Po pierwsze jestem pod wielkim wrażeniem ile wiedzy macie. Powinnam (chciałam) w tym miejscu zrobić krótkie podsumowanie Naszej rozmowy bo to forma "rozmowy z Wszechświatem" więc warto się czasem zatrzymać i zastanowić. Tylko nie mam siły, trudno Mi zebrać myśli - taka faza. "Sory taki mam dziś klimat"
W każdym razie kiedy robiłam przegląd postów, rzuciło Mi się w oczy, że jakiś Rubikon jednak był - w ostatnią niedzielę brodziłam w strumyku bo Mi się nagle na spacerze w lesie zachciało nogi pomoczyć. Potem jeszcze boso po śniegu...
Skoro nie mogę sensownie podsumować to brnę dalej w stylu pisanie swobodne czyli co babie ślina na język przyniesie. Miłość bezwarunkowa. Co to takiego i jak się to je? Skoro jesteśmy energią (jak wszystko) to wiadomo iż owa energia nigdy nie ginie - może jedynie zmieniać formę - inkarnować np.? I to jest miłość bezwarunkowa. Gwarancja, że jeśli raz zaistniałam/łaś/łeś to już zawsze będziemy istnieć, bo energia nie umiera i tyle. Tak zwane Źródło zasila Nas bezpośrednio ale możemy się od niego odłączać. Na wiele sposobów. Możemy się np zablokować na tą energię. A jednocześnie jej potrzebujemy bo podtrzymuje Nasze życie i rozwój. Co wtedy może zrobić Źródło, które przecież gwarantuje Nam wieczne istnienie? Użycza Nam tej energii za pośrednictwem tych, którzy nie stracili kontaktu ze Źródłem. Niejako z drugiej strony. Inny sposób odłączenia to samowystarczalność energetyczna - takie małe Wszystko pływające swobodnie w dużym Wszystkim kiedy identyfikacja pozwoli Nam już poczuć się Żródłem.
Ponieważ tutaj, w tym momencie identyfikujemy się raczej po stronie "wykorzystywanych" czyli dających (zasilających) to możemy się zastanowić czy mamy chęć dalej to robić. Źródło podobnie do wody płynie najbardziej przetartym szlakiem i nie rozróżnia ani nie wyróżnia nikogo z Nas. W takim układzie to My dysponujemy czymś w rodzaju zwrotnicy i możemy ją przekładać. Kiedy stawiamy tamę i przestajemy coś/kogoś zasilać, Żródło znajduje inny sposób i drogę do tych okropnych dla Nas "onych". Z nikim nie trzeba walczyć ani o nikogo się nadmiernie martwić bo to nadgorliwość wobec Źródła.
Miłość warunkowa to progi, np świadomości, możliwości. Całkowicie uzasadnione bo filozofowanie o kosmosie dżdżownicy by raczej utrudniało życie w niczym nie pomagając. Ale Człowiek jest "wersją końcową" i mamy wszystkie możliwe narzędzia do stania się Stwórcą. Też z nich korzystamy w ramach Naszych aktualnych progów. Jakie mamy ograniczniki? Pierwszym jest dojrzałość biologiczna, potem energetyczna buduje najpierw program ego - to bardzo potrzebny program do podtrzymywania życia biologicznego. Rozpuszcza się samoistnie kiedy znika cały lęk przed śmiercią. Całe "niewolnictwo", wszystkie uzależnienia mają to jedno podłoże - strach przed śmiercią oswajany na wiele sposobów. Ego ma skrajności od skrajnego egoizmu po absurdalny wręcz altruizm. Moim zdaniem ego powstaje z dwóch niższych ciał: emocjonalnego i mentalnego więc i emocje i myśli Człowieka są w niższych wibracjach. Adekwatnie do nich mogą być przyciągane inne przejawy energetyczne - wcielone lub nie. Ich rodzaj oczywiście zależy od stanu Człowieka i Jego poziomu wibracji.
Z ciał: wyższego emocjonalnego i wyższego mentalnego powstaje super ego. Ono też ma skrajności od mesjasza do antymesjasza. I przyciąga podobne wibracyjnie energie (wcielone lub nie). Jeszcze nie do końca kumam jak to świństwo rozpuścić. Tyle wiadomo, że ma już spore możliwości i może nielicho narozrabiać. Ale w ramach dopuszczalnych przez swój próg na szczęście.
