Witam wszystkich użytkowników tego forum

17.03.23
Forum przeżyło dziś dużą próbę ataku hakerskiego. Atak był przeprowadzony z USA z wielu numerów IP jednocześnie. Musiałem zablokować forum na ca pół godziny, ale to niewiele dało. jedynie kilkukrotne wylogowanie wszystkich gości jednocześnie dało pożądany efekt.
Sprawdził się też nasz elastyczny hosting, który mimo 20 krotnego przekroczenia zamówionej mocy procesora nie blokował strony, tylko dawał opóźnienie w ładowaniu stron ok. 1 sekundy.
Tutaj prośba do wszystkich gości: BARDZO PROSZĘ o zamykanie naszej strony po zakończeniu przeglądania i otwieranie jej ponownie z pamięci przeglądarki, gdy ponownie nas odwiedzicie. Przy włączonych jednocześnie 200 - 300 przeglądarek gości, jest wręcz niemożliwe zidentyfikowanie i zablokowanie intruzów. Bardzo proszę o zrozumienie, bo ma to na celu umożliwienie wam przeglądania forum bez przeszkód.

25.10.22
Kolega @janusz nie jest już administratorem tego forum i jest zablokowany na czas nieokreślony.
Została uszkodzona komunikacja mailowa przez forum, więc proszę wszelkie kwestie zgłaszać administratorom na PW lub bezpośrednio na email: cheops4.pl@gmail.com. Nowi użytkownicy, którzy nie otrzymają weryfikacyjnego emala, będą aktywowani w miarę możliwości, co dzień, jeśli ktoś nie będzie mógł używać forum proszę o maila na powyższy adres.
/blueray21

Ze swojej strony proszę, aby unikać generowania i propagowania wszelkich form nienawiści, takie posty będą w najlepszym wypadku lądowały w koszu.
Wszelkie nieprawidłowości można zgłaszać administracji, w znany sposób, tak jak i prośby o interwencję w uzasadnionych przypadkach, wszystkie sposoby kontaktu - działają.

Pozdrawiam wszystkich i nieustająco życzę zdrowia, bo idą trudne czasy.

/blueray21

W związku z "wysypem" reklamodawców informujemy, że konta wszystkich nowych użytkowników, którzy popełnią jakąkolwiek formę reklamy w pierwszych 3-ch postach, poza przeznaczonym na informacje reklamowe tematem "... kryptoreklama" będą usuwane bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Dotyczy to także użytkowników, którzy zarejestrowali się wcześniej, ale nic poza reklamami nie napisali. Posty takich użytkowników również będą usuwane, a nie przenoszone, jak do tej pory.
To forum zdecydowanie nie jest i nie będzie tablicą ogłoszeń i reklam!
Administracja Forum

To ogłoszenie można u siebie skasować po przeczytaniu, najeżdżając na tekst i klikając krzyżyk w prawym, górnym rogu pola ogłoszeń.

Uwaga! Proszę nie używać starych linków z pełnym adresem postów, bo stary folder jest nieaktualny - teraz wystarczy http://www.cheops4.org.pl/ bo jest przekierowanie.


/blueray21

Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » sobota 02 mar 2013, 23:52

Dużo mówi się o wyższości medycyny konwencjonalnej nad naturalną.
Lekarze wyśmiewają, poniżają, piętnują "naiwniaków" łapiących się tych "zabobonnych" metod. Ba nie tylko lekarze ale i media przyłączają się coraz szerzej do tej nagonki. Do tego wysoce nagannego procederu przyłączył się ostatnio nawet TVN, który do niedawna dzierżył palmę pierwszeństwa w propagowaniu innego niż oficjalne, spojrzenia na "inne" zagadnienia. Niestety, chyba kogoś przekupili albo otrzymali ultimatum, bo zaczęli emisje programów i filmów, zresztą nie tylko z dziedziny medycznej, propagujących jedynie słuszny kierunek dbania o zdrowie czyli medycynę akademicką.
Naprawdę godne pożałowania!
Aby nie nudzić was swoimi wypocinami (zachęcam wszystkich do zamieszczania w tym temacie informacji dotyczących tragicznych skutków nieomylności akademickiej medycyny) postanowiłem zamieścić ciekawy artykuł z jakiegoś, przypadkiem zaczytanego bloga czy strony internetowej:
Ani trochę nie współczuję ofiarom lekarzy

Tekst z bloga Jestem za, a nawet przeciw.

Każdy z nas, jeśli oczywiście nie jest upośledzony umysłowo ani uwięziony w Guantanamo, jest w stu procentach odpowiedzialny za to, co go spotyka w życiu.

Żyjemy w Matrixie, a wszystko wokół nas to jedna, wielka iluzja, która czyni z nas niewolników systemu. Aby stać się wolnym wystarczy się przebudzić, a co jeszcze ważniejsze: PRZESTAĆ SIĘ BAĆ!

Zdecydowana większość ludzi pogrążona jest w lunatycznym śnie i śni koszmarny sen wariata. Każdy nieświadomy praw duchowych człowiek żyje jak zombie, nie mając pojęcia o tym, że jest niewolnikiem i owcą stadną przeznaczoną do strzyżenia, dojenia i zabijania. Na całe szczęście nieszczęścia chodzą po ludziach, bo nic tak skutecznie nie budzi ze stanu hipnozy jak dramatyczne zdarzenia. Jak napisał Steven Arroyo: najbardziej nieświadomi ludzie muszą doświadczyć najstraszniejszych zdarzeń. Dlatego nie istnieje ani dobro, ani zło, bo nigdy nie wiemy, co jest dla nas dobre, a co złe. Czasem to, co najgorsze okazuje się najlepszym, co mogło daną osobę spotkać.

Dlatego nie współczuję chorym i cierpiącym, bo wiem, że będą cierpieć i chorować do czasu, aż zrozumieją, że choroba nie dotyczy ich ciała fizycznego, lecz duszy i umysłu. Jedyna droga do wyzdrowienia wiedzie przez zmianę sposobu myślenia i stosunku do świata i ludzi. Jednak wszelkie próby wytłumaczenia tego ofiarom ciężkich chorób prawie zawsze skazane są na niepowodzenie, a nawet mogą wywoływać ich agresję. Lepiej więc nie wtrącać się w ich życie, lecz pozwolić działać prawom duchowym. Siła Wyższa wie najlepiej, czego komu trzeba i czego dana osoba musi doświadczyć, żeby zmądrzeć. Czasem jest to śmierć i nic na to poradzić nie możemy.

Śmierć nie jest końcem istnienia, lecz końcem jednego etapu rozwoju i początkiem drugiego (reinkarnacja jest FAKTEM i jest na nią mnóstwo NIEZBITYCH dowodów, ale z nikim nie będę się o to kłócić ani nikomu nie dostarczę w zębach dowodów, bo nie jestem psem aportującym; chcesz dowodów, to sam ich sobie poszukaj; samodzielne poszukiwania są bardzo kształcące).

Na tej dziwnej planecie zwanej Ziemią niebo i piekło leżą tuż obok siebie, na wyciągnięcie ręki. To my sami decydujemy o tym, w którym z tych światów żyjemy. Możemy wybrać piekło choroby i pełnego cierpień „leczenia” zabijającego w majestacie prawa, męczeńską śmierć na ołtarzu dowolnej wiary: religijnej lub racjonalistycznej lub raj wolności duchowej i intelektualnej, miłości i pełnego zdrowia.

To ty decydujesz o tym, w którym z tych światów chcesz żyć. I ty ponosisz za wszystko pełną odpowiedzialność.

Nikt nie może mieć pretensji do nikogo, jeśli pod wpływem religijnej wiary, medialnej propagandy lub „dobrych rad” księdza, eksperta onkologicznego bądź cioci Kloci zrobi coś głupiego, zaszkodzi sobie w dowolny sposób lub doprowadzi się do śmierci. Nie może mieć do nikogo pretensji, bo ostateczna decyzja należy do niego i sam ponosi za nią odpowiedzialność.

Dzięki bibliotekom i pismom naukowym każdy ma nieograniczony dostęp do wszelkich możliwych źródeł wiedzy i informacji z każdej dowolnej dziedziny i może z nich zrobić właściwy użytek. Dziś, dzięki Internetowi, jest to łatwiejsze niż kiedykolwiek w dziejach ludzkości. Nie trzeba w ogóle wychodzić z domu, wystarczy tylko chcieć ruszyć tyłek sprzed telewizora i wykonać kilka kliknięć myszą.

I proszę nie powtarzać bezmyślnie za „racjonalistycznymi” użytecznymi idiotami, że „w internetsach to są same śmieci”. Tej wymówki nie kupuję. W Internecie można znaleźć wszystko to, co wydrukowano w papierowych książkach oraz poważnych pismach naukowych plus całe mnóstwo zakazanej, nielegalnej i niewygodnej dla decydentów wiedzy, która nigdzie nie została wydrukowana, ponieważ została wycięta nożycami cenzora, jako nieodpowiednia dla celowo utrzymywanych w głupocie ludzkich owieczek.

Bóg cię po to obdarzył rozumem, byś miał gdzie szukać ratunku – Ali Ibn Abi Talib

Bóg dał Ci mózg, żebyś myślał i wolną wolę, żebyś się nią kierował. Jeśli oddajesz innym władzę nad swoim losem i pozwalasz im decydować za siebie, sam jesteś winien, jeśli wpadniesz w poważne tarapaty.

Nikt nie ma obowiązku polegać ślepo na żadnym autorytecie, ani wierzyć bezkrytycznie religijnemu przywódcy. Jeśli to robi, to znaczy, że siebie samego uważa za bezmózgiego idiotę i osobę niezdolną do posługiwania się inteligencją.

Wiem, że to co piszę niektórym może wydawać się herezją.

Przecież po to mamy Kościół z Dekalogiem, żeby prowadził nas prosto ku zbawieniu.

Po to mamy medycynę, żeby nas leczyła i ratowała od śmierci.

Po to mamy ekspertów z każdej dziedziny życia, żebyśmy nie pobłądzili w gąszczu fałszywych teorii.
Każdy kij ma dwa końce.

Brak uregulowań rodzi ryzyko bezprawia i nadużyć ze strony przeróżnych szarlatanów.

Nadmiar uregulowań to dzieło psychopatów, którzy dla władzy i pieniędzy nie cofną się przed niczym, np. przed kłamstwem, korupcją i szantażem, a w końcu przed wprowadzeniem ustroju totalitarnego. Bo psychopata żyje tylko po to, żeby przejąć kontrolę nad światem, a ludzkość zamienić w armię tępych niewolników.


Nowy Porządek Świata to wymyślona przez paranoików teoria spiskowa?

Człowiek myślący musi zdawać sobie sprawę z takich zagrożeń i w każdym ustroju społecznym zachowywać czujność.

Nie piszę tego, żeby straszyć, lecz po to, żeby uświadomić Wam wartość INFORMACJI. Wiedza uchroni Cię przed spiskami (a nie „teoriami”!!!) takich ludzi jak James Buchanan, Zbig Brzeziński i cała zgraja innych cwaniaków (więcej autentycznych cytatów tych drani znajdziesz w lewej kolumnie bloga).

Nadmiar podejrzliwości prowadzi do paranoi, ale jej zupełny brak świadczy o braku instynktu samozachowawczego i o zwyczajnej głupocie. A to grozi unicestwieniem.

