Jak syfilis zmienił dzieje świata
Choroby weneryczne przez 500 lat dziesiątkowały ludzkość.
Dziś potrafimy sobie z nimi poradzić, ale jesteśmy bezradni wobec nowej plagi - AIDS
Ludzie żyli kiedyś krótko, ciemności zapadały szybko, światło z łuczyw kryło obawy przed zbliżeniem, a nuda wypełzała z szarych kątów. Mogli się kochać zawsze i wszędzie - w gruncie rzeczy ograniczały ich tylko nakazy religijne, zwyczaje i wstyd.
Świat starożytny nie znał epidemii chorób przenoszonych drogą płciową, zwanych potem wenerycznymi. Jeśli nawet pojawiały się objawy zakażenia (np. rzęsistkiem), to miały słabe nasilenie i nie rozprzestrzeniały się po Europie. Część badaczy sądzi, że bakteria zwana od spiralnej budowy krętkiem bladym od dawna wywoływała na kontynencie kiłę. Jednak jej objawy przez wieki były niemal niezauważalne. Swiat mógł więc kopulować prawie bez obaw. I nagle Europa została porażona okropną chorobą.
Wstydliwe wrzody
Znawcy nadal wiodą spory naukowe, skąd wzięła się epidemia syfilisu, która zdziesiątkowała Stary Kontynent. Wiele wskazuje na to, że w 1493 roku marynarze hiszpańscy przywieźli ją do Barcelony. Inny pogląd mówi, że istniejący już wcześniej w Europie spiralny krętek blady skrzyżował się ze złośliwym bratem przywiezionym z nowo odkrytej Ameryki - i wtedy doszło do katastrofy epidemiologicznej.
Ludzie Krzysztofa Kolumba obcowali z Indiankami. Wiemy o leczeniu marynarzy okrętu Niòa i jego kapitana Vincente Pinzona na tajemniczą chorobę, która objawiała się cieknącymi ropą krostami. Z Barcelony amerykański krętek blady zszedł z marynarzami na ląd, zakaził prostytutki, żołnierzy i ruszył na podbój Italii z wojskami króla Francji Karola VIII. Był rok 1494.
Wojskowa zaraza
Wielojęzyczne wojska Karola nacierające na Neapol, zajęty przez Hiszpanów, zarażały się nową chorobą w niebywałym tempie. Lekarz wojsk weneckich Cumane widział, jak krosty "podobne do ziarna prosa pojawiały się na napletku, na jego wewnętrznej powierzchni albo na żołędzi, lekko swędząc" - pisze Claude Quetel ("Niemoc z Neapolu, czyli historia syfilisu"). Kleryk Joseph Grunpeck z Augsburga, sam zarażony kiłą, pozostawił jej przerażający opis: "Mój gruczoł Priapa na skutek zranienia obrzmiał do tego stopnia, że obie ręce z trudem go objąć były w stanie". Opisów zarażonych kobiet nie znamy, gdyż wstyd i obyczaje zakazywały badania nawet śmiertelnie chorych królowych, co było przyczyną niejednej śmierci.
Nowa epidemia, nim dopadła władców i magnatów, wżerała się w genitalia wiecznie niedomytego krocza żołnierzy, ulicznic, prostytutek ciągnących za wojskiem i gwałconych wieśniaczek. Zbierała tak wielkie żniwo, że Karol VIII musiał wyjść z rozpustnego Neapolu i wracać z niedobitkami do Francji.
Chorzy cierpieli na straszliwe bóle, już po kilku dniach ich wygląd przyprawiał o przerażenie - choroba zniekształcała twarze i członki, wydłubywała oczy i nosy.
Choroba o wielu nazwach
Kiła szerzyła się też w samym Neapolu i wokół miasta, stąd nazwa "choroba neapolitańska", jak ją ochrzcili Francuzi i najemnicy. Europa nie przyjęła jednak tej nazwy: krętka bladego rozsiewali żołnierze króla Francji (w tym Anglicy, Niemcy, Węgrzy i Polacy), większa część kontynentu nazwała więc chorobę galijską, "francuską".
Nie pomogły protesty i wyjaśnienia sześciu XVI-wiecznych lekarzy francuskich, przypisujących nowej chorobie zakaźnej nazwę "włoska".
