Małe wprowadzenie. Niedoczynność tarczycy, którą ogólnie uważa się za jednostkę chorobową typową z typowym leczeniem, osobiście podzieliłabym jednak na osobniczą. Ale to moje zdanie. Uważam , że w wielu przypadkach dysfunkcja tarczycy to efekt domina innych dysfunkcji lub zaburzeń. Lekarzem nie jestem. To moje własne wnioski zebrane po wielu godzinach spędzonych nad czytaniem różnych artykułów z zakresu wpływu innych narządów na tarczycę przez ostatnie pół roku. Takim przykładem pierwszym ważnym korelującym, są zaburzenia wątroby lub przysadki.. A znaczy, to, że u wielu osób może ona, owa niedoczynność, mieć inne podłoże/przyczynę a sama dysfunkcja jest dysfunkcją/zaburzeniem a nie chorobą, którą naprawią leki. W Polsce nie spotkałam się z badaniem tzw wstecznego T3 i T4 a szkoda, bo ten parametr mógłby pokazać ile hormonu naprawdę się przerabia w wątrobie a ile wraca jako „return” czyli RT3 i RT4. Pisze o tym bardzo czytelnie Pepsi.. oraz Monika na "tłustym życiu" Oczywiście może być to także po prostu jej własna dysfunkcja i wtedy uzupełnianie hormonów ma sens ale żeby tak każdemu.. podawać te hormony
z marszu.. pewności nie mam.
Sprawdziłam to na własnej osobie. Byłam na hormonach 5 lat, także całą ciążę. Z reguły dawkę mi systematycznie podnoszono, na końcówce to już 2x w tygodniu miałam dawkę 100 a więc bardzo wysoką. Potem utrzymywano 50 i 75 naprzemiennie do 3 lat po urodzeniu.Potem już kombinowałam ale po kolei..
Mimo hormonów i wyników w normie, nie uczyłam się dobrze. Co mi było? Dziś z perspektywy czasu nazwałabym to brakiem ochoty do życia, monotonią, płaczliwością, sennością, automatyzmem działania i wiecznym złym samopoczuciem, w którym nie szło wskazać przyczyny. Czy nie przypomina to objawów niedoczynności..? Niestety, a przecież ja brałam te hormony i lekarz "nic nie widział nie w normie" , że zaczęłam myśleć, że psychiatra potrzebny..
Badania tarczycowe, wychodziły w ich upragnionej normie – okolice wartości 1..Nie wiem skąd ten upór, tak było wtedy, te 6 lat temu. Dziś uznaje się że poniżej 2,5 jest ok, a jednak.. ja nie byłam sobą. Dziś to wiem dobitnie.
Odkryłam jod w płynie Lugola i odczułam szybko poprawę w samopoczuciu głównie w sferze czystości myślenia, energii a po pewnym czasie także po stronie cyklu kobiecego. Zaczął działać regularniej, brak PMS, wróciła wilgotność (kobiety wiedzą o czym piszę), nawet zaczęłam się pocić ale w normie. Tak! Brak pocenia to jeden z objawów niedoczynności. Suchość skóry oraz wewnętrzna także. Ale wyniki Tsh choć nieco spadły, nadal poza normą upragnioną przez lekarzy czyli w okolicach 4. Za to T3 i t4 piękne a przeciwciała spadły do wartości jednostkowej z dwucyfrowej. Dyskutowałam o tym także w temacie tarczycy i jodu na forum. Moje usg tarczycy w przeciągu 3 lat były takie same, także wielkość, choć sama tarczyca "trochę mała" co dało teorię, że jest za mała na mój organizm i ona się meczy. Haha, niezłe ale łyknęłam to.
Wymusiłam wręcz na lekarzu receptę na jod, podając fakty za , nie chciał ale ustąpił.
W końcu odrzuciłam hormony. Uznałam, że nie mam pewności co mi pomaga biorąc oba specyfiki. Poza tym brałam większe dawki lugola niż tabletki jodowe od endo i bałam się zrobić coś źle. Wolałam mieć Tsh nie w normie ale czuć się jak człowiek, niż Tsh w normie i czuć się jak duch.
