobaczymy, co się stanie.” albo “Spróbuj podzielić się autkami tylko na kilka minut.” Zawsze licz się z tym, co powie dziecko. Pozwól mu odmówić. Spróbujesz wtedy następnym razem namówić go do podziału. Być może wtedy się uda.
http://mamadu.pl/128141,nie-ucz-dziecka ... z-to-teraz
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: janusz » czwartek 21 lip 2016, 23:45

0 x



Awatar użytkownika
sandra
Posty: 2315
Rejestracja: sobota 27 gru 2014, 19:20
x 96
x 176
Podziękował: 1352 razy
Otrzymał podziękowanie: 4878 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: sandra » piątek 22 lip 2016, 12:14

Przepiękne :D
1 x



Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: janusz » niedziela 21 sie 2016, 23:05

Obrazek
0 x



Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » niedziela 04 wrz 2016, 11:57

Chyba będzie tu pasowało:

Jacolo pisze:Cała prawda o chusteczkach nawilżających
31/08/2016

Obrazek

Przemywając buzię swojego dziecka markowymi chusteczkami nawilżanymi, które kupiłem w supermarkecie, zacząłem się zastanawiać, czemu zawdzięczają swoją niezwykłą skuteczność: w ułamku sekundy usuwają wszelkie zabrudzenia i zapachy!

Jak to się zwykło mówić: „jeżeli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”.

Moje prywatne śledztwo zacząłem od sprawdzenia składu widniejącego na opakowaniu. Okazał się naprawdę imponujący – obejmuje bowiem aż 22 różne substancje chemiczne. Trzynaście składników to produkty uboczne benzyny. Innymi słowy, produkt, którym codziennie po kilka razy przemywam policzki, buzię i oczy dzieci, jest bardzo zbliżony do tego, co wlewam do baku swojego samochodu (i czego „zapach” czuję przez wiele godzin, jeśli mi się rozleje).

Główny składnik, którym nasączone są te chusteczki, to ciekła parafina (paraffinum liquidum) – to ona „cudownie” sprawia, że skóra w jednej chwili staje się gładka, miękka i lśniąca.

A na czym ten „cud” polega? Otóż pokrywa ona wycieraną skórę jakby cienką warstwą plastiku, zatykając pory i blokując drogę, którą wydalane są toksyny. W efekcie, komórki skóry dosłownie się duszą, co hamuje ich podział i zaburza gospodarkę hormonalną. Niektórzy biorą te nieprawidłowości nawet za objawy raka.

Mechanizm działania tych substancji tłumaczy też, dlaczego stosowanie kosmetyków do pielęgnacji skóry (składających się głównie z parafiny) wywołuje rodzaj uzależnienia: osłabiona kosmetykami skóra wysusza się i wymaga stosowania coraz większych ilości kosmetyków, by odzyskać swój normalny wygląd.

Kolejnym istotnym składnikiem chusteczek nawilżanych jest glikol propylenowy. Jest to środek przeciwpleśniowy, wykorzystywany w produkcji poliestru oraz jako składnik płynu chłodniczego. Choć nie jest równie toksyczny co jego bliski krewny – glikol etylenowy – również i on powoduje zapalenie skóry, uszkodzenie nerek i wątroby, a także hamuje wzrost komórek skóry.

Na opakowaniu moich chusteczek widniał napis alcohol free („nie zawiera alkoholu”), co jest po prostu śmieszne dla kogoś, kto wie, że glikol propylenowy należy właśnie do rodziny alkoholi. Lista składników obejmuje także kopolimer kwasu akrylowego, heksanodiol, gliceryd kwasu kaprylowego i inne substancje wywodzące się z petrochemii. Matce Naturze z pewnością nie śniło się, że pewnego dnia ludzie zaczną masowo stosować je na buźkach swoich pociech.

Porażony swoim odkryciem postanowiłem wyrzucić te chusteczki do kosza i zdecydować się na inną markę.

Wybrałem produkt na bazie czystej wody i łagodnego aloesu, który czyści skórę niemowlęcia równie łagodnie jak czysta woda, zachowuje naturalny odczyn skóry i nie zawiera syntetycznych olejów, czyli benzyny. Tak przynajmniej napisano na opakowaniu.

Rzeczywiście, lista składników była w tym przypadku znacznie krótsza – zawierała nie 22, a jedynie 9 substancji.

Problem w tym, że był wśród nich glikol butylenowy, a co gorsze, również metyloparaben. Badania wykazują, że metyloparaben przyspiesza starzenie się skóry i w wyniku ekspozycji na słońce potęguje uszkodzenia DNA(1). Jednak substancję tę podejrzewa się również o wywoływanie zaburzeń endokrynologicznych, ponieważ ma działanie podobne do estrogenów. W związku z tym, burzy równowagę hormonalną i może powodować problemy z płodnością oraz ryzyko raka, zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet.

Na szczęście dla nas samych i dla naszych dzieci naszpikowane chemią chusteczki nie są nam niezbędne do życia.

Dostępne są chusteczki ekologiczne nasączane olejkami eterycznymi niezawierającymi składników szkodliwych dla skóry lub ogólnie dla zdrowia. Jednak najlepszym sposobem na piękną skórę u dziecka jest mycie go wodą z łagodnym mydłem i właściwe odżywianie.

Najskuteczniejszą ochroną przed problemami skórnymi i wieloma innymi dolegliwościami, jaką możemy zapewnić dziecku, są przeciwutleniacze. Neutralizują one działanie wolnych rodników, czyli agresywnych cząsteczek, które niszczą ściany komórkowe, wywołują mutacje DNA i przyspieszają umieranie komórek.

Zdrowy wygląd skóry zawdzięczamy także karotenoidom i witaminie A, dzięki którym nasz niemowlak będzie miał również lepszy wzrok, a później także mniejsze ryzyko zachorowania na raka płuc czy piersi.

Dostarczając dziecku kwasu α-linolenowego (ALA) – jednego z kwasów omega-3, zawartego w oleju rzepakowym i w oleju z lnianki (rydzowym) – poprawisz nawilżenie jego skóry.

A jeśli koniecznie chcesz stosować kosmetyki, wybieraj kremy na bazie olejów roślinnych (doskonały wpływ na skórę mają oleje: palmowy, kokosowy i jojoba). Są bogate w roślinne składniki odżywcze, przeciwutleniacze (np. olej palmowy w witaminę E) oraz w aminokwasy – „cegiełki”, których potrzebuje skóra, by się regenerować, goić i rozwijać.

Wyciąg z aloesu działa na skórę kojąco i chroni przed poparzeniem słonecznym (jednak uwaga: nie wolno nieprzyzwyczajonej do tego skóry wystawiać na słońce na dłużej niż dwadzieścia minut).

Również masło z mango może służyć jako nietoksyczny dla skóry krem przeciwsłoneczny.

Życzę zdrowia!