Większość narodów europejskich obarczała winą sąsiadów i okupantów: stąd "choroba hiszpańska" dla Holendrów, "choroba kastylijska" dla Portugalczyków i "choroba portugalska" dla Hindusów wschodnich i Japończyków, "choroba polska" dla Rosjan.
Umiłowanie Wenery
Nawet pobożni katoliccy władcy początkowo nie chcieli wierzyć, że uprawianie seksu prowadzi do choroby i epidemii. Cesarz Maksymilian I doszedł w 1495 roku do wniosku, że to kara za hazard, bluźnierstwa oraz bezbożność - i zakazał tych praktyk. Pedro Pintor, lekarz papieża Aleksandra VI, zauważył w 1499 roku, że choroba zaczyna się od genitaliów i nie zapadają na nią ani dzieci, ani starcy - ale też nie powiązał jej z seksem.
Dopiero w końcu XVI wieku lekarze uznali, że straszna choroba szerzy się drogą płciową poprzez "umiłowanie Wenery" - bogini miłości, stąd utrwaliła się niebawem nazwa "choroby weneryczne". Zarazek był wówczas tak zjadliwy, że czynił z człowieka wrak, w szybkim tempie porażał system nerwowy i nieuchronnie prowadził do śmierci.
Nazwę syfilis wprowadził w 1530 roku włoski lekarz i poeta Girolamo Fracastoro w poemacie o zakochanym, acz zakażonym pasterzu. Krętek blady wyniszczał już wtedy w spacerowym tempie narody od Szkocji po polski Dniepr i moskiewską Wołgę. Zauważono, że nic sobie nie robi z pozycji stanowych - dosięgał zarówno królów, książąt, prałatów, jak i ulicznice oraz ich klientów.
Kiła na tronie
Jako epidemia, syfilis najbardziej porażał tym razem klasy rządzące, jak gdyby chciał wyrównać wielowiekowy rachunek krzywd. Krętkowi blademu przypisuje się śmierć największych potworów na tronach XVI wieku: angielskiego Henryka VIII Tudora i moskiewskiego Iwana IV Groźnego. Ten ostatni puchł i gnił, wydzielając odrażającą woń, nim zmarł w 1584 roku. Lista królów, magnatów i artystów podejrzanych o zarażenie syfilisem byłaby długa. Umierali ponoć na kiłę papieże Juliusz II, Aleksander VI, jego syn cesarz Borgia, kanclerz angielski Thomas Wolsey, francuski Franciszek I Walezjusz, szwedzki Eryk XIV zwany Szalonym i jego syn Jan. Podobny los spotkał prawdopodobnie króla Jana Olbrachta z dynastii Jagiellonów. Prof. medycyny Leon Wachholz na podstawie objawów (wysięku, skaz, paraliżu) i leczenia króla gorącymi kąpielami oraz nacieraniem wywnioskował, że powodem śmierci był właśnie syfilis, zwany wówczas, nie bez słuszności, "chorobą dworską".
Z objawami tej choroby, jak sądził prof. Julian Bardach, zmarł też w 1506 roku brat Jana - król Aleksander, ożeniony z Heleną moskiewską, a także kolejny syn Kazimierza Jagiellończyka - kardynał Fryderyk Jagiellończyk, oskarżany o niezwykle rozwiązły tryb życia. Wymierały zarażone rody - także w Polsce: być może Kurozwęccy, Szamotulscy, Szydłowieccy. Jeszcze w 1572 roku ostatni z Jagiellonów, król Zygmunt August, zmarł zarażony zapewne przez Dianę di Cordona.
Rola kiły w zagładzie Jagiellonów nie ulega wątpliwości - podobnie było wśród innych dynastii europejskich. Przetrwali za to bez większych uszczerbków najwierniejsi swym żonom, najbardziej pobożni Habsburgowie. Może dlatego byli tak płodni?
Szanowany lekarz królów i papieży Brassovolo z Ferrary przewidywał w początkach XVI wieku, że epidemia kiły zaniknie po 80 latach "torturowania rodzaju ludzkiego". Znawca tej choroby zauważył też, jako jeden z pierwszych, związek syfilisu z prostytucją. O pewnej rozchwytywanej damie pisał: "Zaraziła najpierw jednego mężczyznę, potem dwóch, potem trzech, potem stu".