Z wyżej wymienionych powodów trzeba myśleć samodzielnie i na nikim bezkrytycznie nie polegać. Dlatego ani trochę nie współczuję pacjentom onkologicznym (i żadnym innym takoż). Są dorośli i sami ponoszą odpowiedzialność za to, co robią ze swoim życiem. Jeśli godzą się na okaleczanie, ból, rakotwórcze naświetlania, skutki uboczne chemioterapii, a nawet jeśli na końcu, z wyrokiem „nieuleczalni”, umierają w cierpieniu w hospicjum – robią to, bo się na to zgodzili. Nie stali przed plutonem egzekucyjnym, gdy podpisywali zgodę na leczenie, a to znaczy, że nikt ich do niczego nie zmuszał.

Jeśli widząc, że „leczenie” tylko pogarsza stan ich zdrowia nie zrobili nic i nawet nie próbowali się ratować, to znaczy, że z pełną świadomością zrzekli się odpowiedzialności za swój los i życie.

I ja to proszę państwa w pełni szanuję. Nawet bardzo. I szczerze podziwiam. Nie rozumiem takiej postawy, ale ją akceptuję.

Bunt rodzi się we mnie tylko wtedy, kiedy myślę o chorych na nowotwory dzieciach, bo jeśli mają głupich i bezwolnych rodziców, skazane są na cierpienie i śmierć w majestacie prawa. Wprawdzie Konstytucja gwarantuje rodzicom prawo do decydowania o losie dzieci, co więcej ani w Konstytucji, ani w Kodeksie Karnym nie ma nakazu przymusowego leczenia w razie choroby, ale praktycznie nikt nie korzysta z tych praw, ponieważ ludzie nie mają ani świadomości, że prawo ich chroni, ani wiedzy o tym, że są alternatywne, bezpieczne i o wiele skuteczniejsze metody leczenia (jakby ktoś pytał: PRZEZ LEKARZY, a nie czarownicę w bagnie). A co gorsze, są tak przerażeni diagnozą, że przestają myśleć i godzą się na wszystko. Dlatego, w przypadku gdy u dziecka stwierdza się nowotwór, jest ono kierowane do szpitala i niemal pod przymusem, a w każdym razie pod wpływem lęku i pod bardzo silną presją psychiczną, rodzice podpisują zgodę na leczenie i wszelkie zabiegi, jakie lekarze uznają za konieczne.


Liczy się tylko pieniądz

Bandyci z Big Pharma chcą Twojego ciała, bo chcą na nim zarabiać. Chcą wstrzykiwać w nie chorobotwórcze (rakotwórcze i zawierające rtęć) szczepionki i poddawać je nieuzasadnionym operacjom chirurgicznym już od dnia narodzin (obrzezanie) oraz chemicznemu „leczeniu”, nawet jeśli jesteś zdrowy lub gdy tylko istnieje cień możliwości, że możesz być chory. Medycyna wespół z mediami wytwarzają psychozę lęku przed chorobami i epidemiami, dzięki czemu ludzie uwierzyli, że szczepienia są konieczne, a rak jest chorobą powszechną i nieuleczalną. Ludzie uwierzyli w mit „wczesnej wykrywalności” i związaną z tym konieczność samobadania (np. piersi) oraz regularnego poddawania się badaniom okresowym. Wystarczy maleńki guzek, nieznaczna zmiana na zdjęciu lub małe wahnięcie w wynikach badań, żeby pacjent wpadł w panikę i był gotów na wszystko, co zleci mu jego lekarz.

A przecież wystarczy chwilkę pomyśleć


Jakim cudem wciąż istniejemy jako gatunek?



A teraz małe ćwiczenie: pomyśl przez chwilę i policz, ilu osobom z Twojego otoczenia niepotrzebnie wycięto wyrostek robaczkowy, pierś, węzły chłonne, tarczycę lub cokolwiek innego? Może znasz kogoś, komu pozostawiono w brzuchu nożyczki, gazę lub inne przedmioty? A może znane ci niemowlę chorowało ciężko, a nawet zmarło po szczepieniu?

Albo inaczej: czy potrafisz wskazać kogoś, kogo naukowa medycyna XXI wieku skutecznie wyleczyła z cukrzycy, nadciśnienia, choroby obturacyjnej płuc lub marskości wątroby (przeszczepy się nie liczą)? Mówiąc o „wyleczeniu” mam na myśli stan powrotu do pełnego zdrowia i całkowite odstawienie wszelkich leków. No, jak ci idzie udzielanie odpowiedzi na moje pytania?


Za ignorancję płaci się najwyższą cenę

Trochę rozumiem ludzi, a trochę nie. Rozumiem, bo wszyscy wokół przekazują sobie mrożące krew w żyłach opowieści o chorych na raka znajomych i krewnych, którzy przeszli istne piekło kuracji, późniejszych wznów i ponownych kuracji, po czym zmarli w męczarniach w hospicjum. Wizja doświadczenia podobnego losu jest przerażająca. Ale jeszcze bardziej nie rozumiem, dlaczego ludzie nawet nie próbują szukać alternatywnych rozwiązań, skoro powszechnie stosowane prowadzą na niemal pewną śmierć. Wystarczy zapoznać się ze statystykami uleczalności raka (a raczej jej braku), żeby postukać się w głowę i dojść do wniosku, że coś tu się nie zgadza. Mimo tego całego straszenia człowiek dorosły i w miarę rozgarnięty ma przecież swobodny dostęp do alternatywnej wiedzy i może z niej skorzystać.

Dlaczego tego nie robi? No? DLACZEGO???

Odpowiada mi głucha cisza


Głupota zabija

Oto dowód: tekst zaczerpnięty z bloga pewnej chorej na raka dziewczyny. Wyjaśnia ona, dlaczego nie da się nabrać na żadne alternatywne metody leczenia, a zwłaszcza na dietę dr Gersona:

Podam Wam przykład – dieta Gersona. Należy ona do najbardziej znanych propozycji antyrakowych, jest dobrze opisana, są ośrodki, w których metodę się stosuje. Sama fachowość, czołówka listy metod alternatywnych. Popytałam o nią specjalistów i oto czego się dowiedziałam.

Kwestia wyciskarki do soków sprzedawanej za ciężkie pieniądze. Absolutnie musi być taka jaką zalecają, z ceramicznymi wałkami, bo tylko ona nie zabija potrzebnych składników owoców i warzyw. Otóż specjalistka wyjaśniła mi, że maszynę zaprojektował dr Gerson kilkadziesiąt lat temu. A to oznacza, że nie było wówczas magicznej stali nierdzewnej. Metalowe wałki były najzwyczajniej w świecie niezdrowe, bo cząsteczki metali dostawały się do jedzenia, więc dr Gerson słusznie wymyślił, że należy wprowadzić ceramiczne. Tyle, że w dzisiejszych czasach nie ma to żadnego znaczenia, który to szczegół jakoś na ogół umyka specjalistom od diety.


Koniec wywodu. Jeśli ktoś sądzi, że jest to „fragment wyrwany z kontekstu” wyjaśniam, że bynajmniej. To jest całość. Koniec. Kropka. To jest dosłownie zacytowany powód, że osoba ta nie ma zaufania do metody Gersona z powodu (rzekomo) ceramicznych wałków. Prawda jednak jest taka, że dziś wszystkie wyciskarki do soków stosowanych w terapii Gersona są robione ze stali nierdzewnej. Tak, ze stali nierdzewnej, a nie z ceramiki! Ale nawet gdyby były ceramiczne, to jaka logika stoi za tym dziwacznym wywodem? Nie będę się leczyć sokami tylko dlatego, że 60 lat temu zaprojektowano ceramiczne wałki, które dziś są przeżytkiem? Czyżby ta panna wierzyła, że leczy ceramika lub stal, a nie soki?

I jeszcze taki kwiatek:

Ja, na przykład, przy wzroście 168 zazwyczaj ważyłam 55kg. Teraz moja waga waha się między 48, a 51kg. W dodatku guz uciska żołądek, co sprawia, że jestem w stanie zjeść na jeden raz tyle co kot napłakał. W tej sytuacji ja nie mogę się żywić sokami owocowymi i gotowanymi warzywami, bo najzwyczajniej w świecie zniknę. Fakt, że razem z chorobą, ale jakoś mnie to nie pociesza. Ja muszę wpierniczać setki kalorii żeby jakoś się tuczyć, a przynajmniej nie chudnąć.

Jakaż to dieta zapewnia owe tuczące “setki kalorii”? Jak mniemam są to słodkie, maślane drożdżówki ze śnieżnobiałej mąki pszennej. Ciekawe, co na to onkolog? Ach, zapomniałam, onkolodzy nie znają się na zdrowym żywieniu, bo to nienaukowe.

Okazuje się, że takie rzeczy jak węglowodany i cukry powinny w ogóle zniknąć z naszego “jadłospisu”. Jest to o tyle poważne, że nowotwór po prostu rozwija się i to bardzo szybko głównie dzięki właśnie węglowodanom i cukrom. - Marek Kidziński, autor książki “Jak w 90 dni pokonałem raka?“


Ratunkiem dla chorego może się okazać wyrok śmierci

Tak, dokładnie: WYROK ŚMIERCI wydany przez onkologów, którzy oświadczają pacjentowi, że już nic więcej dla niego zrobić nie mogą, więc żadne błagania o chemię i naświetlanie nie pomogą. Koniec, nie ma o czym gadać, wypisujemy panu / pani skierowanie do hospicjum, żegnamy, papa, proszę nas w d
pocałować.

Tak zdradzony pacjent (ale nie łudźcie się, że każdy, bohaterka w.w. bloga tego nie zrobiła i oczywiście zmarła!) w końcu budzi się ze stanu zombicznego i zaczyna myśleć. Wydaje się to trochę spóźnione, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. Jeśli pozostała w nim choć iskierka nadziei i ducha walki zaczyna szukać ratunku zupełnie gdzie indziej. Skoro onkolodzy go odtrącili i z zimną obojętnością skazali na śmierć, zwraca się do „szarlatanów”, w ostatniej nadziei, że u nich znajdzie pomoc. I często znajduje. Proszę mi wierzyć, są udokumentowane przypadki wyjścia z całkowicie beznadziejnego stanu.

Na Reality TV niedawno nadawano serię filmów dokumentalnych pt. „Nieuleczalni”. Pacjenci porzuceni przez onkologię, z wyrokiem pewnej i szybkiej śmierci w hospicjum opowiadali tam, jak zamiast biernie czekać na wyrok losu, postanowili wykorzystać cień ostatniej szansy i spróbować metod alternatywnych, „nienaukowych” i „szarlatańskich”. Jedna z kobiet wybrała dietę makrobiotyczną. Zgłosiła się do specjalisty, który skomponował jej jadłospis i stale kontrolował postępy w zdrowieniu, korygując dietę zależnie od jej aktualnego stanu zdrowia. Pacjentka zaczęła dochodzić do zdrowia w tak szybkim tempie, że zdumiewało to jej rodzinę. Kiedy wkrótce potem, w wieku 41 lat zaszła w ciążę wszyscy doradzali jej aborcję. Lekarze straszyli wznową, a przyjaciele obawiali się, że ciąża może ją zabić. Ona jednak postanowiła nikogo nie słuchać i udała się do kaplicy, aby się pomodlić. Tam spłynął na nią doskonały spokój, więc umocniła się w przekonaniu, że jej decyzja jest słuszna. Ciąża przebiegała bez komplikacji i zakończyła się urodzeniem zdrowego syna. Dziś chłopak na ponad 20 lat, matka i syn są zdrowi i oboje cieszą się życiem i szczęściem.