Jean-Marc Dupuis

Źródła:

1. O.H. et al. Methylparaben potentiates UV-induced damage of skin keratinocytes [archiwum], ScienceDirect, Toxicology, tom 227, wyd. 1-2, 3 października 2006 r., ss. 62-72. Y.o. et al. Combined Activation of Methyl Paraben by Light Irradiation and Esterase Metabolism toward Oxidative DNA Damage [archiwum], Chem. Res. Toxicol., 26 lipca 2008, 21 (8), ss 1594–1599

Źródło
https://prawdaxlxpl.wordpress.com/2016/ ... lzajacych/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
janusz
Posty: 19105
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:25
x 28
x 901
Podziękował: 33080 razy
Otrzymał podziękowanie: 24134 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: janusz » wtorek 27 wrz 2016, 12:29

Obrazek
0 x



Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13132
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 679
Podziękował: 30186 razy
Otrzymał podziękowanie: 19674 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » wtorek 27 wrz 2016, 13:36

janusz pisze:Obrazek

świetne! 8-)
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13132
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 679
Podziękował: 30186 razy
Otrzymał podziękowanie: 19674 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » środa 28 wrz 2016, 13:11

Dzieci pierdoły. Hodujemy zombie, które nie wiedzą kim są i dokąd zmierzają

Obrazek

Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych.

Czy wasze dzieci były na obozie harcerskim? Wszystko OK, tylko przerażają mnie te namioty w środku lasu. A co w sytuacji, jak jest burza?” – pyta Beata na internetowym forum pod hasłem „Obóz harcerski”. ( :lol:) „Namioty namiotami. Moje dziecko zraziło się w zeszłym roku brakiem higieny. Syf, brud, kąpiele sporadyczne, wróciła totalnie brudna” – odpowiada jej Zofia. Tę bezradność rodziców i dzieci potęgują obecne przepisy. Rok temu sanepid chciał zamknąć obóz harcerski koło Ustki, bo nie było tam elektryczności. Dwa lata temu w Bieszczadach kazano organizatorom obozu survivalowego pociągnąć rurami wodę z ujęcia oddalonego o trzy kilometry. W sumie trudno się więc dziwić, że w styczniu tego roku wychowawca zimowiska koło Karpacza zorganizował zamiast ogniska „świecznisko” w świetlicy, bo na zewnątrz było minus 10 stopni i dzieciaki poskarżyły się rodzicom, że nie chcą marznąć, a ci zagrozili opiekunowi interwencją w kuratorium, jeśli nie odwoła „niebezpiecznej zabawy”.

– Jak zaczynałem przygodę z harcerstwem, wiele lat temu, obozy przygotowywaliśmy od zera. W las pierwsi jechali najbardziej sprawni i silni harcerze, cięli siekierkami drzewa, kopali latryny, myli się w górskim lodowatym strumieniu. Cały obóz budowaliśmy własnymi rękoma. Nikt się nie zastanawiał, czy jajka na jajecznicę zostały wyparzone w „wydzielonym, oznakowanym stanowisku wyparzania jaj”. :lol: Dzisiaj nie wolno dać młodemu siekiery, bo jest narzędziem niebezpiecznym, witki nie można uciąć, bo drewno się kupuje w nadleśnictwie. Zamiast dziury w ziemi są wypożyczane toi toie, a każdy garnek czy półka w magazynie muszą być sprawdzone przez armie kontrolerów z sanepidu, gmin i przeróżnych straży.
Obozy stawiają profesjonalne firmy, a dzieciaki przyjeżdżają na gotowe, zamiast plecaków mają walizki na kółkach, repelenty i kremy do opalania – opowiada były już harcmistrz z podwarszawskiej miejscowości. Woli pozostać anonimowy, bo dorabia, choć tylko okazjonalnie i nieharcersko, na letnich obozach dla młodzieży.

Przyjeżdżają takie potworki przekonane o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, a wrzeszczą w panice, jak zobaczą osę czy komara. Na byle uwagę wychowawcy od razu dzwonią do mam i tatusiów ze skargą, a ci z pretensjami do nas. Cholera mnie bierze, ale cóż poradzić, klient nasz pan. No to robię im ognisko w pokoju na ekranach ich tabletów, bo dym z płonących szczap gryzłby ich w oczy – tłumaczy. ( :D )

Z łezką w oku czyta dziś w necie wspomnienia ludzi z jego pokolenia, jak w latach 80. wcinali jagody bez strachu, że chory lis je obsikał. Teraz jest psychoza, więc na wszelki wypadek dzieci do lasu nie wysyła się w ogóle, dlatego przerażają je pająki, komary czy osy, a z grzybów znają tylko pieczarki. Z rozrzewnieniem przypomina sobie, jak ganiał w krótkim rękawku w deszcz, przeziębił się i babcia dała mu miód ze spirytusem, cytryną i czosnkiem, i nikt nie oskarżył babci o rozpijanie młodzieży, a on wstał następnego dnia zdrów jak ryba. Dziś na lekki ból gardła dzieciaki dostają antybiotyki, a po złamaniu palca zwolnienie na cały rok z WF. Nikt mu nie pomagał odrabiać lekcji, bo musiał się uczyć sam, a za błędy ortograficzne ojciec go po kilku ostrzeżeniach w końcu sprał, bo tłumaczenie nieuctwa dysgrafią nie było wtedy tak postępowe jak dziś. Gdy z kumplami poszli nad jezioro, nie było ratowników, społecznych kampanii ostrzegających przez skakaniem na główkę i jakoś ani on, ani żaden z jego znajomych karku nie skręcił. A skakali do wody z wysokiego brzegu aż miło. Gdy rozbił nos na rowerze, ciężkim, stalowym składaku bez przerzutek i profilowanych opon, w szkole sińce pod oczyma nie zaalarmowały wychowawców i do rodziców nie przyjechała z interwencją opieka społeczna w obstawie policji. Teraz miałby rozmowę z psychologiem, która uświadomiłaby mu, że jest wrażliwym człowiekiem, z pełnymi prawami i nie wolno nikomu przekraczać jego prywatnej strefy, więc jeśli rodzice go biją, powinien to zgłosić.

Gdy dostałem manto od silniejszego zabijaki z podwórka i wróciłem zapłakany do domu, ojciec powiedział, żebym się nie mazgaił, bo mężczyzna musi stawiać czoła przemocy. Siłą. Czasami przegram, czasami wygram, ale takie jest życie. A następnego dnia pojechaliśmy do klubu sportowego, gdzie zapisał mnie na boks – opowiada.

„Kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak nas należy »dobrze« wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu” – takie wspomnienia w internecie młodzi czytają dziś jak bajkę o żelaznym wilku.

Ale dwie lewe ręce mają nie tylko najmłodsi. W domach gniją całe pokolenia niedorajdów, włącznie z trzydziestolatkami, przekonanymi, że guzika w koszuli nie da się przyszyć bez certyfikatu krojczego. I nie jest to pusta konstatacja autora tego tekstu w myśl przekonania każdego dorosłego, że „za moich czasów młodzież była bardziej zaradna”, tylko wyniki naukowych analiz. Gdziekolwiek spojrzeć, jest gorzej, niż było.