Kwestia czasu dalej niejasna choć ten wątek z pudełkiem dla Mnie jest bardzo intrygujący i zawiera dużo znajomych obrazów. Stoję pośrodku "czasu" i ode Mnie zależy jak go spostrzegam i z jakimi wydarzeniami się łączę. Tu drzewa i tam tylko ciut inne. No i te ewidentne zawirowania czasu też są dziwne. Ziemia przecież nie gania wokół Słońca raz prędzej a raz wolniej, przynajmniej nie powinna. Nawet gdyby zaistniały warunki zewnętrzne typu coś wpłynęło na Jej kurs byłyby to wydarzenia na ogromną skalę, nie mogło być ich aż tyle. Jeśli prędkości okrążenia się zmieniają to coś jest tego przyczyną. To, że każdy z Nas inaczej odczuwa płynący czas jest truizmem, każdy chyba tego doświadczył. Wystarczy wrzucić na luz i czas zwalnia. Wystarczy zacząć się spieszyć i pędzi jak torpeda, z niczym nie można zdążyć. Można nawet nauczyć się tym świadomie sterować choć to dość trudne kiedy jest jeszcze silne ego. Powoduje zbyt wiele wahań związanych ze zmiennym nastrojem.
Wychodzi Mi na razie, że to czas tworzy granice matriksa i choć żyjemy w "pudełku" to możemy te granice przesuwać. Rozpuszczają się (?) też same ale jakie warunki są do spełnienia chwilowo nie przychodzi Mi do głowy, to wyższy rodzaj równowagi w działaniu. Na pewno pomaga: "wiem, że wszystko jest dobrze, perfekcyjnie tak jak trzeba". A skąd to wiem? Widzę, słyszę, myślę, czuję i bez żadnych wątpliwości to wiem choć nie wiem skąd to wiem. Wracając do Ziemi, skoro można "sterować czasem" to może te zmiany prędkości wynikają z emanacji zbiorowej świadomości Ludzi? Nawiasem mówiąc pośpiech jest afirmacją jakiegoś braku, trudności i/lub zagrożenia, dość prosty sposób na podtrzymywanie w Nas stanu lęku.
No to taki misz masz sensu i bezsensu Mi się wyprodukował na drodze do Mojej boskości... A teraz myśli Mi lecą do systemu dwójkowego. Stosujemy w informatyce system zero jedynkowy. Czyli sygnał jest - nie ma. Zastanawiam się czy to jedyny system dwójkowy bo przecież chodzi tylko o różnicę potencjału, który czytnik rozpozna. A różnica potencjału i to ogromna może występować też w postaci: jest i jest o wiele bardziej. Taki system 1-2 np albo coś odleglejszego od siebie jeśli trzeba. W tym miejscu chcę wyraźnie zaznaczyć iż z Mojego punktu widzenia wszelkiego rodzaju tajemnice i ich dalsze utrzymywanie jest kompletnie bez sensu. To też jest afirmowanie istnienia "wrogów" gdy nie ma takiej potrzeby bo są przecież całkiem naturalne progi i żadne dziecko w piaskownicy nie dostanie do zabawy guzika do wysadzenia świata. Widać to na przykładzie Cernu. Te urządzenia, które od lat budują niezależnie od tego jaki mają cel to coś w rodzaju aureoli dla planety - ma Nas hurtem przenieść do wyższego wymiaru. Ale nie działają. I nie zadziałają bo w tym świecie aktywatorem zdarzeń jest żywy Człowiek. Tylko i wyłącznie. Więc. Albo jeszcze nie ma Człowieka z "aureolą" albo jest Ich zbyt mało. Albo inne albo o którym nie powiem bo nie muszę i nie chcę, jeszcze mam resztki babskiego focha. Tak czy siak wracając do systemu dwójkowego myślę, że taka zmiana też może zmienić Naszą rzeczywistość z istnieje/nie istnieje na istnieje/istnieje bardziej. W sumie dużo bardziej zgodne z Wszystkim, które przecież niczego nie wyklucza.
Ad Fedon:
Moim zdaniem właściwszym określeniem jest „wibracyjnie”. Ale, przyznaję, miałbym kłopot z uzasadnieniem.
Wibracja się zmienia = zmienia się czas więc w sumie na jedno wychodzi. Czas też jest wibracją? Czemu nie, w końcu wszystko jest energią i z energii jest zbudowane to i wibrować musi.
Chyba sporo naśmieciłam. Ale może jakiś cenny okruszek w tym chaosie się znajdzie dla kogoś do wyłowienia.