Takich opowieści było tam mnóstwo. Ponieważ mamy kryzys można się spodziewać, że serial będzie wielokrotnie powtarzany, chyba, że onkolodzy załatwią zakaz jego emisji. Ale bądźmy dobrej myśli


Organizm ma wielką zdolność przywracania homeostazy. Nie potrzebuje do tego ciężkiej chemii ani żadnych poważnych ingerencji. Nie należy mu w tym przeszkadzać, jedyną dopuszczalną metodą jest delikatne wspomaganie dietą lub informacją (homeopatia).


Na zakończenie fragment „Samokrytyki lekarza medycyny konwencjonalnej”:

Spoglądając wstecz na swój sposób myślenia i podejścia do zdrowia i choroby zdałem sobie sprawę, że:

1. Byłem agresywny. Zakładając, że życie to ciągła walka o przetrwanie oraz że życie ludzkie to najwyższa wartość, nie miałem żadnych wątpliwości używając całego arsenału broni przeciwko wszystkiemu, co uznałem za najeźdźcę lub agresora, choć i oni byli przejawami życia. [Dzięki makrobiotyce nauczyłem się, że nasz „wróg” może być naszym dobroczyńcą i że może zmienić się w naszego najlepszego sprzymierzeńca. Odkąd stałem się makrobiotykiem nie drażnią mnie nawet komary. Teraz widzę, że moje paranoidalne, agresywne i militarne podejście do życia miało swoje źródło w jadaniu produktów zwierzęcych (zwłaszcza mięsa i jajek)].

2. Myślałem, że życie to skomplikowany proces biochemiczny, w którym mogą nastąpić nieprzewidziane reakcje. Im więcej poznawałem szczegółów, tym bardziej potwierdzały one moje poglądy. Nie miałem możliwości konfrontacji z innymi poglądami. I tak miałem dużo roboty z przyswajaniem złożoności teorii, którą wyznawałem. [Takie fragmentaryczne, czysto ANALITYCZNE i skomplikowane spojrzenie na świat spowodowane i spotęgowane było konsumpcją żywności sztucznie oczyszczonej (białej mąki i cukru), przemysłowo przetworzonej, z dodatkiem konserwantów, rozdrobnionej (np. jadanie tylko niektórych części owoców), a zupełnym brakiem prostego, zdrowego, podstawowego pożywienia].

3. Myślałem, że jestem istotą myślącą. Kiedy Michio Kushi poprosił mnie, abym prosto, lecz wyczerpująco zdefiniował pojęcie miłości, pokoju, wolności, szczęścia, prawdy, zdrowia, choroby, życia, mogłem tylko podawać cytaty z książek i nie zastanawiałem się, dlaczego nie mogłem znaleźć właściwych definicji w encyklopediach, czy też tworzyć ich samemu. Myślałem, że odpowiedź na te pytania wymaga rzadkiej umiejętności i jest prawem przynależnym tylko mistrzom filozofii. [Moje studia filozoficzne w szkole medycznej nie były ani rozległe, ani głębokie; przedstawiono nam w zarysie poglądy tylko niektórych filozofów Zachodu oraz wyjaśniono logikę arystotelesowską. Dopiero teraz w pełni widzę, jak płytko myślimy po tego rodzaju edukacji. Umiemy jedynie podawać niekompletne, niejasne i zawiłe definicje, a te zmieniają się z dnia na dzień. Wybrałem się kiedyś do mojego byłego profesora filozofii i poprosiłem o podanie definicji. Uśmiechnął się, ale odpowiedzi nie usłyszałem. Dzięki makrobiotyce zrozumiałem, że ten brak głębi, umiejętności i precyzji myślenia ma dużo wspólnego z nie przeżuwaniem pełnych produktów naszej diety; innymi słowy z nie wykorzystywaniem naszych zębów „mądrości” w takim celu, do jakiego zostały przeznaczone, tzn. do dokładnego przeżuwania pełnych zbóż. Jedząc pełne zboża i przeżuwając je dokładnie zauważymy, iż zaczniemy poszukiwać, i to poszukiwać pełnej odpowiedzi, w której będzie też miejsce na te szczegóły, które już znamy. Zauważymy, że logika Arystotelesa to w pełni lustrzane odbicie logiki w kategoriach Yin Yang, a to z kolei to dynamika samego życia, wszystkich w nim zmian].

4. Widzę teraz, że ja i moi koledzy dumni byliśmy, iż korzystamy z osiągnięć współczesnej medycyny oraz na tyle naiwni, aby wierzyć, że medycyna ta pewnego dnia pokona wszystkie choroby. [Teraz zdaję sobie sprawę z tego, iż człowiek dumny znajduje się na krawędzi upadku, a cały postęp – jeżeli nie jest w harmonii z życiem samym – jest w rzeczywistości regresją, a przynajmniej, że każdemu osiągnięciu towarzyszy pewnego rodzaju regresja. Duma i naiwność to czarujące, młodzieńcze cechy, szczególnie spotęgowane konsumpcją mleka, jego przetworów i cukrów prostych].

5. Byłem przekonany, że jedynie „metodą naukową” można właściwie badać naturę. Z wyższością patrzyłem na dogmatyczne religijne i metafizyczne metody terapii, w rzeczywistości wykazując taki sam dogmatyzm w swojej dziedzinie.


Jakie jest biologiczne tło takiego dogmatyzmu? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam do rozstrzygnięcia każdemu osobiście.

Jeśli świadomie lub podświadomie dominują w nas agresja, pomieszanie, duma, naiwność i fanatyzm, oczywistym jest, że nie patrzymy na siebie krytycznie. Patrzymy uparcie tylko na to, co osiągnęliśmy (wydłużenie życia, zlikwidowanie tego, czy tamtego), ale nie zawsze widzimy, jakim kosztem zostało to osiągnięte i jakie skutki uboczne przyniosło: zwiększającą się zachorowalność, coraz to nowe, poważne choroby, zwiększenie długości życia oznaczające utrzymanie przy życiu, a nie przywrócenie zdrowia i szczęścia.

Ponieważ my nie patrzymy krytycznie na siebie, krytyka musiała przyjść z zewnątrz. Pierwsza nadeszła ze Wschodu. Była nią praca całego życia George Ohsawy. Jednakże jego pouczenia nie były wyrażone we właściwym języku – nie były one sprawdzalne eksperymentalnie ani zilustrowane danymi statystycznymi. Do tej pory miały one niewielki wpływ na kierunek rozwoju współczesnej medycyny. Ponieważ nie ufamy nikomu tylko sobie i naszym metodom, jak możemy poświęcić Ohsawie odrobinę naszej cennej uwagi?

Oczywiście, dopóki nie zaczniemy się odżywiać według zasad makrobiotyki, trudno nam będzie zrozumieć, a nawet wyobrazić sobie logikę i siłę makrobiotyki. Ale też, jeżeli nie będziemy myśleć „holistycznie”, trudno nam będzie jeść właściwie. Czy zatem nie ma wyjścia? Według zasady Yin-Yang można zacząć od postępowanie przeciwnego do dotychczasowego: zacząć słuchać, zamiast mówić, patrzeć na całość zamiast na poszczególne części, myśleć: „Nie wiem zbyt wiele” zamiast „Wiem dużo”. W taki oto sposób można zobaczyć pełny obraz życia i doświadczyć go.

Marc Van Cauwenberghe

Ten film gościł w moim blogu niezliczoną ilość razy, ale obawiam się, że wciąż są tacy, którzy jeszcze go nie widzieli. Jeśli tak, to KONIECZNIE powinni to obejrzeć.



http://zdrowiewnaturze.wordpress.com/20 ... m-lekarzy/
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » niedziela 17 lis 2013, 20:34

Zachęcam do zapoznania się z tym artykułem >>.
Napisany jest trochę dosadnie ale dobrze uwypukla obłudę machiny farmaceutycznej i innych. :D
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Thotal » piątek 29 lis 2013, 22:54

Skutkiem KONWENCJONALNEJ medycyny była śmierć mojej matki...

Ja też jestem za, a nawet przeciw.



Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » sobota 30 lis 2013, 15:55

Posty o lekarstwach, które zabijają przeniosłem do: Niebezpieczne lekarstwa >>.
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » sobota 30 lis 2013, 21:06

Na miejscu będzie chyba zamieszczenie w tym temacie poniższego streszczenia rozwoju przemysłu farmaceutycznego (choć obszerny to wart przeczytania):

Lekarstwo na raka?

Diagnoza: rak, czyli nowotwór złośliwy, od zawsze oznaczała wyrok śmieci. Jedyne, co mógł w tym wypadku zrobić lekarz, to przewidzieć, ile jeszcze życia choremu pozostało. W tej sytuacji duże wzięcie miały przeróżne cudowne specyfiki, produkowane przez rozmaitych znachorów, szarlatanów i hochsztaplerów. Z reguły były to nieszkodliwe nalewki, w skład których rzekomo wchodziły części roślin, zwierząt lub minerały – korzeń mandragory czy żeń-szenia, kwiat paproci, wilcza jagoda, czarcie ziele, koci pazur, język jaskółki, ogon ropuchy, śluz ślimaka, utarta grzechotka grzechotnika czy sproszkowany róg jednorożca. Nierzadko w ich skład wchodziło mumio1, a także sproszkowane kości jakiegoś świętego, mającego na swym koncie cudowne uzdrowienia.

Bez względu na skład, wszystkie cudowne eliksiry mają cztery charakterystyczne cechy:

1. Muszą pochodzić z dalekich egzotycznych krain, a więc powinny mieć specyficzne, najlepiej
trudne do wymówienia nazwy, albo przynajmniej nazwy łacińskie.
2. Muszą mieć gorzki, cierpki albo przynajmniej nieprzyjemny smak, który po zażyciu ma być
długo odczuwany.
3. Muszą zawierać długą listę świadectw uleczeń wielu chorób, w tym koniecznie raka.
4. Muszą być sprzedawane w niewielkich ilościach (jak na lekarstwo), ale za to powinny być drogie albo bardzo drogie. Jest bowiem coś takiego w pacjencie, że najbardziej pomagają mu leki, których jest najmniej, ale za to są najdroższe. Pod tym względem wszyscy pacjenci są tacy sami.

Seneca oil czyni cuda

W latach trzydziestych XIX wieku domokrążca2 William Rockefeller3 sprzedawał cudowny eliksir seneca oil – olej (Indian) Seneca4. Owym specyfikiem była popularna po dziś dzień w niekonwencjonalnym lecznictwie nafta organiczna, którą William sam filtrował z ropy naftowej. Lek należało stosować trzy razy dziennie po 5 kropli na łyżkę cukru. Seneca oil był reklamowany jako cudowny lek na wszystkie choroby, przede wszystkim na raka. Seneca oil nie był tani, gdyż jedna buteleczka kosztowała 15 dolarów (co odpowiada dzisiejszemu tysiącowi dolarów), mimo to specyfik cieszył się dużą popularnością.

Obrazek

W roku 1835 William Rockefeller ożenił się z Elizą Davison. Małżonkowie zamieszkali w Richford w stanie Nowy Jork, gdzie urodziło im się sześcioro dzieci. Ich źródłem utrzymania była produkcja i sprzedaż seneca oil, na którym dorobili się niewielkiego majątku. Przez dwadzieścia lat wszystko szło gładko, ale w roku 1856 jakiś niezadowolony klient, któremu żona zmarła, mimo iż wydał sporo pieniędzy na seneca oil, doniósł do lokalnej gazety, że ten lek to zwyczajne oszustwo. Po ukazaniu się artykułu sprawą zainteresował się amerykański urząd podatkowy. Williamowi groziło więzienie, więc uciekł do Kanady, zmienił nazwisko na Levingston i tylko co jakiś czas odwiedzał Elizę i dzieci.