Tylko do pierwszego potu

Naukowcy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie od wielu lat badają kondycję fizyczną polskiej młodzieży. Ich wnioski są zatrważające: 30 lat temu dzieciaki były znacznie bardziej sprawne niż ich rówieśnicy obecnie. Uczniowie szkół podstawowych z miejsca skakali w dal 129 cm, dzisiaj skoczą najwyżej metr. 600 m przebiegali dawniej średnio w 3 minuty i 5 sekund, teraz wloką się 40 sekund wolniej. Ale prawdziwy dramat widać w sile – kiedy nie było jeszcze internetu, uczeń potrafił w zwisie wytrzymać 17 sekund, teraz zaledwie 7. O załamaniu sportowych wyników mówią też trenerzy – mimo specjalistycznych planów wysiłkowych, nowoczesnego sprzętu i odzieży, ogólnodostępnych siłowni czy placów do ćwiczeń osiągnięcia sportowe są – delikatnie mówiąc – mizerne. I to mimo że sport uprawia dziś dwa razy więcej osób niż 20–30 lat temu. Tyle że to ćwiczenia tylko do pierwszego potu. Psycholodzy mówią o syndromie nadmiaru możliwości i wynikającego z tego braku wytrwałości. Młodzi rezygnują z doskonalenia się w danej dziedzinie, jeśli tylko napotkają pierwszą trudność. Od razu próbują nowych rzeczy. W konsekwencji mamy mnóstwo nowych dyscyplin, hobby czy możliwości spędzania wolnego czasu. Wszystko to jednak robią po łebkach, żeby tylko zaliczyć, żeby się pokazać na słitfoci w portalu społecznościowym. To powierzchowne próbowanie wszystkiego oznacza, że tak naprawdę nie potrafią niczego.

– Dziś żyjemy w świecie panoptykonu, o którym mówił Michel Foucault, więzienia, w którym wszyscy wszystkich obserwują. Dążymy więc do tego, by się pokazać z jak najlepszej strony. Cokolwiek zaczynamy robić, robimy już nie tyle dla siebie, co dla poklasku, dla pokazania innym. Nie biegamy już dla zdrowia, dla kondycji, tylko żeby pokonywać kolejne dystanse, bić kolejne rekordy, które od razu wrzucamy do internetu. Podobnie jak jazda na rowerze czy ćwiczenia w siłowni. Jednak ten imperatyw ciągłego zdobywania sukcesu powoduje, że zawsze jesteśmy przegrani. Bo jeśli tylko na tym budujemy system własnej wartości, wystarczy drobne potknięcie, żeby ta cała psychologiczna konstrukcja się zawaliła. I wtedy stajemy się bezradni – tłumaczy psycholog Małgorzata Osowiecka z SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Sopocie.

Podczas zeszłorocznych wykładów w The Royal Institution w Londynie prof. Danielle George z Uniwersytetu w Manchesterze przedstawiła badania, z których wynika, że młodzi, ale już dorośli ludzie stali się uzależnieni od gotowych rozwiązań technologicznych oferowanych przez rynek. W przypadku domowej awarii nawet nie próbują sami naprawić zepsutego kontaktu czy przerwanego kabla odkurzacza. Ba, większość z nich uważa, że urządzenia „po prostu działają”, i nie ma pojęcia, co robić, jak się coś z nimi stanie. Najczęstszymi rozwiązaniami są wezwanie na pomoc specjalistycznej firmy albo wymiana niedziałającego urządzenia na nowe. Kto bogatemu zabroni, ale problem polega na tym, że pytani przez badaczy, czy pomyśleli o naprawie, przylutowaniu zerwanego kabelka, nie zdawali sobie nawet sprawy, że tak można. Pochłonął ich świat jednorazówek.

Albo supermen, albo nikt

Dla tego jednak, kto sądzi, że taka życiowa postawa pierdoły to domena osób niezbyt lotnych, kubłem zimnej wody niech będą słowa prof. Jonathana Droriego, który podczas konferencji naukowej TED (Technology, Entertainment and Design) w Kalifornii, organizowanej przez amerykańską organizację non profit Sapling Foundation, opowiedział o eksperymencie przeprowadzonym kilka lat temu w Instytucie Technologicznym w Massachusetts (MIT), uważanym za jedną z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie. Naukowcy odwiedzili świeżo upieczonych inżynierów z MIT i zapytali, czy można zapalić żarówkę za pomocą baterii i drutu. – Zapytaliśmy: umiecie to zrobić? Powiedzieli, że to niemożliwe. I nie wyśmiewam tu Amerykanów. Tak samo jest w Imperial College w Londynie – opowiadał rozbawionym słuchaczom prof. Drori.

Lecz to śmiech przez łzy, bo to przecież ci młodzi ludzie niebawem przejmą, a nawet już przejmują stery rządów, gospodarek, bo to oni zaczynają decydować o kierunkach rozwoju świata. Tymczasem dochowaliśmy się, i nadal tak wychowujemy, rzeszy wydmuszek nasączonych wiedzą, z której nie potrafią skorzystać, o skorupkach tak słabych, że pękają od pierwszego niepowodzenia, ba – od niepochlebnej opinii czy krytyki. Inżynierowie z MIT z pewnością doskonale poradzą sobie z odczytaniem schematów silników rakietowych, ale mają problemy z wyzwaniami codziennego życia.

Już ponad 10 lat temu historyk literatury, eseista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego Stefan Chwin alarmował, że błędem współczesnego modelu wychowawczego jest tyrania optymizmu, tyrania udawania, że wszystko będzie OK – tylko się starajcie i uczcie pilnie. Że wystarczy wiara, iż wszyscy mogą wszystko, że wystarczy chcieć, by móc. Jednak takie głosy rozsądku przegrały z przekonaniem, iż wszyscy są równi i mają takie same szanse, a szczęśliwy człowiek to człowiek sukcesu. – Zastąpiliśmy zasady i wartości hiperliberalizmem, który zaprowadził nas na manowce – wskazuje prof. Joanna Moczydłowska z Politechniki Białostockiej.

Przede wszystkim równość to fikcja. Są ludzie bardziej i mniej zdolni, inteligentni i gamonie. – Ludzie są po prostu różni. Jedni mają temperament flegmatyczny, inni choleryczny. To są cechy wrodzone, niezależne od oddziaływania rodziny, szkoły czy pracodawcy. To właśnie geny decydują, dlaczego tak rozbieżne potrafią być ścieżki kariery rodzeństwa, które wychowywane było w jednym domu, w tych samych warunkach, które miało taki sam start i potencjalne możliwości środowiskowe – tłumaczy prof. Moczydłowska.