NIE biorę odpowiedzialności za takie zalecenie, oficjalnie tego nie polecam. Zrobiłam to sama, na własną rękę i opisuję tu swoje doświadczenia.
Próbowałam różnych podejść.
Diety, które dziś się tak ugościły w świadomości i forach,tak, że nawet niektórzy lekarze je zalecają, (choć nie wiem dlaczego) np. bez glutenu i zbóż, bez warzyw krzyżowych, bez psiankowatych, bez mleka..też próbowałam. Wytrzymałam ponad miesiąc na każdej ale wyniki się nie zmieniły!.Co najwyżej moje osobnicze samopoczucie co mi dużo dało bo poznałam swój organizm bardziej, jego trawienie.
Że krotko?
za krótko?.. nie wiem.., może.. uznałam, że miesiąc to na tyle dużo, że coś by drgnęło
ale nie drgnęło!, zatem powód nadal istniał. Kocham warzywa, zaczęłam je jeść, nawet surowe, jak zawsze, jak w przeszłości. Olałam diety z wyjątkiem mlecznych produktów. Wyrzuciłam je z uwagi na jeszcze jedną moją diagnozę: CU czyli jelita. Unikam także glutenu pszenicy także z uwagi na jelita oraz sam fakt, że pszenica dziś to mutant. Inne zboża jadam, głównie pełnoziarniste (wątek blokowania tarczycy przez błonnik też odrzuciłam) i lepiej mi z tym. ograniczyłam mięso o 90% to także osobnicze. Lepiej trawię jak go nie jadam. Poza tym mięso to estrogeny, jak podaje Campbell w swojej książce "nowoczesne zasady żywienia" ..( odczucia somatyczne).
Nadal brałam jod, magnez, Wit C, selen, cynk i wszystko to co powinnam i żyłam dalej. Brałam także krótko L-tyrozynę i znów na chwilę wydawało mi się, że działa, jest lepiej ale to była chwilowa reakcja na suplement. W między czasie zbadałam homocysteinę i choć nie była wysoka, trochę ją zbiłam a także próbowałam rożnych form wpłynięcia na anemię z wyjątkiem brania żelaza. (znów szukałam przyczyny, żelazo jest rozwiązaniem na skróty)
W książce Maslanskyego „ Zdrowe kobiety rodzą zdrowe dzieci”, autor podaje, że wątroba, odgrywa istotną rolę w przemianach T3 i T4 i że jej blokada jakakolwiek, mocno ogranicza funkcje tarczycy właśnie przez utrudnioną konwersję. Maslansky sugeruje mocne odtruwanie wątroby przez NAC i ostropest. Podaje dawkę leczniczą nawet 3000 NAC. Brałam 2x2 kaps. Co daje mi razem 2400 NAC i prawie 100 selenu bo miałam produkt łączony - firmy NOW. Robiłam także płukanie jelit w celu detoksykacji i płukanie wątroby metodą Clark o czym wspominam na forum. To wszystko nadal nie zmieniło moich wyników TSH..
Wzięłam także pod uwagę wyczerpanie nadnerczy ale
nie bardzo mi to pasowało do osobowości. Poza tym już wtenczas regularnie chodziłam na ćwiczenia, niezbyt obciążające a kończące się relaksem w saunie i basenie. Odrzuciłam to. Późniejsze badanie hormonów pokazało, że moje wyniki hormonów stresu są ok.
Nadal męczyła mnie sytuacja, skąd się wzięła niedoczynność. I choć w necie nie znalazłam wiele i głównie to samo, uznałam, że skoro:
- ostatnio tak wiele tego jest wokół
- kiedyś nie miałam a potem „przyszło”
Powód istniał gdzieś pomiędzy, w moim życiu wewnętrznym lub wpływie zewnętrznego.
Zaczęłam poszukiwać informacji szerzej. Blu pomagał mi , czytając moje wynurzenia, rozmyślania a czasem podsyłając materiały anglojęzyczne. I tak weszłam, jak sądzę na właściwy trop. Uznałam, że skoro nabyłam się tego w okresie w przeszłości, MÓJ własny powód niedoczynności jest w przeszłości a konkretniej w stylu życia lub żywienia. Moje dieta kiedyś była „typowa” czyli rozbudowana, lub jak kto woli zróżnicowana, wg dzisiaj nadal obowiązujących zaleceń: nabiał, słodkie, mąki, mięso, warzywa, owoce a potem także prowadzenie własnej kuchni było „typowe” : era nowych wynalazków typu pigułki anty, mikrowela, plastiki, teflon..