Także Eliza z szóstką dzieci musieli zmienić miejsce zamieszkania, ze względu na sensację, jaką była ucieczka Williama, którą odczytano jako przyznanie się do winy. Rodzina najpierw przeniosła się do Owego w stanie Nowy Jork, a następnie do Cleveland w tym samym stanie. Prawdopodobnie chodziło o to, że stan ten graniczy z Kanadą, a więc Williamowi łatwiej było odwiedzać rodzinę. Dlatego właśnie w Cleveland, które miało się stać jednym z centów przemysłu Stanów Zjednoczonych, pierwsze szlify w biznesie zdobywał przyszły twórca potęgi Standard Oil – John D. Rockefeller5.

Za radą ojca, John nie zamierzał studiować. Ukończył jedynie szkołę zawodową, w której poznał podstawy rachunkowości, prawa i bankowości. Jako szesnastolatek został zatrudniony w firmie Hewitt & Tuttle na stanowisku asystenta księgowego. Po roku rozpoznawania działalności firmy od strony finansowej John doszedł do wniosku, że sam może założyć własną działalność.

Siedemnastolatkowi żaden bank nie udzieliłby kredytu, ale były pieniądze zarobione na seneca oil. Ponoć matka wręczyła Johnowi pieniądze na założenie firmy z życzeniem: – „Niech ci służą, bo one mają służyć tobie, nie ty im.” Tą dewizą John kierował się przez resztę życia. Część pieniędzy pożyczył mu ojciec (ponoć na 10%) i do spółki z niewiele odeń starszym Anglikiem Mauricem Clarkiem założyli firmę Clark & Rockefeller, handlującą zbożem, nawozami, narzędziami rolniczymi i artykułami gospodarstwa domowego.

Clark & Rockefeller przynosiła dochody, ale nie takie, na jakie liczył John D. Rockefeller, toteż w roku 1862 sprzedał swoje udziały, zaś pieniądze zainwestował w budowę rafinerii, której pomysłodawca, chemik Samuel Andrews, opracował lepszy i tańszy sposób rafinacji ropy naftowej. Nowa firma przyjęła nazwę Standard Oil. Wspólnicy podzielili role – Andrews zajmował się technologią produkcji, zaś Rockefeller przysparzaniem zysków.

Zasadniczym obciążeniem, wpływającym na cenę zbytu, był wysoki koszt transportu samochodowego do rafinerii w Cleveland (40 centów za baryłkę) oraz rafinowanego oleju do Nowego Jorku (2 dolary za baryłkę). Rockefellerowi udało się wynegocjować z koleją umowę gwarantującą przewóz sześćdziesięciu samochodów dziennie, co zmniejszyło koszt transportu do 35 centów do rafinerii oraz 1,3 dolara do Nowego Jorku. Umowa zawierała klauzulę wyłączności, w związku z czym kolej nie mogła przewozić produktów innych firm, poza Standard Oil. Tym sposobem Standard Oil mógł zaproponować konkurencyjne ceny, zaś konkurenci mogli albo dać się przejąć przez Standard Oil, albo splajtować. Pierwsza rafineria przejęta przez Standard Oil należała do Williama Rockefellera – brata Johna, który biznesmenem został także dzięki pieniądzom zarobionym na seneca oil.

W roku 1870 John wykupił za milion dolarów udziały Andrewsa, któremu nie podobała się polityka firmy wykorzystująca monopolistyczną pozycję do zawierania korzystnych umów, dyktowania cen i przejmowania konkurencji. Firma zmieniła nazwę na Standard Oil Company i stała się firmą rodzinną Rockefellerów, na razie dwóch braci – Johna i Williama. Do roku 1873 firma przejęła 22 z 26 rafinerii w Cleveland i kontrolowała 10% przeróbki ropy naftowej Stanów Zjednoczonych. W wyniku dalszych przejęć do końca lat 70. pod kontrolą Standard Oil Company znalazło się 95% przemysłu rafineryjnego Stanów Zjednoczonych.

W latach 80. XIX wieku firma wkroczyła na rynki Azji i Europy Zachodniej, na których sprzedawała więcej ropy naftowej, niż w USA. Tym sposobem Standard Oil Company osiągnął rozmiary imperium dyktującego ceny ropy naftowej w skali światowej.

Pozycja Standard Oil Company była zagrożeniem dla bezpieczeństwa energetycznego USA, toteż rząd już od lat 90. XIX wieku czynił starania podzielenia molocha, skutecznie blokowane przez lobbystów firmy. Wreszcie w roku 1911, na mocy wyroku sądu najwyższego, Standard Oil Company został podzielony na 34 mniejsze firmy. John i William Rockefellerowie na takie rozwiązanie byli przygotowani i zdążyli w każdej z nowopowstałych firm wykupić udziały większościowe dla piątki dzieci Johna i czwórki Williama. Od tego czasu decyzje dotyczące cen ropy naftowej nie są podejmowane na posiedzeniach zarządu Standard Oil Company, lecz na rodzinnych spotkaniach w posiadłościach Rockefellerów.

Stres związany z prowadzeniem tak potężnej firmy odbił się na zdrowiu jej założyciela. Jako czterdziestolatek przeżył załamanie nerwowe i zaczął tracić włosy na całym ciele. Od roku 1895 był jedynie oficjalnym prezesem Standard Oil Company, natomiast firmą zarządzał jego brat – William. W roku 1910 John D. Rockefeller oficjalnie przeszedł na emeryturę. Majątek, jaki zdołał zgromadzić, ocenia się (w przeliczeniu na dzisiejszą walutę) na 318 miliardów dolarów, co stawia go na pierwszym miejscu wśród najbogatszych ludzi w historii.

Chemizacja medycyny

John D. Rockefeller był zniesmaczony, że medycyna nie potrafiła mu pomóc, gdy podupadł na zdrowiu. Nie mieściło mu się w głowie, że najznamienitsi specjaliści z całego świata nie potrafili odpowiedzieć na proste pytanie: – Co mi jest; jaka jest przyczyna mojej choroby? – Mimo to... brali się za leczenie.

Po przejściu na emeryturę Rockefeller postanowił część fortuny przeznaczyć na działalność filantropijną (by w oczach opinii publicznej poprawić swój wizerunek bezwzględnego kapitalisty-wyzyskiwacza). Był zbyt bogaty, by poprzestać na rozdawaniu zupek dla bezrobotnych. Postanowił zrobić coś dla ludzkości, a jednocześnie dla siebie, bowiem w planie miał dożycie 100 lat, a do tego potrzebna mu była medycyna znająca przyczynę chorób, a więc potrafiąca uchronić przed śmiercią wskutek jakiejś przypadkowej infekcji.

W roku 1901 John D. Rockefeller założył Instytut Rockefellera. Pracowników szczodrze wynagradzano, laboratoria wyposażono w najnowocześniejsze urządzenia badawcze, nie szczędzono pieniędzy na badania, toteż do instytutu garnęli się najzdolniejsi naukowcy z całego świata. Takie były początki instytucji rzutującej na obraz dzisiejszej medycyny. Do tej pory aż 24 laureatów Nagrody Nobla miało ścisłe powiązania z Instytutem Rockefellera.

Po kilku latach badań na zwierzętach zaistniała potrzeba prób na ludziach. Początkowo Instytut Rockefellera wykorzystywał oddziały w nowojorskich szpitalach jako poligony doświadczalne, ale okazało się to niewygodne i mało wydajne. W roku 1910 John D. Rockefeller ufundował nowy obiekt – The Rockefeller Institute for Medical Research – Instytut Badań Medycznych Rockefellera. Nowy obiekt składał się z nowoczesnej kliniki oraz świetnie wyposażonych laboratoriów. Zatrudnienie w nim znaleźli najlepsi naukowcy z całego świata – mikrobiolodzy, wirusolodzy, immunolodzy, neurolodzy oraz (nieprzypadkowo) chemicy.

W roku 1909 Paul Ehrlich6 oraz jego asystent Sahachiro Hata7 wynaleźli arsfenaminę8. Ten związek arsenu był pierwszym lekiem syntetycznym, czyli sztucznie wytworzonym w wyniku reakcji chemicznych. John D. Rockefeller szybko zdał sobie sprawę, że właśnie leki chemiczne są przyszłością medycyny. Od tej pory chemizacja lecznictwa jest głównym kierunkiem badań Instytutu Rockefellera.

Patenty na leki wynalezione i przetestowane w Instytucie Rockefellera leżały w sejfie. Nikt nie chciał podjąć się ich produkcji, ponieważ lekarze nie chcieli wprowadzić ich do swojej praktyki z obawy, że jeśli owe nieznane dotąd leki komuś zaszkodzą, to będą odpowiadać za tak zwany błąd w sztuce lekarskiej, czyli postępowanie niezgodne z tym, czego ich uczono, a w tamtych czasach żadna uczelnia medyczna nie uczyła stosowania leków syntetycznych. Nie było nawet takich podręczników. Sytuacja wymagała rewolucyjnych zmian, więc perswazje nie wchodziły w rachubę. Rockefeller nie miał cierpliwości Pasteura, by 40 lat czekać, aż się w medycynie coś zmieni. Potrzebny był mu jakiś mechanizm nacisku, najlepiej finansowy, bo w tym czuł się najlepiej, toteż w roku 1913 zainwestował 250 milionów dolarów w Fundację Rockefellera9, której zadaniem, pod płaszczykiem bezinteresownej działalności dobroczynnej, było i po dziś jest wywieranie ekonomicznego nacisku na uczelnie medyczne, szpitale, wreszcie rządy państw, słowem kluczowe instytucje decydujące o kierunku rozwoju farmaceutyczno-medycznego przemysłu. Chciał, nie chciał – John D. Rockefeller budował kolejne światowe imperium, o wiele potężniejsze od Standard Oil.

Na pierwszy ogień poszły uczelnie medyczne, w których zaczęto uczyć z podręczników podyktowanych przez fachowców z Instytutu Rockefellera. Uczelnie, które przyjęły nowy kierunek, otrzymały nowy sprzęt badawczy, zaś uczelniom stawiającym opór, dzięki naciskom Fundacji Rockefellera, wstrzymano wszelkie dotacje, bez których szybko uległy likwidacji. Ten sam mechanizm kija i marchewki zastosowano w szpitalach, w których promowano lekarzy „nowoczesnych”, tj. niemających oporów przed wypisywaniem recept na leki syntetyczne, zaś lekarzy „starej daty”, mających opory przed serwowaniem leków chemicznych – mających większe skutki uboczne od chorób, przeciwko którym miały być stosowane – zwolniono.

John D. Rockefeller zmarł w roku 1937. Wprawdzie nie udało mu się dożyć zaplanowanej setki, ale i tak żył imponująco długo, bo 98 lat. Nie wiadomo, w jakim stopniu przyczyniły się do tego leki chemiczne, ani czy w ogóle je zażywał.

Schedę po ojcu przejął syn – John D. Rockefeller, Jr10, który główny nacisk postawił na kształcenie kadry medycznej. W tym celu przy Instytucie Rockefellera utworzył podyplomową prywatną uczelnię medyczną kształcącą przyszłych profesorów uczelni medycznych. W roku 1954 Instytut Rockefellera rozpoczął nadawanie stopnia doktoranta, zaś w roku 1965 zmienił nazwę na The Rockefeller University (Uniwersytet Rockefellera)11.