Zdolnej, inteligentnej młodzieży nie przybędzie dlatego, że udało się wmówić młodym ludziom, że mogą sięgnąć po nieosiągalne. 20 lat temu do szkół z maturą szło najwyżej 30 proc. uczniów po podstawówce. Dziś wskaźnik ten sięgnął prawie 90 proc. Na rynku pojawiła się więc armia z dyplomami, niestety zbyt często bez zdolności, umiejętności i pasji. – Wielu ludziom robimy tym krzywdę. Tej nadprodukcji magistrów rynek nie przyjmuje, rodzi się za to frustracja z niespełnienia oczekiwań, którymi ładuje się ich od najmłodszych lat. Jeśli kibol, który się spełnia, ćwicząc z ciężarkami, pozostanie w dorosłym życiu na swoim poziomie i w swoim otoczeniu, będzie żył w zgodzie z samym sobą, to z punktu widzenia psychologii jest dla wszystkich korzystne. Jeśli ulegnie ułudzie i pójdzie na studia, którym intelektualnie nie jest w stanie sprostać, będzie to groźne dla jego psychiki i otoczenia, na którym może wyładować swoją późniejszą frustrację – zauważa ekspertka.

Społeczeństwo zachłysnęło się – jak to nazywają specjaliści – amerykanizacją oczekiwań, że każdy może wszystko, i napakowaniem energią do nieustannego odkrywania w sobie supermena. Sęk w tym, że imperatyw wzlatywania ponad poziomy nie ma poduszki bezpieczeństwa. W dzisiejszym świecie jest tylko jeden cel: osiągnięcie sukcesu, ale nie ma porażki. Jest tylko pochwała, ale nie ma krytyki. Jest tylko rozwiązywanie problemów, ale nie ma problemów.

Dzieciom zakłada się kaski, gdy jadą rowerem czy na nartach. Dodatkowo nakolanniki, nałokietniki i ochraniacze na dłonie – gdy zakładają rolki. Przy jeździe konnej modne stały się żółwiki, czyli ochraniacze na kręgosłup. Wszystko dla ich bezpieczeństwa. Zapomina się jednak przy tym o najważniejszym – o zrozumieniu przez dziecko konsekwencji swojego zachowania. Jeśli postąpi nierozważnie, powinno zaboleć, bo ból ostrzega i uczy. Jeśli postąpi głupio, powinno zaboleć mocno i boleć długo, bo ból to najlepszy nauczyciel. Ale nie zaboli w ogóle, bo są środki ochronne. A jeśli Jaś się nie nauczy, że prędkość na rowerze plus nieuwaga są groźne i mogą wywołać ból, Jan nie zrozumie, że szybkość auta plus nieuwaga oznacza już śmierć.

– Mnożenie zakazów i nakazów sprawia, że młodzi ludzie nie potrafią sami sobie wyznaczać granic. Nie rozumieją konsekwencji swoich czynów, nie mają kontroli nad swoim zachowaniem i postępują bezrefleksyjnie. Dlatego nawet najbardziej agresywne reklamy społeczne przedstawiające skutki zażywania dopalaczy nie będą skuteczne, bo zadziała tu mechanizm obronny – nie damy sobie rady z taką hardkorową informacją, więc musimy ją odrzucić. I młodzi niemający własnych fatalnych doświadczeń taki przekaz odrzucają – zaznacza psycholog Małgorzata Osowiecka.

– I do tego ta nieustająca nadopiekuńczość. Ostatnie badania wskazują, że już 43 proc. Polaków mieszka razem z rodzicami, a w wielu przypadkach powodem nie są wcale problemy finansowe. Tak czują się bezpieczniej, wolą pozostać pod rodzicielskim parasolem. Gdy byli mali, rodzice mówili: nie biegaj, bo się wywrócisz i stłuczesz kolano, do szkoły nosili za nich ciężkie tornistry, a teraz mówią: nie pracuj, masz jeszcze czas, my ci pomożemy. Takie ograniczanie samodzielności u dorosłego człowieka to dramat, bo on nie potrafi wziąć odpowiedzialności za siebie i innych. Rezygnuje z podejmowania wyzwań w imię trwania w sferze komfortu – przestrzega prof. Joanna Moczydłowska.


Być to być widzianym

Szklany klosz, pod którym chowamy nasze dzieci, nie wystawiając ich na trudy życia i ryzyko porażki, powoduje, że zatracają umiejętności krytycznego postrzegania rzeczywistości. W USA według sondażu przeprowadzonego przez Columbia University aż 85 proc. rodziców wierzy, że trzeba wmawiać dzieciom, iż są inteligentne, i chwalić je na każdym kroku. Tymczasem – jak przekonuje psycholog Carol Dweck – to błąd wychowawczy. Przez 10 lat badała osiągnięcia uczniów kilkunastu szkół w Nowym Jorku. Z jej eksperymentów i analiz wynika, że dzieci, które po udanym rozwiązaniu testu były chwalone za mądrość i zdolności, szybciej osiadały na laurach i unikały kolejnych wyzwań, niż te, u których doceniano wysiłek i ciężką pracę w osiągnięcia sukcesu. Te „mądre z natury” bały się porażki przy trudniejszych zadaniach, bo podważałaby one ich wysoką samoocenę. Nie chciały się przekonać, że jednak nie są tak inteligentne, jak uważa otoczenie. A jak już podejmowały ryzyko i skończyło się to niepowodzeniem, rezygnowały z dalszych prób, by nie pogłębiać poczucia przegranej. Te zaś, których sukces był skomentowany jako efekt ciężkiej pracy, dużo chętniej sięgały po bardziej skomplikowane zadania, a niepowodzenie tylko motywowało je do dalszej pracy.

Amerykański psycholog społeczny, prof. Roy F. Baumeister z Uniwersytetu Stanowego Florydy, mówi wprost, że bezstresowe wychowanie prowadzi do spadku motywacji. Porównując zachowanie uczniów USA z rówieśnikami z Japonii i Chin, gdzie rodzice i nauczyciele stosują kary cielesne za złą naukę, doszedł do wniosku, że to właśnie stres i strach zwiększają szansę na osiągnięcie celów. Zaś sztuczne wzmacnianie u dzieci poczucia własnej wartości i puste pochwały powodują, że gdy dorastają, nie radzą sobie nawet z niewielkimi porażkami. Utożsamiają je z własnymi słabościami – przecież wszyscy są ponoć równi i każdego stać na wszystko – czują się oszukani i odreagowują niepowodzenia agresją.

Przez ostatnie lata – kontynuuje prof. Baumeister – tysiące naukowych prac rozwodziły się w samych superlatywach nad pozytywnymi skutkami wychowywania bez stresu, budowania w młodych poczucia własnej wartości i wysokiej samooceny, traktowanych jako lekarstwo na całe zło dojrzewania. Ograniczono, wręcz zlikwidowano krytykę, stawiając na piedestale pochwałę. Agresję dorastającej młodzieży odczytywano zaś jako próbę gwałtownego uzupełniania niskiej samooceny. Tymczasem dzisiaj okazuje się, że jest odwrotnie. Przez te lata wyhodowaliśmy „praise junkie”, uzależnionych od pochwał, którzy w zderzeniu z rzeczywistością nie umieją sobie z tym poradzić i reagują agresją z powodu zbyt wysokiego mniemania o sobie. – Ta konkluzja to największe rozczarowanie nauki w mojej karierze – przyznaje profesor Baumeister.

