Ciekawe, wychodzi na to że jest wiele dróg do oświecenia. W moim przypadku było to doświadczenie "kto jest świadomy" - wolność od myśli, zobaczenie świata takim jaki jest bez żadnych konceptualizacji, myśli i ogromna radość. Drugie - uświadomienie sobie że to czego poszukuję już jest we mnie, że nie muszę szukać na zewnątrz. Wybiegnę w przyszłość bo teraz medytuję nad imieniem "Bóg". Czy uda mi się poznać prawdę na jego temat? Zobaczymy.ważka pisze: ↑środa 18 sty 2017, 14:10Niektórych te tematy męczą dłużej niż innych, ja np. też interesowałam się buddyzmem, a raczej Zenem. Doznałam „oświecenia” po kilku latach skupiania się w myślach na koanie i przeczytaniu jednego zdania z książki koreańskiego mistrza zen. Oświecenie polegało na tym, że już nigdy więcej nie poszukiwałam oświecenia, a przez jeden dzień wyglądałam tak jakby mi coś ciężkiego spadło na głowę.
Buddyzm jako religia, też jest ogłupiający. Ostatnio widziałam filmik o spotkaniu w Polsce z Dalajlamą – przed jego wejściem na salę pełną ludzi, rozległ się bardzo nieprzyjemny dźwięk jakiegoś ich instrumentu, który pewnie miał odstraszać złe duchy, a tak naprawdę miał wzbudzić lęk w ludziach. Po co on to robi? Charyzma nie wystarcza?
Co do pytania czy religia jest nam potrzebna. Potrzebna jest na pewnym etapie wyrabiania sobie nawyków właściwego zachowania wobec siebie jak i wobec innych. Jak tylko się one utrwalą to religia przestaje być potrzebna, a niemalże niezbędna staje się medytacja.