Powoli i systematycznie na wszystkich uczelniach medycznych świata zaczęto studentom wkładać do głów tę samą wiedzę. Poznikały stare, konkurujące ze sobą szkoły medyczne, zaś ich miejsce zastąpił monopol medyczny, nastawiony na sprzedaż chemicznych leków. Jednym słowem: tworzono farmaceutyczno-medyczne kartele, w których lekarze jako funkcjonariusze służby zdrowia pełnią rolę wykształconych sprzedawców leków na receptę.

Monopolizacji uległy także wszelkie normy medyczne. Dla przykładu, według tak zwanej starej szkoły przyjmowano dość luźno, że skurczowe ciśnienie krwi mieszące się poniżej 100 + wiek badanego nie wymaga leczenia. Natomiast według obecnie obowiązujących norm rockefellerowskich przekroczenie 140 mmHg ciśnienia skurczowego uznano jako patologię wymagającą leczenia. Ale to jeszcze nie było to, więc w roku 2003 obniżono graniczną wartość ciśnienia tętniczego do 120 mmHg. Tym sposobem osoby osiągające wiek emerytalny, niejako rutynowo, przechodzą na leki nadciśnieniowe, oczywiście te najnowszej generacji, a więc chemiczne. Żeby sprawa na tym się kończyła, ale gdzież tam – to jest jedynie preludium totalnego uzależnienia emerytów od leków.

Nomenklatura medyczna pierwszy lek nadciśnieniowy podany pacjentowi nazywa lekiem pierwszego rzutu, co by sugerowało, że mają nastąpić kolejne "rzuty". I tak jest w istocie, bowiem stosowane długotrwale leki chemiczne rozregulowują inne rockefellerowskie parametry krwi, to zaś tworzy konieczność wdrożenia kolejnych leków, oczywiście chemicznych – na rozrzedzenie krwi, na poziom hemoglobiny, płytek krwi, bilirubiny, żelaza, potasu, czy innych pierwiastków transportowanych we krwi. Tak więc owe zapowiedziane kolejne „rzuty” to leki chemiczne leczące szkody wyrządzone przez leki chemiczne, wśród których najpopularniejsze są leki na żołądek, dwunastnicę, nerki, wątrobę, trzustkę.

Obrazek

Poważne skutki uboczne serwowanych leków syntetycznych, często groźniejsze od chorób, przeciwko którym były przepisywane, okazały się poważnym problemem dla lekarzy świadomie narażających zdrowie swoich pacjentów na szwank. Coraz częściej bowiem spotykali się z pretensjami pacjentów, którzy po leczeniu nabawili się nowych chorób, o wiele poważniejszych od tych, z którymi zgłosili się do lekarza, licząc na jego pomoc. Odżyło wówczas zapomniane już pojęcie konował12, niegdyś określające lekarza niezbyt rozgarniętego, przepisującego każdemu choremu te same zalecenia, np. lewatywy, ciepłą kąpiel i upuszczanie krwi.

W tej sytuacji lekarze woleli raczej ograniczać ilość przepisywanych leków, co hamowało rozwój medycyny; jedna apteka wystarczała na zaspokojenie popytu na leki dla ludności małego miasta, zaś w dużych miastach w zupełności wystarczało kilka aptek. Ale i na to rockefellerowscy spece znaleźli sposób i rozmyli odpowiedzialność lekarzy na tak zwane specjalizacje, co oznacza, że na przykład kardiolog nie musi wysłuchiwać pretensji pacjenta skarżącego się na wrzody żołądka, których nabawił się zażywając leki na serce, czy mającego problemy z nerkami. Kardiolog po prostu zrzuca odpowiedzialność, czyli kieruje delikwenta do gastrologa czy nefrologa, by ten przepisał mu kolejne chemiczne leki, mające również działania uboczne, o czym pacjent przekona się niebawem.

Ludzie starej daty ze sceptycyzmem patrzyli na leki chemiczne. Na domiar złego tym sceptycyzmem zarażali swoje dzieci – że chemiczne jest złe. Przyszedł więc czas na głęboką edukację, wręcz indoktrynację społeczeństwa, począwszy od szkoły podstawowej. W tym celu, wśród wielu przedmiotów nauczania, często życiowo bezużytecznych, nie uczy się o zdrowiu. Za to uczy się dzieci, a faktycznie oszukuje, że przyczyną chorób są zarazki. Taka jest cena za to, że Fundacja Rockefellera od czasu do czasu zafunduje Ministerstwu Edukacji jakieś komputery dla szkół, w zamian za co program nauczania musi uwzględniać kierunek kształcenia13 wyznaczony przez Uniwersytet Rockefellera. Coś za coś.

Nie jest przypadkiem, że wśród licznych przedmiotów nauczania, w żadnej szkole nie ma takiego, który uczyłby hipokratejskiej profilaktyki zdrowotnej, której istotą jest zapobieganie chorobom poprzez utrwalanie prawidłowych wzorców zdrowego stylu życia. Czyż nie tego powinna uczyć szkoła? Ale gdzież tam. Szkoła wpaja dzieciom, że profilaktyka zdrowotna to... wczesne wykrycie i leczenie chorób. Jeśli do tego dodamy, że taką samą wiedzę o profilaktyce zdrowotnej mają rodzice, to otrzymujemy sztucznie wyhodowany gatunek człowieka – Homo patiens.

Taki właśnie człowiek jest medycynie potrzebny – niemyślący, owczym pędem podążający w kierunku narzuconym przez farmaceutyczno-medyczną propagandę, z pokorą przyjmujący fakt, że ulotki leków zawierają długą listę negatywnych skutków ubocznych. Zresztą „rasowi” Homo patiens w ogóle nie czytają ulotek. Jedni dlatego, że wygodniej jest nie wiedzieć, drudzy, bo zakazał lekarz (co nie należy do rzadkości). Lekarze po prostu nie lubią pacjentów niepokornych, próbujących dojść do sedna sprawy, a więc przyczyny choroby, której objawy każe im się zwalczać lekami wykazującymi o wiele groźniejsze skutki uboczne od tej choroby.

Historia chemioterapii onkologicznej

Edward Krumbhaar14 podczas I wojny światowej, razem z żoną Helen Dixon Krumbhaar, służyli w korpusie sanitarnym Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych we Francji. Krumbhaar przeprowadzał sekcje ofiar iperytu siarkowego15, zaś jego żona leczyła żołnierzy poparzonych tym chemicznym środkiem bojowym. Helen bardzo zaciekawiły liczne doniesienia chorych, że wygoiły im się kontuzje, choroby skóry oraz inne choroby, w tym także rozmaite narośle i guzy, z których część zapewne miała charakter nowotworowy.

Po powrocie do kraju w 1919 roku Krumbhaarowie postanowili zbadać przydatność iperytu w leczeniu nowotworów. Badania na zwierzętach trwały 20 lat, czyli do wybuchu II wojny światowej. Nie kończą ich konkretne wnioski dotyczące zastosowania tej substancji do leczenia nowotworów u ludzi, ponieważ Krumbhaarowie nie mieli możliwości przeprowadzenia takich prób.

W latach 1942 - 1945 lekarze SS przeprowadzili szereg eksperymentów z użyciem iperytu siarkowego, a także innych trujących substancji chemicznych, na ludziach – więźniach niemieckich obozów koncentracyjnych. Eksperymenty te miały wykazać przydatność trujących substancji chemicznych w przyśpieszeniu gojenia się ran, a także w leczeniu nowotworów.

Badając skuteczność trucizn w przyśpieszeniu gojenia się ran łamano „badanym” kości i zadawano okrutne rany, które infekowano różnymi gatunkami bakterii, albo posypywano błotem, piaskiem, trocinami, prochem czy innymi substancjami, mającymi imitować warunki, w jakich odnoszone są rany na polu walki. Następnie wstrzykiwano im substancje chemiczne i obserwowano przebieg „leczenia”. Eksperymenty te miały pomóc dowództwu – jak to określono – w odzyskiwaniu personelu wojskowego.

Wyniki tych eksperymentów wyszły na jaw podczas procesu w Norymberdze16. Wykazały one, że z wszystkich przetestowanych trujących substancji chemicznych najskuteczniejsze w leczeniu zapaskudzonych ran są sulfomilamidy17.

Lekarzy SS bardzo interesowały osoby chore na raka, na których mogli wypróbować terapeutyczne działanie iperytu siarkowego oraz innych trujących substancji chemicznych. Eksperymentom poddawano także osoby zdrowe, na których ustalano dawkę przeżyciową, czyli maksymalną dawkę danej trucizny, jaką jest w stanie przeżyć człowiek. Taki bowiem jest postulat chemioterapii onkologicznej, by podać delikwentowi maksymalną dawkę trucizny, jaką tylko zdoła przeżyć, bo wtedy komórki rakowe – jako postulatywnie najsłabsze – „powinny” zginąć pierwsze.

Wyniki eksperymentów z trującymi substancjami chemicznymi w leczeniu nowotworów nigdy nie wyszły na jaw, więc nie ma żadnej pewności, czy zakończyły się sukcesem, ani co się z nimi stało. Istnieje duże prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, że przejęli je Amerykanie, którzy bardzo byli zainteresowani wszelkimi osiągnięciami naukowymi faszystowskich Niemiec, a także ich naukowcami. Jeśli tak rzeczywiście było, to Fundacja Rockefellera, która była bardzo aktywna w pokonanych Niemczech, miała w tym przejęciu największe możliwości, a także swój własny interes.

Jak by nie było, w USPTO (Urzędzie Patentowym USA) jeszcze przed rokiem 1950 złożono kilka wniosków o ochronę patentową leków cytostatycznych – trujących substancji chemicznych, mających mieć zastosowanie w leczeniu nowotworów – wynalezionych rzekomo w laboratoriach Uniwersytetu (wówczas jeszcze Instytutu) Rockefellera. Niemalże natychmiast, bo już w latach 50. XX wieku, chemioterapia zyskała status konwencjonalnej metody leczenia nowotworów we wszystkich szpitalach na wszystkich kontynentach. Gdzie by kiedyś w medycynie tak rewolucyjna zmiana była możliwa? Pasteur musiał poświęcić aż 40 lat, by wreszcie wbić lekarzom do głowy, że powinni myć ręce, zanim zabiorą się do operowania czy odebrania porodu. To daje obraz, jak skuteczny wpływ na oblicze medycyny dnia dzisiejszego wywarło i wciąż wywiera farmaceutyczno-medyczne imperium zbudowane przez Johna D. Rockefellera, obecnie zarządzane przez jego spadkobierców.

Współczesna chemioterapia onkologiczna

W składanej niegdyś przez lekarzy Przysiędze Hipokratesa były słowa: "Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny, ani nie będę jej doradzał..." Rozwijającemu się rockefellerowskiemu imperium tak jednoznacznie sprecyzowana deklaracja była nie w smak, toteż w roku 1948 na Konferencji Genewskiej zwolniono lekarzy ze składania Przysięgi Hipokratesa i zastąpiono ją Przyrzeczeniem Lekarskim, które nie zakazuje lekarzom stosowania trucizn. Przypadek?