Przeżywamy kryzys wartości – zaznacza prof. Joanna Moczydłowska. – Kiedyś oddzielało się „być” od „mieć”, jakość życia od jego poziomu. 20 lat rozpasania konsumpcjonizmu sprawiło, że dzisiaj zrównaliśmy te pojęcia. Nie tylko „być” utożsamia się z „mieć”, ale „być” oznacza być widzianym. Stąd tak gwałtowny wzrost popularności wszelkich talent show, stąd powiedzenie, że jak cię nie ma na Facebooku, to nie istniejesz. Stąd miarą wartości człowieka stały się internetowe lajki, a wzorem sukcesu życiowego kariera celebryty – wylicza psycholog.

Młodzi napompowani fantazjami, że są mądrzy, zdolni, wyjątkowi, karmią swoje ego pochwałami – ze strony rodziny, nauczycieli i głównie świata wirtualnego – oraz zarozumialstwem, uznając to za siłę, a skromność za słabość. Potem lądują na kasie w supermarkecie i trudno im to zaakceptować. Ale nawet ci, którzy mają szczęście i trafiają do lepszych z pozoru prac, zderzają się z trudnymi do pokonania różnicami pokoleniowymi. – Różnice między pokoleniami zawsze istniały, ale teraz to jest przepaść. To są już wrogie plemiona. Gdy młody człowiek trafia do firmy, jej szef ma co najmniej 40 lat. A z reguły więcej. I pojawia się trudność nawet na poziomie podstawowej komunikacji. Oni używają innego języka, te same słowa mają dla nich inne znaczenie. A co dopiero mówić o różnicach w aspiracjach, mentalności, postawach życiowych, kulturze – wskazuje psycholog z Politechniki Białostockiej.

Tsunami bezradności

Niespełnione nadzieje i wzajemne nierozumienie w tak powszechnym rozmiarze czynią społeczeństwo słabym. Zamiast leczyć przyczyny, ludzie wybierają antydepresanty, zakładając kolejne kaski ochronne mające uchronić przed skutkami. Efekt? 40 proc. wrocławskich studentów przyznaje się do lęków i zaburzeń nastroju, co 20. cierpi na głęboką depresję, która wymaga leczenia – alarmują naukowcy z Katedry Psychiatrii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z raportu „Epidemiologia zaburzeń psychiatrycznych i dostępność psychiatrycznej opieki zdrowotnej” z 2012 r. wynika, że 2,5 mln Polaków ma zaburzenia lękowe, milion – depresje i manie, kolejny bierze narkotyki, a ponad 3 mln to alkoholicy. Nastąpił lawinowy wzrost przypadków lekomanii i uzależnień od psychotropów. Wśród ofiar największy odsetek to właśnie młodzi.

– Wzrost postaw roszczeniowych idzie w parze z wyuczoną bezradnością. Jedni biorą pastylki, inni ukrywają ją za drogim ciuchem, autem czy gadżetem. Lęk i bezsilność przykrywają tysiącami znajomych na portalach społecznościowych i kolekcjonowaniem lajków dla każdego swojego działania. Jeszcze inni korzystają z usług coachingu, gdzie płacą za odkrywanie ich własnego ja. To patologia – podsumowuje prof. Moczydłowska.

Obok kryzysu wartości psycholog wskazuje również na kryzys tożsamości. Poprawność polityczna obowiązująca w przestrzeni publicznej przeniknęła w sfery prywatne. Rozmyły się tradycyjne role społeczne obu płci, obowiązuje uniseksualność. – Jak dziś wygląda wychowanie mężczyzny? Bardzo często chłopca wychowuje samotna matka wspierana przez babcię lub nianię, a wychowawca w szkole to też najczęściej kobieta. Chłopak rozwija się w kobiecej sferze, gdzie dba się o paznokcie i ciało. On przejmuje te wzorce. Pomyliliśmy rozwój z absurdem, odeszliśmy od praw natury, gdzie każda płeć ma swoje uwarunkowane biologicznie i kulturowo miejsce. Doszło do tego, że w Szwecji na chłopcach wymusza się zabawę lalkami, by ich rozwój nie był zdefiniowany płcią. To sztuczne, a walka z naturą zawsze kończy się źle. Efekty już zresztą widać. Chłopcy zaczynają się gubić, nie rozumieją swoich predyspozycji, nie znają potencjału. To niestety promieniuje wyżej – na uczelniach pojawił się przedmiot: alternatywna rodzina. Skoro nie umiemy zdefiniować tak podstawowego bytu jak rodzina, nie dziwmy się, że młodzi nie wiedzą, kim są i dokąd zmierzają – zauważa prof. Joanna Moczydłowska.

Dodaje, że gdy swoich studentów poprosiła o podanie trzech cech, które są mocnymi i słabymi stronami ich osobowości, w większości nie potrafili tego zrobić. – A jak nie wiesz, dokąd idziesz, to nie wiesz, gdzie dojdziesz – konkluduje.

https://gloria.tv/article/rEMFNHi5vB9
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13132
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 679
Podziękował: 30186 razy
Otrzymał podziękowanie: 19674 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » czwartek 29 wrz 2016, 09:36

REFORMA EDUKACJI W POLSCE na przykładzie zadania z matematyki:

1950 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?

1980 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty - czyli 80 zł. Ile zarobił drwal?

2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł. Zakreśl liczbę 20.

2010 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie, w którym postarajcie się przedstawić, jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r. +
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.

2015.(dopisek mój)

Pokoloruj konczitę wurst w roli drwala.

:D
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » czwartek 29 wrz 2016, 10:04

Piotr Szubarczyk pisze:Do szkół trafi książka o „Ince”
kradnącej wódkę na weselu. O książce ,,Szukając Inki”

2016/09/28

Obrazek

Na Facebookowej grupie Wszyscy jesteśmy Kresowiakami został opublikowany głos Piotra Szubarczyka na temat książki Luizy Łuniewskiej „Szukając Inki”. Opublikowaliśmy ją na naszym portalu – poniżej również oświadczenie Wydawnictwa, które polemizuje z autorem.

Rozpoczyna się w Gdyni VIII Festiwal Niepokorni – Niezłomni – Wyklęci. To największy przegląd polskich filmów dokumentalnych, poświęconych historii dominium sowieckiego w Polsce (1944-89).