Szukałam zatem fraz w google dotyczących mojej przeszłości a więc: „tarczyca mleko” ; „tarczyca nabiał” ; „tarczyca estrogeny” „tarczyca cukier”, „tarczyca mięso” itd
Czytałam wszystko i analizowałam. . Jako dziecko czy nastolatka nie miałam kłopotów z tarczycą a jadałam „wszystko” także warzywa obarczane dziś jako złe , niewskazane oraz zboża. Owszem, były to inne rośliny, bez dwóch zdań ale uznałam, że toksyczność produktów to bardziej sprawa wątroby niż tarczycy a ja wątrobę „umyłam” oraz wspierałam NAC z ostropestem. No i zrobiłam oczyszczanie organizmu zielonym jęczmieniem po płukaniu jelita a więc się odtrułam.
Wpadłam na trop hormonalny, który ma dużo sensu. Estrogeny to jeden z powodów, który może zakłócać tarczycę jak i powodować wiele innych chorób w tym nowotwory.. Wspomina o tym Maslansky w książce a także wskazywał na to fakt, że miałam epizod pigułek anty w swoich życiu, zapisywanych o zgrozo na: wyregulowanie cyklu! i bolesne miesiączki ( które de facto, są/mogą być sygnałem zakwaszonego organizmu i już niedoczynnej tarczycy) także sugeruje to mocno materiał, który otrzymałam od Blu. Wspomina także o tym Pepsi na swoim bogu. Podaje jeszcze coś, co Maslansky, że nadmiar estrogenów chwieje wszystkim u kobiet, co pokazywałoby dlaczego głównie kobiety mają niedoczynność! Mamy już swoje estrogeny, a te z zewnątrz robią dalsze zaburzenia. U mężczyzn, ponieważ mają ich mniej naturalnie, powodują inne rzeczy np. rośnięcie piersi..
Moje hormony jednak były w porządku..! To dobrze i źle, bo nadal nie miałam przyczyny! Ale ten wątek studiów zaowocował tym, że plastiki z mojej kuchni poszły precz, mikrowela kurzy się na korzyść odgrzewania w parowarze, patelnie z teflonem zamieniłam na żeliwne, kosmetyki ograniczyłam do „bio” i tylko tych potrzebnych jak krem do twarzy czy oliwka do ciała, moja łazienka wyraźnie schudła

Następnym krokiem był artykuł o cukrze. http://vrota.pl/2014/10/cukier-czyli-po ... zi-na-jaw/ I tutaj znalazłam swoje powody dla obu a nawet trzech spraw: tarczycy, jelit oraz anemii! Jest także podobny wątek na forum, w temacie "cukier, słodziki."
Okazuje się, że próba metabolizowania cukru przez organizm mocno upośledza działanie samej tarczycy a także krwinek czerwonych no i destrukcyjnie wpływa na jelita. Czy to ma sens? Tak! Bo podaż cukru na świecie wciąż rośnie. Jest już wszędzie, ukryty i nie a ja zawsze byłam smakoszem słodkości, niestety..!
Postanowiłam to sprawdzić a jakże i zrobić detoks cukru, który trwał ok. miesiąca a potem przedłużył się do prawie 3 miesięcy, ponieważ zaszłam w ciążę i mdłości nie pozwalały mi na nic sensownego do jedzenia i picia. Wynik: Tsh po miesiącu bez cukru : 2,50 (początek ciąży) a następny 1,25 (3 miesiąc ciąży).
Znajoma lekarka , powiedziała mi, że mam się jeszcze nie podniecać, że to ciąża mogła zaniżyć moje TSH ale ja i tak się cieszę, bo nie muszę iść po hormony a sama ciąża rozwija się prawidłowo/książkowo. Nadal będę kontrolować TSH, oraz żelazo także do pół roku po urodzeniu, zobaczymy czy mam rację, czy znalazłam swój powód, tymczasem oceńcie sami, czy problem was dotyczy, czy nie.