Powszechnie stosowane w konwencjonalnej onkologii trujące substancje chemiczne eufemistycznie18 nazywane są lekami, co jest nieporozumieniem, wręcz nadużyciem. Kolejnym nadużyciem jest nazywanie ich cytostatykami, czyli lekami cytostatycznymi19, a więc jedynie hamującymi rozmnażanie się komórek. Takie substancje wywołałyby jedynie stagnację tkanki nowotworowej, nie zaś jej zniszczenie, co jest celem samym w sobie chemioterapii onkologicznej. W rzeczywistości stosuje się kombinację rozmaitych substancji cytotoksycznych, czyli ewidentne toksyny niszczące, a przynajmniej uszkadzające komórki. Oczywiście nie tylko komórki nowotworowe, lecz wszystkie komórki, a więc także zdrowe komórki „leczonego” organizmu. Inaczej być nie może!

Obrazek

Z powodu braku jakiejkolwiek cytotoksycznej wybiórczości chemioterapia onkologiczna wykazuje niezwykle szeroki zakres działań niepożądanych względem wielu układów, związanych z toksycznym wpływem na tkanki zdrowe. Szczególnie narażone na owe działania niepożądane są układy: krwiotwórczy, krwionośny, odpornościowy, pokarmowy, nerwowy i moczowy. Organy, które najczęściej ulegają toksycznemu wpływowi chemioterapii, to: wątroba, nerki, mięsień serca, płuca oraz gonady (jajniki, jądra). Ponadto leki przeciwnowotworowe wykazują właściwości embriotoksyczne (uszkadzające zarodek), teratogenne (uszkadzające płód), mutagenne (zmieniające materiał genetyczny), a także onkogenne (rakotwórcze). W obliczu rzeczywistych niepożądanych skutków ubocznych łysienie jako charakterystyczny objaw chemioterapii nowotworów wydaje się być niewiele znaczącą błahostką.

Nigdy nie przeprowadzono jakichkolwiek badań na próbie kontrolnej, której podano by placebo. Nie ma też żadnych dowodów, że okaleczani chemioterapią żyją cokolwiek dłużej od leczonych metodami niekonwencjonalnymi, nieuznawanymi przez rockefellerowskie władze medyczne, czy też nieleczonych w ogóle. Jedno jest pewne – jeśli umierają to godnie, bez tych strasznych tortur, jakich doznaliby poddając się konwencjonalnej chemioterapii. Mimo to chemioterapia od ponad pół wieku jest tak zwaną konwencjonalną metodą leczenia nowotworów. Dlaczego tak jest? Jedynym powodem wydają się być patenty, w zdecydowanej większości należące do spadkobierców Johna D. Rockefellera.

Patenty na leki, a więc także chemioterapeutyki onkologiczne, wygasają po 20 latach, toteż trzeba wynaleźć jakiś nowy specyfik, by zastąpić wycofany z produkcji. W lecznictwie używa się około 40 preparatów przeciwnowotworowych, co oznacza, że średnio co pół roku jakiś stary preparat zostaje wycofany z produkcji, zaś jego miejsce zastępuje nowy. Na ogół nowy preparat niewiele różni się od starego – ma inny kolor albo zmieniony jakiś składnik, czy też większe stężenie, na co by wskazywało rzeczywiste działanie, gdyż do prawdy dojść nie sposób, ponieważ technologia produkcji jest objęta (i owiana) największą tajemnicą.

Rzekome wielkie wydatki na wynalezienie nowego leku to oczywiście fikcja. Największe wydatki są przeznaczone na reklamę mającą przekonać, że nowy lek jest lekiem nowej generacji, a więc otwiera nowe perspektywy w trudnej walce z rakiem. Potem jest tak samo jak było, aż kolejny patent wygaśnie i jego miejsce zastąpi nowy lek. I tak co jakieś pół roku w środkach masowego przekazu pojawia się sensacyjna wiadomość o wynalezieniu nowego leku przeciwnowotworowego, oczywiście nowej generacji, dającego lepsze perspektywy pacjentom onkologii. Potem znów jest tak samo, aż za pół roku pojawia się sensacyjne doniesienie, że naukowcy wynaleźli... no co? Oczywiście kolejny cudowny lek przeciwnowotworowy; kolejny seneca oil – ropę leczącą raka, na której można nieźle się obłowić. Bo pieniądze to wiadomo – władza. Im większe pieniądze, tym większa władza, więc najkorzystniej jest skupić te atuty w jednym ręku.

Skutkiem ubocznym konieczności odnawiania patentów na leki jest wpojenie społeczeństwu przekonania o rzekomym stałym postępie w lecznictwie w ogóle, a w leczeniu raka szczególnie, więc każdy może sobie spać spokojnie, bo gdyby tak trafiło na niego, to coraz nowsze (no i oczywiście coraz lepsze) chemioterapeutyki będą już tak doskonałe, że wyleczenie raka okaże się po prostu błahostką.

Obrazek

Nowy lek (bo zastępujący stary) jest, rzecz jasna, lekiem nowej generacji (cokolwiek to znaczy) i jako taki nie może być tani. Toteż leki nowej generacji są drogie albo bardzo drogie, co jest o tyle nieuzasadnione, że są to leki chemiczne. Wszak ich produkcja niczym szczególnym nie różni się od produkcji proszku do prania, styropianu, kwasu do akumulatorów, nawozów sztucznych, czy innych produktów syntetycznych, otrzymywanych w procesie chemicznego przetwórstwa ropy naftowej. Skąd to uprzywilejowanie syntetyków sprzedawanych w aptekach? Najwyraźniej seneca oil – ropa lecząca raka – wciąż ma inne właściwości od zwykłej ropy.

Jedyny postęp, jaki się dokonał przez przeszło pół wieku konwencjonalnej terapii przeciwnowotworowej, to postęp w diagnostyce pozwalający wykryć zmiany nowotworowe jeszcze w niegroźnej fazie przedrakowej, które nie wiadomo kiedy ani czy w ogóle by się uzłośliwiły. Są one stosunkowo łatwe w leczeniu, więc podnoszą o kilka miesięcy statystyczną przeżywalność leczonych konwencjonalnymi metodami. Na tej kruchej podstawie wywierany jest na chorych olbrzymi nacisk – zarówno ze strony medycyny, jak i najbliższych Homo patiens. Jakoś nikomu nie przyjdzie do głowy, że z każdej sytuacji są co najmniej dwa wyjścia, więc nie ma najmniejszego sensu wybierać akurat to najbardziej szkodliwe. Społeczeństwo najwyraźniej zatraciło instynkt obronny. Jest to efekt wielopokoleniowej rockefellerowskiej indoktrynacji, w wyniku której ludzie nie są w stanie ocenić rzeczywistości – ocenić szans i zagrożeń – więc owczym pędem poddają się barbarzyńskim metodom, zwanym konwencjonalną chemioterapią przeciwnowotworową.

Dlaczego nie ma i nie będzie leku na raka

Jedyny w swoim rodzaju; niepowtarzalny; unikalny; unikatowy – taki właśnie jest nowotwór, czyli nowy twór powstały wskutek przypadkowych przeobrażeń równie unikatowego kodu genetycznego komórki. Wprawdzie medycyna po swojemu przypisuje je do określonych grup – nowotwory przełyku, oskrzeli, płuc, piersi, prostaty, żołądka, i tak dalej i dalej – ale to niczego nie zmienia, ponieważ bez względu na „najnaukowszą” nazwę, nawet łacińską, budowa każdego nowotworu jest bardziej niepowtarzalna niż linie papilarne. Jednym słowem: nowotwór nie jest gatunkiem patogenu (wirusa, bakterii czy pasożyta) posiadającym swoiste cechy genetyczne, bowiem każdy nowotwór posiada swoiste cechy genetyczne, czyli że każdy nowotwór jest niejako odrębnym gatunkiem. Wniosek stąd, że lek skuteczny w przypadku jakiegoś nowotworu będzie bezużyteczny we wszystkich pozostałych nowotworach, także u tego samego osobnika.

Powyższe argumenty wskazują na to, że jedynym potencjalnie skutecznym lekarstwem na raka może być tylko i wyłącznie sprawny system odpornościowy, który będzie potrafił rozpoznać i zlikwidować komórki nowotworowe. W tym właśnie kierunku zmierzają niekonwencjonalne metody leczenia nowotworów, by pozostawić organizmowi uporanie się z rakiem, dzięki racjonalnym działaniom prozdrowotnym.

Przypisy:


1. Mumio, zwane smołą górską, jest substancją o konsystencji smoły, ale smołą nie jest, ponieważ dobrze rozpuszcza się w wodzie. Zaskakujący jest skład tej substancji: • makroelementy – wapń, fosfor, sód, magnez, potas • mikroelementy – żelazo, miedź, kobalt, mangan, selen, cynk, molibden • aminokwasy egzogenne – treonina, walina, metionina, izoleucyna, fenyloalanina, lizyna • witamina B12 (która jest wytwarzana wyłącznie przez bakterie) • witamina P (bioflawanoid) • ergosterol (prowitamina D2) • olejki eteryczne • kwasy organiczne. Jest wiele hipotez próbujących wyjaśniających pochodzenie mumio. Najbardziej popularna zakłada, że powstawało ono przez tysiąclecia w wyniku reakcji chemicznych nieorganicznego materiału skalnego oraz organicznych pozostałości roślinnych (głównie pleśni, porostów oraz wysokogórskich roślin zielnych – mięty i macierzanki), a także skamieniałych ekskrementów zwierząt jaskiniowych. Miejscem występowania mumio są głębokie, suche jaskinie, położone wysoko w górach. Szczeliny skalne ścian najdalszych odcinków tych jaskiń wypełnione bywają rozmaitymi substancjami organicznymi, pod którymi może (ale nie musi) znajdować się cienka warstwa mumio. Powiedzieć o mumio, że jest trudno dostępne, to powiedzieć o wiele za mało. Jeśli w bajkach o cudownym leku, dla zdobycia którego bohater musi pokonać wiele przeszkód, jest ziarnko prawdy, to zapewne jest nim znane już od 4 tysięcy lat mumio. Żyjący na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia naszej ery słynny perski uczony i lekarz Awicenna, autor „Kanonu medycyny”, w każdą podróż zabierał ze sobą mumio i stosował je jako doraźny lek na wszystkie choroby. Awicenna zalecał mumio przede wszystkim do leczenia złamań kości, zwichnięć, stłuczeń, opuchlizn, a także migren, zaparć. Mumio występuje w niewielkich ilościach, zaś proces jego tworzenia jest liczony w tysiącleciach, więc praktycznie jego zasoby są nieodnawialne. Z tego względu jest wysoce prawdopodobne, że dostępne na rynku mumio to zwyczajna podróbka.

2. Domokrążca – osoba obnosząca po domach różne towary na sprzedaż.

3. William Avery Rockefeller (1810 – 1906) zwany Big Bill (Duży Bill). W roku 1837 ożenił się Elizą Davison, z którą miał sześcioro dzieci. W roku 1855 porzucił rodzinę, zmienił nazwisko na William Levingston i, będąc wciąż żonatym, ożenił się z młodszą od siebie o 25 lat Margaret Allen.

4. Seneca to plemię Indian zamieszkujących dzisiejsze zachodnie terytoria stanu Nowy Jork oraz kanadyjskie prowincje Ontario i Quebek. Na terytorium Indian Seneca znajdowały się samoistne wycieki oleju skalnego, czyli ropy naftowej, które wiosną spływały do potoków, zanieczyszczając wodę. W XVII wieku pewien jezuicki misjonarz zanotował, że tubylcy używają wody zanieczyszczonej olejem skalnym jako lekarstwa. Obecnie liczne niegdyś plemię Indiana Seneca żyje w kilku rezerwatach na terenie Stanów Zjednoczonych (ok. 30.000) i Kanady (ok. 20.000).