Do tego liczne, wartościowe spotkania towarzyszące pokazom. Wielkie, coroczne święto ludzi, którzy pokochali żołnierzy „wyklętych” i w Gdyni spotkają się z podobnymi sobie, szlachetnymi pasjonatami. Umawiane są spotkania, nawiązuje się kontakty, sprzedaje się książki.
Z całostronicowej reklamy w najnowszym numerze tygodnika „Wprost” dowiadujemy się, że już pierwszego dnia festiwalu będzie reklamowana – na konferencji prasowej – książka Luizy Łuniewskiej „Szukając Inki”. Wydana przez mało znane wydawnictwo The Facto sp. z o.o. we wrześniu 2015. Największy polski bank PKO BP oraz spółka skarbu państwa PGNiG zakupią 11 tysięcy egzemplarzy książki Łuniewskiej i podarują ją bezpłatnie wszystkim szkołom w Polsce!

To nie jest o „Ince”


Książka nie miała zbyt wielu recenzji. Tytuł jednej z nich jest za to bardzo wymowny: „Gubiąc Inkę”. Tomasz Żak, animator Teatru Nie Teraz, wielce zasłużonego dla kultywowania pamięci o „wyklętych”, napisał:

„Dawno nie widziałem takiego stężenia złego smaku i kiczu, rodem wprost z półświatka książek sensacyjnych lub romansowych. A przecież to książka o kimś, kto, niczym diament odnaleziony w popiele, stał się tak potrzebnym nam wzorcem osobowym! [
]. Zamiast o polskiej i katolickiej formacji bohaterki, czytelnik dowiaduje się o białoruskiej tożsamości rodzinnych stron Danusi. O patronie szkoły podstawowej w Narewce, Aleksandrze Wołkowyckim, który chciał być nauczycielem i został nim, i to od razu jako kierownik szkoły, a stało się to, gdy te ziemie w 1939 dostały się pod okupację sowiecką. Autorka opowiada o tym jako o zdarzeniu zupełnie obiektywnym, a przecież przywołuje postać stuprocentowego komunisty i najprawdopodobniej również konfidenta gestapo [
]. Mamy opowieść o eksterminacji społeczności żydowskiej w Białostockiem z dość paskudną sugestią udziału w tym Polaków. Paskudną, bo jak inaczej odebrać takie zdanie

W Narewce do dziś szepcą, kto się na tej żydowskiej krzywdzie najbardziej wzbogacił'

[
]. Autorka pisząc o walce podziemia niepodległościowego z komunistycznym okupantem, unika wartościowania. Albo inaczej – obie strony konfliktu traktuje w zasadzie podobnie, a nawet tę sowiecką jakby lepiej. O ile w stosunku do formacji wyklętych niejednokrotnie w książce pojawi się określenie bandyci, to ich przeciwnik tak pejoratywnym słowem nigdy nie jest nazwany. Nie ma okupantów, nie ma zdrajców. Mamy wojsko, mamy siły bezpieczeństwa, mamy KBW [
]. A gdzie Danusia Siedzikówna?

Na 78 stronie odnajdujemy ją w zareklamowanym przez autorkę blogu niejakiego Tomasza Sulimy, radnego miasta Bielsk Podlaski. Blogu dedykowanym niewinnym ofiarom żołnierzy wyklętych!? Inka ma tam osobny wpis, w którym jest przedstawiona jako złodziejka wódki z białoruskiego wesela! Na stronie 160 pojawia się w obszernym cytacie z peerelowskiej książeczki:

Twarz Inki wykrzywiła się w sadystycznym uśmiechu, w ręku błysnęła czarna, oksydowana stal rewolweru. Padły strzały – jeden, drugi, trzeci
[
].


Oczywiście, wybieram celowo takie kawałki, ale to dlatego, że nie mogę pojąć, w jakim celu te informacje mamy poznać, gdy innych jest jak na lekarstwo [
]. Gdzieś, w połowie swego popkulturowego dziełka, autorka rozpoczyna kolejny rozdział od zdania:

Zgubiłam moją bohaterkę. To prawda. Myślę nawet, że pani Luiza Łuniewska nigdy Danusi nie znalazła. Była tu, była tam. Rozmawiała z wieloma ludźmi, ale jej książka nie jest historią tej dziewczyny, która zginęła za Polskę, zamordowana przez komunistów nim ukończyła 18 lat”.

Świadomie cytuję tak obszerny fragment recenzji Tomasza Żaka, ponieważ jestem znany jako autor licznych artykułów, kilku broszur i książki o „Ince”, także jako konsultant znanego spektaklu TVP „Inka 1946”. Nie chciałbym stwarzać wrażenia, że rywalizuję z panią Łuniewską jako autor. Wręcz przeciwnie. Był taki czas, że tylko ja pisałem o „Ince”. Teraz z radością witam każdego nowego autora. Ale nie autora takiej książki! Pani Łuniewska, była dziennikarka „Newsweeka”, chwali się znajomością z Katarzyną Bondą z Narewki, autorką książek, w których powojenni polscy partyzanci nazywani są bandytami. Pani Bonda wypowiada „złotą myśl”, która może być mottem do całej książki: „Każdy ma swoją prawdę”. Swoją prawdę mają ci, co walczyli do końca za Polskę i ci, co ich mordowali? I z takim przesłaniem idziemy do szkół w nakładzie 11 tysięcy egzemplarzy?!

Atak na szkolne sztandary

Skandaliczne są ostatnie rozdziały książki Łuniewskiej. Kwestionuje w nich gryps „Inki” z gdańskiego więzienia, ze znanymi dziś całej Polsce słowami: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”! Jakie ma ku temu podstawy? Żadne. Powołuje się na byłego zastępcę naczelnika więzienia w Gdańsku, który jej powiedział, że w 1946 „nie było zwyczaju latać po Gdańsku z grypsami”! Pisze, że panie Mikołajewskie (nigdy ich nie spotkała!) dopiero z gazet dowiedziały się o treści grypsu i dla świętego spokoju potwierdziły jego treść! Jak to traktować? Chyba jako prowokację. Komuś się wyraźnie przesłanie „Inki” i jego wpływ na polską młodzież nie podoba


Słowa z grypsu „Inki” wyszyte są na każdym sztandarze szkół jej imienia. Po akcji PKO i PGNiG nie pozostanie nic innego jak je wypruć, choć są prawdziwe. 11 tysięcy to mocne uderzenie


Zagubiona Łuniewska

Autorka pisze, że Piotr Szubarczyk uznaje tylko motywacje patriotyczne czynu „Inki”. Tymczasem według niej trzeba traktować to życie jako „splot przypadków”. „Inka” według Łuniewskiej była „zagubiona”.

Nie lubię amatorskiej psychoanalizy, wolę fakty. A fakty są takie, że Danka mogła zostać na całe lata w bezpiecznym Miłomłynie, ale wybrała służbę w szwadronie, który nie miał sanitariuszki. Mogła prosić o łaskę i podpisać się pod pismem, w którym jej kolegów nazwano „bandytami”, byle ratować życie. Nie podpisała się. Zamiast tego w momencie śmierci krzyczała „Niech żyje Polska!”. Tak nie zachowują się ludzie „zagubieni”.