Dostrzegając ten związek, Hiszpanie zaczęli nadzorować i ograniczać prostytucję w zamkniętych kwartałach ulic, czego nie uczynili ani Francuzi, ani Niemcy, ani Polacy. We Francji, w Niemczech i w Polsce syfilis szalał więc najbardziej.
Peruki na łysiny
Krętek blady odegrał ogromną, choć sekretną rolę w rozwoju Europy.
Syfilis, ogałacając głowy z włosów, zmieniał modę i obyczaje. Na dworach pojawiły się peruki i idąca za tym coraz większa sztuczność ceremonialnych zachowań, szczególnie widoczna w XVII- i XVIII-wiecznej Francji oraz w krajach ją naśladujących.
Choroba szła od dworów błyskawicznie, cierpieli królowie i cesarze. W Polsce Marię Kazimierę d'Arquin zaraził jej zalkoholizowany mąż Jan "Sobiepan" Zamoyski, a ona podobno zaraziła swego kolejnego męża, Jana III Sobieskiego.
Podobnie krętek blady przenosił się po wielkich tamtego świata i szalał na dworach całej Europy. Gdyby jednak był równie zjadliwy, jak na początku swojej kariery, wykończyłby w szybkim tempie dynastie, arystokracje, żołnierzy, kupców, a w końcu i miejski plebs.
Do świadomości władców i magnatów dotarło jednak wreszcie, że uprawianie seksu bez ograniczeń grozi śmiercią lub kalectwem. Wtedy panowie zaczęli szukać zdrowotnego i ideowego panaceum. Jak uchronić się przed straszną plagą, gdy chucie grają, a rozsądek nakazuje wstrzemięźliwość?
Panaceum duchowym stała się reformacja - z jej purytanizmem, czyli zachowywaniem czystości i wierności.
Być może Marcin Luter nie odniósłby po 1517 roku takiego sukcesu, gdyby nie szalejąca w Europie kiła.
Jednakże ocalenie arystokracja zawdzięczała nie rtęci, po której wypadały zęby, ani gwajakowi, ani innym metodom.
Ocaliło ją osłabienie zjadliwości spiralnego potwora. Czas trzech stadiów kiły się wydłużył, dzięki czemu wydłużyło się też życie ludzi dotkniętych tą straszną chorobą.
Zarażeni kiłą żyli więc nieco dłużej, nadal jednak cierpieli, choć już nie tak jak w XVI wieku.
Światowa plaga
Krajobraz po bitwie z "renesansowym krętkiem" był porażający. Na dworze Francji w XVIII w. trudno byłoby znaleźć arystokratów nie zarażonych. W Petersburgu w ekskluzywnych klubach erotycznych przekazywano sobie zarazek podczas orgii i wysyłano go w lud.
Po Europie krążył zarażony Casanowa, choć jego 40 kochanic było jedynie małym elementem zarażonej całości. Dotąd nie mamy pewności, może Casanova cierpiał jedynie na rzeżączkę...
W XVIII wieku kiła jakby złagodniała wobec heteroseksualnych, natomiast coraz częściej była kojarzona z homoseksualizmem, być może z powodu umiejscowienia cristalline (nowego typu wrzodu) w okolicach odbytu - wyrastał tam zamiast tradycyjnego szankiera na członku.
Zauważono, że kiła w kolejnych stadiach prowadził do porażeń nerwowych i obłędu, a niektóre dzieła z tego okresu, jak Donatiena de Sade, noszą znamiona szaleństwa (ich twórca wylądował przecież w szpitalu dla obłąkanych).
W XIX-XX wieku jedną trzecią szaleńców w szpitalach psychiatrycznych stanowili pacjenci w ostatnim stadium syfilisa.
Maupassant przed śmiercią rozmawiał wściekle ze ścianą i groził Bogu, że zarazi go kiłą.
Matka chrzestna rewolucji
Syfilis zaczął się od nizin społecznych, marynarzy, żołnierzy i prostytutek, ale wywędrował szybko w górę, do arystokracji - i tam rozwinął się najbardziej. Arystokracja bowiem (a w Polsce "oświeceniowi" magnaci) była najbardziej rozwiązła i mobilna. Syfilis dramatycznie skracał życie i degenerował całe familie - rodziły się dzieci dziedzicznie obciążone.