5. John Davison Rockefeller (1839 - 1937) – amerykański potentat naftowy.

6. Paul Ehrlich (1854 - 1915) – niemiecki chemik i bakteriolog, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny za rok 1908. To właśnie Ehrlich wprowadził do medycyny pojęcie chemioterapii, oznaczające stosowanie syntetycznych związków chemicznych w celu zwalczania chorób wywołanych przez drobnoustroje i pasożyty, a także chorób nowotworowych.

7. Sahachiro Hata (1875 - 1928) – japoński bakteriolog. Studiował na wydziale immunologii Uniwersytetu Roberta Kocha w Berlinie. Przez trzy miesiące jako asystent Ehrlicha uczestniczył w badaniach nad zastosowaniem związków arsenu w lecznictwie i właśnie jemu przypadło zbadanie próbki nr 606, zawierającej związek nazwany arsfenaminą.

8. Arsfenamina (arsenoorganiczny związek chemiczny) pod nazwą handlową salwarsan (od łac. Salvator – Zbawiciel) stosowana była jako pierwszy syntetyczny lek w leczeniu kiły. W latach 40. XX wieku wyparta przez antybiotyki.

9. Fundacja Rockefellera (ang. Rockefeller Foundation) jest największą organizacją filantropijną na świecie. Głównym kierunkiem działania fundacji jest powszechna służba zdrowia i postęp medyczny. Ponadto fundacja zajmuje się wieloma innymi dziedzinami, m.in. walką z głodem poprzez wspieranie produkcji żywności, kulturą i sztuką. Na koniec roku 2001 wartość rynkowa Fundacji Rockefellera wynosiła przeszło 3 miliardy dolarów.

10. John Davison Rockefeller, Jr (1874 - 1960) – syn Johna D. Rockefellera, Sr, spadkobierca fortuny Rockefellerów.

11. Uniwersytet Rockefellera (ang. The Rockefeller University) jest prywatną uczelnią oferującą studia podyplomowe i przewody doktorskie. Studenci mają do dyspozycji 72 nowoczesne laboratoria naukowe. Wydział prasowy Uniwersytetu Rockefellera publikuje trzy czasopisma naukowe: Journal of Experimental Medicine, Journal of Cell Biology i Journal of General Physiology.

12. Konował – w średniowieczu pomocnik weterynarza, którego zadaniem było powalanie i unieruchamianie koni, w celu przeprowadzenia zabiegu weterynaryjnego.

13. Kształcenie, czyli kształtowanie umysłów, jest to rozmyślne działanie mające na celu homogenizację (gr. homogenes – jednorodny) społeczeństwa. Społeczeństwo wykształcone, a więc zhomogenizowane, powinno cenić te same wartości, opierać się o te same wzorce, mieć tę samą świadomość, przejawiać te same zachowania. Proces kształcenia ma na celu wyrugowanie z poddanej mu populacji jednostek indywidualnych, czyli zdolnych do samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji.

14. Edward Bell Krumbhaar (1882 - 1966) – czołowy amerykański patolog.

15. Iperyt siarkowy jest bezbarwną oleistą cieczą o zapachu musztardy albo czosnku. Jako środek bojowy został on po raz pierwszy użyty 1917 roku w bitwie pod belgijskim miastem Ypres, kiedy to Niemcy ostrzelali pozycje angielskie pociskami wybuchowymi wypełnionymi iperytem. Temperatura eksplozji wywołuje parowanie iperytu, zamieniając go w mgłę o zapachu musztardy – gaz musztardowy

16. Proces lekarzy (proces USA vs. Karl Brandt i inni) toczył się od 9 grudnia od 1946 do 20 sierpnia 1947 roku i dotyczył zbrodni popełnionych przez członków nazistowskich służb medycznych III Rzeszy.

17. Sulfomilamidy – jedne z pierwszych chemioterapeutyków przeciwbakteryjnych, wynalezione w 1935 roku w Instytucie Pasteura. Lek o nazwie sulfanilamidu elixir, wprowadzony w Stanach Zjednoczonych w roku 1937, spowodował masowe zatrucie oraz śmierć ponad 100 osób. Oburzenie opinii publicznej wymusiło na kongresie Stanów Zjednoczonych uchwalenie w roku 1938 ustawy zobowiązującej Urząd ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration – w skrócie FDA) do kontroli wyników badań na zwierzętach wszystkich nowych leków dopuszczanych na rynek amerykański. Firma farmaceutyczna Massengill, która ów lek wyprodukowała, zapłaciła tylko niewielką grzywnę za to, że bezpodstawnie sprzedawała swój produkt jako eliksir, mimo że eliksirem nie był, bowiem nie zawierał alkoholu. Obecnie Massengill wchodzi w skład międzynarodowego koncernu farmaceutycznego GlaxoSmithKline.

18. Eufemizm – zastępczy środek językowy (wyraz, wyrażenie lub zwrot), stosowany w celu uniknięcia wyrazu, wyrażenia, zwrotu, uważanego za dosadny, krępujący, nieprzyzwoity, np. kobieta lekkich obyczajów zamiast dziwka.

19. Leki cytostatyczne (gr. kytos – komórka, statyka – brak ruchu; stan równowagi) to substancje uniemożliwiające rozmnażanie się komórek; blokujące proces podziałów komórkowych.


ObrazekWersja do wydruku

http://www.bioslone.pl/lekarstwo_na_raka
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Thotal » sobota 30 lis 2013, 23:15

Czytałem już opowieść jak powstała chemioterapia, byłem wstrząśnięty, teraz tylko dziwię się że ludzie godzą się na takie NIEGODZIWOŚCI...


Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » sobota 30 lis 2013, 23:48

Niestety, jest to brak wiedzy, a także zaufanie do lekarzy, ale to brak wiedzy jest przyczyną, że zaufanie pozostało.
Niestety absolutna większość wierzy w reklamy telewizyjne, a nie jakimś tam oszołomom, których nikt nie zna i wypisują dziwne rzeczy. Zresztą, czy w tym "przyspieszeniu czasu" i tym pospiechu i próbach przetrwania - ludzie jeszcze mają czas żeby poczytać, jeśli trochę go maja pójdą do kina na jakieś straszydło, albo coś gorszego. A młodzi w tej erze komunikacji smart- phonów i całej reszty elektronicznego złomu, ogłupieni falami radiowymi będą czegoś szukać? Po co? Oni są "praktyczni" wyspecjalizowani. Niestety oni często chleba nie potrafią już ukroić, a gdyby nie daj Boże jakiś kataklizm, to będą padali jak muchy, bo nawet nie wiedzą, że nie mają tu drugiego życia, jak w grach.
Szkoda czasu, społeczeństwo, nie tylko nasze jest tak zaślepione, że są jak Lady to nazywa owieczkami i ich partnerami. I co najgorsze, to jeszcze idzie w złym kierunku, chociaż tyle się śpiewa o "Przebudzeniu".
Komercjalizacja medycyny i służby zdrowia zrobiła swoje, dziś o lekarza "z powołania" na prawdę trudno, szybko odchodzą, albo ich zwalniają, bo są za wolni, albo za drodzy.
Medycyna jest na dnie, mimo olbrzymiej kasy na urządzenia - następny segment opanowany przez korporacje.
Niestety, bez jakiegoś ogólnego wstrząsu nikt się nad tym nie będzie zastanawiał, dlatego należy omijać placówki medyczne z daleka, pomijam wypadki, bo często powodują więcej szkód niż pożytków.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Thotal » niedziela 01 gru 2013, 00:00

Nie jest tak źle :)
Moja córka, jej koledzy i koleżanki mają wielki potencjał i trochę wiedzy...
Cieszę się OGROMNIE, jak widzę wzrastające ziarno zasiane w świadomości młodych ludzi, jak potwierdzają moją postawę do życia, we własnym życiu.
Czuję że idziemy ku DOBREMU :D


Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » niedziela 01 gru 2013, 10:17

To niestety nieliczni, jak sam zauważyłeś najważniejsza jest postawa, Niestety w 90 % rodzin nie ma jej kto młodzieży prezentować, bo rodziców nie ma w domu od rana do wieczora, a nawet jeśli kobieta nie pracuje, to musi mieć niezwykle silną osobowość, żeby potomstwo chciało to naśladować, a na dodatek niepełnych rodzin też jest sporo. Mają potencjał i możliwości, jednak jest duży problem ze zrozumieniem / świadomością. Globalnie, jak napisałem, bez terapii wstrząsowej będzie cienko.
Zauważ jeszcze jedno - wiele państw zachodnich od lat pomija rodzinę w wychowaniu dzieci i młodzieży - mamy kopalnie absurdów z USA, Anglii, a nawet Szwecji.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Awatar użytkownika
Thotal
Posty: 7359
Rejestracja: sobota 05 sty 2013, 16:28
x 27
x 249
Podziękował: 5973 razy
Otrzymał podziękowanie: 11582 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Thotal » niedziela 01 gru 2013, 16:10

Jak zwykle najlepszym wyjściem z sytuacji jest opcja nr "3"
Cywilizacja w której "rodzina" jest NAJWAŻNIEJSZA daje d...y na każdym kroku.
Dwoje świrów zamkniętych w czterech ścianach wychowuje następne pokolenia jeszcze większych zdemoralizowanych kreatur.
A wszystko w imię - MEA CULPA...

Cywilizacja STRACHU, DŁUGU I POCZUCIA WINY dobiega końca, stworzymy nowe warunki i nowe nastawienie do budowania społeczeństwa.



Pozdrawiam - Thotal :)
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » niedziela 01 gru 2013, 17:02

Też mam ciągle taką nadzieję, ale uważam, że idzie nam wolno.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » niedziela 01 gru 2013, 17:27

blueray21 pisze:Też mam ciągle taką nadzieję, ale uważam, że idzie nam wolno.


Albo my tylko tak to odbieramy podczas, gdy wszystko idzie swoim właściwym rytmem. Mamy naturę raptusów, którzy chcieliby mieć wszystko na ten tychmiast, a natura delikatnie wskazuje nam naturalny rytm. ;) :D
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
Dariusz
Administrator
Posty: 2723
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 22:32
x 27
Podziękował: 4983 razy
Otrzymał podziękowanie: 1646 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: Dariusz » niedziela 11 maja 2014, 15:04

W pierwszym poście tego tematu zamieszczony jest film, w którym dr Rath ujawnia kulisy działania karteli farmaceutycznych.
Znalazłem na YT pozostałe trzy części tego filmu, jednak że nie umiem ich wstawić, to podaję adres:
http://www.youtube.com/playlist?list=PLFF5EEB47DA38E5B0







No to ci pomogłem wstawić. /blueray21
0 x


Pozwól sobie być sobą, a innym być innymi.

Awatar użytkownika
goratha
Posty: 1097
Rejestracja: środa 16 sty 2013, 20:03
x 21
Podziękował: 1117 razy
Otrzymał podziękowanie: 2667 razy

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: goratha » niedziela 11 maja 2014, 15:42

Obrazek
0 x


nie bierz zycia zbyt powaznie. I tak nie wyjdziesz z niego z zyciem:-))

baba
x 129

Re: Skutki konwencjonalnej medycyny ...