Skandal

Popatrzmy na akcję „Inka w szkołach” (tak się oficjalnie nazywa sponsorowanie książki Łuniewskiej przez PKO BP i PGNiG) na chłodno. Mamy oto dwa wielkie podmioty gospodarcze, mamy skarb państwa. Chcą zafundować szkołom książkę. Piękna idea. Książka dotyczy historii. Dlaczego więc nie pytają wyspecjalizowanej instytucji państwowej (IPN) o wartość tej książki? Sprawdziłem, nie pytali. Dlaczego nie pytają fachowców z Ministerstwa Edukacji Narodowej, czy się kwalifikuje na lekturę dla gimnazjalisty (na pewno nienawistne brednie Sulimy o Danusi kradnącej wódkę na weselu zrobią na gimnazjalistach wrażenie
). Na gdyńskim festiwalu będą przedstawiciele zarówno IPN, jak i MEN. Mam nadzieję, że nie będą uczestniczyć we wprowadzaniu tej książki do szkół?!

Obrazek

Mój kolega powiedział, że akcja z książką Łuniewskiej to jest „skok na kasę”. Ja jestem innego zdania. To prowokacja. Nie udało się z KOD-em pod katedrą, w dniu pogrzebu, więc spróbujmy z drugiej strony. Jeśli PKO BP i PGNiG mają jakieś szczególne powody, by dofinansować wydawnictwo The Facto, to nie jest to moja sprawa. Moją sprawą jest, by ta książka nie trafiła na półki bibliotek szkolnych. By nie rujnowała 15-letniego wysiłku wielu ludzi w Polsce, którzy przyczynili się do tego, aby nieznana przedtem „Inka” stała się natchnieniem dla naszej młodzieży.

Prawdziwa „Inka” istnieje


Na koniec oddajmy jeszcze raz głos Tomaszowi Żakowi: „Prawdziwa Danusia istnieje i to jak najbardziej. Ma swoją, jak najbardziej polską biografię i jak najbardziej polskie motywacje do podejmowanych w jej kilkunastoletnim życiu decyzji. Ma prawdziwą mamę, którą zabili Niemcy i prawdziwego tatę, którego zesłali na Sybir Sowieci. Ma wspaniałego dowódcę, który tak jak i ona miał być ostatecznie unicestwiony na jakiejś Łączce. I ma w sobie to coś, co zobaczyć można na obrazach Grottgera albo na fotografiach tych dziewczyn, które w letnich sukienkach szły do Powstania. Tego wszystkiego nie ma w książce Szukając Inki”.

Piotr Szubarczyk
http://niezlomni.com/do-szkol-trafi-ksi ... ajac-inki/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13132
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 679
Podziękował: 30186 razy
Otrzymał podziękowanie: 19674 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » sobota 01 paź 2016, 14:13

Pokolenie HD
Ten film nie jest o straconym pokoleniu, jak wydawać się może na początku. Nie o degeneracji współczesnej młodzieży i ich pustym życiu. Nie o chamskim stosunku młodych do osób starszych i weteranów. Nie o fałszywości płytkich uciech i sprawiedliwości i prawdziwych wartościach. Nie o bezsensownym obecnym świecie konsumpcji i ostrym poczuciu sensu wtedy, na wojnie. Nie o starciu teraźniejszości i fałszywego, miłości i pożądania, piękna i przypudrowanej ułomności. Ten film nie jest o wstydzie za naszą obecną teraźniejszość i dumę z wielkiej przeszłości. Dokładniej, nie tylko o tym. Wszystko to jest bardzo ważne, ale w tym nie ma rozwiązania, nadziei, światła. A film jest. To film o przezwyciężeniu. O tym, że zło można pokonać, i że trzeba je koniecznie pokonać! Nie jutro, nie w nowym pokoleniu, nie kiedyś. Tu i teraz każdy z nas może pokonać swoją bezmyślność i nikczemność, to zło, które wydaje się pospolite i nieuchronne. Film jest o tym, że fałszywe i sprawiedliwe chodzi obok na tej samej ulicy - i w twojej mocy jest aby wybrać jedno lub drugie. Pójść następnym razem nachlać się jak prosię z dziwkami lub urodzić i wychować dziecko, które będzie czynić dobro i podaruje nadzieję zrozpaczonemu weteranowi.

https://youtu.be/ecMSGKzVakc
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

bielche
Posty: 4
Rejestracja: czwartek 13 paź 2016, 22:35
Otrzymał podziękowanie: 3 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: bielche » czwartek 13 paź 2016, 23:09

Rodzina to specyficzna struktura. By dobrze działała, warto się zastanowić kto powinien w niej rządzić. Do poczytania tu
0 x



Awatar użytkownika
Basia7
Posty: 995
Rejestracja: niedziela 15 mar 2015, 01:06
x 39
x 93
Podziękował: 2263 razy
Otrzymał podziękowanie: 2217 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: Basia7 » piątek 21 paź 2016, 12:47

Niestety, odpowiedź jest smutna. Sprawdziłam to na dzieciach w moim otoczeniu...
Załączniki
13903299_553431338174553_2743168889384726345_n.jpg
13903299_553431338174553_2743168889384726345_n.jpg (40.33 KiB) Przejrzano 8171 razy
0 x



Awatar użytkownika
grzegorzadam
Moderator
Posty: 13132
Rejestracja: czwartek 26 cze 2014, 17:02
x 108
x 679
Podziękował: 30186 razy
Otrzymał podziękowanie: 19674 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: grzegorzadam » poniedziałek 31 paź 2016, 15:19

Ta 4-letnia dziewczynka potrafi mówić w 7 językach! A Ty?,

https://youtu.be/tkl9VLJkUN4

Amazing baby! 4-year-old Bella from Moscow easily speaks 7 languages
https://youtu.be/4faZx2TWsL4
0 x


życie ma tylko dożywotnią gwarancję, przeżyj je ciekawie,
jak nie może być mądrze, niech chociaż będzie wesoło :D

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » piątek 04 lis 2016, 22:51

niezlomni pisze:Filmik, który powinien być pokazany w każdej szkole. Jak wygląda polski system edukacji [WIDEO]
2016/11/04

Czy polski system edukacji przygotowuje młodych ludzi do pracy? Krótka historia chłopca Pawła Jarczyka pokazuje, że różnie z tym bywa. Film miał swój pokaz na gdańskim festiwalu filmów i form jednominutowych „The One Minutes”, gdzie został ciepło przyjęty przez widzów.

http://niezlomni.com/filmik-ktory-byc-p ... cji-wideo/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » sobota 05 lis 2016, 23:40

masz pisze:Twoje dziecko nie chce sprzątać swojego pokoju? Ta matka znalazła rewelacyjne rozwiązanie
19.08.2016 12:31

Obrazek Wpadła na genialny pomysł jak "zachęcić" córkę do sprzątnięcia swojego pokoju (Fot. screen facebook.com/alice.velasquez)

Alice Velasquez (USA) zamieściła wpis na Facebooku, w którym opowiada o tym, jak nie mogła doprosić się córki, aby ta posprzątała swój pokój. Wpadła więc na genialny pomysł. Dzięki niemu dziewczyna już zawsze będzie miała u siebie porządek.