W początkach XX wieku Leon Daudet stwierdził, że krętek blady jest sprawcą rzeszy "neurasteników, melancholików, mizantropów, depresyjnych, jednym słowem dziwaków". Okazało się to mitem w świetle późniejszych badań, byli oni raczej produktem urbanizacji, ale fakt ten unaocznia, jak wiele przypisywano kile.
Obecność krętka była tak powszechna, że do XIX wieku arystokrata bez kiły uchodził za... nieobyczajnego. Wydaje się zatem dość zasadna hipoteza, że zdegenerowanie arystokracji powikłaniami w wyniku zakażenia krętkiem bladym przyczyniło się do sukcesu rewolucji angielskiej i francuskiej. Wyższa szlachta francuska traciła bowiem od dawna odporność nie tylko na polu ekonomicznym, militarnym, społecznym itd., ale utraciła także zwyczajną odporność na życie. Już Wolter zauważał, że kiła w XVIII w. dochodzi do granicy pospolitości, gdyż przedarła się do plebsu. Jeśli zastosować jungowski archetyp zbiorowej nieświadomości, nienawiść ludu do zarażonej arystokracji mogła się uruchomić, gdy plebs został zagrożony śmiertelną kiłą. Poza wszelkimi innymi przesłankami, rewolucja była odruchem samoobrony ludu przed unicestwieniem.
Upadek arystokracji francuskiej dokonał się zatem nie tylko pod ostrzem gilotyny - ona tylko dopełniła końca. Dekadenccy arystokraci nie chcieli i nie potrafili bowiem porzucić libertyńskich zwyczajów, przyczyniając się do nieuchronnej zguby swoich rządów.
Natomiast przypisanie chłopów do ziemi było równoznaczne z ocaleniem - syfilis dotknął tę warstwę w niewielkim stopniu, gdyż chłopi na ogół nie podróżowali, nie przenosili więc straszliwej choroby. Z kolei szlachta, np. polska, była bardzo pobożna i nie ulegała pokusom miejskich dziwek - ratunek zawdzięcza więc wierze. Nic dziwnego, że syfilis przyczynił się do powstania nowej moralności - mieszczańskiej. W połowie XIX w. wierność stała się wymuszoną cnotą - wprawdzie często czyniła z małżeństwa związek zakłamania, ale za to najskuteczniej chroniła przed syfilisem.
Od połowy XIX w. kiła stała się dowodem grzechu i niewierności małżeńskiej, a nosiciela obciążała winą.
Ta wymuszona moralność trwała aż do pojawienia się penicyliny.
W 1929 roku Alexander Fleming odkrył bakteriostatyczne działanie pleśni pędzlaka, za co w 1945 roku otrzymał Nobla.
Świat znowu zagrożony
W końcu XV w., gdy świat renesansowy zachłysnął się żywiołowym seksem, pojawiła się "plaga Wenery" powstrzymująca orgiastyczne rozkosze - przedmiot marzeń postantycznych Europejczyków. Ta obawa trwa do dziś, choć wydaje się mniej groźna w związku z rozwojem antybiotyków.
Opatrzność jednak czuwa. Po rewolucji seksualnej w latach 60. XX wieku, po eksperymentach "wolnej miłości" w komunach hipisów, w 1981 roku w USA pojawił się wirus HIV.
Zbieżność nowej śmiertelnej epidemii AIDS z dawną kiłą jest uderzająca.
Krętek blady przypłynął do Europy z Ameryki, zapewne od Indian - i stał się zjadliwy na Starym Kontynencie. Tezy o pochodzeniu wirusa HIV mówią o Afryce i małpie - stąd miał przedostać się do Ameryki z jakimś zwariowanym "kochankiem małp" na Karaiby, potem do Stanów Zjednoczonych i Europy.
Tamże stał się szczególnie zjadliwy dla homoseksualistów, narkomanów i ladaczników.
AIDS jest równie śmiertelny, jak kiła przed wiekami, a medycyna niemal równie bezradna jak XVI-wieczni lekarze. I znów wierność partnerowi i Dekalog okazują się najlepszymi lekarstwami na tę wstydliwą plagę.
Jerzy Besala
FOCUS