Czy szukac szczesliwego zakonczenia ? Bez obawy , zakonczenie nas samo znajdzie

. W kontekscie zwiazkow damsko-meskich "szczesliwe zakonczenie" moze byc wieloznacznie rozumiane
Dla mnie zwiazek to nie jest zakonczenie , nawet jesli dodac okreslenie "szczesliwe". To nie konczace sie rozpoczynanie ze soba dni i nocy , planow , marzen , smutkow i radosci. TO bycie razem , ale i sztuka uszanowania przestrzeni i wolnosci drugiego czlowieka. Nie trzeba na sobie "wisiec" 24h /dobe. To o czym pisze jako "byciem w zwiazku" to raczej stan wewnetrzny opierajacy sie na zaufaniu i wyczuciu drugiej osoby, poszanowaniu jej nastroju , a czasem i wycofania "do siebie". Jestem wciaz pod wielkim wrazeniem zdania/pogladu, ktory kiedys spowodowal we mnie burze sprzecznych odczuc i mysli : " jesli kogos| ( cos ) kochasz - pusc to. Jesli wroci , jest Twoje ( nalezycie do siebie ) , jesli nie to nigdy Twoim byc nie mialo ".
Poglad, ze w zwiazku trzeba sie ciagle starac i o siebie nawzajem nieustannie dbac jest jak dla mnie w pewnym sensie ograniczaniem tego zwiazku. Poczatki zwiazku to zwykle fascynacja druga osoba wynikajaca wlasnie z tego , ze podziwiamy u drugiej osoby wyjatkowosc ( z roznych powodow ) - to jaka ona/on jest sam/a z siebie. Wspolne zycie to juz kompromisy, to coraz wieksza przestrzen MY , ktora dopiero trzeba wypracowac , stworzyc wspolnie. Czasami kosztem wolnosci i tego "czegos" , co fascynowalo nas na poczatku u drugiej polowki. Ta przestrzen wspolna powoli wypelnia czyny, mysli i plany na przyszlosc. Z jednej strony to fajnie , gdy ktos jest w stanie poswiecic dla tej nowej przestrzeni swoja przeszlosc , tzw "kolegow" , swoj "dziki " styl zycia , a balagan zamienic w uporzadkowanie . Z drugiej strony .... czy nie zabieramy czegos waznego tej osobie ? Jasne , ze balagan , dzikosc i "koledzy" ( albo jej kolezanki, kosmetyczka , toksyczna mamusia ) to nie jest nasz swiat , ale czy trzeba to zmieniac tylko dlatego, ze nam sie to nie podoba ?
A gdzie miejsce na wlasna przestrzen ? Jestesmy sklonni uznac ta przestrzen jesli to bedzie "nieszkodliwe hobby" , ale stawiamy tez pewne nieprzekraczalne granice nawet , jesli to wlasnie poza tymi granicami spotkalismy nasza "druga polowke" - a co wiecej , aby udowodnic ,ze budujemy cos razem sami ograniczamy nasz swiat . Tylko po to, aby udowodnic cos samemu sobie albo drugiej osobie ?
Uwazam, ze z chwila , kiedy zdajemy sobie sprawe, ze poswiecenie sie dla wspolnej przestrzeni zaczyna nas mocno uwierac to znak , ze ... nie dojrzalem/am do akurat tego zwiazku. Przy czym brak dojrzalosci nie jest wcale wada nawet, jesli otoczenie i spoleczenstwo skreslaja Cie za ta "wade".
Zauwazyliscie , ze za taka "wade" jestesmy w stanie kochac druga osobe jako przyjaciela/przyjaciolke w pelni akceptujac drugiego czlowieka, ale juz we "wlasnym" zwiazku za to samo wykluczac lacznie z wykluczeniem tej osoby z naszego zycia i to do tego stopnia, ze nie ma nawet szans na przyjazn ?
A gdyby zwiazki rozpoczynaly sie od przyjazni ?
Moze jestem w tym idealista, ale jestem przekonany, ze taki zwiazek jest mozliwy , ze w trakcie relacji przyjacielskiej w ktoryms momencie moze sie pojawic nawet owa "iskra" ,ktora czasem nazywamy "chemia". A przy tym , to przeciez caly czas ta sama osoba , ktora kocha nas bezwarunkowo za nasze watpliwosci , za wady , za sposob w jaki - zupelnie inaczej - postrzegamy swiat , slowem, to ta sama osoba , ktora zna nas tak dobrze i zawsze , wszedzie wspiera bez zadnych warunkow wstepnych. To ten sam KTOS , kto zruga nas niemilosiernie , gdy bladzimy i nie bedzie sie cackac przebierajac w slowach, gdy zrobimy cos niedobrego sobie, lub innym. To ta osoba ,ktora stanie za nami murem nawet , jesli caly swiat bedzie nas kopal w tylek - a i ona kopnie ten zad, ale z bliska , jednoczesnie tulac w ramionach z calych sil i nie puszczajac. A Ty jestes pewien ze zrobilbys to samo dla niej nawet, gdyby miala sie obrazic za to na Ciebie -ba , nawet , gdyby caly swiat mial sie za to na Ciebie wypiac . To przyjazn czy juz kochanie ? A moze to nie ma znaczenia jak to nazwiemy , bo najwazniejsze, ze to nam sie przytrafia.
Przeczytalem swoj post i doszedlem do wniosku, ze cofnalem sie o dobre 30 lat w tzw "dojrzalosci" jesli chodzi o zwiazki

)
Ale akurat w tym to ja juz sie nie zmienie nawet , jesli to oznacza samotnosc , bo dobrze sie z takimi pogladami czuje.