Alice miała dosyć ciągłego bałaganu, jaki panował w pokoju jej córki Tahlii. Wielokrotne prośby o posprzątanie nie dawały żadnego skutku. Sprytna mama postanowiła dać Tahlii nauczkę, którą dziewczyna zapamięta do końca życia. Oto co napisała Alice:

https://www.facebook.com/hashtag/maythe ... urce=embed

Co zrobić, kiedy masz dosyć ciągłego proszenia twojej pociechy, żeby w końcu posprzątała swój pokój, bo wygląda on jak rupieciarnia? Wkładasz wszystko (TAK, DOSŁOWNIE WSZYSTKO) do plastikowego worka i każdy z nich odsprzedajesz za 25 $ (ok. 95 zł) (oczywiście dziecko musi zarobić pieniądze, wykonując prace w domu). Ale co jest w tym wszystkim najlepsze? Worki z rzeczami sprzedajesz... losowo. Tak więc twoja pociecha może kupić akurat ten z brudnymi ubraniami albo ze śmieciami.


Skutki eksperymentu Alice przerosły jej oczekiwania. Wszystkie młodsze siostry ukaranej Tahlii pomagały jej w odzyskaniu rzeczy. Matka dała życiową lekcję nie tylko najstarszej z córek, lecz także pozostałym dzieciom. - Najważniejsze jest to, że dzięki temu doświadczeniu nasza rodzina bardzo się do siebie zbliżyła - mówi kobieta.

Obrazek

Wpadła na genialny pomysł jak "zachęcić" córkę do sprzątnięcia swojego pokoju (Fot. screen facebook.com/alice.velasquez)
Alice Velasquez (USA) zamieściła wpis na Facebooku, w którym opowiada o tym, jak nie mogła doprosić się córki, aby ta posprzątała swój pokój. Wpadła więc na genialny pomysł. Dzięki niemu dziewczyna już zawsze będzie miała u siebie porządek.

Alice miała dosyć ciągłego bałaganu, jaki panował w pokoju jej córki Tahlii. Wielokrotne prośby o posprzątanie nie dawały żadnego skutku. Sprytna mama postanowiła dać Tahlii nauczkę, którą dziewczyna zapamięta do końca życia. Oto co napisała Alice:

Co zrobić, kiedy masz dosyć ciągłego proszenia twojej pociechy, żeby w końcu posprzątała swój pokój, bo wygląda on jak rupieciarnia? Wkładasz wszystko (TAK, DOSŁOWNIE WSZYSTKO) do plastikowego worka i każdy z nich odsprzedajesz za 25 $ (ok. 95 zł) (oczywiście dziecko musi zarobić pieniądze, wykonując prace w domu). Ale co jest w tym wszystkim najlepsze? Worki z rzeczami sprzedajesz... losowo. Tak więc twoja pociecha może kupić akurat ten z brudnymi ubraniami albo ze śmieciami.

Skutki eksperymentu Alice przerosły jej oczekiwania. Wszystkie młodsze siostry ukaranej Tahlii pomagały jej w odzyskaniu rzeczy. Matka dała życiową lekcję nie tylko najstarszej z córek, lecz także pozostałym dzieciom. - Najważniejsze jest to, że dzięki temu doświadczeniu nasza rodzina bardzo się do siebie zbliżyła - mówi kobieta.

Wpis zaradnej mamy spotkał się z dużym entuzjazmem innych użytkowników. Udostępniono go prawie 11 tys. razy, a Alice okrzyknięto geniuszem! - Wspaniały pomysł. - Jesteś GENIALNA - możemy przeczytać w komentarzach pod wpisem.
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,1078 ... matka.html
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » poniedziałek 07 lis 2016, 13:05

nacjonalista pisze:Rośnie pokolenie pierdół – konsumpcyjnych zombie
7 września 2015

„Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych”, czytamy we wstępie do znakomitego artykułu poświęconemu pokoleniu wychowanemu w kulcie konsumpcjonizmu, niezdolnemu do okazywania uczuć, stawiającemu świat wirtualny ponad realne doznania.



Przyjeżdżają takie potworki przekonane o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, a wrzeszczą w panice, jak zobaczą osę czy komara. Na byle uwagę wychowawcy od razu dzwonią do mam i tatusiów ze skargą, a ci z pretensjami do nas. Cholera mnie bierze, ale cóż poradzić, klient nasz pan. No to robię im ognisko w pokoju na ekranach ich tabletów, bo dym z płonących szczap gryzłby ich w oczy. (
)

Naukowcy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie od wielu lat badają kondycję fizyczną polskiej młodzieży. Ich wnioski są zatrważające: 30 lat temu dzieciaki były znacznie bardziej sprawne niż ich rówieśnicy obecnie. (..) Zdolnej, inteligentnej młodzieży nie przybędzie dlatego, że udało się wmówić młodym ludziom, że mogą sięgnąć po nieosiągalne. 20 lat temu do szkół z maturą szło najwyżej 30 proc. uczniów po podstawówce. Dziś wskaźnik ten sięgnął prawie 90 proc. Na rynku pojawiła się więc armia z dyplomami, niestety zbyt często bez zdolności, umiejętności i pasji.

Kiedyś oddzielało się „być” od „mieć”, jakość życia od jego poziomu. 20 lat rozpasania konsumpcjonizmu sprawiło, że dzisiaj zrównaliśmy te pojęcia. Nie tylko „być” utożsamia się z „mieć”, ale „być” oznacza być widzianym. Stąd tak gwałtowny wzrost popularności wszelkich talent show, stąd powiedzenie, że jak cię nie ma na Facebooku, to nie istniejesz. Stąd miarą wartości człowieka stały się internetowe lajki, a wzorem sukcesu życiowego kariera celebryty.

Czytaj całość TUTAJ

Tak wyglądają w większości obrońcy Europy przed inwazją przybyszów z innych kontynentów


Na podstawie: forsal.pl

Obrazek
http://www.nacjonalista.pl/2015/09/07/r ... ch-zombie/
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » środa 09 lis 2016, 21:09

0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

Awatar użytkownika
abcd
Posty: 5651
Rejestracja: środa 17 wrz 2014, 20:13
x 372
x 227
Podziękował: 30572 razy
Otrzymał podziękowanie: 9104 razy

Re: DZIECI I ICH WYCHOWANIE

Nieprzeczytany post autor: abcd » czwartek 10 lis 2016, 00:22

Obrazek
0 x


Gdzie rodzi się wiara, tam umiera mózg.

ODPOWIEDZ