Nieprzeczytany post autor: baba » niedziela 11 maja 2014, 18:20

Goratha, przez dwadzieścia minut płakałam, śliniłam się i smarkałam ze śmiechu. Wielkie dzięki. :D
0 x



Fair Lady
Posty: 1526
Rejestracja: czwartek 25 kwie 2013, 10:12
x 1
x 14
Podziękował: 576 razy
Otrzymał podziękowanie: 952 razy

Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: Fair Lady » wtorek 13 maja 2014, 09:17

Dzieki, ale stoje wlasciwie w blokach startowych, wyglada, ze wyjazd bedzie tak jak bylo planowane.
Happy end? Chyba nie... czlowiek niesprawny, po wylewie, ale swiadomy jeszcze, czyli kontaktujacy. Nie wiadomo czego w takiej sytuacji zyczyc...
Ano do rychlego!
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Do rychłego zobaczenia

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » wtorek 13 maja 2014, 10:27

Cóż, szybka reakcja z nakłuwaniem w takim przypadku ratuje przed skutkami, co @songo, gdzieś to wstawiał, ale stosowanie DMSO w dawkach po ok. 30 ml też przynosi złagodzenie, a nawet cofnięcie objawów - to nie było tłumaczone u nas, ale jest do odnalezienia po angielsku, chyba w tekstach Jacob'sa.
DMSO rozpuszcza skrzepy, także w mózgu, więc spróbuj przekonać chorego i opiekunów. Każde złagodzenie będzie zapewne mile widziane. Wiem co taki stan oznacza, miałem babcię po wylewie, sparaliżowana na pół, przeżyła jeszcze 7 lat w łóżku.
W takim razie życzę choremu powrotu do zdrowia, a zainteresowanym - wiary, że jest to możliwe.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Fair Lady
Posty: 1526
Rejestracja: czwartek 25 kwie 2013, 10:12
x 1
x 14
Podziękował: 576 razy
Otrzymał podziękowanie: 952 razy

Re: Do rychłego zobaczenia

Nieprzeczytany post autor: Fair Lady » wtorek 13 maja 2014, 11:02

Serdeczne Bog zaplac! Zaraz zaczne wertowac co to takiego. Choc nie sadze, aby mozna bylo choremu cos "przemycic". Lezy tylko cialo podlaczone do wszystkich mozliwych kabli i czeka ... na litosc niebios. Wogole ten wylew to skutek jakichs za silnych dawek preparatow usmiezajacych bol. Bo operacja byla na kregoslup (co dodatkowo unieruchamia cialo), a ten stan ... zrobil sie pozniej... tzn. nagle.

----------------------------------------

W zwiazku z tym moim krotkim opisem tego przypadku. Moze by od tego wydzielonego miejsca utworzyc nowy watek, a mianowicie ta chora osoba w tym stanie opisuje jakies dziwne sceny. Mowi, ze siedzi na jakiejs wysokiej gorze i nie ma juz sil isc dalej, ze doszla tylko do "ho", czy "ha", czy H?
Co to moze oznaczac?
Czy to tylko jakies omamy, czy faktycznie jest w jakiejs drodze.
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » wtorek 13 maja 2014, 12:33

Sądziłem, że wylew nastąpił w trakcie fizycznej aktywności, a nie medycznych działań fizyczno - chemicznych i że jest już w domu. Zmienia to stan rzeczy dla dotkniętego, z osoby powiedzmy z pewnymi ograniczeniami ruchowymi, nagle stał się zupełnie unieruchomiony i nie tylko.
Dla mnie jakby nie patrzeć to kolejny błąd w sztuce lekarskiej, może nie zbadali, a może nie skalkulowali ryzyka w aktualnym stanie fizycznym pacjenta, a zwłaszcza chodzi tu o stan elastyczności naczyń krwionośnych.
Nie jest to pierwszy i zapewne nie ostatni taki przypadek, przy operacji kręgosłupa, znam taki w którym wsadzili na wózek inwalidzki kilkunastoletniego, zdrowego chłopca. Nie ważne, czy to było w trakcie, czy po operacji.
Dlatego absolutnie wszystkim odradzam operacje kręgosłupa poza skutkami wypadków.
Zależnie od stanu tego poszkodowanego, podawanie DMSO może być utrudnione, jeśli np. sam nie je, to można byłoby podawać je tylko dożylnie i tu nikt z "lekarzy" na to nie pójdzie, bo tego ich nie uczyli.

Możemy zrobić nowy wątek dotyczący np. wędrówki świadomości.
Bo to, co opisujesz niekoniecznie oznacza omamy z powodu pobierania medykamentów, choć one mogą być powodem, bo w/g mnie to raczej oznacza, że jego świadomość (jej część), zresztą to nazwa umowna, inni mogą to nazwać np. duszą, rzeczywiście wędruje i on w tej rozszerzonej świadomości otrzymuje te obrazy, lub wręcz wizje.
Te stwierdzenia na "h" dla mnie oznaczają wysokość, ale to powinno oznaczać, że siedzi na zboczu góry, a nie na jej szczycie, bo wtedy dalsza droga nie wymagałaby wysiłku.
Mogą to też być przeżywane ponownie wspomnienia, ale stwierdzenie braku sił do dalszej podróży nie nastraja optymistycznie.
Istotne są dalsze opisy, bo one moim zdaniem będą świadczyły o tym, czy chce przeżyć, czy jest załamany (bo z pewnością jest świadomy swojej sytuacji) i wybiera się na drugą stronę.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Fair Lady
Posty: 1526
Rejestracja: czwartek 25 kwie 2013, 10:12
x 1
x 14
Podziękował: 576 razy
Otrzymał podziękowanie: 952 razy

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: Fair Lady » wtorek 13 maja 2014, 12:53

blu -

Możemy zrobić nowy wątek dotyczący np. wędrówki świadomości.


To zrobmy. Ja osobiscie nie slyszalam tych slow, w panice czlonkowie rodziny dyskutuja nad cala sytuacja, glownie przez telefon, nie wszyscy mieszkaja w tym samym miescie. Ja tylko uslyszalam o tej gorze i zaczelam zastanawiac sie, czy moze o jakas drabine jakubowa chodzi...
Osoba ta to dlugoletnia wdowa, wiec w tym transie, czy innym stanie swiadomosci wciaz czeka na swego zmarlego meza, ze po nia przyjdzie. I to powtarza, ze on po mnie nie przychodzi, a ja sama juz dalej nie dam rady, doszlam tylko do tego H.

Efekt uboczny to te psychotrony, chyba za silne...
0 x



baba
x 129

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: baba » wtorek 13 maja 2014, 12:57

Niech Blu mnie poprawi bo lepiej się orientuje ale moim zdaniem DMSO można "podawać" przez skórę również osobie nieprzytomnej. Tylko trzeba rozcieńczać i dbać o czystość zabiegu. Może można też kroplami do ust albo spraj do nosa też pewnie rozcieńczony. Lada chwila powinnam dostać paczkę z DMSO to mogę Ci trochę wysłać "na już". 8-)
Jest też tutaj:
http://allegro.pl/dimetylosulfotlenek-d ... 75402.html
http://allegro.pl/dimetylosulfotlenek-d ... 62651.html

Zapytam w czwartek jak Biologia Totalna interpretuje przyczynę wylewu, jeśli jest to program rodzinny to również do cofnięcia zmian chorobowych wystarczy opowiedzieć nieprzytomnemu choremu istotę konfliktu, który doprowadził do choroby fizycznej. Mózg automatyczny jest cały czas świadomy i kiedy odbierze przekaz uruchomi proces samouzdrawiania. 8-)

To ewidentnie wygląda dla mnie na jakiś rodzaj rodowej lojalności, najpierw miała kłopoty z poruszaniem się, teraz jest całkiem unieruchomiona i opowiada też o braku siły do dalszej wędrówki. Popytaj w rodzinie czy w którymś wcześniejszym pokoleniu coś podobnego się komuś nie przytrafiło w tzw realu, jakaś trauma wojenna, może ktoś zabłądził albo umarł w górach? Strzelam na oślep, zupełnie się na tym jeszcze nie znam, może chodzić o coś zupełnie innego.
0 x



Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » wtorek 13 maja 2014, 13:30

Masz rację, DMSO można absolutnie podawać przez skórę. Tu potrzebne są spore dawki i żeby skóry nie podrażniać należałoby rozcieńczyć DMSO sokiem z aloesu, co najmniej 1 :1.
Poszukam sposób, a właściwie podawane ilości i rozkład dawek, ale wsmarowanie 50 - 60 ml płynu trochę czasu zajmie, choć bardziej to jest polewanie skóry niż smarowanie.
Pomijam zapach, który się wytworzy, ale to przy każdym rodzaju podawania.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Awatar użytkownika
blueray21
Administrator
Posty: 9753
Rejestracja: środa 14 lis 2012, 23:45
x 44
x 494
Podziękował: 449 razy
Otrzymał podziękowanie: 14664 razy

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: blueray21 » wtorek 13 maja 2014, 13:46

Niestety nie znalazłem dawkowania dla "zastarzałych" wylewów.
Wiem że do kilkunastu godzin po zdarzeniu dr Jacob zlecił podawanie po ok 30 ml DMSO doustnie w soku pomarańczowym co 15 minut przez pierwsze 2 godziny i co 30 minut przez następne 2 godziny, co oznacza, że pierwszego dnia podawano 180 ml DMSO.
Przy zastarzałych sytuacjach (1 - 2 lata) poprawę pacjenci odczuwali po okresie od pół do roku, ale dawek nie znam, jednak nie przypuszczam, aby było to mniej niż 2 x po 30 ml.
0 x


Wiedza ochrania, ignorancja zagraża.

Fair Lady
Posty: 1526
Rejestracja: czwartek 25 kwie 2013, 10:12
x 1
x 14
Podziękował: 576 razy
Otrzymał podziękowanie: 952 razy

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: Fair Lady » wtorek 13 maja 2014, 20:43

baba -

To ewidentnie wygląda dla mnie na jakiś rodzaj rodowej lojalności, najpierw miała kłopoty z poruszaniem się, teraz jest całkiem unieruchomiona i opowiada też o braku siły do dalszej wędrówki. Popytaj w rodzinie czy w którymś wcześniejszym pokoleniu coś podobnego się komuś nie przytrafiło w tzw realu, jakaś trauma wojenna, może ktoś zabłądził albo umarł w górach? Strzelam na oślep, zupełnie się na tym jeszcze nie znam, może chodzić o coś zupełnie innego.


Dzieki!

Wyglada na to, ze dobrze sugerujesz. Mysle, ze masz nawet racje, ale nie mnie innych oceniac... tylko jak dalej...
0 x



baba
x 129

Re: Uboczne efekty procedur medycznych

Nieprzeczytany post autor: baba » wtorek 13 maja 2014, 21:55

Ależ tu wcale nie chodzi o żadną ocenę Fair Lady. W Totalnej Biologii nie ma ocen. Nie ma winnych bo kto jest winny temu że doznał traumy z którą sobie nie poradził, zapisała mu się w genach i ją dalej przekazał? Na pewno tego nie chciał. Chodzi tylko o powiązanie przyczyny i skutku. I rozwiązanie wewnętrznego konfliktu. Dopóki żyje jest to możliwe nawet jeśli jest nieprzytomna świadomość "czuwa" i słyszy. 8-)

Tam w temacie BT wkleiłam historię pewnego małżeństwa, ludzi którzy 3,5 miesięcznemu dziecku opowiedzieli o swojej traumie i wyleczyli je w ten sposób z ciężkiej egzemy wobec której lekarze byli bezradni. Jak takie maleńkie dziecko mogło zrozumieć ich przeżycia? ;)

Słyszy mózg automatyczny, który rozwiązuje problem. 8-)
0 x



ODPOWIEDZ